Są też przypadki ludzi, którzy wybudzili się po stwierdzonej śmierci mózgu.
Widocznie lekarze się pomylili i nie było żadnej śmierci mózgu.
No i to się raczej rozchodzi, prawda? Jakiś lekarz się myli, stwierdza zgon, a następnie kroją i patroszą takiego delikwenta na żywca.
W polskim prawie jest tak:
Rozpoznanie śmierci mózgu składa się z 2 etapów: wysunięcia podejrzenia śmierci pnia mózgu i wykonania badań potwierdzających diagnozę. Aby zaszło podejrzenie śmierci mózgu, należy stwierdzić, że:
chory jest w śpiączce;
nie ma własnego oddechu (jest sztucznie wentylowany);
rozpoznano przyczynę śpiączki (należy ustalić, co spowodowało uszkodzenie mózgu);
wykazano strukturalne uszkodzenie mózgu oraz to, że uszkodzenie to jest nieodwracalne i wyczerpano wszystkie możliwości terapeutyczne;
z tym, że :
Na tym etapie lekarze muszą dokonać wielu wykluczeń. Zgodnie z przepisami muszą wykluczyć hipotermię lub zatrucie lekami (usypiającymi, zwiotczającymi, neuroleptykami) czy narkotykami. Są to stany, które objawami mogą naśladować śmierć mózgu.
I teraz wyobraź sobie sytuację, w której masz wypadek i zajmuje się Tobą "lekarz" tylko z nazwy i powiedzmy ma klienta na organy, a Twoje idealnie się nadają. Ktoś podaje wyżej wymienione substancje, ktoś stwierdza resztę i dawaj na stół.
Możesz ze 100% pewnością zagwarantować, że tak się nigdy nie stanie? Dasz sobie rękę uciąć?
W dzisiejszych czasach nie takie rzeczy "ludzie" robią innym ludziom.
Spójrz na grupy zorganizowane, które porywają ludzi z przeznaczeniem ich na organy. To jest wielki biznes i wielka kasa. Nikt mi nie wmówi, że takiego nieszczęśliwca kroi pierwszy lepszy z brzegu rzeźnik. Aby wyciąć organ, by nadawał się on dla kogoś innego, trzeba po prostu wiedzieć jak to zrobić. Mieć umiejętności. Kto się niby tym zajmuje?
Może dla Ciebie jest to wszystko jasne, proste i zrozumiałe. Dla mnie jednak takie nie jest.