Tarczyca nie ma tu nic do rzeczy. Sama mam dwa guzy (ani niedoczynność ani nadczynność), a nie widzę jak wy to ładnie nazywacie " ludzi cienistych" .
Jestem po rezonansie, a z oczami też jest mały defekt, mianowicie męty w ciele szklistym. Moja okulistka powiedziała, że nie leczymy wady, dopóki nie widzę "błysków" nie mam powodów do obaw, jeżeli takowe się pojawią to znak, że się odkleja siatkówka. Ciśnienie w oku podwyższone, lecz żadnych cieni wokół siebie nie widzę.
Lecz jakiś czas temu szukałam w necie o polu widzenia i natknęłam się na pewien artykuł
Oto jego początek...
Ten okulista nie był tani. Gabinet miał poza miastem, we własnym, maleńkim i uroczym domku, na zadrzewionej, oszałamiająco zielonej działce. Jako emeryt, była krajowa sława medyczna w branży, nie udzielał się już od kilku lat w szpitalu, ale praktyka prywatna, ukierunkowana podobno świadomie na bogatą, ustosunkowaną klientelę, musiała mu dawać spore dochody. Mnie w każdym razie, obeznanemu od dzieciństwa z taką czy inną, koszmarnie zawsze drogą aparaturą okulistyczną, oczy, nomen omen, wyszły z podziwu na widok wyposażenia jakim dysponował.
Doktor Malory był właściwie starcem – gdzieś pod siedemdziesiątkę. Szczupły, siwy pan, o spojrzeniu zarzynanej łani i powolnych ruchach. Bardzo powolnych. Umówiliśmy się telefonicznie, także, co do wynagrodzenia. Wysokiego, przyznam. Doktora polecił mi znajomy dyrektor z magistratu, który też rekomendował mnie u niego jako porządnego, spokojnego i wypłacalnego pacjenta. W sumie niełatwo było tę wizytę załatwić.
- A więc ma pan z tym problem właściwie od zawsze? – doktor patrzył na mnie uważnie, słowa także wymawiał powoli, precyzyjnie. Jako znakomity, jak już było powiedziane, fachowiec, okulistyczna sława krajowa, a może i zagraniczna, nie nosił okularów. Bo przecież gdyby, to by było tak, iż szewc bez butów chodzi. Zupełnie wbrew zdrowym zasadom autoreklamy.
Przed Malorym, na biurku, leżał stos mojej starej i najnowszej dokumentacji medycznej, również wydruki wykonanych na mnie w ciągu ostatniej godziny pomiarów, analiz. W tym właśnie, świetnie wyposażonym gabinecie. Popijaliśmy mocną kawę z identycznych, pojemnych filiżanek doktora, zaserwowanych nam obu przez jego bezszelestną, maleńką, jeszcze szczuplejszą niż on, i jeszcze bardziej siwą żonę.
- Tak – przyznałem. – Od siódmego roku życia. Odkąd sięgam pamięcią.
Właściwie to trochę skłamałem, gdyż pierwsze, związane z tą moją hm… wadą wzroku zdarzenia, sięgają jeszcze dalej w przeszłość. Nie potrafię powiedzieć jak głęboko, ale kołaczą mi się po głowie jakieś incydenty z przedszkola. Czyli czwarty, powiedzmy piąty rok życia. Nieważne. W każdym razie, odkąd pamiętam - czy to w zabawie z kolegami, czy później, w szkole, podczas meczy futbolowych, lub jeszcze późniejszych bijatyk o dziewczyny, nigdy nie dawałem się zaskoczyć z boku, lub nawet całkiem z tyłu. Zawsze dostrzegałem ruch, zamierzony cios, czy jakikolwiek inny atak lub zamiar. O kilkanaście milisekund wcześniej, niż pozostali, niż sądzili skradający się przezornie, znienacka chcący atakować. Miałem, mam bowiem, mimo ukończonej dawno czterdziestki, niezwykle rzadko spotykane, niezwykle szerokie, pole widzenia.
Powiecie, że to nie wada – to zaleta. A jednak nie. Chodzi o to, iż nawet przy braku zagrożenia, nawet w pustym pokoju, w którym jestem sam, widzę kątem oka jakieś ruchy, jakieś cienie, zdradziecko czy dla żartu, kłębiące się wokół mnie - ktoś się skrada ostrożnie, nieuchwytnie, czasem zapędzi zbyt daleko, by momentalnie się cofnąć. Mimo, że to przecież… niemożliwe. Z racjonalnego punktu widzenia.
Na dłuższą metę to bardzo męczące. Cały dzień, w każdej chwili przytomności, czyli gdy mam otwarte oczy, gdy patrzę przed siebie, mam dziwne wrażenie istnienia jakiegoś tajemniczego, nad wyraz aktywnego, ruchliwego życia z tyłu i wokół mnie. Tuż, tuż, na granicy precyzyjnego zdefiniowania, przyłapania tego czegoś choćby ostrym, pewnym spojrzeniem na gorącym uczynku. Chodzę więc jak błędny, nieustannie czujny, z każdej strony, a raczej zza każdego węgła zagrożony wojownik. Poza tym to mnie rozprasza, utrudnia pracę księgowego, którym jestem od kilkunastu lat – od wieczorowego ukończenia rachunkowości. Mam już serdecznie dość.
- Początkowo miałem ochotę potraktować pański przypadek jako psychiatryczny – odezwał się wreszcie doktor Malory – jednak wyniki pomiarów istotnie wskazują, że ma pan niespotykanie szerokie pole widzenia. Wykazał to jasno ten zmyślny perymetr, a potwierdził stareńki, ale solidny polomierz kulisty. To ta wielka, biała półsfera, tam w kącie. Standard to maksimum dwieście czterdzieści stopni, a pan ma aż trzysta. Przy zupełnie normalnych z pozoru, nie wyłupiastych wcale gałkach ocznych. Ciśnienie wewnątrzgałkowe też normalne.
http://www.eioba.pl/...i/pole-widzenia
Artykuł jest dość długi, myślałam, iż dowiem się czegoś więcej lecz końcówka mnie rozczarowała ale pewnie paru osobom z forum się spodoba paranormalne zakończenie
Ale do rzeczy :
1.Wracaliście z kina z jakiego filmu? Tylko proszę nie pisać, że to horror
2. Czy widzi plamę cienia czy plamę na postać człowieka? Czy plama przemieszcza się wraz z ruchem gałek ocznych? Plama jest duża czy mała?
3. Dziewczyna słyszy, że ktoś za wami idzie a Ty? Słyszałeś coś? Jaka to była droga? Czasami idąc asfaltem wśród bloków akustyka odbija nasze własne kroki, a w rezultacie słyszymy je daleko za nami.
4. Mężczyzna? Hm to widzieliście go razem i dziewczyna twierdzi co twierdzi, a Ty? Miał te oczy? Był normalny? Światła latarni mogły się odbić w szklistych oczach stąd wrażenie białych.
Nie można wszystkiego wrzucać do worka "a bo była pewnie zmęczona", na Twoim miejscu zaczęłabym się zastanawiać co z nią jest nie tak.
Pierwsze objawy już mamy, jest wiecznie zmęczona + zwidy + szmery w uszach. Na jej miejscu już mam wizytę w przychodni zaklepaną + skierowanie na badania.
Czy miała robiony tomograf głowy? Wyszedł jakiś naciek?
Jak wyszły badania oka? Jakie wyniki z tarczycą? Na ok nie będziemy się tu opierać.
W ogóle to mnie dziwi Pana zachowanie, jakby mnie się zdarzały podobne sytuacje, a mój partner zamiast jeździć ze mną po lekarzach szukał paranormalnych rozwiązań to bym z nim nie była. Najpierw trzeba mieć wyniki w ręce, wszystkiego co może mieć podłoże na taki stan rzeczy. a dopiero jak badania nic nie wykażą to doszukiwać się paranormalnych skłonności
Partnerce życzę dużo zdrowia