Spotkałam się z bardzo ciekawym poglądem co do tego czym są duchy i czy naprawdę istnieją.
Według tej koncepcji istnieją dwa rodzaje duchów. Pierwszy rodzaj to po prostu czyste formy energii i myśli, które zostały na ziemi po śmierci danego człowieka. Są pewnego rodzaju tulpami, jakie ten człowiek nie do końca świadomie stworzył. Tutaj można wyjaśnić to na zasadzie "niedokończonych spraw" ducha. Ktoś myślał przez całe swoje życie na przykład o tym, jak bardzo chciałby poznać swoich rodziców, myślał o tym tak intensywnie i długo, że te myśli zaczęły żyć własnym życiem. Kiedy dana osoba umarła, jej dusza/wyższa świadomość/jakkolwiek chcecie to sobie nazwać, odeszła do nieba/źródła/jakkolwiek chcecie to sobie nazwać, jednak myśli skupione wokół przyjętej kwestii odnalezienia i poznania swoich rodziców pozostają na ziemi jako niedokończona sprawa. Można takie formy energii/myśli zobaczyć właśnie jako orby, dym i inne zjawiska nijak nie wyglądające jak ludzka sylwetka. Energie/myśli te mogą poruszać przedmiotami - stąd mogą być brane za Poltergeisty.
Drugim rodzajem duchów są dusze/wyższe świadomości/cokolwiek. Człowiek umiera i pomimo, że jakaś jego część zostaje na ziemi jak w w/w przypadku, to jednak jego dusza wraca do "siebie" - do miejsca skąd przybyła. W tej koncepcji dusza ta ma świadomość, może obserwować wszystko, co dzieje się na ziemi. Widząc na przykład, że jej żyjący przyjaciel ma problem lub sam jest już na łożu śmierci, dusza ta może powrócić na ziemię by podnieść kogoś na duchu lub "potrzymać" jego rękę w ostatnich chwilach. To tłumaczyłoby na przykład, dlaczego tak wielu ludzi na kilka godzin/minut przed śmiercią widzi na przykład swoich zmarłych rodziców czy przyjaciół. Tutaj najczęściej widzimy ducha jako sylwetkę człowieka, pomimo tego, że dusza nie ma żadnego kształtu. Jednak w celach lepszej komunikacji, lepszego odbioru, przybiera ona sylwetkę swojego ziemskiego wcielenia.
Co sądzicie o tej teorii?