Na dzień dzisiejszy jednak Chiny nie mają żadnych szans.
Na dzień dzisiejszy w ewentualnym konflikcie zbrojnym z Chinami, to Amerykanie są bez szans, gdyż Chińczycy mają zdecydowaną przewagę logistyczną. Nie muszą transportować tysięcy żołnierzy, sprzętu i zaopatrzenia przez cały Pacyfik mając ledwie kilka bezpiecznych (jeszcze) baz, które i tak są odległe od siebie o setki mil morskich.
Ten konflikt to zupełnie nowa klasa wojny, gdzie rozpoznanie ogromnych obszarów w czasie bliskim rzeczywistemu będzie grało kluczową rolę, a nie siła ognia, czy wielkość armii. Spójrzmy na poprzednie konflikty i wojny prowadzone przez USA. Wszędzie pojawia się ten sam schemat: Amerykanie mając znaczną przewagę technologiczną, przewagę siły ognia niszczą przeciwnika mając do dyspozycji bezpieczne bazy. W konflikcie z Chinami Amerykanie będą pozbawieni bezpiecznych baz. Guam i Japonia są w zasięgu chińskich rakiet. Przewaga technologiczna także z czasem będzie topnieć, a plotka niesie, że budowę chińskich systemów radarowych wspierali towarzysze z Moskwy (a Rosjanie są w tym dobrzy).
Moim zdaniem, Amerykanie nie są w stanie wygrać tego starcia w konflikcie militarnym na wielką skalę. To będzie dla nich drugi Wietnam.
2. USA ma w regionie potężnego sojusznika, zarówno przeciwko Chiną jak i ewentualnie przeciw Rosji. Ten kraj to oczywiście Japonia.
Zgadza się, japońska flota (oraz australijska) będzie USA bardzo potrzebna, jeśli Amerykanie myślą o otwartym konflikcie. Ciekawe jednak co takiego musieliby dostać Japończycy, żeby zgodzić się być
de facto mięsem armatnim, bo nie bardzo widzę inną rolę dla ich floty.
3. Flota USA to najpotężniejsza flota świata o wiele poteżniejsza od Chińskiej. Kto rządzi na morzu ten rządzi na świecie.
Jest potężniejsza teraz. Ile okrętów wojennych USA zwodowało w ostatnich latach, a ile będzie musiało remontować lub po prostu zezłomować? Niektóre jednostki pamiętają jeszcze Kryzys Kubański...
4. Ewentualna wojna Chińsko-Amerykańska toczyłaby się w Chinach a nie w USA. To cele w Chinach a nie Ameryce byłyby niszczone.
Pod warunkiem, że Amerykanie będą w stanie podpłynąć na tyle blisko by realnie zagrozić tym celom. Za kilka lat
pierwszy łańcuch wysp może być nie do przebycia dla floty amerykańskiej. Samoloty nie polecą dalej, niż ~2000 kilometrów bez tankowania, a tam nie ma gdzie lądować. Będą na tyle odważni, żeby wpłynąć w zasięg rakiet mogących zatopić ich lotniskowce? Bardzo wątpię.
Moim zdaniem, Amerykanie będą dalej podpalać Bliski Wschód, w przyszłości też Azję Środkową, żeby sabotować plany budowy
Jedwabnego Szlaku. Będą się starać pchnąć Rosję i Indie na Chiny, w ostateczności posuną się do blokady Malakki i innych strategicznych cieśnin oraz otwartej wojny ekonomicznej, żeby zadusić chiński wzrost. Nie posuną się do otwartej wojny militarnej z Chinami chyba, że sparaliżują chińskie systemy rozpoznawcze albo w ruch pójdą pociski balistyczne. Oby nie.
Użytkownik Ill edytował ten post 10.12.2015 - 18:58