Żyjąc z nim w zgodzie czerpiemy z niego siłę. On nas umacnia. Burząc strukturę narażamy się na szwank. Proste. Będąc z nim w harmonii, nic nam się złego nie stanie, bo nie zaburzamy systemu. Jednak ingerując w system możemy się spotkać z "karą" -odpowiedzią obronną boskiego organizmu. Wiem, że trudno jest wam to pojąć bo myślicie, że coś jest albo czarne albo białe, jest teista i ateista i koniec.
Wybacz Shadow, ale w tym momencie to właśnie ty myślisz strasznie zero jedynkowo.
Z definicji - jeżeli żyjemy "w bogu", a bóg jest wszystkim co nas otacza, to nie możemy w żaden sposób wystąpić przeciwko jego harmonii czy zburzyć jego struktury, bo nie potrafimy swoimi działaniami wyjść poza ramy, które ów "bóg" nakreślił. Tak więc - cokolwiek byśmy nie zrobili - zawsze będzie się to mieściło w tym, na co bóg nam "zezwolił" konstruując taki, a nie inny wszechświat.
Ta "harmonia" o której piszesz to koncepcje newage'owskie, niestety krzty logiki w nich nie ma. Opiera się to na naszym wyobrażeniu bliżej nieokreślonego stanu "szczęścia i zgody" panującego we wszechświecie, w którym wszystkie istoty są dla siebie miłe i serdeczne. Każdy jednak zdaje sobie sprawę z tego, że wszechświat nigdy tak nie wyglądał, ani nie będzie wyglądał, niezależnie od czego, czy w ogóle żyliby w nim ludzie, czy nie.