Z Twoją logiką -> 1 to 2, 2 to 3, 3 to 4, 1 to 4, 3 to 5... czyli 1 to cokolwiek, a skoro cokolwiek to nie istnieje, bo nic to też cokolwiek, które może być wszystkim, zatem jeden to nic, ale i całość.
Cóż, masz otwarty umysł.
Na przestrzał.
Nie oceniaj mnie w taki chamski sposób, tylko pisz na temat z łaski swojej. Pisz o Bogu, bogu a nie o mnie! No chyba, że dla Ciebie jestem bogiem. Masakra
Wracając do tematu, powiem tak, wystarczy spojrzeć na epoki, żeby zobaczyć pewną zależność.
Starożytność, Renesans, Oświecenie, Pozytywizm, 20 lecie...- To epoki rozwoju nauki a jednocześnie mniejsza wiara w Boga ( boga, bustwa)
Średniowiecze, Barok, Romantyzm, Młoda Polska- z reguły ciemnota i większa wiara w Boga.
Można łatwo dostrzec, że te epoki się przeplatają. Jest rozkwit umysłu a potem następuje rozkwit wiary, potem znowu umysłu etc.
Skąd to się bierze? Wydaje mi się, że w momencie zagrożenia człowiek potrzebuje poczucia, że ktoś go chroni i kocha i że ogólnie nie jest sam na Ziemi w dobie kryzysu. Takim transcedentnym opiekunem staje się - Bóg. Czasami bustwo może przybierać postać kochającego rodzica, a czasami dyktatora. Oczywiście wszystko dzieje się w umysłach wiernych. Im bardziej zacofany naród tym siła/ stanowisko Boga wzrasta.
Jednak w dobie naukowych odkryć i rozwoju umysłu, rośnie władza człowieka. Człowiek nie potrzebuje ochrony i uważa, że sam jest w stanie się ochronić. Pojawiają się takie twory jak np. New Age Movement.
Z reguły potem następują wojny i zazwyczaj człowiek znów zwraca się ku bogom, oczekując łaski z nieba. Bóg jest subiektywną potrzebą człowieka, taką samą jak potrzeba miłości i akceptacji.
Zasady ustanowione przez Boga np. Dekalog trwają do dziś. I te zakazy jak np. " Nie zabijaj", " Nie kradnij" , " Nie pożądaj żony bliźniego swego" są pomocne w utrzymaniu ładu na świecie. Gdyby ich nie było, to jeden facet zarżnął by drugiego aby posiąść kobietę i jej dzieci, a potem gwałcić ile wlezie i powiększyć "stado". No niestety takie rzeczy dzieją się wśród zwierząt, to tak zwane prawo dżungli, gdzie swoje geny przekazuje tylko najsilniejszy osobnik- prawo przetrwania gatunku.
Gdyby nie wiara w Jezusa i jego nauki, to pewnie nie było by takiego nacisku na dobre zachowanie, miłość, poszanowanie drugiej osoby. Nie było nagonek na pedofilii, gwałcicieli i zbrodniarzy. Każde wyjście na ulicę mogłoby zakończyć się nieszczęściem.
Nasza wiara Chrześcijańska, nie zawiera w sobie zachęty, do czynienie złego. Jezus każe się miłować w końcu. Dopóki władzę nad światem będą sprawować ludzie wychowani na naukach Jezusa, jeszcze nie będzie, aż tak źle. Zło pojawi się dopiero wtedy gdy prawo miłości ( "kto cię kamieniem , ty o chlebem", "Szanuj bliźniego swego jak siebie samego" etc.) i wewnętrzne zasady moralne zanikną w naszych umysłach lub zostaną z nich całkowicie wyparte.