Jestem ciekawa czy ktoś z was spotkał się "oko w oko" z takimi tekstami ze strony dziecka?
Owszem ja i wcale to nie jest fajna historia, lecz dobrze się kończy więc pozwolę sobie opowiedzieć
Dość dawno temu moja córka pojechała z dziadkami w góry gdzie budowali swój dom.Dokładnie Beskid Żywiecki 15 km od Żywca . Z początku nie mieli oni za dużo sąsiadów, jeden domek 200 metrów od nich lecz z biegiem czasu zaczęli i inni się budować i pojawiły się także dzieci. Moja córka miała może na oko 5 lat jak to wszystko się zaczęło. Zaczęła jeździć z dziadkami coraz chętniej. Tata pilnował budowy a mama zajmowała się wnuczką i innymi dziećmi sąsiadów jak to zazwyczaj bywa, raz dzieciaki bawią się u jednego na placu innym razem u drugiego.
Podczas jednej z zabaw gdzie dzieciaki uroczo bawiły się i biegały moje dziecko zobaczyło jakiegoś "Pana". Pan szedł za nimi a później miał biec. Nie wiem czy tylko go widziała córka czy też inne dzieciaki też, ponieważ nie pytałam. Tam go zobaczyła pierwszy raz. Zbagatelizowałam sprawę nic przecież dziwnego się nie wydarzyło, mało to ludzi chodzi po drodze?
Po jakimś czasie zaczęła go widzieć coraz częściej w różnych sytuacjach... a to w domu, a to w przedszkolu, na dworze lecz najczęściej jak była sama .
Pracowałam w tamtym czasie w piekarni i chodziłam do pracy na 5 rano i wstawałam o 4, mój mąż pracował na 3 zmiany w kopalni, zdarzało się, że córka zostawała przez godzinę sama w domu (wiem że to było nieodpowiedzialne, ale spała sobie zanim mąż wracał po 6) wychodziłam do pracy o 4.45 jako że miałam bardzo blisko do piekarni (na tej samej ulicy tylko przystanek niżej). Nagrywałam jej smerfy i gumisie na video i puszczałam jak tylko wychodziłam z domu żeby się nie bała jak się przebudzi.
Mąż bagatelizował sprawę tłumacząc, że to dziecięce fanaberie ale gdy zaczęła wstawać ze mną do pracy i czekać tam do momentu aż mąż jej nie odbierze zaczęłam się wypytywać co to za "Pan". Bała się widać to było a ja nie potrafiłam jej pomóc. Jak pomóc osobie która coś widzi jeśli samemu się nic nie widzi? Ów "Pan" w dniu gdy go zobaczyła był ubrany w brązowy płaszcz i czarny kapelusz, miał duży nos. Gdy pojawiał się w domu był ubrany a raz w samych bokserkach. Pytałam kiedy go widzi .. odpowiadała że pojawia się nagle ale wie , że idzie bo strasznie wtedy szumi takie " łuuu". Ani nikt nam nie umarł, ani nikt nie zaginął wiec co się dzieje z dzieckiem ? Pytam dalej jak wygląda i włos jeży mi się na głowie.... Jest czerwony , na głowie ma dwa małe rogi a zamiast dłoni ma szczypce. No i się zaczęło. Jazda po lekarzach, rozwiązywanie głupkowatych testów i badania głowy oraz okulista. Miała EEG głowy oraz tomograf, okulista wykrył małą wadę i przepisał jej okulary, testy psychologiczne dobre i dziecko rozwija się prawidłowo. "Pan" nie zniknął.
Zaczęło brakować mi pomysłów na pomoc. "Pan" potrafił pojawiać się przez ściany i mieć złą minę ... raz opowiadała , że przyszło ich dwóch.
Umówiłyśmy się tak , że jeśli go zobaczy to ma mnie ściskać za rękę. Zaczęła kurczowo się trzymać nas lub drugiej osoby (np. Pani w przedszkolu) zawsze trzymała kogoś za rękę jeśli tylko wychodziła do innego pomieszczenia bądź ubikacji. No i raz moje dziecko chce iść do kuchni więc łapię ją za rękę i idziemy ... wychodzimy z pokoju i wchodzimy do przedpokoju i czuję że wzdrygnęła i ściska mi rękę .... Pytam jest ? Kiwa głową potwierdzająco ... Tu ? Pokazuję na róg ściany koło drzwi i znów kiwa, że tak więc wyciągam rękę i dotykam ściany, żeby pokazać jej, że jednak tam nic nie ma ... Zamyka oczy i spoconą ręką ściska mi dłoń. "Pan" znika.
Co jest dziwne nigdy nic do niej nie powiedział, zawsze był do 2-3 mrugnięcia oka.
Ręce opadły i szanse na pomoc także.. moja matka uważała że mała widzi diabła, lecz ja nie wiem co to było. Nigdy nie oglądaliśmy strasznych filmów przy niej ani nie puszczałam jej bajek typu " Scoobidoo" czy jak to się tam pisze. Internetu też nie mieliśmy w domu. Ba ! Nawet komputera nie było. Badania ok, głowa ok, wzrok już też ok. Co robić?
Posłuchałam matki i wpuściłam kolędę do mieszkania, raczej dla świętego spokoju ponieważ mama wymyśliła, że mieszkam w nawiedzonym starym mieszkaniu. Nie pamiętam czy to pomogło czy raczej to że zabrałam ją do kościoła i kazałam jej iść do komunii. Tak do komunii i to nie jako 9-latka. Nie wiem ile miała lat, trochę to trwało może 7? Może to już była 1 klasa a może zerówka. Fakt , że pomogło i "Pan" już nie przychodził.
Dziś córka jest już pełnoletnia i nawet była na Tyskim wieczorze uwielbienia. Ponoć straszne przeżycie jak się widzi dziwnie zachowujących ludzi obok siebie. Jest grupa wsparcia i egzorcysta. Nie byłam, choć raz byłam zapisana w kościele na wyjazd.
Do dziś nie wiem co to było i nikt nie wraca do tego tematu. Z mężem się rozstaliśmy, za to córę mamy wyjątkową i bardzo dobrze się uczy. Matka jest w stanie zrobić wszystko żeby pomóc swojemu dziecku. Co czułam? złość ... że nie potrafię jej pomóc, bezsilność i smutek. Dobrze jednak, że wszystko dobrze się skończyło;)