A Ty Panie Eurosceptyku stałeś kiedyś w kolejce po paszport?
Spędziłeś parę godzin na granicy, w kolejce?
Grzebali Ci w bagażniku, czy tam innym plecaku?
Spłacasz jakieś kredyty w obcej walucie i martwisz się np o kurs złotego?
Czy może uważasz, że Ciebie to nie dotyczy, to nie Twój problem, a to wszystko co jest / było do dziś, to tak naprawdę należy nam się "z urodzenia" i było od zawsze i będzie po wsze czasy?
Ale co to ma do dyskusji o Unii Europejskiej kiedy swoboda przemieszczania się osób gwarantowana jest przez Układ z Schengen a nie żadną Unię Europejską? Układ z Schengen zawarty został w 1985 na 7 lat przed powstaniem UE i jako akt prawny nie ma z UE niczego wspólnego. Do Układu z Schengen należą Norwegia, Islandia czy Szwajcaria które nie są członkami UE, a nie należą (w jego zasadniczej części) Wielka Brytania czy Irlandia które są członkami UE. A kredyty w obcej walucie to jest zawsze ryzyko, które kredytobiorcy muszą brać pod uwagę. Nie można zaprowadzić żadnych ryzykownych, ale pożądanych zmian politycznych, bo ktoś kredyt spłaca? Co mnie to obchodzi? Wypada częściej myśleć o interesie społeczeństwa i, przede wszystkim, przyszłych pokoleń, a nie tylko o swoim nosie, swoim plecaku, swoim paszporcie, swoim kredycie.
A co do Strefy Schengen, to powiedz mi proszę - jaką masz gwarancję, że ona przetrwa (i jak długo) kiedy wszystko inne się przetasuje?
A ryzyko, że przetasować się może - istnieje.
Ryzyko dla istnienia Układu z Schengen istnieje, ale nie wynika ono z przetasowań w Unii Europejskiej tylko z histerii wynikającej z zagrożenia terrorystycznego. Gdyby nie to, to może se upadać UE, ale Schengen pozostanie, bo nie jest w niczyim interesie (żadnego państwa uczestniczącego w układzie) rozwiązywać to. Swobodny przepływ osób przez granice to rzecz o bardzo małym potencjale do wykorzystania go w celach politycznych, bo w przeciwieństwie do swobody przepływu towarów i usług (które już stwarzają różnorakie implikacje ekonomiczne, nie dla wszystkich korzystne) wszyscy na nim korzystają i nikt nie traci. Tacy obcokrajowcy z innych państw europejskich przyjeżdżający do jakiegokolwiek państwa zostawią tylko pieniądze, które wydadzą i pojadą, nikt nie może na tym stracić. Przeciwnie, tak wielu na tym korzysta, od największego biznesu po zwykłych ludzi, że społeczeństwa nie pozwolą na utratę tego z byle powodu (no chyba, że się je zastraszy terroryzmem). Układ z Schengen jest najtrwalszym elementem integracji europejskiej, odbywającej się poza Unią Europejską co warte jest podkreślenia, któremu tylko terroryzm może zagrozić. A terroryzm to już jest tak jakby poza dyskusją, bo na to nie mamy bezpośredniego wpływu i nie ma to niczego wspólnego z Unią.
Co do tych całych unijnych dotacji, to one więcej szkodzą niż robią dobrego. Nie tylko unijne, ale dotacje w ogóle. Prawda, wiele pożytecznych inwestycji zostało sfinansowanych przy pomocy środków unijnych, ale większość tych środków jest marnotrawiona. I tutaj matematyka nie wygląda tak, że wciąż lepiej te dotacje otrzymywać, bo nawet jak z 300 mld 150 zostanie przejedzone, to wciąż przyda nam się te pozostałe 150 mld. Nic z tych rzeczy. Dotacje unijne przyczyniają się do powstawania wyścigów szczurów wśród przedsiębiorców prywatnych i instytucji publicznych o ograniczone środki unijne. A dofinansowanie unijne jest przewidziane na jakiś konkretny cel, który przez instytucje unijne lub państwowe uznany został za najbardziej pożądany do zrealizowania. A jakie kompetencje mają instytucje unijne i państwowe żeby decydować o tym co jest priorytetowe a co nie do zrealizowania w tej czy innej branży gospodarki lub dziedzinie badań naukowych? Odbywa się w ten sposób centralne planowanie gospodarki i nauki, bo większość zainteresowanych dotacjami podmiotów będzie się zajmowała tym na co przewidziane są dotacje a nie tym co przyniosło by największy pożytek i największy profit w warunkach rynkowych. Głównym naturalnym motorem przedsięwzięcia jest wciąż chęć osiągnięcia zysku, tak jak w warunkach rynkowych, z tym że zysk jaki przedsięwzięcie może potencjalnie przynieść jest sztucznie zawyżany przed dotacje, nie obrazuje realnej wartości owoców jakie to przedsięwzięcie przyniesie, a wartość zdecydowanie zawyżoną. I w ten sposób buduje się drogi donikąd po których nikt nie jeździ tylko po to żeby dostać zwrot z Unii za wybudowane kilometry, buduje się porty lotnicze z których nikt nie lata i które obciążają lokalny budżet żeby dostać unijne pieniądze za inwestycję w infrastrukturę, prowadzi się badania i tworzy wynalazki które są bezużyteczne i nikt z nich potem nie korzysta, tylko po to żeby zrealizować wytyczne i dostać kasę z Unii za "innowacyjność". Tutaj parę przykładów z życia:
http://www.bankier.p...ch-2643787.html
Gdyby ci wszyscy przedsiębiorcy i instytucje naukowe włożyły cały ten czas, wysiłek i środki w przedsięwzięcie, które najbardziej się zwróci w warunkach rynkowych (czyli najbardziej pożyteczne, bo zwrot z przedsięwzięcia zależy od popytu na produkt tego przedsięwzięcia) zamiast na to na co przewidziane są dotacje i co wytyczają rządowe wytyczne, to wzrost zamożności społeczeństwa i przychodów z podatków, spowodowane przez rozwój gospodarki, przyniesie zysk znacznie większy niż te 300 mld pieniędzy unijnych. Jeśli coś przyniesie pożytek i jest na to popyt, to nie potrzebuje to dotacji. Jeśli coś potrzebuje dotacji od państwa czy Unii żeby zostać zrealizowanym przez podmioty prywatne to znaczy, że nie zwraca się w warunkach rynkowych, czyli nie ma na to popytu. Skoro nie ma na to popytu to znaczy, że nie jest to potrzebne i nie należy tego wciskać w gospodarkę, naukę, społeczeństwo na siłę.
Unia Europejska to biurokratyczny moloch stworzony po to, żeby hamować wzrost gospodarczy i ludnościowy poprzez centralne planowanie gospodarki i nauki, i wyrównywanie poziomu rozwoju między krajami członkowskimi przez ograniczanie konkurencji. Czego nam oczywiście nie potrzeba. Jedyna integracja europejska jakiej nam potrzeba to Układ z Schengen i opcjonalnie bilateralne i multilateralne porozumienia o wolnym handlu (ogólnoeuropejska strefa wolnego handlu również byłaby szkodliwa).
A jeśli chodzi o ograniczanie suwerenności krajów członkowskich przez Unię to polecam lekturę postanowień traktatu lizbońskiego. Tak na szybko z Wikipedii:
"Kompetencje Unii w zakresie wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa zostały poszerzone, chociaż Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie sprawuje jurysdykcji w tym obszarze[10]. W wyniku przyjęcia traktatu nastąpił podział kompetencji na trzy obszary: zarezerwowany wyłącznie dla Unii (unia celna, reguły konkurencji, polityka pieniężna w strefie euro, zachowanie morskich zasobów biologicznych, wspólna polityka handlowa, umowy międzynarodowe zawierane przez Unię), obszar współdzielony, gdzie prawo Unii nadal jest nadrzędne nad prawem państw członkowskich, ale obszary nieregulowane prawem unijnym i obszary, z których zrezygnowała Unia, np. poprzez wycofanie dyrektyw, pozostają pod kontrolą prawa krajowego; oraz obszar, nad którym wyłączną władzę i pierwszeństwo ma prawo krajów członkowskich[11]."
Co oznacza, że w pewnych aspektach, bardzo ważnych, monopol na stanowienie prawa mają instytucje unijne, a w jeszcze innych regulacje unijne mają w większości wyższość nad krajowymi.
"Usunięte zostały wszelkie postanowienia sugerujące państwowość Unii Europejskiej, takie jak nazwa „konstytucja” czy też artykuły o symbolach Unii (flaga, hymn, dewiza). Zrezygnowano również z nowego nazewnictwa aktów prawnych (ustawa, ustawa ramowa) na rzecz dotychczasowych nazw (rozporządzenie, dyrektywa)."
A oto jak poprzez zmianę nazewnictwa (w porównaniu z pierwotnym projektem) postanowiono zakamuflować fakt, że Unia Europejska z momentem podpisania i ratyfikowania traktatu lizbońskiego stała się państwem federacyjnym, a wszystkie państwa członkowskie - krajami związkowymi, a nie pełnoprawnymi państwami. Naprawdę nie rozumiem co takiego ciężkiego do zrozumienia jest w tym, że w Unii nie jesteśmy suwerenni.
Tymczasem w Holandii
Holenderski deputowany, szef antyunijnej i antyimigranckiej Partii Wolności Geert Wilders wezwał wczoraj do przeprowadzenia referendum w sprawie dalszego członkostwa Holandii w UE, po tym, jak Brytyjczycy opowiedzieli się za wyjściem z Unii.
– Chcemy odpowiadać za nasz kraj, nasze własne pieniądze, nasze granice i naszą politykę imigracyjną – oświadczył Wilders.
Jego ugrupowanie prowadzi w sondażach popularności, a za priorytet w przypadku zwycięstwa w wyborach parlamentarnych postawiło sobie wyprowadzenie Holandii z – jak to ujęto – "totalitarnej" Unii Europejskiej.
Na początku kwietnia dwie trzecie głosujących odrzuciło w referendum w Holandii umowę o stowarzyszeniu UE–Ukraina, co eksperci komentowali jako kolejny kłopot dla zmagającej się z kilkoma kryzysami Unii oraz pokazanie przez holenderskich eurosceptyków żółtej kartki unijnym elitom.
Źródło
Najnowszy sondaż Ipsos z 9 czerwca wskazuje na równy wynik Partii Wolności oraz rządzącej Partii Ludowej Na Rzecz Wolności i Demokracji, gdyby wybory do izby niższej holenderskiego parlamentu odbyły się teraz (26 miejsc w Izbie Reprezentantów) i drugie miejsce dla partnera w koalicji rządzącej - Apelu Chrześcijańsko-Demokratycznego (22 miejsca). Jednak najbardziej sprzyjający sondaż Peil z 19 czerwca daje Partii Wolności nawet 37 miejsc w Izbie Reprezentantów, 24 partii rządzącej i 17 jej koalicjantowi. Wybory odbędą się 15 marca 2017 r.
Źródło
Użytkownik Legendarny. edytował ten post 25.06.2016 - 15:31