Pamiętam swoją pierwszą debatę na tym forum, którą prowadziłem jakieś siedem lat temu. Nie mając ani pojęcia o prawach debatanckich, ani szczególnego pomysłu na sposób jej prowadzania. Jednak, zaraz przed jej rozpoczęciem odczuwałem jedynie entuzjazm. Podobny entuzjazm odczuwam teraz. Było mi dane w przeciwieństwie do Kazuhakiego uczestniczyć w kilku debatach, kilka wygrać, kilka przegrać i kilka przerwać. Jest to wspaniałe doznanie, pozwalające wymienić poglądy na bardziej usystematyzowanym podłożu. Jednocześnie daje nam małe przywolenie na ujawnienie naszych manieryzmów werbalnych. Co cieszy mnie jeszcze bardziej. Mam więc nadzieję, że debata okaże się dla Kazuhakiego nie małą rozrywką i będę się starał poziomem debaty, zachęcić mojego interlokutora do tego, byśmy może się jeszcze kiedyś starli. Powodzenia!
Problem z tymi nieszczęsnymi sześciolatkami polega na tym, że mało kto w dyskusji publicznej posiada realne i rzetelne argumenty. Dlatego żywię nadzieję, iż mój oponent nie przywoła argumentu politycznego, krytykując ideę sześciolatków przez pryzmat reformy Platformy Obywatelskiej. Jako student psychologii pragnę powoływać się w większości na publikacje Piageta czy Wygotsky'ogo oraz kilka raportów profesorów i doktorantów mojego uniwersytetu. Problem polega na tym, że kiedy sondażuje się opinie społeczne, to najczęstszą odpowiedzią jest "dajcie dzieciom się bawić". Odpowiedź może i słuszna, może i aspirująca pod skandynawski system edukacji. Tyle tylko, że w większości jest jedynie błędem badawczym, a dokładniej błędem oczekiwań społecznych. W świetle którego badany tak formułuje swoje odpowiedzi, aby były one społecznie aprobowane, albo żeby były tymi, które badacz chce usłyszać. Co pozwala mi stawiać tak – zdawałoby się – skrajne konstatacje? Skąd mogę wiedzieć czy ludzie, którzy odpowiadają w ten sposób rzeczywiscie myślą tak czy inaczej? Nie mogę. Ale za to mogę skonfrontować przeprowadzone sondaże społeczne z wynikami w tabelach Hofstede. Hofstede sporządził dokładny i skrupulatny system skali, w oparciu o mierniki kulturowe. Badanie jest bodajże aktualizowane co kilka lat i według ostatniego Polska znajduje się bardzo nisko. Co za tym idzie, w świetle badań Hofstede Polska jest raczej krajem, w którym wymaga się od dzieci aby pomagały w miarę możliwości rodzicom, uczyły się albo pracowały od jak najwcześniejszych lat (głównie w rodzinach mniej zamożnych) i krajem w którym minimalizuje się rolę zabawy, jako komponent rozwojowy.
Podobnie jak Kazuhaki bardzo nie chciałbym się mieszać w kwestie ekonomiczno-gospodarcze, bo przedmiotem naszej troski są dzieci, a nie ewentualne zyski płynące dla państwa. Chodzi o to czy wcześniejsze posłanie dziecka do szkoły, nie wyrządzi mu przypadkiem więcej szkody, aniżeli pożytku. To w tej kwestii właśnie posiadamy odmienne zdanie. Czy szkoły są gotowe na przyjęcie sześciolatków? Nie. Czy sześciolatki są gotowe na pójscie do szkoły? Tak. Jednakże, przygotowanie szkół pod szcześciolatki nie wymaga aż tak radykalnych i kosztownych zmian, jakby nam się wydawało. Kaziu – jeżeli mogę cię tak tytułować – pozwolisz, że jakoś uformułujemy naszą debatę? Jeżeli nie masz nic przeciwko, myślę, że dobrze byłoby wyznaczyć akuratny jej przebieg, tak aby następujące po sobie argumenty układały się w ciąg przyczynowo skutkowy. Chciałbym uniknąć chaosu w którym przejdę do tłumaczenia wymogów jakie powinna spełniać szkoła dla sześciolatka i jednocześnie cytując twoje wypowiedzi, będę musiał powracać do uwarunkowań dziecięcych. Proponuję więc abyśmy przeprowadzili naszą debatę z wyszczególnieniem jej podkategorii: predyspozycje i uwarunkowania sześciolatków ---- > gotowość placówek szkolnych na przyjęcie sześciolatków ---- > skutki wcześniejszej edukacji na sześciolatka i jego późniejsze życie.
Napisałeś Kaziu, że okres sześciu lat jest "okresem kształtującym charakter". Nie mogę się z tym zgodzić, z dwóch prostych przyczyn. Po pierwsze całe nasze życie, cały okres wzrastania jest okresem modulującym charakter. Po drugie poza okresem wczesnodziecięcym w którym kładziemy nacisk na styl przywiązania z opiekunem, konkretne faktory pojawiają się dopiero w okresie pokwitania. Wprawdzie istotny jest czynnik rodzinny i stopień perseweracji w wieku który nas interesuje. Bo sześcioletnie dziecko znajduje się w okresie myślenia przedoperacyjnego i zaczyna wykształcać metody poznawcze oraz techniki poznawcze. Dlatego też najważniejsze w tym okresie jest profilowanie rozwoju dziecka tak, aby ułatwić mu nabywanie informacji w przyszłości, umożliwić ich obróbkę i pokazać jak uczynić je użytecznymi. Jednocześnie pokazując mu przyjemność płynącą z nauki. I jakby paradoksalnie nie brzmiało – bo kto z nas lubi się uczyć – owa przyjemność jest raz, że duża, to dwa, że unormowana rozwojowo. Tyle, że dużo ważniejsza rola spoczywa wtedy na rodzicach, niż na szkole.
Nie chcę w pierwszym wpisie rozwijać za dużo, bo reszta będzie wtedy wyglądała jak ciągłe dopowiadanie. Chciałbym też odnieść się do kwestii, którą poruszył Adrian Zandberg bodajże u Moniki Olejnik w trakcie trwania kampanii wyborczej. Mianowicie stwierdził, iż wcześniejsze posłanie dziecka do szkoły równoważy różnice społeczne i ekonomiczne między dziećmi. Przyznam, że nie spotkałem się z tym wcześniej i pragnę zgłębić lepiej ten temat, jeżeli okaże się on prawdziwy i udokementowany badaniami statystycznymi, to z wielką przyjemność powołam się na niego i pozwolę sobie go przedstawić.
W końcu chciałem również nadmienić, że nie bez przyczyny prosiłem o okres dwóch tygodni na wpis w tej debacie. Jestem na specjalizacji klinicznej, profilując swoją ściezkę naukową w kierunku psychoterapii, więc wprawdzie znam większość tez stawianych przez psychologię rozwojową, jednakże w większości odnoszą się one do kwestii relacji międzyludzkich, charakteru czy emocji. Tak więc jako, że nie za bardzo mi po drodze ze zdrowiem publicznym, pozwoliłem sobie wynegocjować owe dwa tygodnie, aby przedyskutować pewne kwestie w gronie znajomych na odpowiedniej specjalizacji. Nie chciałbym więc uchodzić za specjalistę w temacie, gdyż nie jest to mój konik. Aczkolwiek, galopuje w tych samych podkowach co mój.
Żywię nadzieję, iż debata okaże się interesująca nie tylko dla nas, ale również dla osób, które ją śledzą.