Gdy byłem małym chłopcem co noc gdy było już ciemno w pokoju widziałem różne rzeczy. Np. wijące się węże po ziemi czy inne rzeczy.
Jednak najdziwniejsze były chyba latające światełka bądź iskierki. Latały po pokoju w "stadach" były malutenkie nawet moze i mniesze niz ziarenko piasku. Pamiętam, że mogłem je złapać i zobaczyc w ręku a później wypuscic. To było bardzo dziwne ale i za razem cudowne. Miały rozne kolory zielone niebieskie różowe. Ale zawsze takie stadko było jednego koloru. Wyglądały jak kolorowy brokat, o tak! Tak bym je określił.
Teraz napisze cos naprawde idiotycznego i moze część z was uzna to za szczyt debilizmu ale czasem wkładałem twarz w poduszkę.. i czasem bylo tam pelno tych swiatelek, migotały i poduszka byla nimi wypelniona. Oczywiscie otwieralem oczy a jednoczesnie moja twarz byla mocno wgnieciona w poduszkę.
Może wiecie o co z tym chodzi, czy to tylko dziecięca fantazja? Ale naprawdę to wszystko bylo takie realistyczne. I pamiętam, że gdy tylko było coraz jasniej w pokoju one traciły swoj kolor a potem znikały.
Czy wy tez tak mieliście?