Trzynastka, ja bym zacytował fragment "Krfotoku" Redlińskiego, dokładniej jeden z tekstów Zygi do Ako. Ale nie zacytuję. Nadmienię tylko, że gdyby założenie, że każdy "starszy" ma większe "doświadczenie" od młodszego tylko z powodu wieku, to by nam wyszło, że 75 letni "fiolet" mógłby pouczać 30 letnią pracownicę MOPS-u. No chyba jednak nie... i pozwolę sobie dalej uważać, że starsza jednak nie jesteś.
Dobre sobie. Już chociażby z racji wieku jestem lepiej "oświecona" z realnymi problemami niż Ty.
No fajnie że tak uważasz, ale nadal doskonale wpisujesz się w profil osoby zmanipulowanej "zagrożeniem islamskim", "imigranci zabiorą nam pracę" czy innym "spiskiem wszechżydowskim", gdzie "niezależność" w ocenie sytuacji i historii bierzesz z "niezależnych" gazetek, portalików i blogów. Sorry, trochę zbyt wielu was znam, bym tego nie rozpoznał
I nie obraź się, ale dojrzała kobieta raczej by nie robiła scen z powodu plusika/minusika na forum.
@Yaw: problem z Cyganami jest problemem niewydolności i inercji państwa. Nie dam sobie wmówić, że Cyganie mają supermoce i nie da się na nich stosować polskiego prawa (bo problem z tą grupą wynika z tego, że władze bardzo często ignorują łamanie prawa przez jej członków, np. w kwestii dzieci, o czym pisał McNugget: sorry, ale nie można by to skontrolować i odebrać dzieciaki?). Z bardzo podobnego źródła wynika problem "złych dzielnic" czy slumsów: państwo z niezrozumiałych powodów abdykuje z pełnienia tam "władzy", więc "władza" zaczyna należeć do ulicy.
Polska powojenna poradziła sobie z odbudową stolicy (wyszło kulawo, fakt... ale wyszło) i "zagospodarowaniem" Ukraińców wraz z ich asymilacją, więc można przypuszczać, że Polska współczesna też by była w stanie rozwiązać problem niedoboru mieszkań i kilkudziesięciu tysięcy niezasymilowanych Cyganów. Bo państwo ma teraz większe możliwości i mniejsze problemy niż wtedy.
Co do tematu o mieszkaniach to można by założyć - bo czemu nie? Problem jest znacznie mniej polityczny niż kwestie imigrantów. I ciekawszy.
@McNugget:
Mnie też. Ja w ogóle nie lubię terminu "temat zastępczy", bo dla mnie to jak powiedzieć "kij mnie obchodzą te sprawy".
Jeżeli nad "tematem zastępczym" dyskutuje się w wąskim gronie to jest to OK, nawet pożądane.
Jeżeli jednak przygniatająca większość społeczeństwa elektryzuje się tematem zastępczym, np. sytuacją chłopów w Andaluzji, obraca się dookoła tegoż tematu niemal cały dyskurs społeczny, większość energii mediów i w wyniku tego ignoruje się realne problemy swojego kraju to mamy do czynienia z poważnym problemem. To tak, jakby osoba poważnie chora ignorowała (wraz ze swoim otoczeniem) swoją chorobę, a zamiast tego cała energię poświęcała na dyskutowanie o kolorze nowego dywanu u sąsiadów.