Pigułki "dzień po" to bardzo kontrowersyjny temat i (głownie ze względu na brak dostatecznej wiedzy) nie jestem w stanie wyrobić sobie na ten temat jednoznacznej opinii. Środowiska konserwatywne twierdzą, że środek ten ma działanie wczesnoporonne, jednak wszyscy inni w wiarygodny sposób dementują te zarzuty. Podstawowe pytanie jakie należy sobie zadać to: kiedy mamy do czynienia z antykoncepcją, a kiedy z morderstwem. W przypadku środków zażywanych przed stosunkiem, które umożliwiają zapłodnienie, nie ma żadnych wątpliwości. Natomiast pigułka "72 po" jest niemal na granicy jednego i drugiego. W większości artykułów i wywiadów czytam, że tabletki te zapobiegają zapłodnieniu. Pojawiają się jednak niektóre głosy (w tym Zaciekawionego), które mówią, że do zapłodnienia może dojść, tylko wtedy środek nie dopuszcza do tego, by zygota znalazła się w macicy. Moment zapłodnienia jest tu niezwykle ważny, bo decyduje o moralniej ocenie sytuacji. Zgodnie ze światopoglądem wielu osób nowy człowiek powstaje w wyniku zapłodnienia- a więc zygota to także człowiek. Więc nieistotne, czy znajduje się ona już w macicy, czy jeszcze poza.
Moralna ocena sytuacji jest konieczna, jeżeli chcemy wprowadzić takie tabletki na rynek. Jeżeli rzeczywiście zapobiegają one zapłodnieniu, to powinny być dostępne bez recepty (BTW wszystkie lekarstwa powinny być wydawane bez recepty). Natomiast jeżeli jest to środek który działa po powstaniu zygoty, to powinien być z całą surowością zakazany.
pewnie znajdą się osoby które będą leku nadużywać (używając częściej niż to wskazane albo ignorując przeciwskazania) co może skonczyć się przykrymi konsekwencjami.
Cóż, to jest ich decyzja. Państwo nie jest od tego, żeby bronić ludzi przed ich własną głupotą. Niech ludzie płacą za swoje błędy. Na ulotce zapewne napisane jest, co ile można zażywać ten specyfik, jakie są przeciwwskazania i jakie mogą być skutki uboczne.
Użytkownik Krzys19911 edytował ten post 18.01.2015 - 18:22