Witam,
w ostatnim czasie zmarł tato mojej dziewczyny. Pierwsza reakcja, wiadomo: niedowierzanie, łzy w oczach etc. Ale nie o emocjach tutaj chciałem się z Wami podzielić. Dowiedzieliśmy się o śmierci jej ojca w czwartek, zaś w piątek już pojechaliśmy do jego rodzinnej miejscowości i domu, który często odwiedzał, a w którym mieszka jego mama. Gdy weszliśmy, oczywiście nastąpił ogromny płacz wszystkich domowników na przywitanie jej tam. Myślałem, że nic mnie nie zaskoczy więcej. Żałoba - niby nic wielkiego. Jednak po jakichś 10-15 minutach coś złego zaczęło się dziać. Zrobiłem się jakiś nerwowy, trzęsły mi się ręce i w ogóle cały byłem kłębkiem nerwów, chciałem wyjść stamtąd jak najszybciej. Wszystko mi przeszkadzało, byłem przytłamszony czymś, smutny. Na początku jeszcze o tym nie myślałem, bo myślałem, że to ta cała sytuacja tak na mnie wpłynęła. Potem zacząłem się jednak nad tym zastanawiać. Jakby jakaś naprawdę zła siła tam była. Dziwne, ponieważ jej ojciec żył dobrze ze swoją mamą, ze swoim zmarłym 16 lat temu ojcem - również. Wiem natomiast, że mieszka tam jeszcze jego brat i dość często lubi wypić, przychodząc później do domu i wszczynając kłótnie. Jednak on także żył raczej ze swoim bratem dobrze. Przed tym wydarzeniem niespecjalnie wierzyłem w takie rzeczy, że jakaś moc może mną zawładnąć w jakimkolwiek sensie i sterować moimi emocjami. Ona też to czuła. To mnie nie zdziwiło tak bardzo, bo w tamtym czasie po prostu za dużo przeszła, za dużo emocji, płaczu... Jednak dlaczego ja czułem coś takiego? Dodam, że opuściliśmy pomieszczenie później 3 razy. Pierwszy raz, pół godziny po przyjściu, żeby ochłonąć po tym wszystkim. Jak tylko opuszczaliśmy mieszkanie, to wszystko jakby ustawało. Znowu oddech stawał się normalny, nie byłem niespokojny. Czy ktoś miał jakieś podobne przeżycia lub zna jakiś przypadek bardzo podobny? Co to mogło być? Bardzo proszę o odpowiedź i dziękuję.