Bieżuń. 14-letni Dominik odebrał sobie życie. Chłopiec zostawił list, w którym napisał m.in. że jest zerem. To mama znalazła chłopca, który powiesił się używając do tego sznurówek.
– Odcięłam go i położyłam na wersalkę. Przytuliłam się do niego – płacze Anna Aleksandrowicz. Jej jedyny syn miał 14 lat. - Chłopiec zostawił list adresowany do matki. Przepraszał ją za to, co zrobił. Mówił, że ją kocha i na pewno się jeszcze spotkają. Wypisał też nazwiska kolegów, grupując ich „koledzy, przyjaciele, wrogowie” – mówi Iwona Śmigielska–Kowalska z Prokuratury Okręgowej w Płocku.
Dzieci dokuczały mu od pierwszej klasy szkoły podstawowej. - A to ze względu na spodnie, jakie nosił, bo lubił „rurki”. A to dlatego, że „zrobił sobie fryzurę”. Nie przesadnie! Po prostu dbał o siebie. A oni nazywali go „pedziem”. Były dzieci, które go nawet szarpały... - wspomina mama Dominika. W ostatnim czasie dzieci miały rzucać w Dominika kamieniami. – Był bardzo dręczony, poniżany – potwierdza babcia jednej z koleżanek z klasy chłopca.
Kłopoty z rówieśnikami to nie był jedyny problem. Dominik w podstawówce bardzo dobrze się uczył. W gimnazjum nieco się opuścił. – Już na początku roku jedna z nauczycielek postawiła mu wysoko poprzeczkę. Po półroczu zaczęło być tylko gorzej: pani zaczęła go poniżać przy rówieśnikach, traktować jak głąba. Dla niego to było gorsze, niż dostać jednocześnie dwie jedynki – mówi mama nastolatka. Dyrektor Zespołu Placówek Oświatowych w Bieżuniu, Marek Cimochowski, przekonuje, że nie miał informacji o żadnych nieprawidłowościach.
Jednak o konfliktach dzieci w Bieżuniu było głośno. To nie koledzy z klasy, a dzieci ze szkoły, dokuczały Dominikowi. – W klasie on czuł się fajnie. Był ulubieńcem dziewczyn. Miał więcej przyjaciółek, niż przyjaciół – wspomina mama Dominika. Nastolatek był wesoły i otwarty. – Brał czynny udział w życiu klasy. To było sympatyczne i grzeczne dziecko – mówi dyrektor Cimochowski.
Kilkanaście dni po samobójstwie chłopca kuratorium oświaty, na wniosek rzecznika praw dziecka, przeprowadziło w szkole kontrolę. Uczniowie wypełnili anonimowe ankiety. Napisali w nich m.in., że „nauczyciele krzyczą, są agresywni, denerwują się, stosują groźby”. - Tak, to cytat z ankiety przeprowadzonej w tej szkole, wśród uczniów – potwierdza Andrzej Kulmatycki z Mazowieckiego Kuratorium Oświaty. Kolejny problem, na jaki zwrócili uwagę uczniowie, to przemoc między rówieśnikami. - Szkoła musi zapewnić bezpieczne i przyjazne warunki do nauki. Stwierdziliśmy, że ta podstawowa funkcja szkoły, w tej placówce nie funkcjonowała – dodaje Kulmatycki. - Do mnie nie docierały żadne informacje, że Dominik miał jakieś kłopoty! – twierdzi stanowczo dyrektor szkoły. Co innego wynika z zeznań, jakimi dysponuje prokuratura. - Chłopiec mówił nauczycielom o tym, ze jest zaczepiany, popychany, wyzywany – wylicza Iwona Śmigielska–Kowalska. Prokuratorskie śledztwo jest w toku.
Anna Aleksandrowicz niczego nie zmieniła w pokoju syna. Wszystko wygląda tu tak, jakby Dominik miał zaraz wrócić. – Zawsze będzie mi go brak. Już nigdy nie będzie dobrze. Dlaczego to nas dotknęło? On nikomu nie wchodził w drogę. Ja też nie – rozpacza kobieta.
Bywają momenty, kiedy – na krótką chwilę – pani Anna zapomina o tym, co się stało. – On bardzo lubił truskawki. Tak jak ja. Kupiłam pierwsze w tym roku truskawki, weszłam do domu i wydawało mi się, że on tu jest. Umyłam owoce.. To była taka chwila… Takie zapomnienie: „Dominik, truskawki już są” – płacze mama Dominika.