No i zeszło na to skąd się wziął wszechświat
Każdy zna jakąś teorię, każdy może coś wymyślić ale nie da się tego potwierdzić. To niesamowite, że nauka doszła do momentu gdzie interpretujemy rzeczy będące na granicy tego co istnieje dla nas. Bo tak naprawdę czas i przestrzeń jest taką granicą dla nas ludzi. Jesteśmy materialni, znajdujemy się w przestrzeni i czasie jaki znamy. Ale ta przestrzeń i czas jest dla nas granicą. Musielibyśmy być poza tym aby zrozumieć skąd się to wzięło. Tak jak ktoś wspominał o małży na dnie jeziora. Nasza zdolność poznawcza wynika z tego, że była nam potrzebna do przetrwania jako materii ożywionej. Nie trudno się wiec dziwić, że zrozumienie świata jest niezwykle trudne albo nawet niemożliwe. W końcu nasza inteligencja niewiele się różni od nakręcanego samochodziku. Być może właśnie poznanie tego co przerasta naszą przestrzeń sprawi, że staniemy się kimś więcej aniżeli tylko materią. To taka prawdziwa próba czy umiemy myśleć abstrakcyjnie bo są rzeczy których nie zaobserwujemy ale będziemy musieli je sobie wyobrazić.
To, że poznajemy świat wynika z tego, iż wszystko ma swój powód. Jest to jakiś ciąg zdarzeń i stąd padło moje pytanie na samym początku - czemu czas porusza się w jednym kierunku? Pojęcie czasu jest zawiłe i trudne do zrozumienia bo inaczej nie byłoby tej całej dysputy No ale wydaje mi się, że gdyby czas nie istniał to nie byłoby tej dyskusji Jakkolwiek by go interpretować to możemy stwierdzić, że świat się porusza dookoła nas. Możemy stwierdzić, że czas jest częścią przestrzeni. Że jest względny i może ulec zmianie w zależności od prędkości. Czemu tak się dzieje? Wyobraziłem sobie człowieka na równiku oraz drugiego człowieka stojącego blisko bieguna. Wiadomo, że ziemia obraca się z taką samą prędkością dookoła własnej osi. Zarówno na równiku jak i na biegunie północny będzie taka sama pora dnia. Ale prędkość z jaką porusza się człowiek na równiku będzie większa od prędkości z jaką porusza się ten na biegunie. Ziemia obraca się tak samo, obydwaj ludzie doświadczają tej samej pory dnia ale zmienia się odległość potrzebna do przebycia tak więc zmienia się prędkość. Ziemia obraca się tak samo a jednak jeden porusza się szybciej a drugi wolniej. Ponieważ jeden ma dłuższą trasę do przebycia a drugi krótszą. No ale i tak, gdzie tutaj sens? Czas też się zachowuje podobnie i jest zmienny. Może i czas jest jakimś rodzajem prędkości? Ja naprawdę nie jestem fizykiem i dlatego napisałem na forum
Przedstawiliście kilka teorii czasu. Mówiliście że istnieje tylko teraźniejszość albo że cały czas wcale nie istnieje i jest statyczny i niezmienny jak przestrzeń. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem koleżankę która tytułowaliście @shadow ale porównała czas do kostek domina. Pisała, że czas trwa ileś tam czasu plancka... To trochę bez sensu bo to jest tak jakby powiedzieć, że linijka nie istnieje bo jeden centymetr składa się z 10 milimetrów. Trochę mi to nie pasuje... Jak można mówić, że czas jest jakąś małą częścią która potem zanika? Czas to nie jest film jak już pisali forumowicze. Gdyby tak było to części te nie mogłyby być ze sobą powiązane. I wtedy, rzeczywiście musiałyby to być te wszechświaty równoległe czy jak je tam zwał... Ale nie byłyby ze sobą powiązane i każdy z nich byłby klatką z filmu. W żadnym by się nic nie działo. Wtedy nie istniałby czas w ogóle i pewnie życie nie mogłoby istnieć. Bo jak wiadomo procesy naszego ciała wykorzystują upływ czasu. Dzięki temu możemy się rodzić, jeść, dorastać i płodzić kolejne pokolenia. Czyli jak widać coś co nazywamy czasem jednak istnieje, jakkolwiek to nazwiemy. I czas ten porusza się jak na pochylni, od przeszłości do przyszłości. Gdyby było na odwrót to znalibyśmy swoją przyszłość ale nie znali przyszłości. Żylibyśmy i podejmowali decyzje w oparciu nie o to co było a o to co będzie... nie wiem jak to sobie wyobrazić i jak mogłoby to wyglądać ale na pewno dziwnie. Ale pytałem się czym jest ta pochylnia? Czemu czas się przesuwa i czemu tak a nie inaczej? Czemu jego prędkość jest zmienna? No i czym tak właściwie jest? Trudno zrozumieć pojęcie czasu jako przestrzeni no ale pojęcie przestrzeni też jest mega wywalone w kosmos (całkiem dosłownie no bo skąd się wzięła i jak wygląda? Szkoda, że nie umiemy jeszcze (albo w ogóle) stwierdzić jak wygląda ten czas ale czasem tak coś czuję, że to jest coś bardzo banalnego na co nikt nie wpadł bo nie spotkał się z tym, nie widział, nie doświadczył
Tak czytając wasze zmieszane wypowiedzi to wyobraziłem sobie czas jako orbitę (znowu orbita jakaś -.-). A właściwie różne orbity niepowiązane ze sobą o różnych długościach (tak samo jak różne planety krążą dookoła słońca). I na każdej z tych orbit wszechświat. Zakładając, że wszechświat wybucha i zaczyna się od nowa to istnieje od zawsze. Może skumulowana energia wybucha bo staje się czymś innym i podlega innym prawom mechaniki, jakiejś nadmechaniki (tak palnąłem). Następnie powstaje to co znamy, z czasem materia zbiera się w coraz gęstsze skupiska i zaczyna coraz mocniej oddziaływać dążąc do początkowego stanu. Z tego co wiem, jest sobie taki eksperyment w którym ciecz zamarza, potem odmarza, wrze, paruje i znowu zamarza i tak w kółko. To pewnie nie jest idealny przekład ale tak tylko obrazuję. Że niby jest to taka reakcja która zachodzi cyklicznie i nieprzerwanie. Perpetum mobile bo suma wytworzonej energii jest taka sama co bilans strat i nic w tym wszechświecie nie niknie - kręci się w kółko od zawsze. A czemu są różne takie orbity? Też palnąłem jakąś głupotę ale staram się sobie wytłumaczyć czemu czas zmienia swoją prędkość w zależności od... prędkości. Tak sobie wyobrażam, że im szybciej dana materia się porusza to zmienia tak naprawdę orbitę. Nasza prędkość jest poruszaniem się jednowymiarowym na takim świecie. Czyli poruszamy się po południku gdyby uznać że jest to ziemia. A czas porusza się po orbicie czyli wzdłuż równoleżnika. Kiedy jakaś materia zmieni swoje położenie na południku to automatycznie jego prędkość się zmieni. Ale tak naprawdę prędkość obrotu ziemi jest stała. Tak samo i prędkość czasu jest stała. Pytanie tylko czemu się obraca dookoła własnej osi? Tak sobie to wyobraziłem choć nie ma to żadnego sensu z fizycznego punktu widzenia. Sobie takie wyobraziłem jak was czytałem
Kolejna rzecz to skąd się wziął wszechświat? Pewnie nie ma na to odpowiedzi i wydaje mi się, że teoria, iż istniał od zawsze ma największy sens. W dodatku to, że wszechświat jest statyczny a ruch i wszystko inne jest złudzeniem też ma sens. Ale jednak to wszystko widzimy, myślimy no... jesteśmy! Ale jesteśmy materialni. Tylko trójwymiarowi. Tak mi się wydaje, że istnieje od groma wymiarów o których nie wiemy. Tak samo jak i w naszym wymiarze, podejrzewam, że istnieją rzeczy których nie widzimy i nie wiemy o nich. Wiemy tylko o tym z czego jesteśmy stworzeni i co nami kieruje. Te czynniki przyczyniły się do powstania życia, one nas stworzyły, ukształtowały i je możemy poznać. To tak jakby stworzyć program komputerowy i kazać mu opisać krajobraz pokoju. Program składa się z wyliczeń matematycznych wewnątrz komputera a wszystko poza nim jest dla niego nierealne i niemożliwe do stworzenia. Ale teoretycznie program mógłby odszukać kamerkę w laptopie i poprzez taką szparkę zaobserwować świat na zewnątrz. Byłaby to pewnie jakaś zbędna kupa pikseli w której program doszukiwałby się równania bo jest równaniem. A tego tak się nie da bo świat nie istnieje w pikselach które są jedynie uproszczeniem tego co istnieje. Wracając się do pytania postawionego w tej części wypowiedzi... Tak mi się wydaje, że wszechświat składa się ze wszystkiego co mogłoby istnieć. Czyli jest skończony ale z naszego punktu widzenia niemożliwy do obliczenia bo niepoznawalny. Musielibyśmy być poza nim aby móc go zrozumieć a to niemożliwe będąc jego częścią. Nic poza wszechwszechświatem nie istnieje. Jest sobie taka kupa wszystkiego co może istnieć. I sens w tym, że wszystkie te rzeczy muszą się wzajemnie znosić. Jeżeli istnieje energia to musi istnieć antyenergia. Jeżeli istnieje czas to musi istnieć antyczas. Wszystko ma swoje przeciwieństwo tak aby bilans wszystkiego zawsze dawał zero. Tak aby to wszystko nie istniało. Czemu tak jest? Być może dlatego, że gdyby istniała pustka to też byłaby czymś. Musiałaby istnieć aby być pustką. A w rzeczywistości istnieją wszystkie możliwości, wszystko no nam ślina na język przyniesie łącznie z Bogiem i światami równoległymi. Wszystkie możliwości gdzieś są, znoszą się nawzajem a żeby było zabawniej nie dostrzegają siebie nawzajem. Materia oddziałuje z materią. A coś innego o czym nie wiemy, że istnieje oddziałuje z drugim czym innym. Istniejemy jako jedna ze wszystkim możliwości i stąd zadajemy sobie pytanie czemu jesteśmy. A gdzieś obok istnieje inna rzeczywistość w której to rozumiemy. W innej wszechświat jest ogromną kupą materii a w innym nie ma materii. W innym dostrzegają inne wszechświaty a w jeszcze innym nie dostrzegają nawet siebie samych. Wszystko razem daje nic. Nie wiem czy to ma sens -.- Doszedłem do wniosku, że tez muszę coś wymyślić jako twórca tematu -.- Wciąż jestem ciekaw czemu czas się porusza w jedną stronę -.-
Pozdrawiam i fajnie sie was czyta
Jeszcze się tak zastanawiam... Kiedy my przyśpieszamy to czas zwalnia. Kiedy się zatrzymamy to czas przyśpieszy. A co by było gdyby czas się nie zmieniał w zależności od prędkości? Co by było gdybyśmy mogli przyśpieszać w nieskończoność albo się zatrzymać w pozycji w której nic by na nas nie oddziaływało? Czy energia w postaci prędkości mogłaby rosnąć w nieskończoność? A co jeżeli na materię przestaną działać jakiekolwiek siły? Może wielki wybuch i nowy wszechświat?
Użytkownik snajper414 edytował ten post 11.08.2016 - 14:17