A propos nietypowych smaków warto wspomnieć, że kiedyś w Polsce jadano także... wiewiórki. Coś co zapewne dla wielu ludzi jest nie do pomyślenia, z kolei słyszałam że w niektórych krajach zachodnich jak np. Wielka Brytania tego typu "przysmak" zaczął cieszyć się zainteresowaniem, ponoć można gdzieś w marketach niektórych kupić.
Koniny nigdy nie jadłam (albo nie wiem o tym, że jadłam bo tak też być może), moja babcia opowiadała, że mięso to ponoć ma słodkawy smak - nie wiem ile w tym prawdy, kiedys dla jakiegoś krewnego kotlety smażyła właśnie z koniny i spróbowała, tak z ciekawości.
Królika jadłam, ale powiem szczerze - nie smakowało mi to mięso, może ktoś kto mnie tym częstował źle je przygotował, nie wiem, ale ogólnie nie przeszkadza mi fakt spożywania króliczego mięsa, choć część osób się wzdryga bo myśli o nich jako o "zwierzątkach domowych". Na wsi wujostwo gotowało rosół z gołębia (hodowali je), czy też zwykłą zupę i jak jeździłam na wakcje też miałam okazję spróbować jak to smakuje.
Skoro jesteśmy w temacie zabijania zwierząt to mogę polecić tekst, jaki czytałam swego czasu w publikacji - "Bestie, żywy inwentarz i bracia mniejsi : motywy zwierzęce w mitologiach, sztuce i życiu codziennym", pod redakcją Piotra Kowalskiego. Jest tam rozdział poświęcony bodajże, zabijaniu zwierząt, przelewowi krwi (nie pamiętam dokładnie tytułu, stąd podaję w przybliżeniu). Autorka podaje przykłady o tym jak na przestrzeni wieków, po czasy współczesne zmieniał się stosunek społeczeństwa do zabijania zwierząt. Na początku w wieli kulturach był zwyczaj oddawania czci duszy ubitego zwierza, podziękowania za to poprzez jego śmierć będzie można wykarmić rodzinę/ plemię, zdobyć futro i skóry do przyodzienia. Potem bywało z tym różnie, w zależości od stanu społecznego i danej epoki, kiedy to np. dla późniejszej szlachty polowanie to był po prostu sport. Pamiętam też przykład doś drastycznego przepisu na gęś, czy też kaczkę z okresu około XVI-XVII wieku, kiedy to autor zalezał wpuścić gęś do przygotwanego miejsca, okalanego chrustem, a nastepnie je podpalić. Ptak nie mogąć się wydostać,otoczony zeweząd płomieniami lecz wciąż żywy miał dosłownie piec się żywcem przez dość długi czas - co miało zapewić dodatkowe walory smakowe, gdy owa pieczeń miała być już gotowa. Opis przygotowania tej potrawy, tego czego nie robiono z tym nieszczęsnym zwierzakiem był dość długi i brutalny, bo zwierzę nie miało szybkiej śmierci lecz było zamęczane - czego nie popieram.
W końcowej części tekstu auorka poświęca uwagę czasom współczesnym gdzie społeczeństwo stara się odsunąć na bok świadomość śmierci, uśmiercania zwierząt (w ogóle czasy współczesne bardzo tabuizują śmierć, chorobę w konteksćie nie tylko zwierząt ale i samego człowieka - to bardzo ciekawy fenomen kulturowy, ale nie na ten temat Jakby kogoś interesowało moge polecić dwie publikacje P. Aries'a - "Człowiek i śmierć"; oraz "Rozważania o historii śmierci"). W przypadku zwierząt w społecznej świadomości (wg. przytaczanej przeze mnie autorki) mięso "bierze się /pochodzi z marketu" i przeciętnego / współczesnego człowieka niewiele zajmuje fakt czy to zwierzę było hodowane godnie, jak uśmiercane. Po prostu podchodzi się do kupowanej partii części mięsa jak np. golonka jako do gotowego już produktu który jest dostepny do kupienia w sklepie, a nie zastanawia się nad tym skąd pochodzi.
Pamiętam widziałam film "Szczęsliwi ludzie: rok w tajdze". Tam jeden z myśliwych mówi wprost, że kiedyś zajmował się rolnictwem i przynaje że nie mógłby zabić zwierzęcia które sam hodował bo zna je, ono rozpoznaje jego, są do siebie na swój sposób przywiązani do siebie. Ono widząc go oczekuje od niego opieki, tego że otrzyma od niego za chwilę pokarm. Tymczasem nie ma oporów przed zabiciem zwierzęcia dzikiego, bo wg niego takie zwierzę zdaje sobie sprawę, że między nim a człowiekiem nie ma ma więzi, jest walka o przeżycie. Nie wiem na ile szczery był, mnie trochę trudno do końca w tą szczerość uwierzyć, bo skoro był rolnikiem, to ani razu nie zabiłby kury na rosół? Czy tam prosiaka? A do tajgi idzie polować? Trochę to wyidalizowane mi się wydało, choć kto go tam wie, nie mnie to oceniać
Tyle jeśli chodzi o stosunek ludzi do zabijania zwierząt. Na koniec dodam jeszcze dość drastyczny przykład, który zastałam w czytanej przez siebie właśnie książce - "Choroba i śmierć w perspektywie społecznej w XIII - XXI wieku". W rozdziale "Choroba i śmierć szlachty w świetle pamiętników i utworów literackich okresu XVI-XVII wieku, znalazłam nastepujacą informcję dotyczącą głodu i tego do czego są w stanie posunąć się ludzie:
W ekstemalnych warunkach dokonywano aktu kanibalizmu, o ktorych opowiada Józef Budziłło. Głód w obozie panował tak wielki, że umierający z jego przyczyny "zimie pod sobą, ręce, nogi,ciało, jako mógł żarł, albo ścierwem się posilać musiał".
W przypisach do rozdziału znajduje się jeszcze taka "ciekawostka":
Wstrząsająca jest opowieść o tym jak rodzina i towarzysze kłócili się o to, kto ma pierszeństwo w zjedzeniu ciała, a sędziowie bali się rozstrzygać w takich sprawach, żeby sami nie zostać zjedzeni, J.Budziłło Historia Dmitra fałszywego..., w Moskwa w rękach Polaków..., s.504.
Bogusław Radziwiłl w swojej autobiografii wspomina małe dziecko znalezione przez niego na drodze, które razem z psem pożywiało się ścierwem. Kazał dzieciaka zabrać i nakarmić. Niestety wygłodzony, a zapewne i zainfekowany organizm uległ i chłopiec zmarł
Użytkownik Ireth edytował ten post 17.10.2016 - 11:23