Jak to powiedział Sokrates: ,,Wiem, że nic nie wiem".
Plakat nie jest zwyczajny. Jest po prostu zbyt zagmatwany i przez to nie przemawia prawie do nikogo.
Jeżeli autor miał za zadanie wzbudzić ciekawość i zobligować kogoś do myślenia.... to mu się niezbyt udało.
Przeczyta jeden, drugi, wzruszy ramionami... i machnie ręką, bo są sprawy ważniejsze, jak na przykład nadjeżdżający już autobus i walka o wolne miejsca siedzące.
Autor ulotki jest dla mnie niczym Jim Morrison prezentujący swój amatorski filmik w UCLA, lub jeden ze swoich poematów, nie tłumacząc nikomu co miał na myśli, powodując czasami frustrację i bezradne rozkładanie ramion wśród otaczających go ludzi.
A teraz są takie czasy, że coraz więcej osób woli prostotę i przekaz dosłowny.
Patrząc np. na facebook poraża mnie rządzący tam minimalizm treści, ograniczany często do kciuka w górę, typowego ,,LOL" itp.
Podziękujmy technologii za to rozleniwienie. Obawiam się, że i mnie ten symptom dopadł, bo wczoraj dałem sobie po prostu już spokój w rozwiązaniu zagadki. Po godzinie byłem już ,,jednym z wielu" na przystanku.
Doszedłem do wniosku, że do szczęścia nie jest mi to potrzebne. Oczywiście, dobrze było by wiedzieć, o co tu chodzi, ale do życia nie jest to wagą priorytetową. W ulotce Jest po prostu zbyt mało konkretnych szczegółów.
Zlepek przypadkowych haseł, iluzorycznych tropów - z tego się tu już chyba niczego więcej wycisnąć nie da.