Temat czysto hipotetyczny.
Na wstępie przyjmuję założenie, że ludzkość nawiązała już kontakt z rozwiniętą cywilizacją pozaziemską i jest to fakt w stu procentach potwierdzony, oraz że większość populacji zdaje sobie z tego sprawę. Zakładam, że obca cywilizacja jest w stanie porozumiewać się z rasą ludzką, werbalnie bądź niewerbalnie. Zakładam również, że zależnie od okoliczności tego kontaktu rekcje mogą być różne. Wiadomo, że reakcje poszczególnych jednostek będą bardzo zróżnicowane, chciałbym się jednak skupić na ogólnoświatowych nastrojach społeczeństwa w takiej sytuacji.
Może istnieć wiele wariantów takiego kontaktu, oto moje trzy propozycje:
1. Przyjazny. Obcy są równie podekscytowani co ludzie, w końcu jest to pierwsza inteligentna forma życia jaką napotkali na swojej drodze. Obie rasy wysłały do siebie swoich ambasadorów. Nawiązano pozytywne relacje rokujące wzajemną współpracę, wymianę handlową, przepływ informacji czy wspólny rozwój obu cywilizacji. Przy takich warunkach jasnym jest, że obie strony zaakceptowały siebie na wzajem, a co za tym idzie kwestie religijne schodzą na dalszy plan, bądź w ogóle już nie istnieją.
2. Neutralno-obojętny. Obie cywilizacje są świadome swojego istnienia, ludzkość jako ci mniej sceptyczni usiłują nawiązać kontakt. Brak odzewu, brak chęci negocjacji, brak wrogich lub przyjaznych działań. Żadna ze stron nie wchodzi już sobie więcej w drogę.
3. Wrogi. Z jakiegoś powodu, może z powodu nieodpowiedniego zachowania, poczucia zagrożenia, braku reakcji na "jasne" sygnały, również w akcie desperacji (np. potrzebie pozyskania zasobów w obliczu zagłady) czy po prostu chęci podboju (choć ta opcja akurat jest mało prawdopodobna, gdyż cywilizacja zdolna odbywać podróże kosmiczne przynajmniej do innych układów planetarnych, najprawdopodobniej nigdy nie doszłaby do wysokiego poziomu technologicznego, nie zwalczając wpierw własnych destrukcyjnych zapędów). Tak czy inaczej jedna ze stron wywołała konflikt, przez który obie cywilizacje dążą do całkowitego wyniszczenia siebie na wzajem. Ludzkość aby przetrwać zmuszona jest zjednoczyć się silniej niż kiedykolwiek wcześniej. Wszystkie rasy, grupy etniczne, nacje, narodowości i oczywiście frakcje religijne działają w jednym, wspólnym celu. Taki wariant z pewnością zbliżyłby do siebie ludzi. Na pewno dochodziłoby do pojedynczych, nieprzyjemnych incydentów. W końcu nie brakuje rasistów, fanatyków czy innych imbecyli, jednak ogólna tendencja gwarantowałaby lepsze zrozumienie, akceptację, a w konsekwencji ogólne zjednoczenie ludzkości i ( przynajmniej częściowe) zatarcie granic religijnych.
Tyle jeśli chodzi o scenariusze, pora przejść do tematu mojego... tematu.
Ile głów tyle opinii, oto moja. Z naukowego punktu widzenia jestem pewien, że fakt istnienia technologicznej cywilizacji pozaziemskiej byłby ostatecznym argumentem obalającym jakiekolwiek wierzenia religijne. I odnoszę się tu konkretnie do najpopularniejszych wierzeń; chrześcijaństwa, islamu, judaizmu, hinduizmu oraz buddyzmu (chociaż buddyzm religią właściwie nie jest). Wymienione przeze mnie trzy pierwsze religie, wywodzą i skupiają się w jednym, małym obszarze nazywanym przez ludzkość Palestyną (poprawcie mnie jeśli się mylę). Dlaczego zatem wszechmogący bóg miałby skupić się tylko i wyłącznie na narodzie wybranym (judaizm), tworząc jednocześnie cały wszechświat, a w nim oczywiście wiele różnych istot na wielu różnych "światach". Założenie istnienia czegoś takiego jak naród wybrany jest oczywiście błędne, wynika z wierzeń religijnych. To samo tyczy się islamu i chrześcijaństwa. Wyznawcy tych religii są przekonani, że po przez swoją wiarę dostąpią zbawienia, bądź potępienia. Zatem będąc członkiem danej religii są przeświadczeni o swojej (w tym względzie) wyjątkowości. Kolejny absurd.
Równość i braterstwo, kosmopolityzm to coś co tygryski lubią najbardziej. Półżartem, półserio to moja opinia. Resztę możecie dopowiedzieć sobie sami.
Chrześcijaństwo, islam, judaizm, hinduizm. Wyznawcy tych religii zakładają istnienie jednego boga, stworzyciela całego wszechświata, w dodatku bóg ten jest człowiekiem mającym także ludzkich proroków, bądź zakładają istnienie wielu bogów, odzwierciedlenia pewnych aspektów życia, ukazywanych jako zwierzęta bądź pół zwierzęta. Przy takich założeniach ciekawy jestem co pomyślałby sobie taki, dajmy na to predator gdyby ktoś usiłował nawrócić go na chrześcijaństwo.
Druga strona medalu. Na pewno większość ludzi przemyślałaby znaczenie swojej wiary w obliczu faktu, że nie jesteśmy sami we wszechświecie. Każdy doszedłby do własnych (bądź narzuconych) wniosków. Wiara niektórych z pewnością zostałaby zachwiana, inni całkowicie mogliby ją porzucić. Jednak pomimo wiedzy o istnieniu obcych, wielu ludzi nadal trwałoby w swojej wierze, nie zmieniając poglądów. Wiara polega właśnie na tym aby wierzyć, bo gdybym wiedział to nie byłaby to wiara tylko wiedza. Jest to względnie logiczne twierdzenie. Jednak gdy ktoś przedstawia mi taki argument w obliczu twardych dowodów, nie pozostaje mi nic innego jak tylko zakończyć taką konwersację. Takiej osoby nie da się już do niczego przekonać bez względu na dowody i tłumaczenia, gdyż jest ona całkowicie utwierdzona w swoich przekonaniach.
Przychodzi mi na myśl jeszcze jeden scenariusz, mianowicie uważam, że powstałoby wiele nowych teorii usiłujących wytłumaczyć fakt istnienia obcych przy jednoczesnej próbie trwania w wierze. Możliwe, że zaistniałaby podobna sytuacja jak sprzed 961 lat (wikipedia się kłania), mianowicie schizma, jeszcze poważniejsza w skutkach niż wielka schizma wschodnia. Jedna strona usiłowałaby dostosować swoje doktryny w obliczu nowego zjawiska, natomiast druga nadal stawałaby twardo przy swoim. Gorzej dla nich kiedy do piaskownicy dołączyłby trzeci gracz.
Celowo nie wspomniałem o buddyzmie, gdyż istnienie obcych raczej w żaden sposób nie wpłynęłoby na ten światopogląd (za wyjątkiem tego, iż nie ma żadnych dowodów na np. reinkarnację - trochę szkoda moim zdaniem). W końcu (będąc buddystą) kto mi wmówi, że umierając jako człowiek nie mogę odrodzić się jako np. ET.
Koniec moich przydługich wywodów. Zapraszam do dyskusji, napiszcie co sami myślicie - czy ziemskie religie przetrwałyby w obliczu potwierdzonego dowodu na istnienie inteligentnego życia pozaziemskiego? Przedstawcie także własne krótkie scenariusze typu; kontakt - religia. Jestem bardzo ciekaw co myślą inni.