Zostawiłby w spokoju, gdyby była sojusznikiem. Wtedy jedynym dostępnym posunięciem dla Hitlera byłby bezpośredni atak na Francję. Skoro jednak Polska okazała jawną wrogość w stosunku do Niemiec, to najpierw austriacki kapral musiał zrobić porządek przy wschodniej granicy i stworzyć bufor oddzielający Niemcy od ZSRR nie z pomocą Polski, ale wbrew jej woli. To z punktu widzenia Niemców w gruncie rzeczy niewielka różnica, dla nas jednak okazała się tragiczna w skutkach.
Polska nie stanowiła dla Niemiec żadnego zagrożenia. Polscy dowódcy byli kompletnie skompromitowani, armia rozpuszczona, brakowało technologii i strategii. Hitler o tym wszystkim wiedział, ponieważ niemiecki wywiad całkowicie zinfiltrował Polskę. Nadal nie rozumiem koncepcji, w której dla obrony przed ZSRR Hitler zajmuje Polskę, bo jest to działanie dokładnie przeciwne. Przecież w wypadku, gdyby ZSRR zaatakował Niemcy, musiałby najpierw przejść przez Polskę. Spowodowałoby to, że radzieckie dywizje, może nie wyczerpane, ale z całą pewnością zmęczone walką, natknęłyby się na niemieckie rejony umocnione. W wypadku przez Ciebie opisywanym nic nie chroniło Niemiec przed inwazją, a sama Polska nie stanowiła żadnego zagrożenia.
Moja teoria nie zakładała konkretnego momentu zerwania sojuszu z Hitlerem. Przyczyna jest prosta, wkraczamy w tym momencie na obszary mocno oderwane od rzeczywistości, gdzie można jedynie opierać się na domysłach. Nie zakładam automatycznie trzymania się po stronie Niemców aż do samego końca, ale także tego nie wykluczam – po prostu wychodzę z założenia, że widząc bliski koniec wojny należałoby wyczekać na odpowiedni moment i wyjść z sojuszu. Mówiąc inaczej, jeśli decyzja o współpracy z Hitlerem miałaby zostać podjęta na podstawie zimnej kalkulacji politycznej, to taka sama kalkulacja podparta odpowiednią dozą cynizmu pozwoliłaby tę współpracę zerwać w optymalnym dla Polski momencie. Podkreślam: dla Polski.
Zgadzam się co do tego, że ciężko jest określić odpowiedni moment wyjścia, jednak trzeba to zrobić. Plan jest planem, w łączeniu się z silniejszym państwem nie można działać na alibi. Jednak skutki mogłyby być tragiczne.
1) Niemcy wygrywają wojnę i Polacy stają się zbędni
2) Niemcy przegrywają wojnę i na terytorium Polski wkracza ZSRR
3) Niemcy przegrywają, ale Polacy zmieniają front. Wehrmacht osadza u władzy swoje marionetki i rozpoczynają się prześladowania
Pisałam o Zjednoczonym Królestwie Włoch pod rządami Wiktora Emanuela III, którego premierem od września 1943 do czerwca 1944 był Badoglio, a nie o marionetkowym tworze skompromitowanego Mussoliniego.
Zdaje się, że tereny te nie były już okupowane przez Wehrmacht, ani przez wojsko podległe Mussoliniemu. Jeżeli mamy pisać o prześladowaniach na terenie Włoch, to chyba warto skupić się jednak na Republice Socjalnej, która z sojusznika stała się państwem podległym. Tak kończył zresztą każdy sojusznik Hitlera, który leżał blisko granic.
Rzeczywiste przyczyny zbrodni katyńskiej wszyscy chyba doskonale znamy, więc raczej nie ma sensu ich wymieniać. Natomiast pytasz o powody jej uniknięcia? Proszę bardzo:
ZSRR nie zaatakowałby Polski ani 17 września 1939 roku, ani później. Co najmniej do połowy 1941 roku kraj ten nie był przygotowany do prowadzenia wojny na skalę ogólnoeuropejską, a taki efekt miałoby zaatakowanie jednego z państw Osi – czyli Polski. Sytuację panującą w 1939 roku w armii radzieckiej zapewne doskonale znasz, więc nie będę tutaj rozwijać tematu. Wojna zimowa z Finlandią znakomicie pokazała braki Armii Czerwonej, więc ewidentnie tutaj widać, że zagrożenie żadne ze strony ZSRR nie istniało.
Błąd- Stalin nieustannie przygotowywał się do wojny i w 1941 roku był już najzupełniej gotowy. Mało tego, Hitler uprzedził go o kilka miesięcy lub tygodni w czerwcu 1941 roku, kiedy to Niemcy były u szczytu rozkwitu. Klęska do 1943 roku była spowodowana tym, że radzieckie dywizje były nastawione na atak totalny i kompletnie nieprzygotowane do obrony, ponoć nie posiadano nawet dobrych map terenu ZSRR, a map terenów niemieckich było od liku, tak przynajmniej uważa Wiktor Suworow, którego bardzo sobie cenię. Odpowiednim pytaniem nie jest: czy, ale kiedy ZSRR zaatakuje Niemcy.
Nie muszę chyba mówić, że linia frontu przebiegałaby przez Polskę.
Skoro nie ma konfliktu militarnego, to jednocześnie nie ma jeńców. Ergo: nie ma kogo rozstrzeliwać.
Skoro nie ma kogo rozstrzeliwać, nie może dojść do zbrodni ludobójstwa – co oznacza, że Katynia być nie może.
Z powodów powyższych Twoje rozumowanie mija się z rzeczywistością.
Nie w połowie lat 30-tych XX wieku.
W połowie lat 30 XX. wieku Niemcy praktycznie armii nie posiadały. Silniejsze były chociażby Francja, Czechosłowacja, Polska czy ZSRR...
Nie wierzę, żeby jakikolwiek rozsądnie myślący polityk lub wojskowy małego europejskiego kraju po ujrzeniu zdjęć z nalotu na Guernikę mógł zdecydować się na wojowanie z Niemcami.
Zdemolowanie Guerniki to zdemolowanie małego, 5-tysięcznego miasteczka. Jak już mówiłem, zginęło raptem 120 osób, to raptem 2,4% małego miasteczka.
A jeśli jednak się zdecydował, to niedługo podobne widoki miał okazję oglądać na żywo – o ile naturalnie nie uciekł gdzie pieprz rośnie.
No większość zniszczeń materialnych dokonała się jednak podczas najazdu dzikich hord ze wschodu, tj. z terenu ZSRR. O urządzeniu sobie strzelnicy z zamku w Malborku czy gdańskiego Głównego Miasta już mówiłem. Warszawa również do 1944 roku była uszkodzona w stosunkowo niewielkim stopniu. Resztę spowodowali Polacy i nasze doskonałe wyczucie czasu- o ironio, jak zawsze.
Z całym szacunkiem – pozytywne stosunki? Doskonale widać było je w Teheranie oraz w Jałcie, a także w wielu innych przypadkach, że wspomnę choćby londyńską paradę zwycięstwa, w której maszerowali dumnie np. Meksykanie, ale dla Polaków miejsca zabrakło. Znacznie okrojeni? A to można było nas jeszcze z czegoś okroić? Bo jednak nie uważam, by kształt naszych obecnych granic był powodem do satysfakcji.
Sami o nie nie zadbaliśmy. Chciałbym zauważyć, że jednak te pozytywne stosunki były- w ankiecie w 1939 roku większość Francuzów opowiedziała się po stronie pomocy dla Polaków. Dostaliśmy sprzęt, który nie zdążył dotrzeć, francuskie wojsko blokowało część niemieckiego na ich zachodniej granicy. Churchill chciał ratować Polaków, poprzez uderzenie na Bałkany, a centralnym elementem tego planu było dotarcie do Polski przed Stalinem.
To są pierwsze z brzegu trzy sprawy, które przychodzą mi na myśl. Gdybyśmy jednak stanęli po stronie Niemiec, dzisiaj nie byłoby mowy o żadnej z nich.
Oj, bardzo w to powątpiewam. Bardzo.
Skoro zachodnim mediom wystarcza do tego sformułowania fakt, że obozy znajdowały się w Polsce, to co by było, gdybyśmy przykładali do tego rękę?
6 milionów Polaków przeżyłoby wojnę, mogło zamieszkać w kraju jedynie nieznacznie (jeśli w ogóle) dotkniętym wojną, do tego będąc dumnym z jednej z najpiękniejszych europejskich stolic. Mało?
Owszem, mało. Nie jest to argument, który mógłby zostać podjęty przy odrzucaniu lub przyjmowaniu oferty sojuszu. Wyobrażasz to sobie?
-Pojawiła się oferta sojuszu od Hitlera.
-Nie możemy jej przyjąć. Świadczy o tym ekonomia, dyplomacja, oraz wszelkie przesłanki strategiczne i międzynarodowe. Niemcy nie są w stanie zbyt długo się utrzymywać.
-Musimy! Inaczej zginie 6 milionów Polaków!
Przecież to absurd. Nikt nie mógł skali tego zjawiska przewidzieć. Absolutnie nikt. Wiadomo było, że ideologia hitlerowska była nacechowana negatywnym stosunkiem do Polaków, ale w takim wypadku przyjęcie oferty wiązałoby się jedynie z odroczeniem wyroku. Bo skoro mówimy już o tym, że Niemcy Polaków mordowali, to musimy być świadomi tego, że to i tak miałoby miejsce. Prędzej czy później, albo w latach 1939-1944, albo w latach 1950-1967.
Polska nie byłaby już absolutnie potrzebna Hitlerowi. Dlatego nie można mówić o tym, że utraciliśmy 6 milionów żyć, bo mogliśmy stracić 30. Taka była alternatywa, chociaż i tak uważam Twój argument za postawiony nieco na wyrost, ponieważ piszesz o tych sprawach z perspektywy historycznej.
Dopiero na koniec, celowo, odpowiadam na ten fragment:
W jaki niby sposób Polska miałaby przyśpieszyć upadek niemieckiej gospodarki? Opcje były dwie – stanąć po stronie Niemiec lub przeciwko nim. Jak się skończyło stawanie przeciwko Niemcom opisałam w skrócie w drugim poście debaty. Nie ma możliwości, aby wybranie drugiej opcji mogłoby nasz kraj postawić w gorszej sytuacji. Podjęto błędną decyzję (z premedytacją nie wymieniam nazwisk), dzięki której wylądowaliśmy na samym dnie jako największa ofiara drugiej wojny światowej, a której skutki do dziś są jeszcze odczuwalne – i jeszcze długo będą. Krótko mówiąc, nie dało się postąpić gorzej.
Racja, nie dało się. Polskie dowództwo szalenie rozciągnęło linię obrony. Aby już nie przeciągać dyskusji w nieskończoność tylko krótko opiszę, co dało się zrobić lepiej.
-Zwróć uwagę na pozycje armii "Pomorze" oraz "Obrona Wybrzeża". Kto je tam postawił? Obrona wybrzeża została kompletnie odcięta już podczas pierwszych dni wojny, a Pomorze zostało zdziesiątkowane w Borach Tucholskich, i również odcięte od działania głównej armii. Po co?
-Kolej na armie "Poznań" oraz "Łódź". Ustawione blisko granicy, również bardzo szybko się rozpadły. Dlaczego? Ponieważ ktoś mądry, najprawdopodobniej jakiś niedouczony idiota, nie wpadł na pomysł, aby jako pierwszą linię obrony wykorzystać rzeki. Niemcy mieliby spory problem, kiedy pierwszego września wyburzone zostałyby wszystkie przeprawy mostowe. Ktoś jednak wpadł na pomysł, że trzeba się będzie nimi ewakuować, rozciągając przy tym linie obrony.
-Polska w 1939 roku wprowadziła nowoczesne jak na owe czasy okręty podwodne "Orzeł" oraz "Sęp". Ja się zapytam: po co Polsce były okręty podwodne? Z tym wąziutkim skrawkiem wybrzeża położono spore pieniądze, które można było wydać np. na chociaż jedną dywizję pancerną, albo rozwój lotnictwa. Dlaczego ktoś stwierdził, że zbudujemy do niczego nie potrzebne okręty? Z taką ilością wybrzeża mogliśmy nie posiadać floty wcale, a efekt byłby podobny, co gdybyśmy posiadali flotę rozmiarów Royal Navy. Polska po prostu potrzebowała armii lądowej, a nie floty.
Czy byśmy przetrwali? Nie wiem. Wierzę jednak, że wytrzymalibyśmy do momentu otrzymania broni od Francji i Anglii, która to dostawa znajdowała się już na Morzu Czarnym. Można to było zrobić o wiele lepiej.
Od razu uprzedzam Twój argument. ZSRR w 1939 roku nie był gotowy do wojny, co pokazała wojna Zimowa.
Przed chwilą pisałem o flocie. Tak a propos- otrzymaliśmy w czasie II WŚ od Anglii kilka nowoczesnych okrętów, pozwolę je sobie wymienić:
- ORP Sokół, okręt podwodny, zwodowany pod koniec 1940 roku, na początku 1941 był już w MW
-ORP Dzik, okręt podwodny, zwodowany przedostatniego dnia 1941 roku, niecały rok później pływał pod polską banderą
-ORP Garland, zwodowany w 1936 roku, od 1940 pływający pod dowództwem polskim, niszczyciel
-ORP Kujawiak, wodowanie 1940, dla Polski od 1941
-ORP Krakowiak- jak wyżej, oba to niszczyciele eskortowe
-ORP Orkan, niszczyciel, wodowanie i przekazanie do służby 1942
-ORP Piorun, niszczyciel, wodowanie i służba 1940
-ORP Ślązak, niszczyciel, wodowanie i służba 1942.
Otrzymaliśmy więc więcej niż mieliśmy w 1939 roku.