Skocz do zawartości


Zdjęcie

Wojna Asów

Wojna Asów Bitwa o Anglię samoloty II wojny II wojna Witold Urbanowicz Galland

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
5 odpowiedzi w tym temacie

#1

Edward IV Groźny.

    Greater than you

  • Postów: 248
  • Tematów: 43
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 12
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

samoloty_1920x1080_020_ii_wojna_swiatowa.jpg

 

Największa batalia powietrzna II wojny światowej - Bitwa o Anglię - rozegrała się 75 lat temu wysiłkiem milionów ludzi. Do historii przeszli jednak ci, którym niewiarygodne umiejętności pozwoliły stoczyć dziesiątki zwycięskich pojedynków z pilotami wroga. Wśród tych asów przestworzy nie zabrakło Polaków...

 

 

Rozkaz Hitlera brzmiał jasno: aby zapewnić powodzenie morskiej inwazji na Wyspy Brytyjskie, należy osiągnąć bezwzględną przewagę w powietrzu i zniszczyć wrogie lotnictwo, flotę oraz infrastrukturę portową. Dla dowódcy Luftwaffe Hermana Goringa była to znakomita okazja, by udowodnić, że wojnę można wygrać dzięki skoncentrowanym uderzeniom sił lotniczych. Wygrać za wszelką cenę...

Do walki Niemcy rzucili tysiące samolotów: formacje bombowców oraz osłaniające je i prowadzące samodzielne operacje samoloty myśliwskie. Brytyjczycy zmobilizowali z kolei naziemną obronę przeciwlotniczą, system stacji radarowych śledzących nadciągające wrogie maszyny wroga oraz samoloty Królewskich Sił Powietrznych (Royal Air Force, RAF)

Za sterami maszyn bojowych po obu stronach kanału La Manche zasiedli piloci, którzy stoczyli największą i najkrwawszą bitwę powietrzną wszech czasów. Stu czterdziestu czterech z nich było Polakami. Cztery polskie dywizjony (dwa bombowe i dwa myśliwskie) zadały Niemcom w tej historycznej batalii dotkliwe straty, zestrzeliwując i uszkadzając ponad 200 samolotów, co stanowiło 12% strat Luftwaffe.

Od lipca 1940 do maja 1941 roku niebo nad Anglią i kanałem La Manche stało się polem spektakularnej bitwy, na którą złożyły się setki powietrznych pojedynków.

Tysiące pilotów - Brytyjczyków, Polaków, Kanadyjczyków, Nowozelandczyków, Czechów i Niemców - straciło w nich życie. Był to także czas, kiedy narodziły się legendy asów lotnictwa myśliwskiego. Oto sylwetki kilku z nich.

 

 

samoloty 2.jpg

1963 samolotów mogło wystartować do walki z brytyjskich lotnisk. Wśród nich było ponad 900 myśliwców Hurricane i Spitfire

 

Witold Urbanowicz

samoloty 3.jpg

Stopień Wojskowy: Generał brygady 

Siły Zbrojne: Wojsko Polskie, Royal Air Force, United States Army Air Forces           

Liczba Zestrzeleń: 28
Rok Śmierci: 1996

 

 

 

Pierwszy Messerschmitt, którego Witold Urbanowicz wziął na muszkę, był człowiekiem. W latach 30. podczas międzynarodowych zawodów lotniczych niemiecki konstruktor samolotów Willy Messerschmitt chciał zakraść się do polskiego hangaru, by podejrzeć stojące tam maszyny. Został dostrzeżony przez pełniącego służbę Urbanowicza, który zmusił go do położenia się na ziemi i pod bronią wyprosił na zewnątrz. Wkrótce Polak stał się pogromcą konstrukcji słynnego inżyniera.

Bitwę o Anglię porucznik Urbanowicz rozpoczął na początku sierpnia 1940 roku. Szybko stał się przekleństwem pilotów Luftwaffe. Już po paru dniach walk zestrzelił dwa wrogie myśliwce, co spowodowało mianowanie go dowódcą eskadry "A" w dywizjonie 303 im. Tadeusza Kościuszki, a po kilku następnych tygodniach - dowódcą całego Dywizjony. Wśród kolegów pilotów znany był pod pseudonimem "Kobra", gdyż często powtarzał, że myśliwiec w powietrzu musi atakować z precyzją i szybkością tego węża.

Jak wyglądało to w praktyce? Bezlitosne, błyskawiczne uderzenie, zwrot, nabranie wysokości i znów lot w dół z rykiem silnika przy akompaniamencie serii z karabinu maszynowego zamieniającego niemieckie samoloty w dymiące wraki lub kule ognia.

Dwudziestego szóstego września zestrzelił cztery nieprzyjacielskie maszyny w ciągu jednego dnia. Przypadek? Nie - wyczyn ten powtórzył trzy dni później! Niszcząc w takim tempie niemieckie myśliwce i bombowce, miał szansę zdobyć tytuł najskuteczniejszego pilota  Królewskich Sił Powietrznych. Stało się jednak inaczej. Już pod koniec października 1940 roku musiał zdać dowództwo, a pół roku później odsunięto go od działań bojowych i wysłano z misją oświatowo-rekrutacyjną do Stanów Zjednoczonych. Dlaczego? Jako człowiek bezkompromisowy i niepoddający się politycznym oraz personalnym układom prawdopodobnie szybko stał się dla swoich dowódców niechcianym bohaterem. Ale Urbanowicz nie widział się w roli wykładowcy czy oficera sztabowego. W roku 1943 zaciągnął się do amerykańskiego lotnictwa wojskowego i wyruszył na Daleki Wschód. Tam stał się wkrótce przekleństwem Japończyków...

 

spitfire mk-II.jpg

Spitfire MK-II na początku 1941 roku Dywizjon 303 otrzymał myśliwce typu Spitfire. Były one szybsze od Hirrocane'ów i miały za zadanie odciąganie i niszczenie w walce niemieckiej eskorty bombowców

 

 

Adolf Galland

galland.jpg

Stopień Wojskowy: Generał Broni

Siły Zbrojne: Luftwaffe

Liczba Zestrzeleń: 104

Rok Śmierci: 1996

 

 

 

Czy można być asem powietrznych potyczek i beztroskim salonowym lwem? Okazuje się, że tak. Niestroniący od cygar, dobrych alkoholi i towarzystwa pięknych kobiet przystojny oficer Luftwaffe podbił z pewnością tyle serc, ile zestrzelił samolotów. Jego kariera rozpoczęła się w roku 1937, kiedy jako dwudziestotrzylatek został pilotem okrytego ponurą sławą legionu Kondor walczącego w ogarniętej wojną domową Hiszpanii. W powietrzu uchodził za niepokonanego, ale kilkakrotnie tylko wyjątkowe szczęście pozwoliło my ujść z życiem z myśliwskich pojedynków. Podczas bitwy o Anglię aż dwa razy na ziemię sprowadzili go Polacy!

W czerwcu 1941 roku bombowce RAFU-u rozpoczęły nalot na niemieckie pozycję w północnej Francji. Dowodzący tym odcinkiem obrony Galland osobiście ruszył swoim myśliwcem przeciw brytyjskim maszynom.

Razem z kilkoma kolegami z Luftwaffe szybko wznieśli się ponad bombowce i już mieli rozpocząć ostrzał wroga, gdy wokół zaroiło się od smug pocisków z broni maszynowej. Oto runął na nich osłaniający nalot polski Dywizjon 303. Galland położył swojego messerschmitta na skrzydło i ostrym manewrem próbował uciec z celownika prującym z karabinów pilotom hurricane'ów. Na próżno. Na ogonie usiadł mu podporucznik Bolesław Drobiński, który celną serią wyłączył z walki niemieckego asa przestworzy. Jakimś cudem Gallandowi udało się dociągnąć uszkodzoną maszyną do bazy i przesiąść do nowego samolotu. Tego dnia jeszcze raz musiał porzucić płonącego messerschmitta - lekko ranny został przetransportowany do szpitala.

Dwa tygodnie później znów był w powietrzu i...ponownie boleśnie dopadł go "polski pech". Jego "egzekutorem" okazał się tym razem podporucznik Brunon Kudrewicz z Dywizjonu 308. Niemiecki pilot powtórnie otarł się o śmierć i stracił maszynę. Lecz wkrótce kolejny raz zasiadł za sterami, by w ciągu pół roku zestrzelić 30 samolotów RAF-u. Polaków prawdopodobnie unikał jak ognia...

 

Josef Frantisek

josef_frantisek.jpg

Stopień Wojskowy: Sierżant

Liczba zestrzeleń: 18

Siły zbrojne: Československé letectvo, Wojsko Polskie, Armee de l'air, Royal Air Force

Rok Śmierci: 1940

 

 

 

Skąd Czech w polskim dywizjonie? Ta historia zaczęła się w marcu 1939 roku, kiedy po zajęciu Pragi przez Niemców młody pilot uciekł przez zieloną granicę Polski, by z biało-czerwoną szachownicą na samolocie wziąć udział w kampanii wrześniowej. Po internowaniu w Rumunii przedostał się do Francji i zgłosił do czeskiej misji wojskowej, w której...oskarżono go o dezercję.

Odznaczony polskim Krzyżem Walecznych Frantisek potraktował to jako osobistą obelgę i postanowił walczyć z Niemcami u boku polskich kolegów.

Wkrótce stał się legendą Dywizjonu 303.

Jeszcze podczas szkolenia w sierpniu 1940 roku spowodował wypadek, zapomniawszy wysunąć przy lądowaniu podwozie swojego hurricane'a.

Jego udział w lotach bojowych zawisł na włosku, ale to tylko podsyciło ambicję i wole walki młodego Czecha. Nieobliczalny sierżant zestrzelił pierwszego messerschmitta niecały miesiąc później i - ku zdumieniu brytyjskich oficerów RAF-u - okazał się za sterami myśliwca wprost nieocenionym nabytkiem. Pod pewnymi jednak warunkami...

W ciągu miesiąca Josef Frantisek zestrzelił 17 maszyn Luftwafffe, ustanawiając w ten sposób niepobity do końca wojny rekord. Otrzymał też podobną liczbę nagan i upomnień. Dlaczego? Otóż Czech szybko wypracował sobie własną taktykę starć z wrogiem, która stała w rażącej sprzeczności z regulaminami Królewskich Sił Powietrznych. Jak samotny wilk już w trakcie pierwszego ataku myśliwców oddzielał się od watahy (eskadry) i wyrusza na krwawe łowy, podczas których to on ustalał reguły gry. Czekał nad kanałem La Manche na powracające do baz niemieckie samoloty - uszkodzone, lecące na resztkach paliwa, ostrzeliwujące się ostatkiem amunicji. Ich piloci nie mogli mu uciec. Podejmowali desperacką walkę, która najczęściej kończyła się dla nich w zgliszczach płonącej maszyny lub na dnie oceanu.

Śmierć przyszła do Frantiksa 8 października 1940 roku z najmniej spodziewanej strony. Pilot nie zginął w myśliwskim pojedynku z kolejnym messerschmittem, lecz podczas widowiskowego manewru lądowania z podejściem na niebezpiecznie niskiej wysokości. "Jakie życie, taka śmierć" - na pełnym ryzyku i bez zapiętych pasów bezpieczeństwa

 

 

 

hurricaneidt_2_5.jpg

Hurricane mk-I. Na tych samolotach Dywizjon 303 rozpoczął bitwę o Anglię. Polacy wygrywali w nich pojedynki z niemieckimi myśliwcami, mimo iż ustępowały Messerschmittom 109

 

 

 

Oskar-Heinrich Bar

bar.jpg

Stopień Wojskowy: Podpułkownik

Siły Zbrojne: Luftwaffe

Liczba Zestrzeleń: 221

Rok Śmierci: 1957

 

 

 

Członkowie komisji rekrutacyjnej Lufthansy, którzy oblali na egzaminie kandydata na pilota o nazwisku Oskar-Heinrich Bar, musieli po latach poczuć wyrzuty sumienia, gdy ich niedoszły pracownik odbierał najwyższe odznaczenia bojowe i notował kolejne zestrzelenia. W sumie miał ich na koncie 221 i zajął tym samym ósme miejsce na liście niemieckich asów lotnictwa II wojny światowej. Aż 96 samolotów przeciwnika padło jego łupem na froncie wschodnim, ale swoje pierwsze doświadczenia bojowe zbierał podczas bitwy o Anglię. W tym czasie strącił 10 maszyn Królewskich Sił Powietrznych.

Po raz pierwszy Bar został dostrzeżony w roku 1937. Na młodego podoficera Wehrmachtu zwrócili uwagę szkoleniowcy Luftwaffe, którzy skierowali go na kurs pilotów samolotów transportowych. Koniec końców został przekwalifikowany na myśliwce i we wrześniu 1939 roku wystartował do pierwszych lotów bojowych na froncie zachodnim. Podczas wojny z Francją zestrzelił trzy samoloty wroga i kiedy rozpoczęła się bitwa o Anglię, dowodził eskadrą, dodając do swej "kolekcji" następne zwycięstwa. Nie obyło się jednak bez przymusowych kąpieli w kanale oddzielającym Wielką Brytanię od kontynentu.

Bar, nazywany przez przyjaciół Heinzem, był wyławiany z wody kilka razy.

Zawsze dopisywało mu szczęście i nigdy nie wpadł w ręce Brytyjczyków, ale unosząc się na falach oceanu i czekając na ratunek, miał niewątpliwe sporo czasu na przemyślenia - niekoniecznie mieszczące się w ramach wojskowych regulaminów. To zapewne z tamtego okresu datuje się nieskrywana niechęć Bara do naczelnego dowódcy Luftwaffe i marszałka Rzeszy Hermanna Goringa. Gdy ten zapytał go kiedyś, o czym myślał, kiedy po zestrzeleniu spędził kilka godzin w kanale La Manche, młody pilot odpowiedział z zauważalną ironią - O pańskim wystąpieniu, panie marszałku, w którym mówił pan, że Anglia nie jest już wyspą! Goring przełknął wtedy zniewagę, ale dwa lata później Bar za krytykę poczynań marszałka został przez niego zdegradowany.

 

 

Źródło: świat wiedzy historia


  • 0



#2

D.K..

    Semper invicta

  • Postów: 3176
  • Tematów: 2724
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Wirtualny plus za temat (bo nie można Ci dać tradycyjnego). Bitwa o Anglię to fascynujące zagadnienie pod wieloma względami, chyba jedna z najbardziej nietypowych kampanii w historii wojen. Oczywiście nazwisk wyróżniających się pilotów można podawać na lewo i prawo, żeby wspomnieć choćby Douglasa Badera, Erica Locka, czy choćby Antoniego Głowackiego.

Ale zapewne każdemu Polakowi nawet ledwo co kojarzącego Bitwę o Anglię kojarzy się ona z Dywizjonem 303. I szczerze mówiąc nie sposób się temu dziwić. Szkoda, że dla Anglikó jakoś ciężko przyswajalna jest to wiedza...


  • 0



#3

Staniq.

    In principio erat Verbum.

  • Postów: 6687
  • Tematów: 774
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 28
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Starsze pokolenia Anglików jeszcze trochę tej wiedzy posiadają, ale duma nie pozwala im przyznać się do tego, że bez takiej pomocy nie byliby w stanie sobie poradzić. Młodsze pokolenia takiej wiedzy nie przyswajają, bo jest im niepotrzebna.

My, Polacy natomiast, lubimy być co jakiś czas głaskani po główce, przy akompaniamencie pochwał. Im więcej się Anglikom przypominamy, tym bardziej oni nie chcą pamiętać.





#4

D.B. Cooper.
  • Postów: 1179
  • Tematów: 108
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Najlepszy polski As myśliwski. Oficjalnie zaliczono mu zestrzelenie 18 i 11/12 samolotów oraz 2 prawdopodobnie. *

 

Gen. bryg. Stanisław Skalski (ur. 27 listopada 1915 w Kodymie, zm. 12 listopada 2004 w Warszawie).

 

2h2jrr5.jpg

 

Bitwa o Anglię

 

Po kampanii wrześniowej Skalski przedostał się z Rumunii przez Konstancę, Bejrut i Włochy do Francji, a w styczniu 1940 został stamtąd skierowany do Wielkiej Brytanii. Po przeszkoleniu na brytyjskich samolotach, pod koniec sierpnia został przydzielony do brytyjskiego 501 Dywizjonu Myśliwskiego Royal Air Force, w składzie którego wziął udział w bitwie o Anglię. Latał myśliwcem Hawker Hurricane. Już pierwszego dnia, 30 sierpnia 1940 zestrzelił bombowiec He 111. W ciągu kolejnych dni zestrzelił kilka dalszych samolotów (31 sierpnia Messerschmitt Bf 109, 2 września 2 Bf 109, lecz sam musiał przymusowo lądować). 5 września 1940 sam został zestrzelony nad Anglią, lecz mocno poparzony zdołał z trudem wydostać się z płonącej kabiny i wyskoczyć ze spadochronem, odniósł przy tym kontuzję[5]. Do latania powrócił pod koniec października 1940. 8 listopada 1940 zaliczono mu zespołowe zniszczenie Bf 109.

...

 

Najsmutniejsze w historii naszego Bohatera jest to, że tuż po wojnie wrócił do Ojczyzny, został aresztowany i skazany na śmierć pod fałszywym zarzutem szpiegostwa.

Wyrok ostatecznie zmieniono na dożywocie, a polski As lotnictwa torturowany przez ubeckich katów, spędził w więzieniu 8 lat.

 

Mocny wywiad z generałem.

 

* Lista Bajana – lista pilotów polskich II wojny światowej oparta na zbiorze dokumentów sporządzonych przez Komisję Historyczną Polskich Sił Powietrznych na Zachodzie pt. Polish Fighter Pilots Achievments during the Second World War (Osiągnięcia polskich pilotów myśliwskich w drugiej wojnie światowej).


Użytkownik D.B. Cooper edytował ten post 08.10.2015 - 08:05

  • 6



#5

D.K..

    Semper invicta

  • Postów: 3176
  • Tematów: 2724
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

W niektórych źródłach można dotrzeć do informacji, że największą wśród polskich pilotów liczbą zestrzeleń może pochwalić się Witold Urbanowicz*. Nie wiadomo, jaka jest prawda ostateczna, bowiem wielu przypadków nie można jednoznacznie zidentyfikować. Oczywiście wątpliwości te w żaden sposób nie ujmują niczego Skalskiemu, którego potwierdzone ponad wszelką wątpliwość konto zestrzeleń jest jak na warunki, w jakich przyszło mu walczyć rzeczywiście imponujące.

 

Dodatkowo w wielu różnych wspomnieniach, czy opracowaniach można znaleźć zapisy, według których Skalski był prawdziwym rycerzem niebios -- w swojej książce Czarne krzyże nad Polską sam opisuje udzielenie pomocy rannym, zestrzelonym przez siebie Niemcom, a potwierdzenia prawdziwości tego opisu występują u innych autorów (nawet tych, którzy specjalnie za Skalskim nie przepadali). Nie atakował lotników, którzy wyskoczyli ze spadochronem, ani ludności cywilnej na ziemi w późniejszej fazie wojny. Walczył i wygrywał czysto -- warto o tym pamiętać.

 

Najsmutniejsze w historii naszego Bohatera jest to, że tuż po wojnie wrócił do Ojczyzny, został aresztowany i skazany na śmierć pod fałszywym zarzutem szpiegostwa.

Wyrok ostatecznie zmieniono na dożywocie, a polski As lotnictwa torturowany przez ubeckich katów, spędził w więzieniu 8 lat.

 

Ten zarzut nie był tak całkiem do końca fałszywy, przy czym wyraźnie chcę tutaj podkreślić, że Skalski nie był szpiegiem, a jedynie nieświadomą ofiarą. Działalność szpiegowską na rzecz Wielkiej Brytanii prowadził w Polsce Władysław Śliwiński, bliski znajomy Skalskiego. Nie zamierzam tutaj dokonywać nadinterpretacji twierdząc, że był jego przyjacielem, ale takie stwierdzenie nie będzie specjalnie odbiegało od prawdy. Sam Śliwiński także był pilotem myśliwskim podczas II wojny światowej, latał między innymi w Dywizjonie 303,  był autorem dwusetnego zestrzelenia zapisanego na konto tegoż dywizjonu, a po powrocie do Polski działał z ramienia i na rzecz rządu londyńskiego, co w tamtych czasach i realiach było równoznaczne z uznaniem go za szpiega. Śliwińskiego skazano na karę śmierci i stracono, a wraz z nim aresztowano pokaźną grupę osób, w tym oprócz Skalskiego także innych znanych pilotów, jak np. Tadeusza Nowierskiego, czy Zdzisława Radomskiego. 

 

Skalski w tamtym okresie pracował w Dowództwie Wojsk Lotniczych jako instruktor pilotażu myśliwskiego (co akurat nie powinno dziwić), miał więc dostęp do wielu teoretycznie interesujących i tajnych informacji wojskowych, a Śliwiński albo był już wtedy jego podwładnym, albo starał się o przydział (nie pamiętam w tym momencie), więc wykrycie działalności Śliwińskiego automatycznie pozwoliło zaklasyfikować Skalskiego jako jednego z głównych podejrzanych, co w tamtych mocno oderwanych od rzeczywistości czasach było na porządku dziennym.

 

* W trakcie Bitwy o Anglię Urbanowicz był szóstym najskuteczniejszym pilotem w ogóle po stronie alianckiej, mając 15 zestrzeleń, Skalski miał na koncie 4 samoloty strącone własnoręcznie i jeden wspólnie z innym pilotem.


  • 3



#6

D.B. Cooper.
  • Postów: 1179
  • Tematów: 108
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Dziś mija 100 rocznica urodzin jednego z największych bohaterów II Wojny Światowej - gen. Stanisława Skalskiego. Postanowiłem więc dodać mocny wpis, w którym opowiada o swoim "pobycie" w UBeckiej katowni.

 

 

Stanisław Skalski opowiada o wstrząsających okolicznościach śledztwa w „pałacu Różańskiego”.

 

W marcu [1949 r.] zaczęło się już na dobre. Co kilka dnia prowadzono mnie do „pałacu Różańskiego” – nowego pawilonu, gdzie mieściły się teraz pokoje śledcze – na całonocne przesłuchania. Powoli zaczynałem wchodzić w ten ich świat, myśleć ich kategoriami. Śledczy to nie zawsze był tępy bandyt, wyduszający zeznania środkami przymusu fizycznego. Byli także wyszkoleni fachowcy, były naukowe metody obrabiania ludzkiej duszy. (…)

 

Tłumaczyłem, że nie mam co pisać, bo nie byłem niestety szpiegiem. Wtedy walili w twarz, aby pomóc mojej pamięci. Potem przekonywanie, pytania… i następna runda pobudzania pamięci z zastosowaniem środków bardziej wyrafinowanych. Raz było to sadzanie na nodze stołka – współczesna łagodna odmiana wbijania na pal – innym razem zwyczajne obijanie. Obcinali guziki, spodnie spadały za kolana wiążąc nogi jak pęta, wykręcali ręce, w gebę kawał dywanu i bicie – taniec w sadystycznym upojeniu nad ciałem, które z wolna zmieniało się w krwawy, bezwładny
ochłap. Przenosili potem ten ochłap do celi, aby go tam współwięźniowie przywrócili do stanu umożliwiającego kolejne przesłuchanie. W biciu też nie wszyscy byli jednakowi. Byli zwyczajni bandyci i byli wirtuozi. Pamiętam godziny spędzone w towarzystwie największych tuzów wydziału śledczego: Serkowskiego, Humera, Szymańskiego… razem było ich pięciu. Ci nie poniżali się do kija, kopniaków, nie dawali się ponieść sadystycznemu upojeniu. Bili z zimnym wyrachowaniem, z premedytacją; bili gumami oraz czymś, co wydawało świst – chyba to były paski miedzianej blachy lub druty. Po każdym uderzeniu człowiek czuł się tak, jakby mu ucięto kawałek ciała, bicie wydawało się ćwiartowaniem. Czasami stosowali bardziej długofalowe metody pobudzania ludzkiej pamięci. Stałem więc np. w tzw. „kominie Różańskiego” – wąskiej betonowej klatce z nogami po uda w ludzkich ekskrementach, zmarznięty… godzinami, aż do kompletnego wyczerpania. (…)

 

Na tydzień przed Wielkanocą 1950 r. odbył się proces, który w dziejach polskiego sądownictwa można uznać za przykład sprawności działania aparatu wymiaru sprawiedliwości. Kiedy zabierano mnie z celi, jadłem akurat zupę, a kiedy wróciłem po rozprawie, mogłem ją spokojnie dokończyć, była jeszcze ciepła. W celi gdzie odbywał się proces, za stołem sędziowskim siedział major Mieczysław Widaj w towarzystwie dwóch oficerów KBW, którzy jednak w ciągu całej rozprawy nie odezwali się ani razu. Widaj oskarżał, Widaj pytał, Widaj stenografował. Z boku siedział mecenas Maślanko, ale tylko jako kibic. Przypuszczam, że był obrońcą w następnym procesie, cały bowiem czas przeglądał jakieś akta nie zwracając uwagi na to, co się działo wokół. (…)

 

W tydzień później, w Wielki Piątek, wyprowadzono mnie ponownie z celi tym razem po to, aby odczytać wyrok. Pamiętam, że prowadzący mnie strażnik zapytał po drodze:
– Kto was sądził?
– Widaj.
Pokiwał głową ze współczuciem.
– To macie czapę!

 

Nie pomylił się. Widaj w „oprawie” dwóch milczących kabewiaków odczytał mi wyrok śmierci i potwornie długie jego uzasadnienie.

 

(…)

 

Po wyroku miałem ustawowe 7 dni, aby się odwołać od wyroku. Była to ostatnia szansa, gdyż dopiero po odrzuceniu odwołania przez Najwyższy Sąd Wojskowy można było pisać prośbę o łaskę do Prezydenta Rzeczypospolitej. Dni jednak mijały, a ja nie korzystałem z tej szansy. W czwartym czy piątym zaprowadzili mnie do jakiegoś oficera informacji, który dał mi niedwuznacznie do zrozumienia, że powinienem odwołanie napisać. (…)

 

W piątek, kiedy upływał wyznaczony termin, jeszcze raz próbował przemówić mi do rozsądku jeden z oficerów UB. I tym razem odmówiłem. Powód był prozaiczny – po prostu nie wiedziałem co napisać. Przecież to pismo miało iść przez Różańskiego do jemu podobnych stróżów prawa. Miałem więc napisać, że to oskarżenie, proces to bzdura, mistyfikacja, że jestem niewinny? Oni o tym wiedzieli od początku i nie po to włożyli tyle trudu w jej przygotowanie, aby teraz przyznać mi rację i przekreślić cały swój wysiłek. Ich reakcją na tak sformułowane odwołanie mogło być tylko stwierdzenie, że jestem niepoprawny. A zatem miałem sam dobrowolnie, już bez przymusu oskarżać się i prosić o litość. Przecież im cały czas o to chodziło. Wtedy nareszcie mogliby mnie rozwalić z czystym sumieniem. Dlatego postanowiłem nie pisać nic i pozostawić sprawę jej własnemu biegowi.

 

(…)

 

W okresie gdy mnie sądzono, odnosiłem wrażenie, że bezczelność dostojników UB ma jednak swoje granice. Pamiętam ostatnią rozmowę z Różańskim w jakiś czas po ogłoszeniu wyroku. Kiedy wprowadzono mnie do gabinetu, stał przy oknie odwrócony do drzwi plecami, nieruchomo, zajęty własnymi myślami, jakby zapomniał o więźniu, którego kazał przyprowadzić. Po długiej chwili podszedł do biurka, stanął po drugiej jego stronie, naprzeciwko mnie.

 

 

15ry44z.jpg

 

Józef Różański, także Jacek Różański, pierwotnie Józef Goldberg (ur. 13 lipca 1907 w Warszawie, zm. 21 sierpnia 1981 w Warszawie) – prawnik, oficer NKWD i MBP, poseł na Sejm Ustawodawczy, zbrodniarz stalinowski.

 

– Źle, Skalski, wyglądacie – powiedział ironicznie patrząc mi w oczy. – Niedobrze wam u nas?
Nie otrzymawszy odpowiedzi ciągnął dalej:
– Teraz będzie wam lepiej. Mamy nareszcie koronnego świadka!
– Macie już przecież wyrok – przerwałem. – Po co wam świadek, po co wam w ogóle świadkowie?!
Zdania poleciały teraz jak pingpongowa piłeczka – coraz szybciej, coraz gwałtowniejsze. Twarz jego nabrzmiewała powoli wściekłością.
– Ty szpiegu angielski, ty!… – wrzasnął w pewnym momencie i plunął mi w twarz.
To przekroczyło granice również mojej wytrzymałości. Nie ocierając twarzy, z wyrazem nie mniejszej zapewne wściekłości, wykrztusiłem:
– Ty parchu! Polska ci jeszcze zapłaci za zbrodnie!
Trafił go szlag. Chwilę stał osłupiały, potem nagle przydusił dzwonek na biurku, jakby na nim chciał wyładować całą wściekłość. Wiedziałem, że to nie jest subtelny morderca zza biurka, że sam potrafi katować. Spodziewałem się, że zaraz wpadnie jego sfora, że mnie zatłuką. Wszedł jednak jeden tylko strażnik.
– Odprowadzić do celi! – wrzasnął.
Nikt nie tknął mnie palcem i nigdy już go więcej nie widziałem.

 

[…]

Stanisław Skalski – rozdział „Powroty” w książce Henryka Nakielskiego „Jako i my odpuszczamy” (seria: Świadkowie historii).

 

żródło

 

GLORIA VICTIS!!!


Użytkownik D.B. Cooper edytował ten post 27.11.2015 - 19:42

  • 4






Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: Wojna, Asów, Bitwa o Anglię, samoloty II wojny, II wojna, Witold Urbanowicz, Galland

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych