Największy kraj świata usiany jest miejscami, w których kumulują się zjawiska nadprzyrodzone. Te mało znane za granicą i często odludne obszary nazywa się "strefami anomalnymi". Zdarzenia, do jakich tam dochodzi, przeczą zdrowemu rozsądkowi…
M-skij Trójkąt
Foto: Shutterstock
Sława tego miejsca narodziła się w październiku 1984 r., kiedy lokalny geolog Emil Baczurin wybrał się do lasu, zauważając nad nim dziwną łunę, a potem natrafiając w śniegu na ślad o średnicy ponad 60 m, którego pochodzenia nikt nie potrafił wyjaśnić. Nie był to pierwszy tego typu incydent w okolicach Moljobki oddalonej o ok. 300 km od Permu - stolicy regionu. Miejscowi, szczególnie starsi, znali wiele opowieści o latających dziwadłach, ludziach doznających nagłej "dezorientacji w terenie" i innych anomaliach, które sprawiły, że okolice tej niewielkiej miejscowości uznano za "rosyjski Trójkąt Bermudzki".
Nazwa wsi wzięła się od "kamienia modlitewnego", jaki ustawili tu autochtoni - ugrofińscy Mansowie. Oprócz nietypowych energii, jakie mają wyczuwać tam ludzie sensytywni, w Moljobce regularnie dochodzi do innych zdarzeń, takich jak obserwacje różnokolorowych latających świateł czy omamy słuchowe i postępujące znużenie u tych, którzy wybierają się na spacer po okolicy. Przekonać o tym chce się tak wiele osób, że Moljobka stała się nawet prężnym centrum turystycznym Kraju Permskiego.
Jednym ze świadków dziwnych wydarzeń w "Trójkącie M-skim" (jak brzmi alternatywna nazwa tego obszaru) był urodzony we wspomnianej wsi fizyk, Paweł Gładyszew, który po przejściu na emeryturę wrócił w rodzinne strony.
- Kilka razy widywałem coś dziwnego na niebie i jako fizyk mogę powiedzieć, że nie były to obiekty stworzone przez człowieka - relacjonował. - Nie wierzyłem w te historyjki, zanim sam czegoś takiego nie zobaczyłem. Tamtego dnia pracowaliśmy na polu przy sianie. Zaczęliśmy z samego rana, koło czwartej. Nagle zobaczyłem, jak nad pole wznosi się "drugi księżyc". Była to kula, która rzucała w dół mdłe światło. (…) Zauważyłem też, że pada od niej siedem promieni. Kiedy wreszcie zniknęła, doszliśmy do siebie, ale potem praca szła ciężko. Byłem osłabiony przez dwa kolejne dni…
Dolina Śmierci nad Wilujem
Foto: Shutterstock
Tajemnicza Dolina Śmierci rozciąga się w górnym biegu rzeki Wiluj na Syberii, w miejscu, gdzie wpada do niej potok Ołgujdach. Ludzie rzadko się tam zapuszczali. Wyjątkami byli pasterze reniferów i myśliwi, którzy napotykali tam na częściowo pochłonięte przez tajgę dziwne metalowe konstrukcje, które nazywali "kotłami". Niektóre miały formę kopuł, inne, niczym bunkry, posiadały rozbudowaną część podziemną.
Istnieje kilka współczesnych relacji ludzi, którzy nie tylko widzieli kotły nad brzegiem Wiluja, ale nawet w nich nocowali. W 1853 r. niemiecki badacz Syberii, Richard Maak, wspominał o "gigantycznym miedzianym kotle", jaki widział w tamtym regionie. W połowie lat 30. XX w. Dolinę Śmierci odwiedził kupiec Sawinow z wnuczką. W relacji wspominała ona o łukowatej budowli z krętym tunelem wiodącym do "metalowej komnaty", gdzie przespali noc. W tym samym okresie trafiał tam również kilkukrotnie Michaił Koreckij z Władywostoku, który odwiedzał "kotły" w towarzystwie przewodnika, opisując je jako twory o średnicy 6-9 m wykonane z twardego metalu przypominającego miedź, ale nią nie będącego.
Istnieje hipoteza, że ukryta w tajdze instalacja została zbudowana przez istoty pozaziemskie. Ale jakie było jej przeznaczenie, nie wiadomo. Niektórzy wskazówek szukają w jakuckich legendach, które wspominają o potężnych eksplozjach i wznoszących się nad Doliną Śmierci słupach dymu.
Ostatnią osobą, która poszukiwała "kotłów", był czeski podróżnik i badacz tajemnic, Ivan Mackerle (1942-2013). W 2006 r. udał się on nad Wiluj ze swą ekipą, jednak jakiekolwiek konkretne działania, z powodu gęstości tajgi i braku sprzętu, okazały się niemożliwe. Mimo to odnaleźli oni dwa obiecujące miejsca.
"W okrągłym jeziorku o średnicy ok. 10 m znajdowało się coś w formie gładkiej wielkiej i lekko zakrzywionej kopuły pokrytej warstwą mułu" - pisał Mackerle o jednym z nich. "Z pomocą tyczki wybadaliśmy kształt, ale brakowało nam sprzętu, żeby tam dotrzeć. Musielibyśmy wypompować wodę i usunąć błoto. (…) Nasze badania dodatkowo utrudniły przejściowe problemy zdrowotne, jakie nasiliły się po nocy spędzonej przy zatopionych kotłach. Następnego dnia ogarnęły mnie dreszcze, omdlałem i utraciłem zdolność do utrzymania równowagi".
Co ciekawe, zgodnie z podaniami jakuckimi, myśliwi unikali nocowania w kotłach, gdyż kończyło się to chorobą, nierzadko o śmiertelnych powikłaniach…
Pskowska Pogost
Foto: Shutterstock
O tej mało znanej strefie anomalnej pisał podróżnik Wojciech Grzelak. Przeklęty obszar ma leżeć wokół wyludnionej wsi Pogost w rejonie Pskowa na zachodnich rubieżach Rosji. Mówiąc dokładniej, chodzi o "Diabelską Polanę" - zagubiony w gęstwinie skrawek ziemi, który dla miejscowych był synonimem wszystkiego co najgorsze. Ludzie, którzy się tam wybierali, przepadali bez wieści, podobnie jak zwierzęta (domowe i dzikie), których kości bieliły się w otoczeniu polany.
Pierwotnie ponoć znajdował się tam nieznanego pochodzenia ziemny "lej" wiecznie otoczony mgłą (a może ulatniającym się gazem, np. metanem, który powodował zatrucia?). Z biegiem lat porósł on jednak trawą. Jak dodaje pan Grzelak w książce "Ziemia szamanów" (2014), po II wojnie miejsce znowu zmieniło postać i zaczęło przypominać wypalony w ziemi krąg.
"W 1965 r. w pogodne letnie noce widywano jasne promienie i błyskawice nad fatalną polaną, a dzienną porą pomiędzy drzewami pojawiały się przerażające miraże wywołujące panikę wśród wieśniaków. (…) Anomalia oddziaływała także silnie na psychikę mieszkańców wioski - byli niezwykle nerwowi i pobudzeni. Niektórzy z nich odczuwali ciągły niewytłumaczalny lęk" - pisał podróżnik.
Zakole Samary
Foto: Shutterstock
Zakole Samary to obszar w środkowym biegu Wołgi, gdzie obiega ona pasmo Żiguli i gdzie wpada do niej rzeka Samara. Na powstałym wybrzuszeniu leży miasto o tej samej nazwie - liczące ponad milion mieszkańców centrum przemysłowe i kulturalne. Ale Zakole Samary to także - zdaniem badaczy anomalnych stref - kolejny punkt koncentracji zjawisk nadprzyrodzonych.
Charakterystyczne dla tego rejonu mają być obserwacje obiektów nieznanego pochodzenia latających w grupach po trzy lub pięć.
Równie często widywane są zielone kule lub słupy światła. W 1978 r. taki jaśniejący filar nad wzniesieniami Żiguli obserwowało ok. 200 osób. Zdarzają się też inne trudne do sklasyfikowania anomalie - nietypowe burze i miraże, z których region słynie od wieków.
XIX-wieczny krajoznawca Leopoldow w "Uwagach o Kraju Samarskim" podał legendę o zagadkowym mieście mirażu, które pojawia się nad środkową Wołgą. Nazywane przez miejscowych Mir-Grodem lub Kir Ugły, nadal widywane jest ponoć bardzo często. Na dowód wspomniany Wojciech Grzelak przywołuje relację geologa Aleksandra Szarapowa, który wraz z grupą kolegów zobaczył je podczas burzy w 1998 r.
"Nagle w chmurach pojawił się niemal regularny kwadrat. Wybiegł ku niemu, zdawało się - spod ziemi - czerwony promień. Wówczas w tym 'oknie', pośród nieba, niczym na ekranie telewizora, pojawił się wyraźny kolorowy obraz. Był to pejzaż zatoki morskiej otoczonej niewysokimi wzgórzami porośniętymi dziwnym lasem o intensywnej fioletowej barwie" - relacjonował obserwator.
Miraż (czy hologram) był widoczny ponoć aż przez kwadrans, ale baszt i murów, o których mówią legendy, świadkowie nie dostrzegli…
Pasmo Niedźwiedzicy
Foto: Shutterstock
Kolejnym rejonem o "złej sławie", gdzie mają dziać się rzeczy niesamowite, są Wzgórza Niedźwiedzicy - pasmo niskich kredowych wzniesień oddalonych o kilkanaście kilometrów od miasta Żirnowsk (obwód wołgogradzki). Obszar ten został dość dokładnie spenetrowany przez członków grupy Kosmopoisk - największej rosyjskiej organizacji badającej "nieznane". Odnotowano, że anomalie na Wzgórzach Niedźwiedzicy przybierają postać dziwacznych znaków i wypalenisk na gruncie, tajemniczych zjawisk atmosferycznych oraz (przede wszystkim) obserwacji niezidentyfikowanych zjawisk powietrznych.
Miejscem, w którym najlepiej widać działanie tajemniczej energii, jest Stok Wściekłych Piorunów, gdzie ściąga najwięcej ciekawskich. Tamtejsze drzewa noszą ślady ognia, czemu winne mają być krążące w powietrzu kule, niekiedy poruszające się całymi chmarami.
Choć istnieje hipoteza, że to pioruny kuliste, najprawdopodobniej jest to inne zjawisko. W 1967 r. jeden z takich obiektów przeleciał nad głowami robotników pracujących przy odwiertach, sypiąc iskrami. W 1991 r. dokonano z kolei makabrycznego odkrycia - pasterz Jurij Mamajew został znaleziony martwy. Milicyjny raport stwierdzał, że "śmierć nastąpiła z powodu poparzeń". Człowiek, który mu towarzyszył, nie był jednak w stanie powiedzieć, jak to się stało. Twierdził, że na moment stracił Mamajewa z oczu, a potem znalazł go sztywnego na ziemi…
Źródło: onet - strefa tajemnic
link: http://strefatajemni...ca-rosji/xzkkg1