W twoim wieku - a raczej będąc o rok młodsza - też próbowałam pogodzić chrześcijaństwo z reinkarnacją i doszłam do wniosku, że czyściec daje taką opcję. Ot, żyje się tyle razy aż w końcu zasłuży się jednoznacznie na niebo lub piekło.
Jednak szybko porzuciłam ten pomysł a wraz z nim większość nauk chrześcijańskich i przeniosłam się na własnowierstwo. Jeżeli chcesz się jakoś określić a nie pasuje ci chrześcijanin, ateista ani buddysta a jednak w coś wierzysz własnowierca będzie w sam raz: http://wlasnowierca....snowierstwo.htm .
Nie wiem kto ludziom wmówił, że trzeba wybierać pomiędzy gotowymi religiami i nie można stworzyć własnego światopoglądu.
Każdy powinien myśleć za siebie.
Na przestrzeni lat moja wiara ewoluowała - co jest we własnowierstwie nie tylko dozwolone (w przeciwieństwie do religii) ale wręcz pożądane. Wiara zmienia się wraz z doświadczeniami i wiedzą człowieka.
Obecnie najbliżej mi do ateistycznej agnostyczki.
Bierzmowania odmówiłam. Obyło się bez histerii.
Rodzice mieli tylko jedno "ale" - jak ja w przyszłości ślub wezmę. To im podałam przykład, że rodzona siostra mamy ma tylko ślub cywilny i jakoś żyje a jej syn jest nawet ochrzczony. I, że bierzmowanie można dostać w późniejszym terminie jakby mi się odwidziało a dodatkowo jest zawsze opcja ślubu z innowiercą z której mogę skorzystać jeżeli mój przyszły mąż nie będzie chciał żyć "w grzechu".
Dziadkowie od strony taty załamywali ręce ale im wytłumaczyłam, że bierzmowanie to poważna sprawa świadcząca o tym, że dorosło się do pełnego wyznawania wiary a ja do tego nie dorosłam i odbębnienie tego w tym momencie by się nie liczyło bo byłoby nieszczere. Odpuścili.
Babcia od strony mamy mnie pochwaliła(też uważa, że każdy powinien szukać swojego światopoglądu). Dziadek natomiast (bardzo religijny, planował być księdzem) tylko stwierdził "Nawet mi nie mów." i do tej pory moje heretyckie poglądy do niego chyba nie dotarły. Ale nie nakazuje mi chodzić do kościoła ani nic w tym stylu więc konfliktu nie ma. Nie poruszamy tematu nawet gdy daje mi wodę święconą z Medjugorje czy coś w tym stylu - traktuję to jako pamiątkę z wycieczki.
Nie było nawet problemu w katolickim liceum do którego poszłam. Mimo obowiązkowej religii nikt z nauczycieli nie dowiedział się, że jestem niewierząca. Wiedzieli tylko moi znajomi. Którzy z resztą sami też "średnio" do kościoła chodzili.