Pytanie zostało chyba źle zadane, tu nie chodzi o zbawienie czy potępienie, tylko o konsekwencję wiary. Skoro ktoś czci Chrystusa, to nie powinien delektować się satanistyczną muzyką. Przecież chrześcijaństwo głosi właśnie konieczność walki z szatanem (który jest źródłem wszelkiego zła) poprzez miłosierdzie i nieuleganie jego wpływowi.
Kolego, źródłem wszelkiego zła są ludzie a właściwie ich umysły. I nie ma w tym żadnego Szatana, po prostu tak jesteśmy skonstruowani, chemia i elektryka w głowie tworzą potwory. Jak się ma słuchanie muzyki do pójścia gdziekolwiek? Zakładając, że w ogóle jest jakieś niebo czy piekło. A nie ma.
Gdyby było, to ktoś z miliardów ludzi, którzy umarli w dziejach świata, wróciłby i opowiedział o tym. I nie mówię tu o śmierci klinicznej, a o prawdziwej śmierci i powrocie do świata żywych aby opowiedzieć o tym, gdzie teraz przebywa.
A jak ktoś ratuje dzieci z pożarów, rzuca się pod koła pędzącego tira i ratuje kobietę, ale słucha Behemotha w domu, to pójdzie do nieba czy piekła? Kto o tym decyduje?