Witam.
Zacznę od tego, że nie wiem gdzie umieścić to pytanie, ale stwierdziłam, że to dotyczy życia po śmierci, jakby nie było, więc... mam powtarzające się sny ze zmarłymi...
Zwierzętami.
Raz, że nie są to "zwykłe" sny...
Dwa, to były moje zwierzęta. Zaraz rozwinę oba punkty.
Równocześnie.
Postaram się bynajmniej, bo do pisania tu dużo. Jedno z tych zwierząt to kot - kocur, dachowiec, mój najlepszy przyjaciel od dziecka. Był ze mną około dziesięć lat. Warto zaznaczyć, że ja jestem osobą, która od zawsze ma dobry kontakt ze zwierzętami, mówię do nich, wszystkie mi z góry ufają. Sama jestem therian wolfem i poganką Aha, jestem dorosłą osobą. Tak żeby nie było. Kot zmarł tej zimy. Pies - suczka, mieszaniec, zmarła w maju. Też była ze mną około dziesięć lat. Oba zwierzaki żyły w moim rodzinnym domu, z którego wyprowadziłam się cztery lata temu. Czyli od czterech lat ich nie widziałam, ale przyjeżdżałam tam często, więc się z nimi widziałam. Nie wiem czy to ma znaczenie, ale zdążyłam się "pożegnać" jakby... kotek chorował i pamiętam jak ostatni dzień go widziałam spędziłam z nim trochę czasu, tak samo z pieskiem, też chorował. Można powiedzieć, że zmarły już "ze starości", żyły kilkanaście lat w sumie...choć co do kota podejrzewam, że sąsiad otruł, a piesek chorował na serce. No tyle na temat zwierzaków. Ktoś może się śmiać z takiego przywiązania i kontaktu ze zwierzętami, ale ja sama czuje się na poły wilkiem (teriantropia) więc proszę wziąć temat na poważnie. Nie wiem też co sądzicie na temat tego, czy zwierzęta mają dusze, ale ja wiem już wręcz na pewno, że one gdzieś później są, wnioskuję, że je mają. Okej, przejdę do rzeczy Odkąd zmarły... już kilkanaście razy śniło mi się to samo... albo więcej, nie wiem, wręcz na okrągło, a postanowiłam napisać, bo dziś śniło mi to samo. Sen wygląda tak... przyjeżdżam do poprzedniego domu - robię nieistotne rzeczy, kestem na podwórku i jak zawsze idę do kota, do psa...lub do obu. Za każdym razem mówię lub ktoś inny, że one jednak żyją. Głaszczę je a sen jest z rodzaju tych bardzo realistycznych tak, że czuję wręcz ich futerko, tego typu rzeczy, wszystkie szczegóły. Albo że przyjeżdżam do domu i widzę kota i cieszę się i mówię że on jednak żyje. Sny są strasznie..realistyczne. towarzyszy im radość z tego że one żyją, uczucie takiego. .no... życia. Że one po prostu są. Istnieją. Jak zawsze. Sen się powtarza NOTORYCZNIE. ale oprócz tego jednak dla mnie jest trochę...no wiecie dziwny..niepokojący. coś musi znaczyć. Gdyby przysnil mi się raz czy dwa uznałabym że to smutek po śmierci zwierząt ale od ich śmierci minął prawie rok/pol roku w przypadku psa. I sny ciągle są takie same - otoczka jest nieistotna..nie bardzo sie skupiam o co w snie chodzi..sa jakby rozmyte ale kiedy pojawia sie kot lub pies staja sie strasznie wyraziste..bardzo realistyczne. Zawsze sa slowa ze jednak zyja. Moja radosc...hm no z czasem jest to troche...straszne ech, sie rozpisalam. Nie wiem co o tym sądzicie czy chcą mi coś przekazać czy o co może chodzić. I proszę wziąć to na powaznie i nie brac mnie za jakas "kocią mamę". Po prostu kocham zwierzęta. W każdym razie zaczął mnie intrygowac ten fakt. Dodam ze mam czesto sny prorocze lub takie ktorymi moge chocby czesciowo 'kierowac'. I dodam jeszcze..jakby co..nie ma mozliwosci zeby zwierzeta jednak zyly. - zmarly na oczach mojego dziadka, ktory je pochowal. Prosze o jakies sugestie i Wasze opinie. Z gory dziekuje