Napisano
24.10.2006 - 15:40
Kto by to przeżył?
Dyrektor FSO na Żeraniu, asystentka Romana Giertycha, szef Polskiego Koncernu Mięsnego. Tylko ludzie uwzględnieni na specjalnej liście przeżyliby atak nuklearny na Warszawę, ty nie!
Jak przyznaje Amerykańska Agencja Atomowa, ryzyko wybuchu konfliktu jądrowego jest dziś o około jedną piątą wyższe niż podczas „zimnej wojny”! Potwierdzają to ostatnie próby przeprowadzenia wybuchu jądrowego przez Koreę Północną i prace wielu innych krajów nad atomową śmiercią. Gdyby ładunek spadł na Warszawę, przeżyłoby zaledwie 36 tys. osób figurujących na liście ewakuacyjnej. Tylko te osoby zostałyby przetransportowane do nielicznych schronów przeciwatomowych. Schronów jest za mało, bo tak zdecydowali urzędnicy.
Oni tak, ty nie
– Nikt nas nigdy o niczym takim nie informował – mówi zaskoczona Katarzyna Dorosz, asystentka Romana Giertycha, kiedy dowiedziała się od „Echa Miasta”, że jest na liście ewakuacyjnej. Ocaleje ponieważ pracuje w stolicy, w Ministerstwie Edukacji i dlatego, że ma bliski kontakt z samym ministrem.
– Organy państwowe, podczas wojny wprowadzają odpowiednie listy ewakuacyjne – mówi Paulina Bolibrzuch, rzecznik prasowy Biura Bezpieczeństwa Narodowego, potwierdzając istnienie list „wybrańców”. – Odbywają się cykliczne ćwiczenia, które przygotowują nas do ewakuacji do wyznaczonego w stolicy schronu. Nie traktuję tego jednak jako szczególny przywilej – dodaje skromnie pani Paulina.
Na liście znaleźli się ludzie, których wiedza może pomóc przy odbudowie kraju. Są to przede wszystkim dyrektorzy firm o znaczeniu strategicznym, rektorzy wyższych uczelni, ale także ich asystenci oraz urzędnicy. Lista zawiera zestaw kilkudziesięciu stanowisk, które podlegają ewakuacji w tzw. pierwszym rzucie. Wszyscy uratowaliby się wraz ze swoimi rodzinami. Ratunku nie zapewni nawet znane nazwisko czy osiągnięcia naukowe lub artystyczne.
– Zdziwiłbym się, gdybym zobaczył na takiej liście np. noblistkę taką jak pani Wisława Szymborska. Decydują kryteria urzędowe – komentuje dr Antoni Dudek z IPN.
A co z innymi?
– W pierwszej kolejności ewakuowany jest rząd, prezydent i najważniejsze osoby w państwie – komentuje Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik prasowy Biura Ochrony Rządu.
Schrony dla VIP-ów zapewnią ewakuowanym przetrwanie. Są ukryte głęboko pod ziemią i obudowane grubą żelbetonową ścianą wyłożoną 15-centymetrową warstwą ołowiu. Wewnątrz znajdują się generatory prądu, filtry powietrza, zapasy wody i żywności. A co ze zwykłymi obywatelami? Były prezydent stolicy, Mirosław Kochalski w lipcu tego roku „wspaniałomyślnie” zrzekł się bunkrów na rzecz samorządów. Część z nich jest właśnie adaptowana na... świetlice i kluby osiedlowe. Z kolei nowo budowane budynki mieszkalne nie są wyposażane w osiedlowe schrony, tak jak miało to choćby miejsce w latach 70. Jedynym miejscem, gdzie zwykły mieszkaniec Warszawy mógłby się schować jest warszawskie metro. Ale i to miejsce nie gwarantuje przetrwania. – Metro jest największym miejscem, do którego mogą być ewakuowani warszawiacy. Nie zapewni to jednak, że przeżyją eksplozję, bo jest zbyt płytko pod ziemią. Poza tym ludzie chcąc uniknąć pierwszej fali promieniowania, nie przeżyliby tak długo w tunelach bez zapasów. – To wielka nieodpowiedzialność, że władze pozbyły się schronów przeciwatomowych dla zwykłej ludności – kwituje poseł Marek Biernacki z PO.
Źródło : Echo miasta.
Proszę o komentarze...