W klatce obok moich dziadków mieszkał taki "niby wujek" - szwagier mojej babci, czasem bywał u babci na Wigilii. Ogólnie rozmawiałam z nim w życiu kilka albo kilkanaście razy, nie wiedziałam o nim kompletnie nic, poza faktem że był i był fajny.
Trafił do szpitala, leżał tam tydzień czy dwa, już nie pamiętam, miałam jakieś 13 lat wtedy.
Śniło mi się, że stał przed klatką i mi machał, ja szłam z góry ulicy, jakby od szkoły. Odmachałam mu.
Obudziłam się, mama przyszła powiedzieć, że właśnie skończyła rozmawiać z babcią i wujek zmarł.
Wygląda na to, że przyszedł się pożegnać.
___
może brzmi trochę jak creepypasta, ale... zdarzyło się Wam kiedyś coś takiego? Nie byliśmy szczególnie blisko, nie wiedziałam za dużo na temat jego stanu, najprawdopodobniej nawet mu się trochę polepszyło, jak to często się zdarza, przed samym końcem, ale tak jak mówię, zaskoczyło mnie to...
podświadomie widocznie coś przeczuwałam, ale i tak nie zapomnę tego snu.