
Na samym początku chciałabym podkreślić, że jestem młodą osobą, sceptycznie pochodzącą do duchów i wszystkich tych paranormalnych. To, co opiszę może wydawać się niektórym przesadą, aczkolwiek nigdy czegoś takiego nie przeżyłam i bardzo mnie to intryguje.
A więc:
Wszystko wydarzyło się w ubiegłe wakacje. Blisko mojej przyjaciółki - Patrycji- znajduje się stara szkoła. Juz opuszczona, chodzili tam nasi rodzice. A my już od dawna planowalysmy tam zagoscic. Pewnego dnia w końcu tam pojechalysmy. No i się zaczelo...
Strasznie się tam,,czailysmy", balysmy się tam wejsc. Rzucilysmy na drogę jabłko. Tak sobie, o! W tym momencie jechał samochód. Rozgniotl je, tak centralnie! Niby nic, ale brzmialo jak ostrzeżenie żebyśmy tam nie wchodzily...
W końcu się przemoglysmy. Weszlysmy przez dziurę w siatce... I w tym momencie rozjezdzilo się wszystko! Samochody, ciężarówki, rowery a nawet ciągniki! Kolejne ostrzeżenie? ...
Następnie usłyszalysmy coś podobnego do rąbania drzewa. Taki stukot, jakby ktoś o coś walił. Odglos dochodzil zza szkoly, a za szkołą nie bylo zadnych domów już. Chyba, że to dochodzilo z domu po lewej stronie. Ale my słyszalysmy to zza szkoly, na bank! Kolejne ostrzeżenie?... No nic, z ciarami na plecach zaczelysmy przeciskac się przez rosliny, chwasty. Nikt tam nie kosil trawy chyba od lat! Po tym placu zaczął się już taki właściwy plac szkoły. Rosły tam dęby, była też studnia no i dworek - stara szkola. Stchorzylysmy... Wycofalysmy się.
Po tych wydarzeniach na naszych nogach, rękach i brzuchu pojawiła się dziwna wysypka. Trochę się przestraszylysmy... Pod wieczór pojechalysmy sie przejechać. - zaczęły gonić nas psy, a potem Patrycja przewróciła się na rowerze... Strasznie się potłukła, chciałam już nawet dzwonić po pomoc... i jeszcze zbila telefon...
Tego dnia nocowalam jeszcze u Patrycji. Wysypka powoli ustepowala. Następnego dnia zadrapala mnie kot. Mimo wszystko postanowilysmy tam wrócić. Wzielysmy,,ekipę". Chłopaki jako odważniejsi szli jako pierwsi. Obeszlismy całą szkołę. Nic się nie wydarzylo. Obok byly takie ala piwniczki, zakamarki. Aby trochę przed chłopakami zaszpanowac (ten młodzieńczy wiek...) zajrzałysmy przez otwor na okno - widzialysmy tylko jakies stare magazyny i gazety. Dalej było ciemno.
Nic się już więcej nie stalo. Oprócz nastepenj wysypki...
Jak się okazalo wysypke mogly spowodowac te chwasty. Mimo ze nie jestesmy na nic uczulone z Patrycja... No cóż, może i to jednak od chwastow

Ostatnio gadalam o tym z tata. Opowiadałam o tych wszystkich dziwnych wydarzeniach. A tata? A tata powiedzial tylko, że On słyszał o tym że w tych piwniczkach straszy. Że tak mówią ludzie...
Na prawdę dziwny zbieg okoliczności...
Wy też kiedyś doświadczyliscie coś podobnego?
Pozdrawiam