Nie wiem co ma to wymachiwanie rękami wyżej wspólnego z tematem, ale nie wnikam.
Myśli samobójcze to myślę, że w życiu miał prawie każdy - czy to w żartach, czy na poważnie. Poruszyliście tutaj temat słabości psychicznej - to nie zawsze tak jest. Życie jest nieprzewidywalne i pewne stany mogą dopaść nieraz nawet najtwardszego psychicznie. W ogóle jest to błędna definicja, bo nie ma czegoś takiego jak twardość psychiczna. O tym, że ktoś jest twardy psychicznie powiedzieć można dopiero wtedy, gdy z totalnego dołka potrafi się jakoś podnieść i iść dalej. Psychika to nie bunkier i to, że dziś komuś wydaje się, że jest twardy psychicznie wcale nie znaczy, że za rok nie wydarzy się coś, co złamie go totalnie. To tak jak z byciem wojownikiem. O dobrym wojowniku nie świadczy to, że pokonuje wszystkich, z którymi walczy. Nie - dobry wojownik to taki, który zostanie pokonany, a mimo tego podniesie się i będzie walczył dalej.
Ja osobiście uważam się za silnego człowieka i fizycznie i psychicznie, ale bywały u mnie w życiu takie epizody, że świat walił się na głowę i przychodziło całkowite załamanie i jedyne o czym wtedy myślałem, to żeby ze sobą skończyć. Czy to wstyd? Trochę pewnie tak, patrząc z perspektywy czasu. Pamiętam jednak jakie jest to uczucie i czuję pokorę, a także wiem jakim fatalnym stanem jest depresja. Depresja to nie jest zły humor, czy objaw słabości. To coś o wiele bardziej potężnego i kończy się ona jedynie na dwa możliwe sposoby - albo człowiek znajdzie w sobie trochę siły i uda mu się postawić się na nogi, albo pójdzie do piwnicy i założy sobie pętlę na szyję. I nie jest to żaden egoizm. Mówienie w takim przypadku o egoizmie jest wręcz okrutne. To co pomyślą sobie inni, w takim stanie to jest akurat ostatnia rzecz o jakiej można by było wtedy pomyśleć. Nikomu nie życzę, żeby mu się życie zwaliło na głowę, ani przechodzenia takich stanów, ale powiem jedno - takie coś, o ile uda się pokonać przeciwności niesamowicie wzmacnia człowieka. Pozwala później spojrzeć na to z boku, uczy jak lepiej kontrolować własną psychikę i przede wszystkim uczy pokory przed życiem, jednocześnie uodparniając na wiele jego aspektów. Jak to się mówi - co cię nie zabije, to cię wzmocni. I to są święte słowa, ale te słowa nigdy nie trafią do kogoś kto znajduje się w stanie permamentnej depresji.
Pamiętajcie o jednym - nigdy nie wiecie, co przyniesie Wam jeszcze życie. Ocenianie ludzi, którzy znajdują się w depresji, lub chcą ze sobą skończyć jest nie dość, że głupie, to w dodatku naiwne, nie wspominając już nawet o tym, że okrutne. Bo to może spotkać każdego. Dziś masz dobrą pracę, dach nad głową, a jutro możesz mieszkać pod mostem. Niebranie takiej opcji pod uwagę jest naiwnością i życzeniowym myśleniem, oszukiwaniem samego siebie, bo tak wygodniej i "mnie to nigdy nie spotka". Błąd.
A czy należy bać się śmierci? Nie. Ja osobiście się nie boję, otarłem się o nią wiele razy. Nie boję się śmierci samej w sobie, bo przecież ona i tak mnie spotka, prędzej, czy później - tego można być pewnym. Jedyne czego boję się w przedwczesnej śmierci to to, że mógłbym nie zdążyć zrobić wszystkiego, co jeszcze w życiu chciałbym zrobić. Tylko tego się boję - choć może słowo "boję" to za dużo. Po prostu byłoby mi szkoda.
Użytkownik szczyglis edytował ten post 22.08.2016 - 17:51