Skocz do zawartości


Zdjęcie

Naukowcy zarejestrowali świadomość mózgu 10 minut po śmierci ciała


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
82 odpowiedzi w tym temacie

#61

kikkhull.
  • Postów: 329
  • Tematów: 6
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

@Universe24

Pacjentka raczej nie mogła widzieć narzędzi lekarskich, ponieważ wjeżdżając na blok operacyjny jesteśmy już w pełnej narkozie ;)

 

 

 

Nic podobnego, na bloku operacyjnym znieczula anestozjolog i jest zobligowany do sprawdzenia tożsamości pacjenta czyli ten odpowiada jak się nazywa


  • 0

#62

TheToxic.

    Faber est quisque suae fortunae

  • Postów: 1654
  • Tematów: 59
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@Up
Bzdury do kwadratu. Byłam operowana dwa razy w przeciągu dwóch lat i za każdym razem podawano mi narkozę zanim wjechałam na blok.



#63

Alis.

    "Zielony" uspokaja ;)

  • Postów: 690
  • Tematów: 171
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

A ja byłam operowana 2 razy w ciągu 16 miesięcy i narkozę podawali na sali operacyjnej, podobnie jak znieczulenie.

 

Widocznie to zależy od operacji i jakiś procedur.


  • 0



#64

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Na różnych stronach w necie można poczytać o tym jak wygląda procedura znieczulania. Wynika z tego że wcześniej podaje się leki uspokajające a na sali dopiero narkozę. Piszą tak tutaj http://znieczulenie....e.przebieg.html

na tej również http://www.spzoz-dzi...p&catid=42:in..

Na około godzinę przed zabiegiem pacjentowi podaje się lek uspokajający w postaci zastrzyku domięśniowego lub tabletki, a dzieciom - w syropie. Po przyjeździe na salę operacyjną następuje identyfikacja pacjenta, pielęgniarka zakłada wkłucie dożylne, podłącza kroplówkę, EKG, zakłada pulsoksymetr i mankiet do mierzenia ciśnienia. Gdy pacjent jest tak przygotowany, przystępujemy do znieczulenia. Znieczulenie ogólne można wyobrazić sobie jako sen wywołany przez podanie leku drogą dożylną lub wziewną. Leki te zaczynają działać już po kilkunastu sekundach

Ale skoro jedna z was mówi ze było to na sali a druga że wcześniej to dziwna sprawa.

 

Aha i jeszcze ten element który dotyczy słyszenia przez ludzi tego co się dzieje na sali. Wybika on właśnie z tego że:

Słuch jest ostatnim doznaniem, jakie traci chory podczas
indukcji znieczulenia i pierwszym, które powraca przy wybudzeniu.
Z tych powodów jest on najczęściej raportowaną
formą doznań śródoperacyjnych, występującą w 48–100%
przypadków wybudzeń śródoperacyjnych

http://www.polanest...._stanowisko.pdf


Użytkownik Wszystko edytował ten post 16.03.2017 - 21:49

  • 0



#65 Gość_Veckas

Gość_Veckas.
  • Tematów: 0

Napisano

Mam nadzieję, że nie zanudzę tekstem o misterium smierci...

 

Teoretycznie było o tym wiadomo już od dawna, w szkołach w latach 90' uczyli, że mózg po zatrzymaniu serca obumiera stopniowo, utrzymujemy świadomość nawet do 15 min, zostało to potwierdzone oficjalnie naukowo dosyć niedawno patrząc na ten temat... Są przypadki, że mózg umiera, a serce potrafi bić i pompować krew utrzymując przy tym cały organizm, chociaż mózg jest martwy. Wyobraźcie sobie, że nie możecie niczym ruszyć, a macie świadomość tego że żyjecie, cały czas słyszycie i widzicie to co dzieję się wokół, ale nie możecie nic z tym zrobić, swoją drogą, jest to przerażające, ale prawdziwe...

 

Jest bardzo blisko, że dane nie są tylko zapisywane w mózgu, ale też w całym naszym ideowym schemacie organicznym, pytanie oscarowe brzmi, czy świadomość i umysł to to samo? 

 

Doświadczyliśmy jedynie życia, więc lękamy się śmierci - nieznanej i obcej. Zadajemy sobie pytanie: jak przebiegną ostatnie chwile i co się stanie potem?

Sherwin B. Nuland przeżył szok, gdy zmarł jego pierwszy pacjent. Ten młody student medycyny miał zająć się 52-letnim Jamesem McCartym, który dostał zawału serca. Nuland właśnie przysiadł na łóżku pacjenta i studiował historie choroby, gdy chory wyrzucił z siebie nieartykułowany okrzyk.

 

Jego twarz i szyja obrzmiały i przybrały purpurową barwę. James McCarty wziął jeszcze jeden głęboki oddech...

 

Lekarze rozpoczęli akcję reanimacyjną. Bezpośredni masaż serca w nagłych wypadkach był w latach 50. normalną praktyką. Rozgorączkowany Nuland ujął drgające serce w dłonie. Wyczuł migotanie komór - ostatnie spazmatyczne skurcze mięśnia, który zatrzymuje się na zawsze. McCarty zmarł. Serce nie wytrzymało stresu i choroby. W chwilę później jednak dopiero co zmarły odrzucił głowę do tyłu i wydał chrapliwe rzężenie. Był to dźwięk wywołany przez powietrze wydobywające się z obrzmiałych płuc, które zapadły się pod ciężarem zwiotczałej klatki piersiowej. Jakby McCarty chciał powiedzieć lekarzowi: "Zaprzestań daremnych wysiłków. Jestem już martwy". Źrenice pacjenta, nieruchome i rozszerzone, świadczyły o śmierci mózgu. Młody student medycyny rozpłakał się.

 

Kilkadziesiąt lat później ten sam Sherwin B. Nuland, już jako renomowany profesor chirurgii na amerykańskim uniwersytecie Yale, napisał książkę o różnych obliczach śmierci - "Jak umieramy". Książka uhonorowana nagrodą Pulitzera jest trzeźwym, a jednocześnie emocjonującym raportem medycznym o procesach, które prowadzą do zgonu.

 

W każdym stworzeniu tyka wewnętrzny zegar. U niektórych gatunków wyznaczony czas jest bardzo krótki - to tylko kilka godzin potrzebnych, żeby się rozmnożyć. Żyjące dziko zwierzęta rzadko dożywają starości. Ludzie są nietypowymi zwierzętami - żyjemy o wiele dłużej niż to konieczne do wydania potomstwa. Ta długowieczność ma wytłumaczenie - istoty ludzkie w podeszłym wieku wciąż są przydatne całej społeczności: przechowują i przekazują wiedzę, a także pomagają opiekować się najmłodszym pokoleniem, zwiększając szansę jego przeżycia. Długowieczność człowieka to tak naprawdę osiągnięcie ostatnich wieków - człowiek kopalny czy nawet starożytny Rzymianin rzadko dożywali 40 lat. Dziś żyjemy znacznie dłużej, ale jedno się nie zmieniło -wciąż wszyscy musimy umrzeć.

 

Śmierć jest wpisana w nasze istnienie tak samo, jak narodziny. Bez niej nie moglibyśmy normalnie funkcjonować - nasze komórki (np. skóry) codziennie umierają i są zastępowane nowymi. Już w łonie matki niektóre grupy komórek muszą popełnić "samobójstwo" zwane apoptozą, żebyśmy np. mogli mieć palce. A jeśli jakieś zwykłe komórki zbuntują się i "zapragną" nieśmiertelności, ich niekontrolowane podziały doprowadzą do nowotworu. Zdrowe komórki ciała są śmiertelne, ich materiał genetyczny może się podzielić tylko ograniczoną liczbę razy. Wyjątek stanowi linia komórek rozrodczych - te mogą dzielić się prawie w nieskończoność, w każdym pokoleniu wypróbowując nowe kombinacje genów.

 

Dzięki temu możliwe jest ciągłe doskonalenie się życia: gdyby stare organizmy nie odeszły, zabrakłoby miejsca dla młodych. Zrozumienie i pogodzenie się z tym odwiecznym cyklem istnienia pomaga pogodzić się ze śmiercią.

 

Co przeżywa umierający człowiek?

 

Dokładne opisy tego, co czuje się tuż przed śmiercią, można znaleźć w tybetańskiej Księdze Zmarłych. Nauczyciele religijni, czcigodni lamowie - konając już - dyktowali własne odczucia uczniom. Tak powstały raporty różnych stanów, przeżywanych na łożu śmierci przez buddyjskich mnichów.

W pierwszej fazie tak zwanego zewnętrznego rozpadu, konającego opuszcza zdolność widzenia i słyszenia. Nie rozróżnia już poszczególnych słów, a otaczające go przedmioty postrzega jedynie w zarysach.

 

Zmysły powonienia, smaku i dotyku zaczynają słabnąć, po czym również zanikają. Umierający traci siły - nie może utrzymać we właściwej pozycji głowy, czuje się jak przygnieciony gigantycznym ciężarem, nawet otwieranie i zamykanie oczu przychodzi z wielkim trudem. Jakakolwiek pozycja przestaje być wygodna, a umysł na przemian znajduje się w stanie pobudzenia, to znów zapada w odrętwienie. Zaraz potem umierający zaczyna tracić kontrolę nad płynami ustrojowymi. Cieknie mu z nosa i oczu, nie można powstrzymać oddawania moczu i kału. Język nieruchomieje, usta i gardło stają się lepkie i zatkane, wskutek czego zaczyna doskwierać pragnienie. Całe ciało ogarnia drżenie. Wszelkie wrażenia zmysłowe rozpływają się w korowodzie bólu i rozkoszy, gorączki i zimna. Umysł staje się niespokojny, pobudliwy i bardzo nerwowy. W kolejnej fazie język i usta całkowicie wysychają. Konający nie może już niczego wypić, zawodzi trawienie. Kończyny stygną, poczynając od dłoni i stóp, następnie opada temperatura całego ciała. Rozróżnienie czegokolwiek znajdującego się w zewnętrznym świecie staje się coraz trudniejsze - umierający nie rozpoznaje już krewnych ani przyjaciół. W ostatnim stadium oddychanie przychodzi z najwyższym wysiłkiem - oddechy są płytkie i przerywane. Oczy wywracają się do góry i nieruchomieją, zanika kontakt ze światem zewnętrznym. W tym stanie mogą pojawić się wizje - negatywne bądź pozytywne, w zależności od tego, jakie życie mamy za sobą. Potem następuje powolny, ostatni wydech, po którym funkcje oddechowe całkowicie ustają.

Według Księgi Zmarłych wyzwolenie z więzów ciała odpowiada procesowi narodzin, tyle że w odwrotnej kolejności. Zamiast wdzierać się do świata i doświadczać całej powodzi wrażeń zmysłowych, opuszczamy go, a nasze odczucia zanikają jedno po drugim.

 

W gasnącym ciele przestaje krążyć krew...

 

Niezależnie od tego, czy człowiek umiera z powodu zapalenia płuc, udaru mózgu, urazów wewnętrznych czy też nowotworu, przyczyna śmierci jest podobna: do kluczowego organu - mózgu - przestaje dopływać krew przynosząca tlen oraz substancje odżywcze.

Proces ten może trwać zaledwie sekundy - np. rana serca powoduje, że mięsień jest "nieszczelny" i nie może dłużej pracować. Częściej jednak zdarza się powolne umieranie (np. na nowotwór niszczący narządy lub infekcję, która rozszerza swój zasięg coraz bardziej zatruwając krew toksynami). Gdy jakiś wypadek przerywa ciągłość układu krwionośnego, wycieka krew i powoli zaczyna spadać jej ciśnienie. Serce najpierw próbuje zrekompensować spadek ilości krwi zwiększoną liczbą uderzeń. Mimo to, jeśli krwotok nie zostanie w porę zatamowany, w końcu krwi będzie za mało, żeby odżywić serce pracujące w szalonym tempie. W niedotlenionym mózgu pojawi się uczucie senności. Skutkiem jest masowa śmierć komórek nerwowych, które przestają sprawować kontrolę nad narządami wewnętrznymi. Cały precyzyjny mechanizm ciała staje (czas zależy od intensywności krwotoku).

 

Podobnie dzieje się, kiedy krew nie przenosi nowych porcji tlenu, bo człowiek nie może oddychać (ma zablokowane drogi oddechowe) albo oddycha powietrzem, w którym brakuje tlenu (np. w szczelnym pomieszczeniu). Przed śmiercią następuje wówczas utrata przytomności.

Również serce Jamesa McCarty'ego przestało bić, ponieważ nie otrzymało dostatecznie dużo tlenu. Naczynia krwionośne (m.in. wieńcowe), które otaczały jego serce, straciły elastyczność i zostały zwężone przez odkładające się od lat osady oraz zwapnienia. Przyczyną takiej miażdżycy tętnic są często papierosy, dieta bogata w tłuszcze, brak ruchu, nadciśnienie tętnicze krwi oraz obciążenia dziedziczne.

 

Złogi wapienne w pewnym momencie odrywają się od ścianek tętnicy i płyną z prądem krwi. Wokół dryfującej cząstki zaczyna tworzyć się skrzep, który ostatecznie czopuje już i tak przewężone naczynie wieńcowe (podające krew do serca). Jedno z takich krótkotrwałych zakłóceń w utlenianiu mięśnia sercowego może doprowadzić do jego częściowego obumarcia. Konsekwencją są zaburzenia normalnego rytmu, chaotyczne migotanie i zaraz potem - ustanie pracy serca.

Kilka minut po zatrzymaniu serca określa się mianem śmierci klinicznej. W ciągu tego czasu lekarze, o ile znajdą się przy chorym, przeprowadzają dramatyczne akcje ratunkowe: jeden z członków ekipy pogotowia ratunkowego rozpoczyna zewnętrzny masaż serca. Jeśli jego próby spełzną na niczym, wprowadza się do tchawicy rurę respiratora, tłoczącego tlen do płuc, lekarz przykłada elektrody do piersi pacjenta i za pomocą elektrowstrząsów próbuje przywrócić pracę serca. Wszystkie te zabiegi reanimacyjne muszą odbywać się błyskawicznie - jeżeli niedotlenienie potrwa dłużej niż cztery minuty, mózg umiera.

Umierający toczy ostatnią walkę. Zgon zwykle jest poprzedzany przez tak zwaną fazę agonalną. Słowo "agon" pochodzi z języka greckiego i oznacza walkę, jest to bowiem ostatni zryw umierającego ciała.

 

Nawet po wielomiesięcznej chorobie organizm nagle zbiera siły, by wyrazić swój sprzeciw wobec rozstania się z życiem. Niekiedy całym ciałem jeszcze raz wstrząsają skurcze, klatka piersiowa i ramiona unoszą się, zaś życie uchodzi z ciała wraz z ostatnim oddechem. Serce staje. Koniec walki ze śmiercią sygnalizują źrenice umierającego, które przestają reagować na światło i nieruchomieją. Już po chwili zaczynają obumierać komórki mózgu, a potem i reszty ciała. Oblicze zmarłego robi się trupio blade, a w ciągu 2-5 godzin pojawia się "rigor mortis", czyli stężenie pośmiertne, spowodowane przez przemiany chemiczne zachodzące w mięśniach zmarłego.

 

Stężenie ustępuje w dwa-trzy dni po zgonie. Ciało zaczyna się rozkładać: najpierw "zmieniają się w proch" miękkie tkanki. Ostateczny rozkład może trwać, w zależności od warunków, od miesięcy po całe wieki, ale w końcu nawet najtwardsze części ciała - kości - rozpadną się i znikną.

 

Od kiedy człowiek jest zupełnie martwy?

 

Powołana w 1968 roku komisja w Harvard Medical School po raz pierwszy zdefiniowała i śmierć jako nieodwracalne wygaśniecie funkcji mózgu. Znamienne, że definicję tę opracowano, gdy zaczęto przeprowadzać transplantacje serca. Określenie czasu zgonu na podstawie pomiaru impulsów elektrycznych w mózgu budzi kontrowersje. Człowiek, którego mózg przestał pracować może jeszcze wydawać się żywy. Przez dłuższy czas serce potrafi bić samodzielnie bez pomocy mózgu, jest też zdolne do podtrzymywania krążenia kiwi i przemiany materii. W roku 1992 zainteresowanie opinii publicznej wzbudził przypadek ciężarnej kobiety, której mózg umarł w następstwie wypadku drogowego. Przy życiu pozostał jednak płód pogrążonej w śpiączce Martiny Ploch. Chcąc uratować dziecko, lekarze kliniki uniwersyteckiej w Erlangen starali się maksymalnie opóźnić śmierć organizmu matki. Mimo to pacjentka dostała gorączki i poroniła. Przypadek ten ukazał zawiłość wszelkiej prawnej definicji śmierci. Okazuje się, że można ją dość dowolnie rozciągać i dopasowywać do potrzeb każdego projektu naukowego. Człowiek jest definitywnie martwy, gdy jego serce na zawsze przestało bić. Tak naprawdę jednak o zgonie osoby decyduje śmierć mózgu. Ludzi, których serce przestało bić, wielokrotnie reanimowano, jednak nikt z obumarłym mózgiem nie powrócił do świata żywych, chociaż wielu wegetuje przez długi czas dzięki aparaturze podtrzymującej życie.

 

Czy czeka nas życie po życiu?

 

Ludzie, którzy mają za sobą śmierć kliniczną i zostali przywróceni do życia przez lekarzy, niekiedy opisują ją jako najpiękniejsze doznanie. Twierdzą, że już nie odczuwają żadnego strachu przed umieraniem. Amerykański psycholog Kenneth Ring, który przebadał setki przypadków tak zwanych "przeżyć na skraju śmierci", rozróżnia kilka stadiów śmierci klinicznej. W pierwszych stadiach ludzie mają wrażenie unoszenia się ponad własnym ciałem i zatopienia w pokoju, błogości i pogodzie ducha. W kolejnych docierają poprzez coś w rodzaju tunelu bądź strefy ciemności do światła, w kierunku którego poruszają się z coraz większą prędkością. Tytko nieliczni (około 10%) byli w stanie śmierci klinicznej wystarczająco długo, by wstąpić w to światło. Raporty o ostatnim etapie umierania zawierają najrozmaitsze treści, jednak w większości pojawiają się dwa motywy: wielu opowiada, że doświadczyli "po drugiej stronie" ogromu miłości, której nie sposób wyrazić słowami, a ponadto otrzymali natychmiastową odpowjedź na wszelkie pytania.

 

Najbardziej fascynujące jest to, że wszyscy, którzy osiągnęli ostatnie stadium, po powrocie "stamtąd" sprawiają wrażenie ludzi o nadzwyczaj wyrazistych osobowościach. Wielu z nich jest zdania, że to dramatyczne doświadczenie pozwoliło im skupić się na tym, co w życiu naprawdę ważne.

Poza tym "powróceni życiu" wręcz tryskają witalnością i energią, której nie mieli wcześniej. Niektórzy lekarze przypuszczają, że ten niespodziewany przypływ sił może być skutkiem działania chemicznych związków, które mogą się wydzielać podczas agonii.

Pojawiło się pytanie: czy przeżycia na skraju "tamtego świata" mogły być nie tyle dowodem na pośmiertny byt, co skutkiem przemian biochemicznych w umierającym ciele?

 

Nie ma naukowych odpowiedzi na to pytanie, choć co jakiś czas pojawiają się wskazówki świadczące, że relacje "z drugiej strony" mają uzasadnienie w procesach chemicznych zachodzących w organizmie umierającego człowieka. Sceptycznie nastawieni naukowcy twierdzą, że te wizje "z pogranicza śmierci" to po prostu halucynacje umierającego mózgu. Jak podkreśla Ronald Siegel, psychiatra Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, przeżyć z pogranicza śmierci doznały osoby nie tylko ożywione ze stanu śmierci klinicznej, ale także te, które otarły się o wielkie zagrożenie - górnicy uwięzieni pod ziemią, narciarze, którzy w ostatniej chwili zdołali uciec przed lawiną, zakładnicy w rękach bandytów czy ludzie, którzy cudem, lecz bez poważniejszych obrażeń, uszli z życiem z wypadków.

Mniej sceptyczny profesor Nuland odpowiada na to: "Dlaczego jednak Stwórca nie miałby urzeczywistniać swoich niezgłębionych planów na drodze biochemicznej?
Znamienne, że według relacji po śmierci klinicznej muzułmanie spotykali "w strefie światła" Mahometa, chrześcijanie Chrystusa, a Żydzi Abrahama.

Endorflny czynią śmierć lżejszą

 

Wydaje się, że natura znalazła pewne drogi, aby uczynić umieranie znośniejszym. Brytyjski badacz i podróżnik David Livingstone doświadczył ich działania w roku 1844 w Afryce, gdy został zaatakowany przez lwa i ocalony w ostatniej chwili.

Opisał to tak: "Lwisko zaryczało tuż przy moim uchu, a potem potrząsnęło mną tak, jak jamnik potrząsa schwytanym szczurem. To spowodowało u mnie pewnego rodzaju znieczulenie. Wprawiło mnie ono w stan senności, w którym nie miałem żadnego wrażenia strachu ani uczucia bólu... To potrząsanie zniosło precz wszelki strach i nie pozwoliło ani na moment przerażenia... tak jakbym został wystawiony na działanie częściowej narkozy pod chloroformem".

Livingstone przeżywał ten stan pod wpływem neuroprzekaźników wydzielanych przez mózg w sytuacji ekstremalnej, jaką stworzył atak lwa. Podobnych uczuć doznawali np. alpiniści zsuwający się w przepaść. Zapewne substancje chemiczne zmniejszają też cierpienia ofiar morderstw i innych przestępstw z użyciem przemocy. Choć nie ma już szans na ocalenie życia, śmierć staje się lżejsza.

Medytacja i pogoda ducha

 

Najlepszymi przesłankami, aby umrzeć w spokoju ducha, dysponują ludzie, którzy poświęcali dużo czasu na medytację, wprawiali się w czynieniu dobra i okazywaniu współczucia. Indyjski nauczyciel duchowy Govindananda, który w roku 1963 poczuł, że umiera, pożegnał się ze swymi uczniami słowami: "Żyjcie w prawości i módlcie się do Boga". Potem przestał oddychać. Wielu mistrzów wschodniej filozofii zen wyglądało śmierci z całkowitym spokojem - niektórzy nawet ze śmiechem. "A dlaczegóż chcecie wiedzieć, co stanie się z wami po śmierci"? - powiadali swoim uczniom. "Lepiej dowiedzcie się sami, kim jesteście teraz!".

Zmierzch ciała

 

Jednym z objawów starości jest to, że różne części ciała stopniowo przestają spełniać swe funkcje. Oto organy, które najbardziej słabną w ostatnim etapie życia:

 

Mózg - stopniowo zanikają komórki nerwowe, działanie mózgu zaburzają złogi białka o nazwie amyloid. Często słabnie pamięć i zdolności umysłowe, a także kontrola

czynności fizjologicznych.

Zmysły - może się pogorszyć słuch i ostrość widzenia.
Układ odpornościowy - z wiekiem człowiek staje się podatniejszy na infekcje i powstawanie nowotworów.
Serce - pojawiają się zaburzenia rytmu pracy serca.
Płuca - obniża się wydolność i pojemność płuc.
Nerki - coraz mniej skutecznie oczyszczają organizm z produktów przemiany materii.
Tkanka tłuszczowa - może wzrosnąć otłuszczenie ciała.
Potrzeby seksualne - najczęściej się zmniejszają, zanika płodność.
Naczynia krwionośne - ścianki arterii i żył twardnieją i stają się mniej elastyczne.
Kości - słabną i są bardzo kruche, łatwo je złamać.

 

pzdr


  • 0

#66

szczyglis.
  • Postów: 1174
  • Tematów: 23
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

A ja byłem operowany 0 razy i nigdy nikt mnie nie uśpił, tym samym wynika z tego, że na salę operacyjną w ogóle się nie wjeżdża ;)

A tak na serio to wiecie od czego to zależy?

Ogólnie istnieją 3 rodzaje narkozy:

 

Znieczulenie krótkotrwałe dożylne – polega na podaniu pacjentowi drogą dożylną leku przeciwbólowego i znieczulającego, który po kilkunastu sekundach powoduje zaśnięcie; w metodzie tej pacjent sam oddycha, a sen trwa kilka minut – dawki leku można powtarzać do zakończenia zabiegu; metoda ta wykorzystywana jest przy krótkich zabiegach, na przykład nastawianiu złamań.

Znieczulenie ogólne dotchawicze – polega na podaniu środków przeciwbólowych, znieczulających oraz zwiotczających mięśnie; w metodzie tej konieczna jest intubacja pacjenta i prowadzenie oddechu zastępczego przez respirator; ten rodzaj znieczulenia jest wykonywany najczęściej; w zależności od sposobu podania leków mówimy o znieczuleniu ogólnym złożonym (leki podawane są wziewnie i dożylnie), znieczuleniu ogólnym całkowicie dożylnym oraz znieczuleniu ogólnym indukowanym wziewnie.

 

Znieczulenie zbilansowane – połączenie znieczulenia przewodowego i ogólnego.

 

Z tego co mi wiadomo, to przy opcji pierwszej środek można podać wcześniej i dopiero wjechać na salę operacyjną, natomiast za pomocą opcji drugiej i trzeciej usypia się pacjenta w sali operacyjnej (konieczność podłączenia pod respirator, butlę, czujniki i całą resztę maszynerii). 


Użytkownik szczyglis edytował ten post 17.03.2017 - 02:33

  • 2



#67

Ireth.
  • Postów: 123
  • Tematów: 7
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Takie małe makabryczne przemyślenie mnie naszło - mianowicie: ciekawie w kontekście tego muszą wyglądać wrażenia po ścięciu głowy. Badano to kiedyś, nawet jeden ścięty medyk umówił się ze swoimi uczniami, że po dekapitacji będzie do nich mrugał oczami. Niby wiadomo, że świadomość utrzymuje się jeszcze przez krótki moment, ale biorąc pod uwagę powyższe badania, ten krótki moment wcale nie musi być taki krótki...

 

Jest taka japońska legenda, o samuraju który miał ściąć wroga. Tamten odgrażał mu się, że zemści się na nim po śmierci, na to samuraj powiedział, że niech mu da znać czy faktycznie istnieje życie po śmierci, bo on sam do końca nie wierzy w nie. Zatem nie ma się czego obawiać, żadnej zemsty zza grobu. Dowodem miało być ugryzienie kamienia, przez ściętą głowę rywala kamienia. Tak też się stało. Jakiś czas potem ktoś pyta samuraja, czy nadal nie obawia się zemsty. Na co tamten odpowiedział, że nie bowiem świadomie odwrócił świadomość umierającego egzekutowanego od myśli o zemscie, na kamień. A zatem umierając tamten nie myślał o zemście,tylko by ugryźć kamień. Dzięki temu samuraj był przekonany, że zemst go nei czeka. Taka ciekaowstka, odnośnie wierzeń na ten temat ;)


  • 3

#68

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano


Na około godzinę przed zabiegiem pacjentowi podaje się lek uspokajający w postaci zastrzyku domięśniowego lub tabletki, a dzieciom - w syropie.

 

 W tematach o marihuanie, wszyscy krzyczą " O nie!!! To tylko narkotyk. Ci ludzie to tylko naćpać się chcą, degeneróchy jedne"

 

 A w wypadku operacji  taki kwiatek. "Lek Uspokajający"

 

Ten "lek uspokajający" to tak naprawdę silny narkotyk z grupy opiatów, o działaniu zbliżonym do heroiny. Nazywa się Fentanyl.  Nie jest popularny na ulicy, gdyż bardzo łatwo go przedawkować. Właściwie jest bardziej niebezpieczny niż heroina. A tutaj proszę "dzieciom - w syropie". I nikt nie ma z tym problemu. Mimo że narkotyk ten podawany jest aby "naćpać pacjenta" wiadomo przecież że pacjent naćpany, mniej awanturujący się jest, parafrazujac słowa klasyka.

Troszkę więcej na ten temat:

 

Fentanyl jest bardzo silnym lekiem przeciwbólowym i anestezjologicznym z grupy agonistów receptorów opioidowych (silny agonista receptora μ i słaby δ i κ). Działa natychmiast po podaniu dożylnym (szczyt po około dwóch minutach), ale dosyć krótko (20-30 minut), natomiast przy podaniu doustnym działanie rozpoczyna się po około 30-60 minutach i utrzymuje się do 6 godzin. W małych dawkach wywołuje efekty podobne do innych opioidów: znieczulenie, senność, zanik lęku. Duże dawki stosowane w anestezjologii (najczęściej podawane pacjentom przed zabiegami operacyjnymi) wywołują silne objawy ze strony układu nerwowego.

Występują przede wszystkim:

    halucynacje wzrokowe
    omamy czuciowe
    silne złudzenia przestrzenne związane z zanikaniem impulsów nerwowych
    zanik lęku
    znieczulenie fizyczno-psychiczne
    odmienne stany świadomości związane z zaburzeniami pracy mózgu (zwłaszcza podwzgórza).

przy czyDziałanie przeciwbólowe fentanylu jest związane z odcięciem pacjenta od świata zewnętrznego i skupienie jego uwagi na odbiorze sygnałów z podświadomości,przy czym występuje tzw. sen na jawie. Lek ma niewielki wpływ na układ krążenia. Wykazuje wszystkie typowe dla opioidów działania ośrodkowe. Przy zanikaniu jego działania można odczuwać stany rozdrażnienia, lęku oraz paranoi psychotycznej objawiającej się urojeniami.

Po przedawkowaniu fentanyl powoduje zgon przez depresję układu oddechowego (uduszenie). Dokładne dawki graniczne fentanylu powodujące śpiączkę oraz śmierć nie są obecnie znane.

 

 

Fentanyl (i jego pochodne) jest produkowany, na niewielką skalę, nielegalnie i używany jest jako substytut heroiny. Powoduje błogostan, znieczulenie, przyjemne otępienie, rozluźnienie mięśni, rozleniwienie, senność, delikatną euforię, poza tym posiada charakterystyczne dla innych opioidów działanie powodujące odsunięcie wszelkich problemów, uczucie że zło zniknęło. Sny w trakcie odurzenia fentanylem są niezwykle realistyczne, w niektórych przypadkach są to sny świadome. Właściwości te sprawiają, że jest to niezwykle silnie uzależniająca substancja, która może powodować uzależnienie fizjologiczne.

W celach rekreacyjnych fentanyl przeważnie jest palony, wstrzykiwany lub zażywany doustnie (wchłania się przez błony śluzowe jamy ustnej). Związek ten ma niską temperaturę parowania, około 40 °C. Rozprowadzany jest w formie proszku i roztworu, który podgrzewa się, nie dotykając go ogniem, i wdycha opary (ten sposób zażywania niesie za sobą najmniejsze ryzyko śmierci).

Fentanyl jest niezwykle niebezpiecznym narkotykiem ze względu na ograniczoną możliwość dawkowania. W większych dawkach powoduje senność nie do pokonania oraz wymioty. Przedawkowanie go powoduje depresję ośrodka oddechowego, co prowadzi do śmierci w mechanizmie uduszenia.

 

 Być może to jest wyjaśnienie różnych sensacji około operacyjnych.

 

 

Edit.

 

 I jeszcze bonus. Narkotyk ten produkowany jest też w formie lizaków. Zapewne dla dzieci. 

 

 

Inną formą podawania fentanylu są lizaki Actiq firmy Cephalon, w których znajduje się cytrynian fentanylu w dawkach od 200 do 1600 µg. Lizaki są produkowane w sześciu dawkach i oznaczone kolorami:

    Actiq 200 µg – szary
    Actiq 400 µg – niebieski
    Actiq 600 µg – pomarańczowy
    Actiq 800 µg – purpurowy
    Actiq 1200 µg – zielony
    Actiq 1600 µg – burgund.

 

https://pl.wikipedia.org/wiki/Fentanyl


Użytkownik Panjuzek edytował ten post 18.03.2017 - 19:00

  • 2



#69

TheToxic.

    Faber est quisque suae fortunae

  • Postów: 1654
  • Tematów: 59
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Zrobił się tu mały bigos. Zabieg operacyjny a operacja to są dwa różne przypadki i inna metoda znieczulania. Jedziemy po kolei, spróbuję najbardziej szczegółowo opisać to na swoim przypadku.

 

1 Operacja. Prywatna klinika

Lokalizacja: Katowice

Opieka: Fatalna

Czas pobytu: 1 dzień

Czas operacji: około godziny

 

Wstawiam się na czczo w dniu operacji, najpierw jest wywiad z anestezjologiem, później są robione badania, mierzenie ciśnienia, założenie wenflonu, nakaz wyjęcia metalowych części z ciała (kolczyki, protezy jeśli ktoś ma) i z kartą wstawiam się w sali chorych. Po ubraniu się w jednorazowe ubranie koloru niebieskiego na salę wchodzi pan doktor i maluje pisakiem jakieś kreski na moim ciele, po jego wyjściu niemiła pielęgniarka daje mi dwie tabletki. Jedną muszę połknąć od razu, drugą 30 minut przed wjazdem na blok. Połykam drugą i mam świadomość ale ciężko mi ruszać czymkolwiek (pewnie lek zwiotczający mięśnie) widzę jak przemieszam się przez kolejne sale aż do samej poczekalni. W poczekalni tępo patrzę w sufit, nie czuję strachu, nie czuję w ogóle nic, po podaniu narkozy zasypiam. Nie pamiętam momentu wjazdu na blok, nie mam snów nic. Budzę się na sali operacyjnej i widzę charakterystyczne okrągłe światło na suficie, słyszę śmiech "O pacjentka się nam obudziła" coś tam każą dodać, jestem w stanie tylko przenieść wzrok na rękę, widzę jak do wenflonu wstrzykują biały płyn, zasypiam ponownie. Nie widzę żadnych narzędzi, nie poznaję ludzi na sali, nie widzę jak mnie operują ponieważ jestem oddzielona parawanem na wysokości brzucha - piersi. Nic mi się nie śni, kompletna dziura. Nic. Zero.

 

2 Operacja Szpital Miejski

Lokalizacja: Tychy

Opieka: Cudowna

Czas pobytu: 3 dni

Czas operacji : 4,5h

 

Wstawiam się w szpitalu rano. Po wywiadzie i przebraniu w piżamę jestem przyjęta na oddział ginekologii. W dzień przyjęcia mam robione badania, zakładany cewnik i obowiązkowo podane czopki glicerynowe. Mogę jeść tylko rzadkie produkty do obiadu (bez drugiego dania) oraz zakaz picia wody po 18.00. Około godziny 20.00 mam wywiad z anestezjologiem. W dniu operacji czuję strach, boję się. Nie dostaję żadnych tabletek. Przebieram się w te śmieszne jednorazowe ubranie, kładę się na łóżku i jadę na blok. Przed samą salą operacyjną podchodzi anestezjolog ale nie ten co robił wywiad, klepie mnie po ręce i mówi aby się nie bać. I nic. Nie pamiętam kiedy podali mi narkozę, nie pamiętam wjazdu na blok, nie pamiętam niczego. Za to pamiętam panikę po wybudzeniu. Widzę jasność, czuję żelastwo w ustach (intubacja) i ciepły głos "Proszę oddychać, zaraz to usuniemy", nie czuję momentu usunięcia, za to czuję błogi tlen, Boże jakie piękne uczucie. Chcę usnąć ale nie pozwalają. Po przewiezieniu na salę całą zerową dobę na przemian wymioty i sen. Nie pamiętam nic z bloku. Podczas narkozy nie śniłam, byłam wyłączona z życia na te cztery i pół godziny. Nie widziałam niczego, ani czarnego tła ani snów, jakby mi ktoś wyciął te godziny z życia.

 

Zabieg.

j.w w Tychach półtora miesiąca po operacji laparoskopowej.

Tu przychodzę na oddział, wchodzę o konkretnej godzinie na salę zabiegową, robią wywiad, mierzą ciśnienie i po posadzeniu się na koźle podają narkozę. Byłam pod narkozą 15 minut. I tu się zgodzę z opinią, że na sali zabiegowej jest anestezjolog i robi wywiad. Ale na zabiegowej a nie na operacyjnej.

 

Nigdy nie widziałam ani narzędzi, ani niczego innego co by mogło te sale odróżnić. Sala zabiegowa to nie blok. Tam nie ma dostępu zwykły szarak. Wjeżdżają tylko pacjenci po narkozie. Zazwyczaj są na ostatnim piętrze. I choć pod narkozą jestem żywa, świadomości nie mam, nie wiem co ze mną robili, nie pamiętam nic. Kompletna pustka. Dlatego nie wiem w jaki sposób ta pacjentka opisuje dokładnie całą salę, bo po prostu jest to niemożliwe. 





#70

Panjuzek.
  • Postów: 2804
  • Tematów: 20
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@TheToxic

 

 

drugą 30 minut przed wjazdem na blok. Połykam drugą i mam świadomość ale ciężko mi ruszać czymkolwiek (pewnie lek zwiotczający mięśnie

 

 Pewnie Fentanyl. Ciężko było się ruszyć bo byłaś naćpana.

 

 

W dniu operacji czuję strach, boję się. Nie dostaję żadnych tabletek.

 

A zastrzyk jakiś dostałaś ?


Użytkownik Panjuzek edytował ten post 18.03.2017 - 22:31

  • 0



#71

TheToxic.

    Faber est quisque suae fortunae

  • Postów: 1654
  • Tematów: 59
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@PanJuzek

 

Tak dostałam i odjechałam szybko. Miałam mówić na głos do trzech, pamiętam jeden..... i pobudka. Swoją drogą musiała to być końska dawka skoro zwaliła mnie z nóg na tak długo. I choć jestem żywym przykładem który obudził się na sali (w przypadku pierwszej operacji) nie jestem w stanie zapamiętać co tam jest z taka dokładnością jak ta kobieta.





#72

kikkhull.
  • Postów: 329
  • Tematów: 6
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Problem z tymi relacjami jest taki że to opowiadają ludzie którzy byli reanimowani czy znieczuleni a nie ma relacji lekarzy, czy rzeczywiście coś takiego się zdarzyło czy tylko pacjenci sami sobie dośpiewali resztę. Wiedzą że lekarz z uwagi na tajemnicę lekarską, nie może pisnąć słówkiem, grozi to nawet utratą pracy i zawieszeniem prawa wykonywania zawodu. Chyba wszystkie tego typu relacje są jednostronne.


  • 0

#73

Anunnaki.
  • Postów: 540
  • Tematów: 10
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

czytajac temat od początku    i znając trochę biologię i medycyne  to ludzki mózg zachowuje niewielką aktywność elektryczną przez około 15 minut od zatrzymania serca. ale ten czas wydłuża się gdy  poszkodowany  jest w głębokiej hipotermii wiec pytanie jest takie  jak długo można prowadzić RKO i masaż serca? aż pacjent "ożyje" czy dopóki ratownik nie opadnie z sił?  czy  RKO i masaż serca są wstanie zaradzić w przypadku asystoli (całkowity zanik aktywności elektrycznej serca,czyli poprostu serce nie pracuje)  dlaczego  nie można podpiąć "zatrzymanego" pacjenta pod sztuczne płuco-serce (na czas próby ponownego "odpalenia"  serca pacjenta)czy to z powodu ewentualnych skutków repersfuzji czy innych? a co z pacjentem który miał rane serca [pchnięcie nożem,rana postrzałowa] pacjent zatrzymuje się w drodze do szpitala i tu pojawia się pytanie co dalej.


  • 0

#74

Alis.

    "Zielony" uspokaja ;)

  • Postów: 690
  • Tematów: 171
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Praktycznie od zarania ludzkości szamani sięgali po różne psychodeliki, które swój renesans przeżyły w połowie XX wieku. Najnowsze badania przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Sussex i Imperial College London wskazują, że faktycznie, dzięki niektórym narkotykom można osiągnąć wyższy stan świadomości.

W ramach badania podano dorosłym, zdrowym ochotnikom LSD, ketaminę lub psylocybinę, a następnie mierzono aktywność neuronów w ich mózgach. Następnie porównano wyniki z bazowymi wartościami, a także z najnowszymi odkryciami dotyczącymi naszej świadomości.

 

Chodzi tu o odkrycie, że gdy śpimy lub zostajemy poddani narkozie, nasze neurony aktywują się w bardziej przewidywalny, mniej chaotyczny sposób. Nowe badania wskazały z kolei, że pod wpływem psychodelików aktywność neuronów wchodzi na wyższe obroty, staje się mniej przewidywalna, a tym samym nasz ogólny poziom świadomości idzie w górę.

 

Jest to prawdziwy przełom, bo wcześniej udawało się rejestrować jedynie obniżanie poziomu świadomości względem zwykłego stanu wybudzenia. Wskazuje to także, że rację mieli szamani - i ci antyczni i ci bardziej nam współcześni, którzy twierdzili, że dzięki psychoaktywnym środkom są w stanie osiągnąć wyższy stan świadomości, większego spokoju, osiągnięcia jedności ze światem.

Wynik ten jednak jest istotny nie tylko dla miłośników tego typu doznań - lepsze zrozumienie naszej świadomości może pomóc w lepszym leczeniu różnych chorób dotykających naszego umysłu.


  • 0



#75

eve8.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Witam, piszecie tu roznie, jedni nie wierza, inni wierza, a ja wiem jedno, tyle co widzialam; kiedy poszezyla sie moja swiadomosc widzialam aniola smierci zmierzajacego do koonajacej kobiety w pokoju obok, a nawet demona, ktory mi sie pokazal, bo duch nie jest w stanie poruszyc cialem czlowieka; nie mial rogow, byl jak zarys czlowieka, jak czarny telewizor, ktory sniezy, no i na koniec widzialam to swiatlo, wszechogarniajaca milosc, udzielilo mi sie dlugo po tym zdarzeniu, chcialam tam zostac. Wiem jedno istnieje inny swiat, ale na pytanie co czeka nas pi smierci nie umiemm odpowiedziec i watpie by ktokolwiek umial.
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych