Ćwierć wieku temu Belgia padła ofiarą inwazji UFO. Trójkątne obiekty widywano masowo, a świadków liczono w tysiącach. Rząd i armia nie wiedzieli, czego chcą intruzi ani skąd pochodzą. Oficjele kilkakrotnie otwarcie przyznali, że tajemnicze "latające trójkąty" nie są obiektami testowymi ani wojskowymi i kto wie, czy w ogóle ziemskimi…
Na przełomie 1989 i 1990 r. mały europejski kraj musiał zmierzyć się z bardzo oryginalnym problemem - inwazją trójkątnych UFO. Widywano je niemal masowo przez kilkanaście miesięcy. Wśród świadków byli zarówno zwykli obywatele, jak i żandarmi oraz wojskowi. Z ponad 2000 zgłoszonych obserwacji zbadano 650, nie znajdując wyjaśnień dla ok. pół tysiąca incydentów. Po tym, jak w marcu 1990 r., uciekając przed dwoma F-16, tajemnicze trójkąty dały popis swych możliwości, belgijskie władze i wojsko zrozumiały, że problem jest poważny, a minister obrony wyznał, iż nie wie, skąd wzięły się te obiekty. Także generał-major Wilfried De Brouwer, który z ramienia lotnictwa badał tajemnicze incydenty, przyznał bez ogródek: "To było UFO".
Belgijska fala UFO to zdarzenie bez precedensu. Objęła ona głównie Walonię - francuskojęzyczny region kraju, choć jak wynikało z ustaleń ufologów "latające trójkąty" widywano nawet sporadycznie w państwach ościennych. Większość obserwacji miała charakter grupowy lub masowy, a liczba ludzi, którzy widzieli wtedy "coś" na niebie szacowana jest na ponad 13 tys. Wszystko zaczęło się niespodziewanie późnym popołudniem 29 listopada 1989 r., kiedy żandarmi Heinrich Nicoll i Hubert von Montigny patrolujący obszar między miastem Eupen a granicą z RFN, zauważyli dużą "plamę światła" na jednym z pól. Wkrótce okazało się, że jego źródłem jest "ciemny masywny obiekt w kształcie trójkąta równoramiennego" - relacjonowali. Długość podstawy trójkąta wynosiła ok. 35 m. Dziwna maszyna znajdowała się zaledwie 150 m. od nich, więc dobrze się jej przyjrzeli. W jej rogach umieszczone były trzy "dysze" rzucające snopy światła. Niebawem obiekt ruszył, przemieszczając się ku granicy, ale następnie odbił w kierunku miasta, gdzie widziało go wiele osób. Leciał ponoć tak nisko, że niektórzy zaczęli się bać, iż zawadzi o kominy.
Funkcjonariusze poinformowali o zdarzeniu władze lotnicze oraz swoich kolegów. Wkrótce ten sam obiekt we wsi Henri-Chapelle zobaczyli żandarmi Dieter Plummans i Peter Nicoll. Jak relacjonowali, wisiał on w kompletnej ciszy na wysokości zaledwie 80 m. niedaleko miejscowego klasztoru. Kiedy zatrzymali radiowóz, trójkąt "zasyczał", a z jego środka opadła w dół czerwona kula (sonda?), wprawiając funkcjonariuszy w popłoch.
Gen. Wilfried De Brouwer, który zajmował się tymi zdarzeniami jeszcze jako podpułkownik i członek sztabu Belgijskich Sił Powietrznych dodaje, że tamtej nocy obiekt widziano w wielu innych rejonach. Kilkadziesiąt przeanalizowanych spraw nie doprowadziło jednak do żadnych wyjaśnień. Brouwer (dziś w stanie spoczynku) po doświadczeniach sprzed lat pozostaje bardzo otwarty na zagadkę UFO i często gości na różnego rodzaju konwencjach i spotkaniach na ten temat. Informacje, jakie przekazuje mają szczególną wartość, gdyż pokazują, w jaki sposób kraje NATO radzą sobie (lub nie radzą) z problemem powietrznych intruzów.
Powróćmy do 1989 r. Grudzień przyniósł kolejne obserwacje zgłaszane mediom i służbom. Opisywane obiekty były do siebie bardzo podobne - najczęściej miały kształt trójkątów ze stępionymi rogami. Od spodu posiadały zwykle cztery światła - trzy białe na bokach plus jedno czerwone pośrodku. Coś podobnego zobaczył w tamtym okresie w mieście Ans k. Liège synoptyk Francesco Valenzano z córką, a także płk Andre Amond. Był to również czas, kiedy do badania fenomenu fali UFO włączył się fizyk, Auguste Meessen, skupiając się na prowadzeniu wywiadów i poszukiwaniu nowych świadków.
Jak mówił, wiele osób nie chciało się podzielić swoimi obserwacjami, tym bardziej, że odkąd zjawiskiem zainteresowały się media, zaczęto promować teorię, iż trójkątne obiekty to tak naprawdę supertajne "zabawki" Amerykanów. Publiczne zainteresowanie UFO spowodowało również lawinowy przyrost relacji, choć niektórzy, przewrażliwieni sytuacją, zaczęli mylić je z samolotami i innymi wytłumaczalnymi zjawiskami. Cały czas napływały jednak doniesienia godne uwagi, a nawet wzbudzające niepokój. Do ostatniej grupy należała m.in. relacja o dwukrotnym pojawieniu się UFO nad kominem elektrowni atomowej w Tihange.
21 grudnia 1989 r., w wyniku mnożących się pytań i nacisków opinii publicznej, minister obrony Belgii, Guy Coëme, wydał oświadczenie, w którym przyznał, że rząd nie ma pojęcia, czym są owe obiekty. Dodał, że z analiz i konsultacji wynika, iż na pewno "nie były to samoloty z systemem AWACS, F-117, maszyny zdalnie sterowane ani ultralekkie samoloty". Z drugiej strony dał on armii zielone światło na pełną współpracę z ufologiczną organizacją SOBEPS (Belgijskim Stowarzyszeniem ds. Badania Fenomenów Powietrznych).
Incydent z nocy z 30 na 31 marca 1990 r. przyniósł zwrot w sprawie fali UFO nad Belgią. Do tej pory traktowana z lekkim niedowierzaniem, stała się przedmiotem międzynarodowej dyskusji. Wtedy to bowiem dwa F-16 natknęły się na parę "latających trójkątów", które pokazały im prawdziwy zakres swych możliwości. (Wcześniej Belgijskie Lotnictwo również reagowało na doniesienia o powietrznych intruzach, ale nie kończyło się to żadną akcją). 30 marca, ok. 23, stanowisko radarowe w Glons otrzymało powiadomienia o obserwacji szybko poruszających się świateł w rejonie Thorembais-Gembloux niedaleko Brukseli. Poinformowano o tym żandarmerię w niedalekim Wavre, a ta potwierdziła pojawienie się obiektu, który zaczęto śledzić na radarze. Wkrótce do pierwszego trójkąta dołączyły trzy światła, które uprzednio leciały w rozproszeniu, a potem utworzyły kształt "delty". W odpowiedzi z bazy w Beauvechain na krótko przed północą wysłano parę dyżurną F-16.
Przygotowany przez mjr. Lambrechtsa raport opisywał po kolei, jak piloci próbowali przechwycić obiekty i jak te zachowywały się w powietrzu. Podczas jednego z podejść UFO dosłownie w mgnieniu oka zmieniło prędkość z 240 do ponad 1770 km/h, dokonując przy tym niemal skokowej zmiany wysokości (raport mówi o nagłym zejściu z ponad 3 km na poziom tuż nad ziemią). W kolejnych minutach to tracono obiekty z radaru, to ponownie je wykrywano. Przypominało to zabawę w ciuciubabkę z maszynami, które biły na głowę możliwości F-16. Raport dodawał, że wykluczono, by w tym czasie w powietrzu przebywały jakiekolwiek statki powietrzne należące do innego państwa. Znalazła się w nim również kluczowa deklaracja, że piloci mieli do czynienia z UFO: "Pomiar prędkości w czasie zmiany wysokości wskazuje, że obiektów tych nie można uznać za żadne samoloty" - czytamy.
Nagranie z radaru jednego z F-16
O belgijskiej fali pisały liczące się europejskie dzienniki. Skala obserwacji sprawiała, że niektórzy wygłaszali pompatyczne deklaracje, mając nadzieję, że dzięki tym wydarzeniom zbliżymy się choć o krok do rozwiązania zagadki UFO. Francuski fizyk, Jean Petit, przyznał, że trwająca równocześnie fala zmian w bloku wschodnim być może zbiegnie się z rewolucją w naszym światopoglądzie:
- Żyjemy w czasach będących bramą do epoki otwartości. Upadł Mur Berliński, a teraz wali się ściana milczenia wobec UFO - mówił.
Na fali zainteresowania zjawiskiem latem 1990 r. De Brouwer zorganizował w kwaterze głównej NATO konferencję na temat incydentu z F-16. Nie zmieniła ona jednak wiele w publicznym podejściu do zagadki UFO. Można było nawet odnieść wrażenie, że na temat "latających trójkątów" spadła zasłona milczenia. Media stopniowo przestały się nimi interesować, chociaż fala obserwacji trwała nadal, niosąc nowe spektakularne incydenty. Swoje zdanie głośno wyrażali też sceptycy, uznając wszystkie obserwacje za masową histerię.
- Było zbyt wielu niezależnych świadków, by to ignorować. Zbyt wiele relacji opisywało konkretne efekty fizyczne. Obserwacje były ze sobą zgodne. Jeśli wszyscy świadkowie kłamali, to musieli cierpieć na jakąś chorobę psychiczną o niespotykanych dotąd proporcjach - ripostował Meessen.
Na temat fali "trójkątów" SOBEPS sporządził długi raport zawarty w dwóch opasłych tomach. Te mało znane poza Belgią i Francją publikacje analizują konkretne obserwacje, a także fotografie wykonane przez świadków. Najsłynniejsza, zrobiona w Petit-Rechain w kwietniu 1990 r., przedstawia duży pojazd z charakterystycznym układem świateł (obecnie istnieją wątpliwości, co do jej autentyczności). Inne ciekawe zdjęcia "UFO-trójkątów" wykonano w okolicach Brukseli oraz w Rammilies.
Zdjęcie wykonane przez Patricka Marechala, który potem przyznał się, że to fałszywka.
http://badufos.blogs...lgian-wave.html
Drugie zdjęcie wykonane przez J.S. Henrardiego 15 czerwca 1990. Nie wiadomo czy jest prawdziwe.
http://www.dailymoti...om/video/x65ej4
Nagranie przedstawiające trójkątne UFO, które pojawiały się nad Belgią.
Gen. De Brouwer chciał ustalić prawdę za wszelką cenę. Szukał nawet nieformalnych wyjaśnień u partnerów z NATO i dyplomatów. Nie dowiedział się jednak niczego, co mogłoby zmienić obraz sytuacji. Sprawa pozostała tajemnicą.
"Podczas kilku incydentów obiekty te zmieniały kąt nachylenia, przez co świadkowie mogli dostrzec wybrzuszenia na ich górnej części. Niektórzy mówili nawet o oknach lub otworach na bokach (…). Nigdy nie doszło jednak do oddziaływań natury elektromagnetycznej, np. wpływu obecności obiektów na radioodbiorniki. (…) Obiekty nie chowały się i w kilku przypadkach zbliżały się do świadków. (…) Wielokrotnie wykazywały również nietypowe zachowania, jak zawisanie w bezruchu, przyjmowanie pozycji ‘na sztorc’, a nawet przechylanie się o 45 stopni. Zanotowano też ich ogromne przyspieszenia" - podsumowywał wojskowy, zadając pytanie, co by było, gdyby owe obiekty okazały się wrogie.