Wyszedł z domu i nie wrócił
Niby wiadomo, kiedy zmarł Hitler i co się stało z jego szczątkami. Niby – wątpliwości pojawiają się bowiem od końca wojny, i wiele wskazuje na to, że mimo „niepodważalnych dowodów” cały czas będą powracać
Jest 29 kwietnia 1945 r. 3.40 po południu. Za Hitlerem i Ewą Braun zamknęły się drzwi prywatnych pomieszczeń bunkra pod Kancelarią Rzeszy. Po dłuższej chwili wchodzi osobisty kamerdyner wodza Heinz Linge, za nim adiutant esesman Otto Gunsche. Przed Rosjanami zeznali później: Hitler ubrany w partyjny mundur z przypiętą Złotą Odznaką NSDAP, Żelaznym Krzyżem i odznaczeniem za rany siedzi na sofie z przestrzeloną lewą skronią. Lewa ręka zwisa wzdłuż ciała. Ściana i sofa są obryzgane krwią. Na podłodze leży osobisty pistolet Hitlera Walter 6,35 mm. Ewa Braun w ulubionej czarnej sukience, skulona z podkurczonymi nogami i zaciśniętymi ustami, spoczywa obok na sofie. Pantofle równiutko nosek w nosek stoją na podłodze. W powietrzu czuć migdałowy zapach cyjanku potasu. Linge zawija ciała w koce. Razem z Martinem Bormannem, Hansem Reisserem i dwoma esesmanami wynosi zawinięte zwłoki do ogrodu Kancelarii. Wrzucają je do leja po bombie, oblewają benzyną i podpalają. Przez długie lata po wojnie nikt nie miał pewności nie tylko co do tego, co stało się z ciałami Hitlera i Braun, ale w ogóle co tak naprawdę zaszło w oblężonym bunkrze Führera. Wśród historyków, obok wersji o samobójstwie, krążyły fantastyczne teorie o ucieczce Hitlera i Braun z Berlina, o tym, że ukryli się w Hiszpanii pod opieką gen. Franco, a nawet w tajnej bazie SS na Antarktydzie.
W maju 2000 r. w rocznicę zwycięstwa nad nazizmem Rosjanie, którzy przez lata podsycali te wątpliwości, postanowili ostatecznie zakończyć wszelkie spekulacje i potwierdzić oficjalną wersję śmierci Hitlera. W Moskwie otwarto wystawę „Agonia III Rzeszy”. Państwowe Archiwum Federacji Rosyjskiej zaprezentowało sensacyjny eksponat – fragment czaszki z otworem po kuli i kawałek szczęki. Ogłoszono, że to jedyne zachowane szczątki wodza III Rzeszy. Największe emocje wzbudził jednak pewien dokument – rozkaz przeprowadzenia tajnej operacji KGB pod kryptonimem „Archiwum”. Operacji likwidacji szczątków wodza III Rzeszy.
Zlecił ją 5 kwietnia 1970 r. szef KGB Jurij Andropow, zatwierdził zaś osobiście sekretarz generalny KPZR Leonid Breżniew. W ramach „Archiwum” szczątki Führera, czyli „zwłoki nr 12” – przechowywane przez lata w drewnianej skrzyni amunicyjnej razem z ciałami Ewy Braun, rodziny Goebbelsów i ostatniego szefa sztabu wojsk lądowych Rzeszy gen. Hansa Krebsa – zostały ekshumowane z tajnego miejsca pochówku, znajdującego się na terenie stacjonującego w Magdeburgu sowieckiego pułku pancernego. Następnie szczątki spalono, prochy zaś rozrzucono nad pobliską rzeczką. Okazało się, że była to ósma ekshumacja Hitlera – przez ćwierć wieku jego zwłoki podążały w amunicyjnej skrzyni wraz ze stacjonującą w NRD sowiecką jednostką okupacyjną do kolejnych miejsc dyslokacji. Cel, który przyświecał Rosjanom przy organizacji wystawy, nie został osiągnięty. Pytania o życie po życiu Hitlera, zamiast ucichnąć na zawsze, powróciły ze zdwojoną siłą i historycy – nie tylko zresztą rosyjscy – stawiają je do dziś, nie znajdując satysfakcjonujących odpowiedzi. Zbyt wiele jest wokół samobójstwa Hitlera i śledztw toczonych w tej sprawie nieścisłości. I nie chodzi tu o drobiazgi. Nie zgadzają się kluczowe fakty. Badacze są zgodni co do jednego: wszelkie wątpliwości mogłyby rozwiać jedynie badania DNA, na które Rosjanie od lat konsekwentnie się nie godzą.
Pierwsze śledztwo
Bez jednoznacznej odpowiedzi pozostają więc pytania podstawowe. Czyja czaszka i szczęka znajdują się w Państwowym Archiwum Federacji? Dlaczego nie zniszczono ich razem ze szczątkami spopielonymi podczas operacji „Archiwum”? Czyje zwłoki spalono w 1970 r. pod Magdeburgiem? I w końcu: co w ogóle stało się z Hitlerem w oblężonym bunkrze? „Wracają podstawowe pytania, gdyż od chwili gdy pierwsi żołnierze Armii Czerwonej wkroczyli do bunkra Hitlera, ogrodu Kancelarii położonego nad nim i samej Kancelarii, mamy do czynienia z unikalnym ciągiem niekompetencji i bałaganiarstwa” – twierdzi Leon Arbacki, historyk, autor kilku książek o ostatnich dniach Rzeszy i jej wodza. Arbacki od lat stawia tezy podważające oficjalną wersję o samobójstwie Führera. Pierwsze ciało, które znaleźli czerwonoarmiści, sądząc, że należy do Hitlera, już po kilku godzinach okazało się trupem Gustava Wellera – sobowtóra Führera, zatrudnionego w Kancelarii na stanowisku portiera. Wątpliwości, które rychło potwierdzili ściągnięci do identyfikacji ludzie znający Hitlera osobiście, wzbudziły cerowane skarpety, które trup miał na sobie. Pedantyczny Führer nie założyłby takich.
W trakcie zamieszania nad ciałem sobowtóra przypadkiem dokonano kolejnego odkrycia. Jeden z żołnierzy oddziału kontrwywiadu Smiersz ze sztabu III Armii Uderzeniowej, prowadzącego poszukiwania Hitlera, zapadł się pod ziemię – w lej po bombie. „W dziurze były dwa częściowo spalone ciała. Mężczyzna i kobieta. Ktoś krzyknął: przecież to jest Hitler!” – wspomina w rosyjskim filmie dokumentalnym nieżyjący już dziś ppłk Iwan Klimenko, obecny wówczas na miejscu odkrycia szef tropiącej najwyższych funkcjonariuszy III Rzeszy specgrupy śledczej Smiersz. Jeśli mężczyzną był Hitler, to kobietą musiała być Braun. Teatr absurdu trwał dalej. Klimenko ze swoimi ludźmi zostawili dopiero co odkryte zwłoki tam, gdzie je znaleźli! Wrócili dopiero nazajutrz – z rozkazem ze sztabu III Armii: zabrać ciała do identyfikacji. Tymczasem przez noc w ogrodzie Kancelarii Rzeszy, znajdującej się na granicy dyslokacji III i V Armii Uderzeniowej, zmienili się wartownicy. W nocy teren ogrodu przejęła V Armia i jej ludzie nie zamierzali wpuszczać Klimenki. Najwyraźniej też nie zdawali sobie sprawy z tego, czego strzegą, bowiem pułkownik– ryzykując lata łagru, a może i głowę – bez większych problemów zdołał wykraść nadpalone ciała.
O zmierzchu ludzie Klimenki przez płot weszli do ogrodu Kancelarii i tą samą drogą uciekli z ciałami. Pierwszą ekspertyzę wykonał w połowie maja 1945 r. ściągnięty w tym celu przez Smiersz III Armii naczelny patolog I Frontu Białoruskiego Faust Szkarawski. Od razu zamiast odpowiedzi zaczęły mnożyć się pytania i wątpliwości. Szkarawski ustalił, że kobieta, której ciało mu dostarczono, ma przebite odłamkami serce i płuca. I to te właśnie rany były przyczyną jej śmierci. Kobieta miała zaledwie 11 własnych, i w większości chorych, zębów. Proteza dentystyczna nie była umocowana jak należy, a jedynie byle jak wciśnięta pomiędzy szczęki. Wątpliwe, by tak wyglądało uzębienie eleganckiej i zadbanej żony wodza III Rzeszy. Śladu szkła po kapsułce cyjanku potasu w jamie ustnej czy między zębami Szkarawski nie wykrył. Podobnie brak było jakichkolwiek śladów trucizny w organizmie. Co do mężczyzny, to jego kość nosowa była popękana w sposób typowy dla pobicia. Nie miał też nogi i części czaszki.
Klimenko w nakręconym 10 lat temu rosyjskim filmie dokumentalnym „Tajemnica zwłok nr 12” wspomina swoją rozmowę ze Szkarawskim, który w czerwcu 1945 r. miał mu się zwierzyć, że badanemu trupowi brakuje jednego jądra. W zachowanych dokumentach medycznych Hitlera, który rzeczywiście odniósł rany w pierwszej wojnie światowej, nie ma o tym defekcie mowy. Szkarawski nie napisał o tym w swojej ekspertyzie. Dlaczego? By rozwiać wątpliwości, Szkarawskiemu sprowadzono asystentkę stomatologa Hitlera Kathe Heusermann i dokumentację dentystyczną, która nienaruszona przetrwała w Kancelarii Rzeszy. Jelena Pżewska, w 1945 r. tłumaczka oddziału poszukiwawczego Smiersz, ostatni żyjący dziś jego członek, wspomina: „Frau Heusermann bez wahania rozpoznała protezy i mostki wykonane dla Hitlera, podobnie jak wyjątkową koronkę Braun. Twierdziła, że była obecna przy wszystkich tych zabiegach”. Na zeznaniach Heusermann Szkarawski oparł ostateczne wnioski identyfikacji zwłok. Brzmiały: są to ciała Adolfa Hitlera i Ewy Braun. Smiersz zaś, opierając się na zeznaniach świadków przebywających 29 kwietnia 1945 r. w bunkrze, w ostatecznym raporcie przesłanym Stalinowi podsumował: odnaleziono ciała Hitlera i Braun, którzy zginęli od jednoczesnego zażycia trucizny i samobójczych strzałów w głowę.
Generalissimusa raport kontrwywiadu nie przekonał. Już po zakończeniu pracy przez Szkarawskiego generał Gieorgij Żukow na konferencji prasowej z udziałem dziennikarzy zachodnich oznajmia: „Nie mamy zidentyfikowanego trupa Hitlera”. Stalin zaś gdzie i kiedy mógł, podkreślał, że nie wie nic o losie Hitlera, a już z całą pewnością nie schwytał go ani żywego, ani martwego. Na konferencji pokojowej w Poczdamie amerykańskiemu posłowi Hopkinsowi powiedział: „Mam własne informacje, że Hitler ukrywa się w Ameryce Południowej. Albo Hiszpanii”.
W Poczdamie, powołując się na informacje własnego wywiadu, to samo twierdził premier Wielkiej Brytanii Clement Attlee. Kathe Heusermann dostała 10 lat katorgi. W latach 50., po powrocie do Niemiec, odwołała swoje zeznania dotyczące identyfikacji zębów Hitlera i Braun. Stwierdziła, że nie może mieć pewności, do kogo należały protezy, i mówiła to, co Sowieci chcieli usłyszeć. Ciała badane przez Szkarawskiego, razem z trupami małżeństwa Goebbelsów, szóstki ich dzieci, a także generała Hansa Krebsa, ostatniego szefa sztabu wojsk lądowych Rzeszy, który także odebrał sobie życie w bunkrze, pogrzebano, a lokalizację utajniono. Szef Smiersz III Armii, który w czerwcu 1945 r. osobiście zawiózł na Kreml raport o śmierci i identyfikacji Hitlera, wrócił bez spodziewanego orderu, za to z instrukcją Stalina, że od tej pory za rozgłaszanie jakichkolwiek szczegółów śmierci wodza Rzeszy grozi 12 lat łagru. Taki był finał pierwszego rosyjskiego śledztwa w sprawie losów Hitlera.
NKWD wkracza do akcji
Sprawa odżyła zaledwie po roku. W kwietniu 1946 r. do Berlina zostaje skierowana ekipa śledcza NKWD. Szef tajnej policji Ławrentij Beria wiedział doskonale o wątpliwościach Stalina i niedociągnięciach śledztwa Smiersz. Postanowił to wykorzystać, by zagarnąć laury po rozwiązaniu zagadki śmierci Hitlera. Ekipą Berii kierował naczelnik 1. Oddziału Operacyjnego NKWD pułkownik Arkadij Kłausin. Na czele towarzyszącego jej zespołu ekspertów i naukowców stanął Piotr Semienowski – wysokiej klasy fachowiec w dziedzinie medycyny sądowej, gruntownie wykształcony na przedwojennych niemieckich uniwersytetach. Smiersz od początku rzucał NKWD kłody pod nogi, skutecznie blokując ekshumację szczątków przebadanych przez Szkarawskiego. Niezrażony Kłausin działał metodycznie i z olbrzymim rozmachem.
Pułkownik przesłuchał ponad 50 osób, osadzonych w sowieckich więzieniach i obozach, które miały kontakt z Hitlerem w ostatnich dniach przed upadkiem bunkra. Kazał ponownie umeblować podziemny apartament wodza. Sprowadził to, co zostało z oryginalnego wyposażenia, a w przypadkach gdy nie było to możliwe, zamówił identyczne sprzęty. Z udziałem świadków urządził kilka rekonstrukcji zdarzeń z 29 kwietnia 1945 r. Ponownie przeszukano lej bombowy, z którego Smiersz wydobył domniemane zwłoki Hitlera i Braun. Już pierwszego dnia pod cienką warstwą ziemi enkawudziści znaleźli fragment czaszki z otworem wylotowym po kuli i kawałki ludzkiej szczęki.
Wiktor Tiszyn, asystent Semienowskiego, w wywiadzie udzielonym w połowie lat 90. magazynowi „Ogoniok” mówił: „Zastanawialiśmy się, czy mogą to być szczątki Hitlera, skoro już jednego Führera z tego leja wyciągnięto. »Czyli to, co Smiersz wyjął, to nie tylko bez nogi, ale i bez głowy?« – pytał reporter tygodnika. – Wydaje się to nieprawdopodobne – odpowiadał Tiszyn – ale świadkowie powiedzieli nam, jak to się odbywało w maju 1945 r.”. Raport Semienowskiego był dla Smiersza miażdżący. Pisał: „Ekshumacja została przeprowadzona chaotycznie.(...) Podczas identyfikacji zaniechano podstawowych badań. Nie zostały przebadane kości, zmiany aorty na obecność cyjanku (…). Wobec bardzo poważnych zaniedbań wnioski komisji z 1945 r. można traktować jedynie w kategoriach hipotezy”. Semienowski, nie mając ciał, dysponował wiele skromniejszym materiałem dowodowym niż Szkarawski. Jego wnioski były też znacznie ostrożniejsze i bardziej wyważone. Raport NKWD stwierdzał, że znaleziony fragment czaszki należy do mężczyzny między pięćdziesiątym a siedemdziesiątym rokiem życia, zaś zwłoki po śmierci zostały częściowo spalone. Krew zabezpieczona na obiciu sofy, na której Hitler miał strzelić sobie w skroń, ma tę samą grupę, co krew Führera. Jednak czaszka nosi bez wątpienia ślad strzału oddanego nie w skroń, jak twierdzą świadkowie – Linge i Gunsche, lecz w podbródek lub usta.
Wobec tych rozbieżności Semienowski podsumował: „Komisja nie uważa za możliwe wyciągnięcie jednoznacznych końcowych wniosków”. Równolegle z badaniem szczątków, od pierwszych dni po zdobyciu Kancelarii Rzeszy trwały poszukiwania żywego Hitlera. Grupy pościgowe działały jednak po omacku, bez jednolitego i przemyślanego planu. „Zachowywali się, jakby tropili pospolitego złodziejaszka, a nie człowieka, który stał na czele imperium i nawet w chwili upadku dysponował fanatycznie oddanymi mu esesmanami, gestapowcami i siecią międzynarodowych kontaktów na najwyższych szczeblach władzy” – mówi Leon Arbacki. W jednej z hipotez wywiad sowiecki założył, że Hitlerowi mogli pomóc ukryć się... jego krewni! Wszystkich więc aresztowano. Cioteczna siostra Hitlera Maria Kopenstein, która widziała kuzyna dwa razy w życiu jako małego chłopca, razem z mężem i trzema braćmi dostała 25 lat katorgi. Zmarła w obozie pod Czelabińskiem w 1952 r. Siostrzeniec Hitlera, który dostał się do sowieckiej niewoli pod Stalingradem, był obserwowany jeszcze długo po powrocie do Niemiec – do 1955 r.! Między 1945 a 1947 r. grupy poszukiwawcze Smiersz i NKWD wysłały do Moskwy 170 Niemców podobnych do Hitlera!
Wszystkie schwytane osoby pracujące i służące w bunkrze, Kancelarii i w otoczeniu tyrana umieszczono w ciężkim moskiewskim więzieniu Burtyki. Przez lata były otoczone kapusiami i poddawane wielokrotnym przesłuchaniom, z wykorzystaniem tortur fizycznych i psychicznych. Wszystko po to, by wykluczyć lub wykryć ucieczkę Hitlera. Arbacki: „Nasze służby straciły zainteresowanie wątkiem żywego Hitlera dopiero około 1950 roku, kiedy wydawało się, że agenci sprawdzili wszystkie możliwe tropy prowadzące do Hiszpanii i Ameryki Południowej. Wówczas też w 1956 r. powstał jedyny oficjalny dokument, stwierdzający śmierć Hitlera w wymiarze prawnym. Był to wyrok sądu cywilnego miasta Berchtesgaden w sprawie spadkowej. Sąd, przesłuchawszy 48 świadków, uznał obywatela Adolfa Hitlera za osobę zmarłą. Nie dysponując zwłokami, sąd oparł się przy tym na jedynej formule prawnej, którą mógł wykorzystać – „wyszedł z domu i nie wrócił”.
Trop argentyński
Po zakończeniu śledztwa NKWD, w ZSRR zapadła narzucona odgórnie wieloletnia cisza. Dopiero w czasach pieriestrojki i głasnosti historycy zaczęli na nowo analizować wątki i ślady zignorowane lub świadomie pominięte przez śledczych z lat 40. Przypomniano, że 26 kwietnia 1945 r. do bunkra przyleciała mistrzyni pilotażu i ulubienica Führera Hanna Reitsch wraz z Robertem Ritterem von Greim, którego Hitler, po zdradzie Goeringa, mianował tego dnia szefem Luftwaffe. Reitsch namawiała Hitlera, by opuścił z nią Berlin. Odleciała bez niego, ale w Tiergarten jeszcze co najmniej trzykrotnie lądowały i startowały samoloty. Drogą lotniczą opuścił Berlin np. szef gospodarki Rzeszy i nadworny architekt Hitlera Albert Speer. Ostatni start odbył się 30 kwietnia o 16.00. Inne sowieckie dokumenty informują, że tego dnia z okolic bunkra ruszyła naprędce sformowana kolumna czołgów, która osłaniała kilka aut osobowych. Czołgi zostały zatrzymane i zniszczone przez oddziały I Armii Wojska Polskiego. Samochody jednak się przedarły.
W nocy z 30 kwietnia na 1 maja 1945 r. z Kilonii odpłynęła łódź podwodna – nowoczesna jednostka dalekosiężna. Na pokładzie było troje cywilnych pasażerów – VIP-ów, w tym jedna kobieta. W pierwszych dniach czerwca 1945 r. dwa U-Booty poddały się w Mar del Plata w Argentynie. Sugerowano, że mógł to być speckonwój Hitlera. Trzy tygodnie przed końcem wojny, także z Kilonii, wypłynął U-530 z tajną misją o kryptonimie „Walkiria 2”. Na pokładzie znajdowały się m.in. osobiste rzeczy Hitlera. Miał płynąć na Antarktydę. Kilka dni po nim tym samym kursem popłynął U-977. Zaczęto też publikować relacje, które potwierdzały hipotezę o ucieczce Hitlera. Kilka lat temu tygodnik „Ogoniok” wydrukował relację agenta KGB, który siedział w celi z kamerdynerem Hitlera. Milczący zazwyczaj jak grób Linge miał mu powiedzieć o śmierci Hitlera coś takiego: „Prawdę zna tylko Bormann i ja. Bormanna nie ma, a ja nic im nie powiedziałem”. Bestselerem stało się tłumaczenie wydanej w latach 80. w USA książki George’a Douglasa „Szef gestapo Heinrich Müller”. Jej autor twierdzi, że Müller nie zginął w 1945 r., lecz został przewieziony do Stanów i ukryty przez CIA, z którą współpracował. Douglas utrzymywał, że przeprowadził wywiad rzekę z Müllerem w 1965 r., jednak zobowiązał się opublikować materiał dopiero po śmierci rozmówcy.
Müller wyznał, że osobiście przygotował akcję podstawienia Rosjanom sobowtóra Hitlera. Miał nim być robotnik fabryczny o nazwisku Sillin, daleki krewny Hitlera. Tuż przed wkroczeniem Sowietów Müller kazał Sillina zastrzelić i porzucić trupa w miejscu, w którym Rosjanie łatwo go znajdą. Pytanie: czy Müller mówił o człowieku w zacerowanych skarpetach, czy o spalonym razem z kobietą w leju po bombie? W 1993 r. Rosjanie przeprowadzili trzecie i ostatnie śledztwo dotyczące autentyczności szczątków Hitlera. Tym razem zbadano szczękę wykopaną przez NKWD w 1946 r. Po raz pierwszy porównano ją ze zdjęciami rentgenowskimi uzębienia Hitlera, które zostały wykonane tuż po zamachu von Stauffenberga w 1944 r. i znajdowały się w posiadaniu Amerykanów. Badanie przeprowadził prof. Wiktor Zwiagin z federalnego Centrum Ekspertyz Sądowo- -Medycznych. Zwiagin nie miał wątpliwości – zdjęcia przedstawiają badaną szczękę. Lew Bezimienski, autor wielu książek o III Rzeszy, człowiek, który jako pierwszy – na długo przed moskiewską wystawą – dotarł do tajnych dokumentów KGB i opisał losy szczątków Hitlera do ich spalenia w 1970 r., tak podsumowuje niekończące się sensacje wokół śmierci Hitlera: „Sami sobie jesteśmy winni. Zamiast udostępnić światu wyniki śledztw Smiersza i KGB z lat 40., my zachowaliśmy się według długiej i sprawdzonej metody bolszewickiej – utajnić, ukryć, a za puszczenie pary z gęby zesłać na Sybir. Jak w takiej atmosferze miały nie powstać dziesiątki spiskowych hipotez? Każdy normalny człowiek rozumuje tak: jak ktoś coś ukrywa, ma co ukrywać. Nikt nie wziął pod uwagę faktu, że ma się do czynienia z systemem, który z ukrywania uczynił sztukę dla sztuki”.
autor: Igor T. Miecik