To, czym się martwicie, to moim zdaniem ekstremalna wersja zamartwiania się np. sesją egzaminacyjną, która nastąpi niedługo przed wakacjami. "O Boże, co jeśli nie zdam? Czeka mnie poprawka, całe wakacje zmarnowane, bo zamiast się cieszyć to będę myślał o egzaminie, którego być może znowu nie zdam. Zostanie warunek i kolejne zamartwianie się, a jeśli na dodatek będę jedyny? Każdy zda, a ja nie, i co będą o mnie myśleć? Co powiedzą rodzice?" Itd.
Też kiedyś tak miałem, myślałem o śmierci i przez to wszystko wydawało mi się beznadziejne i bez sensu. W parze z tym szły stresy związane np. odpytywaniem w szkole. Ale zdałem sobie sprawę z jednego: tak się strachałem i myślałem o takich egzaminach itd, ale jak przyszło co do czego, to stres ustępował. Było już po. Siedzę w ławce i piszę ten egzamin i co, takie straszne to było? Jak nie zdam to trudno, starałem się coś tam uczyć, będzie poprawka i tyle, a jak nie pójdzie to następna itd. Będzie co ma być. Ze śmiercią pewnie jest tak samo.
Dodatkowo nauczyłem się, żeby o tym nie myśleć, bo samemu się nakręca. Lepiej wziąć się do nauki i tyle. Jak nie pyknie to będzie świadomość, że się próbowało, nie udało się to nie, trzeba się pogodzić z rzeczywistością. A w sprawie śmierci? Żyć, po prostu. Znaleźć sobie jakieś hobby, pasję. Nie ma się na to wpływu, więc po co o tym myśleć? Równie dobrze można się zamartwiać tym, że się jest np. niskim albo rudym (no dobra, to akurat powód do zamartwiania się ), i co rano budzić się z takimi myślami i co noc z nimi zasypiać. Zaakceptować to i tyle.
W którymś poście już pisałem o tym, no ale do tego tematu też się nada: polecam książkę "Potęga teraźniejszości" Eckharta Tollego. Dużo mnie nauczyła. Myślę, że gdyby każdy człowiek na ziemi ją przeczytał i się stosował do jej zasad, to świat byłby innym, lepszym miejscem .
Podsumowując, nie myśleć o tym, a zacząć coś robić. I to nie jest uciekanie. Śmierć sobie jest, gdzieś tam w przyszłości, czyli nie teraz, co po co sobie zajmować tym głowę? To jest właśnie uciekanie, uciekanie w przyszłość. A poza tym to może ja nie podlegam śmierci? I Wy też nie? Niby słyszy się o umieraniu, no ale ja nie jestem wszyscy, może nie umrę?
Ja postawiłem sobie dość wysoko poprzeczkę i ciągle jestem zabiegany, może Wam się po prostu nudzi