Nie ma czegoś takiego jak klątwa. To jest jedynie efekt psychologiczny.
Jeśli ktoś uwierzy w to, że został przeklęty, to sam, nieświadomie będzie dążył do tego, aby dane przekleństwo się spełniło. Dużą rolę odgrywa tutaj "autorytet czarownika" - baba Jaga z chatki w lesie ma większe szanse na wywołanie w kimś przeświadczenia, że posiada jakąś magiczną moc, niż pierwsza lepsza osoba z ulicy. To zwykła psychologia. Opowiem śmieszną sytuację ze swojego życia - rzecz miała miejsce dawno temu, gdy jeszcze chodziłem na studia. Zostałem wtedy przeklęty przez pewną Cygankę. A było to tak - byłem z dziewczyną na koncercie na starówce i z racji braku wolnych miejsc siedzieliśmy sobie na schodach kamienicy. Obok były ogródki piwne, w pewnej chwili poszliśmy po piwko. Gdy wróciliśmy na naszym miejscu rozkładał się nawalony w 3d gość. Z nim była Cyganka. Grzecznie powiedziałem, że zajął nam miejsce i wywiązała się mała kłótnia. Nie wnikając w szczegóły skończyło się na tym, że sobie poszli, a na odchodne owa Cyganka (kawał baby!) zaczęła do mnie krzyczeć jakieś czary-mary i jedyne co z tego zrozumiałem, to ostatnie zdanie, że życzy mi, żebym przez kolejne pół roku nie mógł sobie znaleźć miejsca, na którym mógłbym usiąść.
Kilka dni potem zacząłem pracować w ochronie, bo dorabiałem na studia. Trafiłem na obiekt, gdzie robiłem w terenie po 12h na służbę (duży kompleks, fabryka pasztetów). Czasami też robiło się i po 16h, bo tylko tak dało się z tego jakiś pieniądz wyciągnąć. W miesiącu robiliśmy po nawet 300-350 godzin. Ogólnie ciężka robota, bo byłem tam od wszystkiego, za psie pieniądze, ciągle na nogach, a to było zimą, akurat tą zimą stulecia jaka była w Polsce wtedy, gdzie gile w nosie zamarzały. Przerwa przysługiwała jedna 15 minut, do domu to wracałem padnięty. Kontrole z biura przyjeżdżały co chwilę, żeby zobaczyć, czy nie siedzi się w kanciapie, tylko jest w terenie. Nie szło usiąść, ogrzać się, odpocząć, w dodatku dali mi w biurze za małe buty do umundurowania. Przez pierwsze dni ledwo chodziłem. Razu jednego do nas strzelali w nocy, bo wpadła ekipa, żeby ukraść piece z hurtowni, staranowali bramę. Innym razem na chłodni walnął zbiornik z amoniakiem i wynosiłem w masce nieprzytomnych ludzi na plecach, za co dostałem obciętą premię z wypłaty. Ogólnie działo się.
No i teraz najlepsze - finalnie pracowałem tam dokładnie przez pół roku, idealnie tyle ile przepowiedziała mi Cyganka i idealnie w takich właśnie warunkach, że nie dało rady usiąść. Ot, taka historia 
PS. I jeszcze jedna historia. Mój dobry kolega ma biznes, ściąga z Chin zabawki i sprzedaje w Polsce. Swego czasu był z pewną dziewczyną z Podlasia. Finalnie się rozstali tak gdzieś po roku i kumpel zaczął wtedy gadać, coś w stylu "tam same czarownice na tym Podlasiu, to na bank mnie przeklnie". Szeptuchy, czy jakoś tak. No i jak sobie kumpel wywróżył tak się stało - w momencie zwaliły mu się kontrole, skarbówka, wszystko. Po fakcie (bo jakoś sobie poradził) stwierdził, że nigdy więcej dziewczyny z Podlasia 
Użytkownik szczyglis edytował ten post 25.08.2016 - 20:25