26 maja 1993 roku w małym, liczącym sobie niespełna 30 tysięcy mieszkańców niemieckim miasteczku Idar-Oberstein jeden z sąsiadów dojrzał przez okno ciało Liselotte Schlenger, 62-letniej emerytki i powiadomił o tym fakcie policję. Szybko okazało się, że kobieta została zamordowana, a konkretniej uduszona metalowym drutem. Standardowa procedura stosowana w takich wypadkach nie przyniosła praktycznie żadnych rezultatów, śledczy odkryli jedynie ślady DNA na kubku z kawą należącym do ofiary.
Niestety zgromadzony materiał okazał się zbyt skąpy, w wyniku analizy ustalono jedynie to, że odnalezione DNA należy do kobiety. Dochodzenie zamknięto z powodu braku jakichkolwiek punktów zaczepienia.
Panorama Idar-Oberstein (źródło: Wikipedia)
26 marca 2001 roku we Fryburgu Bryzgowijskim (odległym o około 500 km od Idar-Oberstein) popełniona została kolejna zbrodnia. Tym razem ofiarą padł 61-letni domokrążca, który zmarł wskutek niezwykle brutalnego pobicia. W tym przypadku kryminologom również nie udało się wykryć jakichkolwiek śladów mogących prowadzić do wykrycia mordercy… za wyjątkiem kilku niewielkich próbek DNA. Także i ten materiał dowodowy nie pozwolił na wytropienie zabójcy, ustalono jedynie, że należał do tej samej osoby, która zamordowała Liselotte Schlenger.
Potwierdzono także, że DNA należało do kobiety, najprawdopodobniej rasy białej. Śledztwo zostało zamknięte z uwagi na brak dowodów oraz poszlak.
W tym samym roku w lesie, w okolicy Gerolstein oddalonym o ok. 80 kilometrów od Idar-Oberstein dziecko zraniło się znalezioną w lesie strzykawką z heroiną. Nie byłoby w tym może niczego zaskakującego, gdyby nie obecność na niej DNA tej samej kobiety, która odpowiedzialna była za dwa wcześniej opisane i wykryte morderstwa.
Od tego momentu skala przestępstw się znacząco nasiliła, a ten sam materiał genetyczny wykrywano coraz częściej w różnych rejonach Niemiec, na przykład w Budenheim, 80 kilometrów od Idar-Oberstein podczas śledztwa nad włamaniem do niezamieszkanej przyczepy kempingowej, czy też w Arbois, niewielkiej francuskiej mieścinie w regionie Burgundia-Franche-Comté, gdzie DNA wykryto na plastikowym pistolecie – zabawce wykorzystanym do sterroryzowania i obrabowania pochodzących z Wietnamu jubilerów (bez ofiar w ludziach).
W okresie od września 2004 do kwietnia 2007 roku to samo DNA wykryto w ponad 30 miejscach popełnionych przestępstw różnych kategorii. Były wśród nich włamania do domów i biur, napady, morderstwa, kradzieże samochodów, ofiary porachunków gangów… Jednak wszystkie te wydarzenia łączyły cechy szczególne. Brak jakichkolwiek śladów pozwalających na wyśledzenie sprawcy oraz szczątkowy materiał genetyczny.
Bardzo drobiazgowe badania DNA dostarczały kolejno dodatkowych informacji, ustalono niezbicie, że sprawcą jest biała kobieta w wieku około 60 lat (naturalnie po uwzględnieniu różnicy czasu, jaki upłynął od pierwszego morderstwa w 1993 roku). Wszystkie kolejne próbki materiału genetycznego pasowały jak ulał do wzorca, niestety zawsze były na tyle niekompletne, że nie pozwalały na przeprowadzenie wyszukiwania w ogólnodostępnej kryminalnej oraz medycznej bazie danych DNA obywateli Niemiec.
Przedostające się do mediów informacje pozwoliły szybko na powstanie swoistej legendy o „duchu z Heilbronn” (o tym, skąd wzięła się nazwa tego starego i skądinąd uroczego niemieckiego miasta będzie nieco niżej), czyli o nieuchwytnej królowej zbrodni, która nie pogardzi zarówno włamaniem do pokoju hotelowego i kradzieżą darmowego zestawu kosmetyków, obrabowaniem pary jubilerów, czy też napadnięciem w pojedynkę w środku nocy na grupę uzbrojonych po zęby członków gangu i wymordowaniem ich co do jednego, a która nigdy nie pozostawia po sobie żadnych śladów pozwalających na jej zidentyfikowanie pomimo 10-letniej „kariery” przestępczej.
Nieco ospale toczące się śledztwo w sprawie „ducha” nabrało rozpędu 25 kwietnia 2007 roku, kiedy to do dwójki policjantów siedzących w radiowozie na parkingu w centrum Heilbronn ktoś otworzył znienacka ogień z broni palnej. 22-letnia policjantka, Michele Kiesewetter zginęła na miejscu od postrzału w głowę, towarzyszący jej na służbie 24-letni funkcjonariusz został ciężko ranny i spędził trzy tygodnie w stanie śpiączki.
Zamordowanie policjantki na służbie spowodowało zaangażowanie w śledztwo olbrzymiej rzeszy policjantów, śledczych oraz specjalistów z różnych dziedzin.
Tablica upamiętniająca zamordowaną policjantkę (źródło: Wikipedia)
Niestety na próżno. „Duch z Heilbronn” w pełni zapracował na swoją legendę, ponieważ jak zwykle nie odnaleziono niczego, co można byłoby wykorzystać jako punkt zaczepienia. W radiowozie, do którego strzelano odkryto szczątkowe ślady DNA, a także łuski z pistoletów Tokariew TT oraz polskiego VISa wz. 35, których badanie nie naprowadziło jednak śledczych na jakikolwiek trop. Pomoc austriackich specjalistów z dziedziny badania DNA pozwoliła stwierdzić także, że „duch z Heilbronn” oprócz bycia białą kobietą najprawdopodobniej pochodzi także z Europy Wschodniej, co pasowało przy okazji do wykorzystywanych przez mordercę broni (produkcji rosyjskiej oraz polskiej).
Polski pistolet VIS wz. 35
Tymczasem „duch z Heilbronn” poczynał sobie w najlepsze, bowiem w lutym 2008 z rzeki płynącej przez Heppenheim wydobyto wrak samochodu, w którym znajdowały się ciała trzech gruzińskich gangsterów. Dwóch z nich zostało zastrzelonych z bliskiej odległości, natomiast trzeciego uduszono. Kolejne ofiary znajdowano w odstępach kilku, bądź kilkunastu tygodniu.
W październiku 2008 roku sprawa zaczęła stawać się dość głośna, a mieszkańcy Heilbronn zaczęli odczuwać co najmniej niepokój, jako że pewnego październikowego poranka znaleziono zwłoki 43-letniej pielęgniarki z miejscowego szpitala, leżącej obok swojego samochodu. Łupem „ducha z Heilbronn” padło kilkaset euro, nie omieszkał on naturalnie zostawić swojego DNA na miejscu zbrodni, jak w każdym z opisywanych powyżej przypadków.
Bezsilne niemieckie władze opublikowały oficjalny komunikat oferując nagrodę w wysokości 300.000 euro za pomoc w ujęciu „ducha z Heilbronn”.
Jednak prawdziwym przełomem w zakrojonym na cały kraj śledztwie okazało się dopasowanie w marcu 2009 roku DNA „ducha z Heilbronn” do wzorca pochodzącego od konkretnej osoby. Okazało się także, że wcześniejsze wnioski były najzupełniej prawidłowe. „Duchem z Heilbronn” okazała się biała kobieta w wieku powyżej 60 lat, pochodząca z Europy Wschodniej. O jakiejkolwiek pomyłce nie mogło być mowy, gdyż sama poddała się badaniom DNA dostarczając ogromnej ilości materiału do porównań….
… z uwagi na dopiero co wprowadzone przepisy nakazujące poddanie się między innymi badaniom DNA wszystkim pracownikom przedsiębiorstw dostarczającym wszelki sprzęt laboratoryjny wykorzystywany przez niemiecką policję. Kobieta, której DNA pasowało idealnie do próbek „ducha z Heilbronn” pracowała od kilkunastu lat w firmie dostarczającej sterylne waciki, których niemieccy śledczy używali do pobierania próbek materiału genetycznego na miejscu zbrodni. Jak pokazała praktyka, nie były one jednak aż tak w pełni sterylne…
Ale na tym jeszcze nie koniec historii, pozostają jeszcze dwa krótkie zagadnienia do doprecyzowania. Po pierwsze, skupienie się na poszukiwaniach „ducha z Heilbronn” uniemożliwiło wykrycie rzeczywistych sprawców naprawdę ogromnej liczby (przekraczającej 100) przestępstw przypisywanych białej kobiecie z Europy Wschodniej. Po drugie efektem rozwiązania zagadki „ducha z Heilbronn” było wprowadzenie w 2016 roku specjalnego standardu ISO 18385, którego przeznaczeniem jest zminimalizowanie ryzyka zakażenia ludzkim DNA produktów stosowanych do zbierania, przechowywania i analizy materiału biologicznego do celów sądowych.
Autor: D.K., opracowano dla serwisu paranormalne.pl. Wyrażam zgodę na powielanie artykułu w innych serwisach internetowych wyłącznie po zaopatrzeniu w przypis zgodny z poniższym wzorem:
Artykuł powstał dla serwisu dla paranormalne.pl, autor: D.K.