Ja powoli zaczynam się godzić z tym, co nieuchronne. Nie mam nadziei, że coś będzie potem. Po prostu, ktoś zgasi światło.
Miałem kiedyś wycinany wyrostek. Wiem, że to pierdoła. Ale to doświadczenie pozwoliło mi zrozumieć, iż moje Ja istnieje tak długo, jak długo pracuje mój mózg.
Było tak, że po prostu mrugnąłem oczyma, i było po wszystkim. To mrugnięcie trwało... ono nie trwało. Po otworzeniu oczu okazało się, że jest po wszystkim, i upłynęła godzina. Nie było mnie przez ten czas. Nie czułem. Nie istniałem.
Największym problemem związanym ze zrozumieniem Śmierci, jest zrozumienie nieistnienia.
Myślimy, pamiętamy, jesteśmy nauczeni, iż nawet po krótkich okresach nieświadomości wracamy do życia.
Wiele lat zajęło mi zrozumienie, że może być inaczej. Moje Ja, przestanie istnieć, i nawet nie będę świadomy, że kiedykolwiek istniałem.
Z tego też powodu wyznawcy większości religii wierzą w życie po życiu. Gdy tego zabraknie, jakakolwiek religia traci sens. Bo jaka nagroda czy też kara spotka mnie po śmierci, skoro nie będzie Mnie...
Użytkownik Panjuzek edytował ten post 03.04.2016 - 21:04