[...] Ekranizacja powieści Inferno autorstwa Dana Browna. Tym razem profesor Langdon będzie próbował rozwiązać sięgającą średniowiecza zagadkę, która pozwoli uchronić świat przed wyniszczającą bronią biologiczną. Ale czy przed XX wiekiem naprawdę ją stosowano?
Czy w starożytności wykorzystywano broń biologiczną?
Jak wyglądała broń bakteriologiczna w średniowieczu i późniejszych epokach?
Nad jakimi zabójczymi broniami pracowali w XX wieku Niemcy, Japończycy i Amerykanie?
„Inferno” pełne jest zwrotów akcji, a wątki historyczne prowadzą do nieoczekiwanych miejsc i nie zawsze okazują się… historyczne. Brown porusza jednak ciekawy temat, któremu warto przyjrzeć się bliżej: przedwieczną broń biologiczną. Czy takowa w ogóle istniała? Czy żyjący w wieku XIII i XIV Dante Alighieri mógł zaszyfrować informacje o niej w swoich pracach, tak jak zrobił to jego filmowy odpowiednik?
Jad, nawóz i smród wielbłądów
Broń biologiczna to broń wykorzystująca patogeny, czyli czynniki chorobotwórcze: wirusy, bakterie, ale również grzyby lub toksyny. Jej definicję spełniają więc nie tylko bomby rozprzestrzeniające zabójcze drobnoustroje, ale również zatrute strzały. A tych używano już w czasach starożytnych.
O wykorzystaniu tego rodzaju broni pisał już Herodot. Z jego relacji wynika, że w V w. p.n.e. łucznicy scytyjscy, zamieszkujący teren dzisiejszego Iranu, pokrywali groty strzał miksturą ze zgniłych ciał jadowitych węży, nawozu i ludzkiej krwi. Nawet jeśli trafiony przeciwnik nie zginął, istniała szansa, że trucizna sparaliżuje jego układ oddechowy. A jeśli i do tego nie doszło, czekały na niego inne przyjemności – głównie tężec i gangrena.
Nie był to jedyny sposób, w jaki starożytni wykorzystywali patogeny do wygrywania bitew. W jednym z morskich starć Hannibal obrzucił statki wroga słojami z jadowitymi wężami. Podczas bitew lądowych natomiast zapach bojowych słoni sprawiał, że konie wroga panikowały. Podobną taktykę obrał król Persji Cyrus Wielki, który przed piechotą stawiał rząd wielbłądów. Konie przeciwnika, niezaznajomione z ich zapachem, wpadały w popłoch.
Bitwa pod Zamą, Henri-Paul Motte
Podczas oblężenia Aten w trakcie wojny peloponeskiej, której stawką było władanie nad całą Grecją, Spartanie prawdopodobnie zatruli źródła wody pitnej, co spowodowało epidemię śmiertelnej choroby. Nie wiadomo jednak jakiej. Nowsze hipotezy wskazują, że w rzeczywistości mogło chodzić o wirusa ebola, którego do Europy nieświadomie przynieśli żołnierze sprowadzeni z Afryki. W każdym razie ówczesna propaganda zrzuciła winę na Spartan, co sprawiło, że powszechnie ich znienawidzono, a z broni biologicznej korzystano rzadko i ze szczególną ostrożnością.
Pomysłowo obleśne średniowiecze
Strzały pokryte wywarem z jadu żmii są bronią mało pomysłową w porównaniu z zabójczymi obrzydliwościami, jakie wykorzystywano w średniowieczu. W 1155 r. Barbarossa zatruł studnie włoskiej Tortony, wrzucając do wody ludzkie zwłoki. W końcówce XV w. Hiszpanie zmieszali wino z krwią trędowatych i sprzedali je znienawidzonym Francuzom. W XVII w. polski inżynier wojskowy Kazimierz Siemienowicz postulował użycie pocisków ze… śliną wściekłych psów.
Najbardziej podstępnym i zarazem złowrogim przypadkiem zastosowania broni biologicznej były prawdopodobnie „dary” Brytyjczyków, a kilkadziesiąt lat później – żołnierzy Stanów Zjednoczonych, dla rdzennych mieszkańców Ameryki. Wojskowi sprezentowali Indianom koce, które wcześniej należały do chorych na ospę. Niektórzy historycy twierdzą jednak, że zaraza została wywołana nieświadomie.
Wyniszczająca dla Europy epidemia dżumy to także skutek użycia broni biologicznej. W roku 1346 Tatarzy oblegający port Kaffa (dziś krymska Teodozja) katapultowali do miasta zwłoki ofiar czarnej śmierci. Choroba zaczęła się rozprzestrzeniać, choć nie tylko w wyniku ostrzału – także dzięki szczurom krążącym między stronami. Obrońcy w końcu poddali się i opuścili miasto. Genueńscy kupcy, którzy w owym czasie przebywali w Kaffie, wrócili do Włoch, przenosząc ze sobą zarazę. Stamtąd, poprzez szczury zakradające się na statki handlowe, plaga rozprzestrzeniła się po Europie.
Wojny światowe i widmo zabójczej plagi
Pierwsza połowa XX wieku była pięknym czasem dla szaleńców, którzy marzyli o użyciu broni biologicznej na wielką skalę. Podczas pierwszej wojny światowej Niemcy pracowali nad militarnymi zastosowaniami wąglika, cholery i wielu innych zabójczych czynników.
Ofiara badań przeprowadzanych w niesławnej japońskiej jednostce 731.
W 1925 r. podpisano wprawdzie protokół genewski, w którym ponad sto krajów zobowiązało się do niekorzystania z broni bakteriologicznej i gazów, ale wielu sygnatariuszy nadal bawiło się bakteriami w domowym zaciszu. Podczas drugiej wojny światowej Japończycy zarazili tysiące więźniów dżumą, cholerą czy syfilisem w celach badawczych. Amerykanie eksperymentowali z jadem kiełbasianym, a Niemcy m.in. z wirusem zapalenia wątroby typu A.
Na tym zresztą się nie skończyło, a broń biologiczna nie zniknęła z arsenału państw. Wkroczyliśmy jednak w historię najnowszą, podczas gdy mieliśmy skupić się na czasach bardziej odległych – tych, które pobudzają wyobraźnię pisarzy i filmowców. Nawet najbardziej zwariowane pomysły Dana Browna są bowiem inspirowane faktami – co udowadnia, że rzeczywistość bywa równie niedorzeczna, jak fikcja.