To, że BOR wymaga naprawy to sprawa oczywista, niestety z tego co widać, to tych zmian coś na horyzoncie nie ma.
Jedno się udało - połowa Polski została zaaferowana całą sytuacją (dowodem nawet ta dyskusja). Dla mnie ten wypadek jest niewarty poświęcanego mu czasu, a jedyne co powinno się stać w wyniku jego zaistnienia to szybkie pójście po rozum do głowy i przeprowadzenie mocnej reformy w służbach ochrony rządu. Cała reszta to sztuczny, medialny cyrk, niewarty poświęcania mu swojej uwagi i nerwów (czego znowu dowodem ta dyskusja) - zwłaszcza, że jest to jedynie gdybanie i będzie to jedynie gdybanie, bo odczytów "ze skrzynek" i tak nie udostępnią, a odpowiedzialność zostanie zrzucona na kierowcę Fiata.
Co do słuszności zjeżdżania, czy nie zjeżdżania z drogi samochodom "niewiadomo jakich służb" to Kronikarz ma tutaj rację. Oczywiście trudno ocenić co/lub kto jedzie w czarnym BMW, czy innym AUDI pędzącym na złamanie karku przez miasto, ale na 99% karetka, ani straż to to raczej nie jest i można z dużą dozą prawdopodobieństwa trafić, że jest to przejazd jakiegoś oficjela, a nie służb ratunkowych. Lepiej wtedy zjechać, ale to jedynie z tego powodu, żeby nie oberwać strzałem od 3 tonowej, pancernej limuzyny pędzącej 100km/h, no i plus oczywiście to, że takie, a nie inne mamy przepisy w kodeksie. Tylko takie powody w tym widzę, bo to, że komuś w garniturze i z immunitetem z rządu spieszy się na kolację, to podobnie jak Kronikarza - średnio mnie już obchodzi. I trzeba tutaj jeszcze dodać jedną rzecz, której zdaje się nikt nie poruszał - otóż jest to wina samych polityków, bo gdyby nie nagminne wykorzystywanie rządowych środków transportu do celów prywatnych, to nie utarłoby się w społeczeństwie takie przeświadczenie, że "o, pewnie spieszą się, żeby zdążyć na obiad, a nie do jakiejś pilnej sprawy". Sami są sobie winni i nie jest to wina tego, czy poprzedniego rządu, bo to jest domena KAŻDEGO rządu i każda z ekip dokładała tutaj swoją cegiełkę. Takie działania sprawiają właśnie, że człowiek widząc taki przejazd z marszu przypina mu taką plakietkę. Niech więc politycy przede wszystkim na początek zmienią swoje "zwyczaje", a dopiero później wymagają, że wszyscy jak jeden mąż będą robić miejsce, gdy tylko zobaczą z daleka światła, tudzież usłyszą "bomby". No chyba, że chcą zbierać na swoje konta więcej takich spotkań z drzewami, to droga wolna - niech robią wszystko po staremu.