Miejsca potrafią wywoływać dreszcz czy to z uwagi na swoją historię czy to z powodu swojego mrocznego wyglądu. Miejsca gdzie niegdyś seryjni mordercy z szaleństwem w oczach mordowali swoje ofiary lub takie, które uchodzą za nawiedzone przez demony czy inne nieczyste byty. Poniżej przedstawiam wam krótką listę miejsc, które potrafią przyprawić o dreszcz.
Wyspa Lalek
Na południu Mexico City, w poprzecinanej kanałami dzielnicy Xochimilco, leży maleńka wyspa poświęcona zmarłej przed ponad 60 laty dziewczynce. I choć jezioro, na którym się znajduje, wpisane jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, biura podróży i bardziej wrażliwi turyści starają się ją omijać z daleka. Wszystko przez zwisające z drzew lalki, które bynajmniej nie przypominają dziecięcych zabawek. Brudne, popękane, bez oczu, głów, kończyn. Sceneria jak z horroru? Niezupełnie.
Ponad 60 lat temu Meksykanin Julian Santana Barrera zamieszkał na opuszczonej wyspie, by objąć nad nią opiekę. Pewnego dnia usłyszał krzyki tonącego w jednym z kanałów dziecka, ale kiedy przybył na miejsce, było już za późno. Kilka dni później, w tym samym kanale, zobaczył unoszącą się na powierzchni wody lalkę. Wyciągnął ją i z szacunku dla zmarłej dziewczynki zawiesił na drzewie, jednak ku przerażeniu Meksykanina, sytuacja powtarzała się przez kilka następnych dni… Wierząc, że duch zmarłej wzywa go do zawieszania kolejnych lalek, don Julian zaczął szukać zabawek w okolicznych kanałach i śmietniskach. Na drzewach wieszał oszpecone lalki – bezgłowe, bezrękie, bezokie. Przerażały okolicznych mieszkańców, którzy sądzili, że don Julian został opętany.
Nikt nie miał odwagi zbliżać się do wyspy – śmiałkowie twierdzili, że lalki poruszały głowami, otwierały oczy, a wieczorami było słychać ich przerażające szepty. Julian Santana wierzył jednak, że lalki dotrzymują dziewczynce towarzystwa i chronią przed złymi mocami.
Choć niektórzy twierdzili, że śmierć dziewczynki miała miejsce jedynie w wyobraźni Meksykanina, a zawieszanie lalek na drzewach było jego szaleństwem, wyspa - zwana Wyspą Lalek (Isla de las Muñecas) - jeszcze za życia jej twórcy stała się jedną z atrakcji Meksyku. Odwiedzający ją turyści pozostawiali lalki, które - wystawione na działanie wiatru i wody - szybko stawały się równie upiorne jak te, zawieszone przez Barrerę. Kiedy w 2001 roku znaleziono ciało Juliana Santana Barrery w miejscu, w którym 50 lat wcześniej utonęła dziewczynka, wyspa – uznana za nawiedzoną, okryła się prawdziwie złą sławą. Obecnie na wyspie znajduje się około 1000 lalek, a miejsce to jest jedną z głównych atrakcji stolicy Meksyku, szczególnie chętnie odwiedzaną przez ludzi o mocnych nerwach.
Farma Trupów
Okropny fetor wyczuwalny z dużej odległości, ludzkie zwłoki rozkładające się w pełnym słońcu, toczone przez larwy a wśród nich jak gdyby nigdy nic krzątający się ludzie doglądający tych okropności, a czasem nawet grzebiący w truchle. To obrazki nie z chorej wizji pensjonariusza zakładu psychiatrycznego czy horroru klasy B. To dzieje się naprawdę w amerykańskim Knoxville
Jeśli pomyślicie, że to jakieś chore umysły stworzyły to miejsce - to będziecie w błędzie. Trupia farma działająca w amerykańskim Knoxville to bowiem życiowe dzieło jednego z najwybitniejszych antropologów sądowych Billa Bassa.
Po co powstało to mroczne miejsce? Otóż w celach naukowych. Badacze gromadzą na farmie ciała i szczegółowo analizują to co z ludzkimi szczątkami dzieje się po śmierci: to jak się rozkładają, jaki wpływ na ten proces ma pogoda, owady i wszelkie inne zmienne.
Wnioski z tych badań wykorzystują zaś w najbardziej skomplikowanych sprawach dotyczących znajdowanych zwłok: na podstawie będących w stanie rozkładu szczątków bądź też nawet samych fragmentów kości potrafią potem określić płeć, rasę, wiek, wzrost i prawdopodobny czas ofiary zgonu, a czasem nawet przyczyny śmierci.
Pracę trupiej farmy ze wszystkimi szczegółami opisał w swojej książce (tylko dla ludzi o mocnych nerwach i żołądkach) dr Bill Bass - "Trupia farma. Jak dzięki zmarłym naukowcy rozwiązują kryminalne zagadki". "CSI Kryminalne zagadki" to przy tym serial dla małych dzieci!
Las samobójców
Aokigahara to las leżący u podnóża góry Fuji. Jego powierzchnia rozpościera się na 35 kilometrach kwadratowych. Duże zagęszczenie drzew sprawia, że panuje w nim martwa cisza. Słychać jedynie spadające krople wody, trzaski gałęzi i ciche westchnienia. Ale nie dlatego ludzie panicznie boją się zapuszczać w knieje. Las stał się celem samobójców. Rocznie wiesza się tu ponad 100 osób! Statystyki zgonów są przerażające. Do stycznia 2009 roku liczba ofiar wynosiła 2305, zaś już w styczniu 2010 roku zwiększyła się do 2645 osób. Prawie jedna osoba dziennie popełniła w Morzu Drzew samobójstwo. Takie statystyki szacują lokalne władze, jednak w rzeczywistości mogą być one znacznie większe ze względu na ciała zjedzone przez leśne zwierzęta. Kości rozrzucone po ścieżkach, czaszki pod drzewami nikogo już nie dziwią. Najgorszym jednak widokiem są ciała powieszonych ludzi, kołyszących się na skrzypiących pętlach. Las Aokigahary to miejsce przypominające piekło. Zła opinia krążąca o tej mrocznej krainie wydaje się uzasadniona i zasłużona. Jedna z legend o tym miejscu mówi, że podobno na terenie lasu, pod ziemią znajdują się dużej ilości złoża żelaza. Turyści odwiedzający Aokigaharę posługują się kompasem, by później trafić do wyjścia. Jednak kompasy szaleją, a oni nie mają szans na powrót. Więzieni w lesie, nie mogąc odnaleźć drogi powrotnej, zupełnie tracą rozum, w rezultacie modląc się o natrafienie na wolną pętlę na drzewie. Inna legenda głosi, że w lesie pojawiają się dusze zmarłych, które wabią samobójców. Mroczna historia opisuje dawny zwyczaj, kiedy to w czasach głodu przywożono tu starszych i schorowanych ludzi i pozostawiano na pastwę dzikiej przyrody. Być może do dziś błąkają się tu ich dusze, zachęcając do samobójstw desperatów.
Paryskie katakumby
Katakumby paryskie to sieć korytarzy w dawnych kamieniołomach Denfert-Rochereau z czasów Cesarstwa Rzymskiego. Mają długość sięgającą 50 kilometrów, a rozciągają się na obszarze około 770 hektarów. Są pozostałością po kamieniołomach, z których już od czasów Cesarstwa Rzymskiego wydobywano wapień potrzebny do budowy miasta. W 1786 roku, chcąc uniknąć szalejących epidemii w przeludnionym mieście, król Ludwik XVI zlecił architektowi odpowiedzialnemu za renowacje tuneli znosić tu zwłoki z kilku paryskich cmentarzy. Szacuje się, że jest tam ich od 6 do 7 milionów! Wszystkie ściany, tunele i drogi zbudowane są z ludzkich kości. W XIX wieku utworzono pomieszczenia, które przeznaczone są dzisiaj do zwiedzania, np. Krypta Męki Pańskiej (Rotunda Piszczeli), „Grobowiec Gilberta”. Wejście znajduje się w siedzibie Urzędu Inspektora Kamieniołomów. Cmentarzysko jest atrakcją turystyczną. Krążą pogłoski o grasujących tam duchach. Mówi się, że śmiałkowie, którzy wchodzili tam sami, albo z nich nie wychodzili, albo trafiali do szpitala psychiatrycznego. Ponoć urządzano tam czarne msze, gdzie sataniści modlili się do szatana. Inna legenda głosi, ze żyje tam antychryst. Co by tam jednak nie było, na pewno odradza się zwiedzanie katakumb w pojedynkę.
Amityville Home
Amityville to wioska w hrabstwie Suffolk w stanie Nowy Jork. Jej nazwa rozpowszechniła się dzięki książce Amityville Horror, opartej na wydarzeniach mających tam miejsce. W grudniu 1974 roku Ronald DeFeo wraz ze swoją żoną i dziećmi przeprowadził się do dużej kolonialnej posiadłości w Amityville. Dom 112 przy ulicy Ocean Avenude mieści się na południowym wybrzeżu Long Island, w Nowym Jorku. 13 miesięcy po przeprowadzce Ronald junior zastrzelił sześciu członków swojej rodziny. Po 28 dniach wyszedł z domu, twierdząc, że był terroryzowany przez duchy i inne zjawiska paranormalne żyjące w tamtym domu.
Dom wydawał się idealny dla małżeństwa DeFeo i ich 6 dzieci. Wkrótce po zamieszkaniu okazało się, że głowa rodziny ma porywczy charakter. Często dochodziło do kłótni między małżonkami, co źle wpływało zwłaszcza na najstarszego syna pary Ronalda juniora. Chłopak odziedziczył porywczy charakter od ojca. Mając 17 lat, przestał chodzić do szkoły, pił i narkotyzował się. 14 listopada 1974 roku chłopak zaopatrzony w broń wszedł do sypialni rodziców. Oddał dwa strzały w głowę ojca i dwa w głowę matki. Później po kolei chodził do pokoi rodzeństwa. Zabił wszystkich. Aresztowany, często zmieniał zeznania. Raz mówił, że to mafia zabiła mu rodzinę albo że nie wie, kto mógł tak postąpić. W końcu przyznał się, twierdząc, że zbrodni kazały mu dokonać jakieś dziwne głosy. Sąd nie dał temu wiary i skazał go na 6-krotne dożywocie. Rok później posiadłość kupił Georg Lutz i wprowadził się do niej z żoną i trójką dzieci. Po kilku tygodniach w domu zaczęły się dziać straszne rzeczy. Słychać było płacz dzieci, odgłosy strzałów, zamykanych okien i drzwi, śmiechy i krzyki. Rodzina wytrzymała dwa lata. Obecnie mieszkają tam ludzie, którzy nie zauważyli żadnych nadprzyrodzonych czy nie wytłumaczalnych zdarzeń.
Kaplice w Czermnej i Kutnej Horze
Jeśli w Aokigaharze znajdowano trupa pod co drugim drzewem, to w tym przypadku można powiedzieć, że wisiały na każdej gałęzi. W sumie w obu kaplicach, polskiej w Czermnej i Czeskiej w Kutnej Horze, są umieszczone szczątki 60-110 tysięcy ofiar wojen, zaraz i epidemii. W Czermnej są szczątki ofiar z czasów wojny trzydziestoletniej, prusko-austriackiej i szerzących się po niej epidemiach cholery w XVII i XVIII wieku.
Po czeskiej stronie granicy na cmentarzu z XIII wieku w 1870 roku postawiono kaplicę, w której umieszczono szczątki z całej nekropolii. W kaplicy znajdują się szczątki ofiar epidemii dżumy z XIV wieku, wojen husyckich, wojny trzydziestoletniej, a też wszystkich Wojen Napoleońskich. Kaplica jest wręcz przerażająca. Każdy element dekoracji został wykonany z ludzkich szczątków. Robi tak nie samo wite wrażenie, że Rob Zombie kręcąc "Dom Tysiąca Trupów" wybrał ją jako kryjówkę Doktora Szatana.
Farma Eda Geina
17 listopada 1957 roku policja rozpoczęła rewizję domu Eda Geina. Ed podejrzany był o dokonanie rozboju i kradzieży w pobliskim sklepie. Uważano też, że ma coś wspólnego ze zniknięciem właścicielki owego sklepu, niejakiej Bernice Worden. Był on ostatnim klientem, i widziano go wałęsającego się wokół pobliskich zabudowań. Jego dom, w opustoszałej okolicy, był wielkim śmietnikiem. Wewnątrz wszędzie były śmiecie i gnijące odpadki. Utrudniały poruszanie się po domu. Zapach zgnilizny i zepsucia był wszędzie. Kiedy szeryf Artur Schley przeszukiwał kuchnie, zauważył że coś kapie mu na marynarkę. Spojrzał w górę i jego oczom ukazał się okropny widok. Do sufitu przymocowana była wielka padlina. To 'coś' nie miało głowy, wnętrzności były na wierzchu. Szeryf pomyślał że to padlina jelenia. Wokół pełno ich było, a teraz jeszcze był na nie sezon łowiecki. Jednak gdy lepiej przyjrzał się temu czemuś, zobaczył że to ciało kobiety będące w głębokim rozkładzie. Gnijące, wypatroszone zwłoki, pozbawione głowy. Bernice Worden, pięćdziesięcioletnia matka jednego z jego podwładnych została znaleziona. Podczas dalszego przeszukiwania mieszkania, policjanci już wiedzieli, że na tym się nie skończy. Przebywali teraz w zagrodzie śmierci. śmiesznie 'patrząca' miska wykonana była z ludzkiej czaszki. Abażury i kosze na dokumenty wykonane były z ludzkiej skóry.
Makabryczne było wyposażenie tego domu. Fotel obity ludzką skórą. Kobiece narządy rodne w szklanych gablotkach. Pas zrobiony z ludzkich brodawek, ludzkiej głowy, czterech nosów i serca. Im bardziej szukali, tym większe okropieństwa odkrywali. Najgorszy chyba był garnitur wykonany z ludzkiej skóry. Policjanci zaczęli się gubić, gdy próbowali policzyć ile kobiet zginęło z rąk Eddiego.
Źródło: