Witam wszystkich, wlaśnie dołączyłam do forum Chciałam opowiedzieć swoją historię sprzed kilku lat, nie na darmo w tym temacie, gdyż jest ona bardzo podobna do historii w nim opisanej przez inną użytkowniczkę.
Mianowicie, mieszkałam niegdyś w domu jednorodzinnym na wsi z rodzicami i dziadkiem. Mieszkałam w nim od urodzenia, dom poniemiecki, nigdy nie działo się w nim nic dziwnego, czułam się w nim bezpieczne i dobrze. Muszę wspomnieć, iż rodzice zakupili w tamtym czasie mieszkanie do remontu- często wobec tego przebywaliśmy w nim robiąc różne rzeczy. Pewnego dnia gdy rodzice i dziadek byli właśnie w mieszkaniu przyjechał do mnie mój ówczesny chłopak. Wiedziałam, że ani rodziców ani dziadka nie będzie dość długo, bo rzecz którą akurat robili w mieszkaniu była na tyle absorbująca, że była tu potrzebna pomoc kilku osób i dużo czasu (dziś już nie pamiętam co to bylo dokladnie). W każdym razie o godzinie 23 chłopak stwierdził, że jedzie do domu, bo zrobiło się późno. Poprosiłam go, aby jeszcze nie jechał i tu zażartowałam "bo boję się być sama w nocy". On tylko się zaśmiał, ale siedział jeszcze chwilkę. W domu panowała idealna cisza- nie miałam żadnych zwierząt, sąsiedzi mieszkali kawał od nas. Cisza i ciemność, jedynie w moim pokoju, w którym siedzieliśmy na górze paliła sie lampka. Nie grało radio, ani tym bardziej tv. Nagle usłyszeliśmy na dole w kuchni otwarcie drzwi od spiżarni (warto wspomnieć, że mój dom wyglądał następująco: obok domu stał garaż, z garażu wejście do spiżarni i ze spiżarni do kuchni), potem zamknięcie tych drzwi, charakterystyczny dźwięk, który pamiętam od urodzenia oraz kroki na skrzypiącej podłodze w kuchni. Dźwięk ewidentny, nie da się go pomylic z niczym innym. Chłopak powiedział do mnie, że skoro ktoś przyjechał to on już będzie się zbierał, bo nie będę już sama w domu. Zastanowiło mnie jednak dlaczego nikt nie wszedł do korytarza z kuchni, dlaczego nadal panuje taka cisza? Zeszłam po schodach na dół i jakież było moje zdziwienie, gdy w kuchni i spiżarni zastałam ciszę i ciemność, a na podjeździe brak auta czy to dziadka czy rodziców.. Pobiegłam na górę do chłopaka i powiedziałam mu o tym. Jest on człowiekiem racjonalnym, nabijał się ze mnie, że chyba sobie żartuję, bo on słyszał wyraźnie, że ktoś wszedł. Wykluczyliśmy złodzieja, gdyż po prostu nikogo na dole nie było, drzwi były zamknięte na klucz i zaryglowane od wewnątrz w garażu. Postanowiliśmy zadzwonić do rodziców z pytaniem czy dziadek już pojechał z mieszkania do domu i czy skończyli pracę w mieszkaniu (pomyślałam, że dziadek może był w domu chwilę i wyszedł)- usłyszałam, że nie i jeszcze trochę im zejdzie z tym remontem. Jeszcze nigdy tak szybko nie uciekaliśmy z mojego domu, chłopak zawiózł mnie do rodziców. I ja i on osoby racjonalne do granic możliwości czuliśmy się jakbyśmy nie byli wtedy na dole sami, jakby zaraz ktoś miał wyjść do nas z kuchni czy pokoju. Co ciekawe i rodzice i dziadek uwierzyli w moją historię. Podobnie jak autorka wątku nie szukam rozwiazania tej sytuacji, jedynie chciałam podzielić się swoją historią,jak widać takie coś się zdarza. Nigdy wcześniej, ani później nic takiego nie miało w tym domu miejsca. Proszę mi wybaczyć długość postu, pozdrawiam