Antonio la Rubia, z zawodu kierowca autobusu, mieszkający w okolicy Rio de Janeiro, miał 33 lata, kiedy przydarzyła mu się niecodzienna historia…
Rano, zaraz po wyjściu z domu, przechodząc (jak codzień) przez pole, zobaczył obiekt koloru ołowiu i kształtem przypominający kapelusz o szerokości conajmniej 70 metrów. Z daleka był ciężki do zidentyfikowania. Po nieco bliższych oględzinach wydał się podejrzany.
Zdenerwowany mężczyzna chciał zawrócić do domu, kiedy z obiektu zaczęło bić jaskrawe, niebieskie światło. Nagle zorientował się, że obok niego stoją roboty, których nie zauważył wcześniej. Prawdopodobnie nie było ich tam wcześniej, ale zdezorientowany człowiek mógł się przecież pomylić…
Był to rok 1977. Robotyka nie stała wtedy na wysokim poziomie, więc możnaby co najwyżej przypuszczać, że istoty spotkane przez la Rubię były tylko przebranymi ludźmi, chcącymi zażartować z mężczyzny. Nie pozwalał na to jednak ich wygląd. Zaokrąglone korpusy, zwężające się ku dołowi, przechodziły w pojedynczą „nogę” zakończoną jakby miniaturką pojazdu stojącego na polu. Roboty nie poruszały się po ziemi, ale latały nad jej powierzchnią. Ich ciała były pokryte łuską, dość luźną, żeby umożliwić ruch, a głowy zaopatrzone były w długie anteny.
Na późniejszych przesłuchaniach, la Rubia twierdził, że został zamknięty przez obce istoty w dzwonowatym słoju o przezroczystych ścianach i przetransportowany do wnętrza spodka. Zbliżając się do niego, czuł drżenie, jednak nie wiadomo, czy chodziło o jakiś rodzaj energii, którą emitował pojazd, czy może był to wynik stresu. Chwilę później statek uniósł się nad ziemię, a porwany znalazł się w sporym, okrągłym pomieszczeniu. Ściany statku miały kolor aluminium, a niebieskie światło, które la Rubia widział na początku sączyło się z sufitu.
Przerażony mężczyzna widział w pomieszczeniu całe tłumy robotów. Wydawały się wyczekiwać. Obserwować. Kiedy największy stres przeszedł, la Rubia zaczął się domagać informacji. Na dźwięk jego głosu, wszystkie istoty upadły. Wyglądało na to, że głośne krzyki dezorientują je – mogły więc posłużyć obronie. Niestety mężczyzna również nie czuł się najlepiej, ponieważ od momentu wejścia na statek, miał problemy z oddychaniem, a nasilające się światło oślepiało go.
Z relacji wynika, że za pomocą małej konsoli, roboty pokazały mu serię dziwnych obrazów, czy krótkich filmów. Na kilku był on sam – nagi, lub ubrany. W sytuacjach codziennych, lub badany przez obce istoty. Na innych obrazach, la Rubia widział sceny z typowego ziemskiego życia, lub zupełnie abstrakcyjne, ciężkie do opisania.
Następnie przyszła kolej na pobieranie krwi. Jeden z robotów nakierował na pacjenta „strzykawkę”. Nie był to jednak typowo lekarski przyrząd, ponieważ roboty używały ich do praktycznie każdej czynności – między innymi do przełączania zdjęć. Strzykawka wypełniła się krwią, zaraz po tym, jak ramię mężczyzny mimowolnie się podniosło. Po ukłuciu nie został nawet ślad.
Obserwacja została zakończona. La Rubia, nie wiedząc nawet jak, przeniósł się na zewnątrz pojazdu i upadł na jezdnię. Wszystkie rzeczy zabrane z domu miał przy sobie. Nawet te, których nie wziął na pokład statku. Obserwował odlatujący obiekt, który teraz przypominał mu wyglądem ciemny, gładki balon.
Historia jest tak nieprawdopodobna, że właściwie wydaje się nie mieć sensu i być wytworem bardzo niestandardowo myślącego umysłu.
Jej autor, pytany o innych świadków zdarzenia, wymienił znajomego mężczyznę z sąsiedztwa, który niestety jako alkoholik był uznawany za lokalnego mitomana, a więc osobę mało wiarygodną. Jego relacja o obserwacji UFO nie pomogła la Rubii.
Przez kilka dni od uprowadzenia, porwany czuł się bardzo źle i przeżywał sceny z projekcji. Niektóre w pamięci i snach. Inne przydarzyły mu się na jawie. Wciąż widział obrazy ze statku, był poddenerwowany. Odczuwał ból i gorąco. Nie był w stanie pracować, więc został skierowany na badania. W szpitalu jego stan został początkowo wzięty za chorobę psychiczną, co później wykluczyła konsultacja z psychologiem pracującym dla jego firmy. Kiedy stwierdzono, że pacjent nie jest chory umysłowo, zaczęto na poważnie analizować jego relację.
Nie ma nic dziwnego w tym, że nie wierzono mu od początku. Zdarzenia takie, jak uprowadzenie przez roboty w bliżej nieokreślonym celu nie zdarzają się często...
Oględziny lekarskie nie wykazały żadnych problemów zdrowotnych u mężczyzny. Będąc pracownikiem firmy przewozowej, na codzień był on zresztą odpowiedzialny za zdrowie i życie wielu osób, dlatego prawdopodobnie badano go też dość często w przeszłości – zarówno psychologicznie, jak i czysto medycznie. Ewentualne choroby mogące spowodować halucynacje, czy zaburzenia psychiczne powinny być wychwycone już wcześniej, gdyby miały kiedykolwiek wystąpić. A jednak brakowało informacji o jakichkolwiek nieprawidłowościach.
Lekarze nie widząc przyczyny problemu musieli koniec końców zaakceptować fakt, że mężczyźnie przydarzyło się coś, w co z początku wierzyło bardzo niewielu.
Historia jest nietypowa nawet, ja na relację o obserwacji istot pozaziemskich. Pomimo licznych dowodów, wciąż można powiedzieć, że la Rubia wmówił sobie wszystko i uwierzył w to tak mocno, że jego organizm reagował w spodziewany sposób. Z drugiej strony, na miejscu był też inny świadek. Nie wykryto również powodu, dla którego główny bohater zdarzenia miałby widzieć, lub odczuć cokolwiek, co nie miało miejsca.
Przypadek powinien być badany aż do momentu wyjaśnienia całej sprawy. O ile historia jest prawdziwa, może się przecież powtórzyć. Nie wiemy w jakim celu dziwne istoty przeprowadziły badania. Te konkretne, wydawały się być słabe. Może nawet bezbronne, gdyby porwany zaczął stawiać wyraźny opór. A jednak ich działania na dłuższą metę były szkodliwe. Roboty powinny wiedzieć o ich skutkach. Badany człowiek został skrzywdzony.
Chociaż większość historii o obcych dotyczy stworzeń pokojowo nastawionych, nie należy ufać, że zawsze jesteśmy bezpieczni. Badania nie mogą być jednostronne. Skoro obcy potrafią skłonić nas do uległej postawy, można spodziewać się, że ma to jakiś cel. Jeżeli sami nie zawsze wykazują chęć współpracy, a tylko poznania nas, powinniśmy mieć przynajmniej możliwość dowiedzenia się dlaczego. Inaczej kontakty pokojowe, które część z ras najwyraźniej próbuje nawiązać, mogą zostać uznane za ataki, a jeżeli my – słabo rozwinięty gatunek – zaczniemy się bronić, skutki mogą być tragiczne…