Krążą pogłoski, że pod każdą posiadłością Billa Gatesa znajduje się bunkier. Współtwórca Microsoftu nie jest wyjątkiem. Wśród najbogatszych panuje trend na przygotowywanie schronów na wypadek nadejścia apokalipsy. "Skoro się szykują, coś musi być na rzeczy!" – sugerują zwolennicy teorii spiskowych.
Można się bać wojny jądrowej, upadku asteroidy, zmian klimatu, zabójczego wirusa, ataku zombie, wojny domowej czy po prostu rozpadu państw i społeczeństw po katastrofalnym kryzysie gospodarczym. Wariantów apokalipsy jest bardzo dużo. Większość ludzi nie zaprząta sobie tym głowy. Jest jednak pokaźna grupa osób, które chcą być gotowe na najgorsze.
– Zawsze mam w pogotowiu zatankowany do pełna helikopter, posiadam też podziemny bunkier z systemem filtrów powietrza. Wielu moich znajomych robi zapasy broni, przygotowują motocykle i gromadzą złote monety. W dzisiejszych czasach to nic dziwnego – powiedział tygodnikowi "The New Yorker" anonimowy biznesmen, prezes dużej firmy z branży inwestycyjnej.
Wśród amerykańskich elit finansowych od jakiegoś czasu szerzy się równie oryginalny, co niepokojący trend na urządzanie bunkrów, zakup posiadłości na odludziu, a nawet nabywanie polis na wypadek upadku cywilizacji. Od szeregowych, szarych preppersów kopiących schrony i gromadzących konserwy, bogatych wyróżnia skala przygotowań.
Steve Huffman – trzydziestokilkuletni twórca Reddita i przedsiębiorca z branży internetowej przyznaje, że od dawna gromadzi broń, amunicję i zapasy jedzenia, które pozwolą przetrwać na zgliszczach cywilizacji, jeśli dojdzie do "upadku struktur społecznych i rządu" – mówi. Takich ludzi jak on jest mnóstwo, choć nie zawsze się do tego przyznają. W sieci krąży plotka, że nawet Bill Gates ma pod każdą swoją posesją bunkier. Ot tak, na wszelki wypadek.
– Kiedy społeczeństwo traci spoiwo, zaczyna pogrążać się w chaosie – tłumaczy inny przedsiębiorca z branży internetowej, Antonio García Martínez, który zakupił działkę, przygotowując się do budowy schronu. – Wszyscy myślą, że jeden człowiek potrafi stawić czoło rabującemu tłumowi, ale to niemożliwe. Trzeba uformować milicję. W ogóle, żeby przeżyć apokalipsę trzeba bardzo wiele pracy – dodaje.
Podobnego zdania są firmy oferujące na sprzedaż bunkry na wypadek końca cywilizacji. W ostatnich latach zainteresowanie nimi gwałtownie wzrosło. Jak mówi Gary Lynch z teksańskiego przedsiębiorstwa Rising S Company produkującego metalowe schrony do wkopania w ziemię, w 2016 r. ilość zamówień wzrosła o 700 procent w stosunku do roku poprzedniego.
Choć jego firma produkuje schrony w różnych wersjach, w tym takie na kieszeń przeciętnego obywatela, pojawiły się również przedsiębiorstwa specjalizujące się w "arkach przetrwania" dla najbogatszych.
– Schron za czasów twojego dziadka czy ojca nie był zbyt ciekawym miejscem. Szare, metalowe budowle przypominały statki albo instalacje wojskowe. Tymczasem prawda jest taka, że ludzkość nie zdoła przetrwać zbyt długo w spartańskich warunkach – powiedział stacji CNN Robert Vicino z firmy Vivos specjalizującej się w bunkrach urządzanych "na bogato".
Aranżowane są one zwykle w byłych instalacjach wojskowych z czasów zimnej wojny i oprócz podstawowego wyposażenia (filtrów powietrza, własnego zasilania itd.) posiadają szereg udogodnień, a nawet podziemne ogródki. Apokaliptyczni deweloperzy planują jednak pójść o krok dalej i stworzyć mini-miasta z dostępem do usług medycznych i edukacji na wypadek, gdyby w schronie ludziom przyszło spędzić nieco więcej czasu.
Jedno z takich osiedli (z własnym kinem oraz szkołą) powstaje na obszarze byłego składu amunicji w górach Black Hills (Dakota). Najdroższa kwatera kosztuje tam ok. 200 tys. USD. Jeśli ktoś dysponuje większymi środkami, może wybrać ofertę specjalną firmy Vivos ̶ "współczesną Arkę Noego", czyli byłą niemiecką bazę wojskową wykutą w litej skale, która zawiera 34 komory. Każdy z nabywców może urządzić swoją przestrzeń tak, jak zechce, zupełnie jak swój jacht – mówi Vicino.
Apartamenty na wypadek końca świata oferuje również firma Survival Condo z Kolorado. Najdroższy z nich kosztuje ok. 4,5 mld USD. Nie trzeba jednak jechać do Ameryki, by natrafić na podobne oferty. W Europie takich miejsc również jest niemało. Przykładowo, w czeskim Vrátkowie znajduje się Oppidum – zbudowany w latach 80. potężny podziemny kompleks wojskowy przekształcony w luksusowy schron dla najbogatszych.
Przekrój przez schron w silosie / Źródło: Survival Condo Project
Coś się święci
Z jakichś powodów temat przygotowań do końca świata interesuje szczególnie biznesmenów z kalifornijskiej Doliny Krzemowej – informuje "The New Yorker". Reid Hoffman – współtwórca LinkedIn twierdzi, że co najmniej połowa tamtejszych milionerów wykupiła już… ubezpieczenie na wypadek apokalipsy.
Mniej zamożni spośród bogaczy również kombinują jak mogą.
– Takich ludzi w Dolinie jest wielu. Spotykamy się i rozmawiamy o planach, jakie mają inni, o gromadzeniu bitcoinów czy innej kryptowaluty. Zastanawiamy się, jak skombinować drugi paszport, jeśli jest on konieczny do nabycia domu zagranicą, gdzie można zbudować sobie bezpieczną przystań – mówi jeden z nich.
Ta dziwaczna tendencja do przygotowywania się na Armagedon nie umknęła uwadze internautów, którzy zaczęli uznawać, że elity muszą dysponować jakimiś niejawnymi informacjami o nadciągającej katastrofie. Socjolodzy i psycholodzy uspokajają jednak, twierdząc, że prepperyzm i surwiwalizm stały się w ostatnich latach modne głównie dzięki licznym filmom katastroficznym. Przykładowo w "Cloverfield Lane" bohater grany przez Johna Goodmana – miłośnik teorii spiskowych - buduje superbunkier, by przetrwać inwazję kosmitów. Z kolei w "Elizjum" najbogatsi uciekają nie pod ziemię, ale na orbitę, na pokład luksusowej stacji.
Ale moda na schrony to nie tylko kolejna fanaberia. Czasy są bowiem niepewne, a i natura może spłatać ludziom potężnego figla. W rozmowie z "The New Yorkerem" Yishan Wong – kolejny biznesmen z Doliny Krzemowej - wyjaśnił, że choć ludzie uznają globalny kataklizm lub upadek cywilizacji za coś nierealnego, specjaliści wolą dmuchać na zimne i inwestować niewielkie sumy w środki zapobiegawcze.
Ale w rzeczywistości strach amerykańskich biznesmenów ma całkiem realne oblicze. Od lat mówi się, że superwulkan pod Parkiem Narodowym Yellowstone jest na krawędzi erupcji. Katastrofy nikt nie jest w stanie przewidzieć – może do niej dojść zarówno za tydzień, jak i za tysiące lat. Jeśli jednak ona nastąpi, najbliższe sąsiedztwo parku przestanie istnieć, a duże połacie Stanów Zjednoczonych może zasypać pył wulkaniczny, który zamieni zbiorniki wodne w breje i sparaliżuje transport.
Drugie realne zagrożenie to przebiegający przez południową i zachodnią część Kalifornii uskok San Andreas, gdzie nacierają na siebie dwie płyty tektoniczne – północnoamerykańska i pacyficzna. Według danych z ub. roku ryzyko kolejnego potężnego trzęsienia ziemi w tamtym rejonie (porównywalnego do tego, które w 1906 r. zniszczyło San Francisco) wzrosło aż 300-krotnie w stosunku do minionych lat – przestrzegają uczeni.
Gdyby więc spełnił się któryś z czarnych scenariuszy, w wielu rejonach USA zapanowałby chaos podobny do tego, jaki w 2005 r. wybuchł w Nowym Orleanie po przejściu huraganu Katrina. Tak może się stać, ale nie musi. Rozważania na podobne tematy zawsze pociągają jednak za sobą teorie spiskowe. Przed kilkoma laty niezwykłą popularnością w sieci cieszył się temat przygotowań rządu Norwegii do ewakuacji wybranych obywateli w związku z pojawieniem się złowrogiego Nibiru. Choć okazało się to chwytliwą plotką, wiele osób nadal wierzy, że superkataklizm nadciąga, o czym wiedzą m.in. Amerykanie i Chińczycy w pośpiechu drążący podziemne bazy, w których schronienie znajdą nieliczni szczęśliwcy.
Apokaliptyczne nastroje podsycają również uczeni. W 2008 r. na Spitsbergenie otwarto wydrążony w górze bank nasion, który przetrwa ponoć wszystko. Niedawno w jego pobliżu utworzono bliźniaczą placówkę, której celem jest przechowywanie dorobku intelektualnego ludzkości na odpornych cyfrowych nośnikach. Wszystko to na wypadek, gdyby słynny Zegar Zagłady, o którym regularnie przypomina się w mediach wybił godzinę dwunastą równoznaczną z apokalipsą. Obecnie wskazuje 23:57 i 30 sekund.
Wejście do schronu w silosie rakietowym / Fot. Survival Condo Project
Schron w silosie rakietowym podczas budowy. Tuż pod powierzchnią dobudowano dużą przestrzeń wokół samej konstrukcji postawionej przez wojsko / Fot. Survival Condo Project
Relaks na basenie kilkadziesiąt metrów pod ziemią / Fot. Survival Condo Project
Życie pod ziemią mają umilać takie rozrywki / Fot. Survival Condo Project
Zapasowe generatory w schronie. Zapas paliwa ma starczyć na pieć lat / Fot. Survival Condo Project
Tutaj mają być uprawiane warzywa. Kilkadziesiąt metrów pod ziemią / Fot. Survival Condo Project
Kuchnia w schronie w silosie rakietowym w stanie Kansas / Fot. Survival Condo Project
Przestrzeń wspólna w schronie firmy Vivos w Indianie / Fot. © Copyright Terravivos.com