Tajemnicze wydarzenia rozpoczęły się w hrabstwie Botetourt (Wirginia), w latach 30-tych, by znów wybuchnąć w mieście Mattoon (Illinois), w latach 40-tych. Zaczęło się w grudniu 1933r. gdy rodzina Huffmanów została trzy razy zaatakowana jednej nocy. Wtedy jeszcze podejrzewano wycieki gazu, gdyż jedynie dało się wyczuć dziwny, słodki zapach, który od razu powodował mdłości. Osiem osób zgłosiło się z objawami takimi jak: bóle głowy, nudności, obrzęk twarzy i skurcze jamy ustnej i gardła, z czego jedna wymagała resuscytacji.
Następny incydent miał miejsce niedługo później, gdy czteroosobowa rodzina Hallów, rankiem wyczuła silny, słodki zapach, po którym poczuli się mdło i słabo. W jednym z okien, w pomieszczeniu gdzie zapach był najsilniejszy, policja zauważyła w oknie dziurę po gwoździu, przez którą najpewniej wpompowano gaz. W styczniu następnego roku, doszło do siedmiu kolejnych mniej opisanych ataków. Ofiara ostatniego incydentu w Botetourt, znalazła na śniegu pachnącą plamę, której skład został zbadany i wykazał obecność siarki, arsenu i oleju mineralnego.
Następna, powiązywana fala ataków, nastąpiła w sierpniu 1944r. w Mattoon. Lokalne małżeństwo zostało obudzone przez dziwny zapach, który spowodował osłabienie, wymioty i częściowy paraliż. Tej samej nocy zdarzył się podobny incydent, zgłoszony przez młodą matkę mieszkającą w pobliżu, której córka wykazywała identyczne objawy, co wspomniane małżeństwo.
Następnego dnia został zgłoszony kolejny atak, gdzie pani Kearney z siostrą, wyczuły intensywny, słodki zapach, przez który zaczęły tracić czucie w nogach. Wówczas policja niczego nie znalazła, lecz wracający po północy z pracy pan Kearney, zastał ukrywającego się pod jednym z okien, tajemniczego mężczyznę, który uciekł, gdy pan K. zaczął go gonić. Podany opis wskazywał na wysokiego mężczyznę w ciemnej odzieży. Wtedy w gazetach ukazał się pierwszy artykuł, wskazujący na truciciela. W następnych dniach doszło do ponad dwudziestu, mniej opisanych ataków.
Namacalny dowód pojawił się w domu rodziny Cordesów, gdzie na werandzie znaleziono mocno nasączoną szmatkę. Gdy pani Cordes powąchała znalezisko, doznała silnej reakcji, min. opuchlizny na twarzy, pieczenia w gardle i wymiotów. Jak sama opisała, było to jak porażenie prądem. Do późniejszych objawów należało osłabienie i odrętwienie nóg. Najpewniej szmatka posłużyła do wypłoszenia psa, który często spał na werandzie, by gazownik mógł spokojnie podejść do domu. Na miejscu znaleziono również wytrych i szminkę.Tej samej nocy zgłosiła się pani Burrell, która zeznała, że widziała tajemniczego napastnika, który przez okno sypialniane wpompowywał gaz do środka.
Sprawą zainteresowało się FBI, a miejscowa policja wydała ostrzeżenie i prośbę o ostrożność, oraz poleciła zaprzestać tworzenia grup patrolujących teren, dla dobra publicznego.
W jednej z ostatnich relacji, świadek stwierdził, że widział kobietę, przebraną za mężczyznę, rozpylającą gaz. Znaleziono wtedy ślady butów.
Cała historia wywołała masową panikę, przez którą pod koniec zaczęło się pojawiać wiele fałszywych alarmów, gdy ludzie wpadali w panikę, gdy tylko poczuli nietypowy zapach. Dziś cały incydent jest uznawany za przejaw klasycznej masowej paniki i pojawiły się opinie, że nigdy nie było żadnego gazownika, a wszystko zaczęło się od wycieków gazów, które napędziły panikę, jednak przeważa opinia, że był przynajmniej jeden truciciel, który rozpętał taki strach w społeczeństwie, że reagowano histerią na każdy niepokojący zapach w okolicy.
Tak, czy inaczej, odpowiedzialnych, za rozpylanie gazu nigdy nie znaleziono, a niejasne opowieści, krążą po dziś dzień, siejąc zamęt we wspomnieniach ofiar tamtych wydarzeń.
Źródło: https://en.wikipedia...sser_of_Mattoon
Użytkownik Xotteva edytował ten post 20.05.2017 - 22:30