Chyba najbardziej popularną postacią gruzińskiego folkloru jest Devi - gigant zamieszkujący w górach. W bajkach gruzińskich występuje on w postaci cywilizowanej, żyje tak jak ludzie i ma wiele ludzkich cech ale jest wielki, silny i zły. Czasami dysponuje też jakimś typowo bajkowym atrybutem - magiczną fujarką albo kamieniem który spełnia życzenia. Zazwyczaj jest też niewiarygodnie głupi i w bajkach tych głównie reprezentuje bezmyślność i naiwność. Jednak w wielu górskich rejonach Gruzji cały czas występuje w odartej z cech ludzkich, wydaje się, że pierwotnej, postaci – wielkiego, włochatego i dzikiego małpoluda. Nie ma też magicznych przyrządów i nie da się z nim dogadać bo nie mówi ludzkim językiem. Z pokolenia na pokolenie przekazywane są opowieści o śladach jego aktywności lub interakcjach z człowiekiem. Miejsca tych zdarzeń nazywano i stawały się punktami orientacyjnymi, później zaś oficjalnymi nazwami wiosek, gór, cytadel czy nawet kamieni. Na Kaukazie toponimów związanych z Devi jest mnóstwo i zawsze towarzyszą im legendy o gigantach z gór.
Borjomi-Kharagauli
W 2011 roku stacja RustaviTV opublikowała sensacyjny reportaż o wyprawie 15 osób w góry Borjomi- Kharagauli. Ekspedycja ta, po części składająca się z naukowców z różnych dyscyplin w tym archeologów, paleontologów i historyków udała się w góry Parku Narodowego celu zbadania starożytnych ruin zlokalizowanych w trudno dostępnym obszarze, na wysokości 1900 m npm. W ruinach tych miałyby się znajdować kości gigantów.
Po internecie krążą opowieści, że informację o tym miejscu uzyskano od myśliwego który znalazł w jaskini szkielety dwóch gigantów siedzących przy gigantycznym stole ale to nie jest prawda. Oficjalnej informacji o tym skąd ekipa dowiedziała się o tym miejscu nie podano. Można się jednak tego domyślić . Po emisji reportażu na jednym z forów gruzińskich pojawiły się posty od mieszkańców żyjących w tych rejonach, którzy żartowali sobie z wyeksponowanej w reportażu „niedostępności” tego miejsca (znanego bardzo dobrze we wszystkich okolicznych wsiach) i wspominali, że owe wielkie kości zaczęto znajdować po powodzi na tych terenach. Tak więc zapewne opowieści o tych znaleziskach dotarły do Tbilisi i zainteresowały organizatorów wyprawy. Dodatkowo, Irakli Julakidze – jeden z uczestników wyprawy, wspomniał o ciekawym artykule z gazety „Georgia” z 1915 roku. Anonimowy autor postulował w nim o dokładne zbadanie terenu Borjomi-Kharagauli i opisywał starożytne ruiny które tam widział. Zwracał też uwagę na dużą ilość występujących tam toponimów związanych z Devi - Deviskari, Devistsikhe, DevisKhvreli itp. oraz ciągle żywe wśród mieszkańców, opowieści o dziwnych ludziach z gór o wielkich rozmiarach, którzy tam kiedyś mieszkali. Można więc przypuszczać, że tekst ten też w jakimś stopniu był inspiracją dla tej ekspedycji.
Ekspedycja 2008
Po dotarciu na miejsce przeprowadzono oględziny ruin i zidentyfikowano je jako pozostałości kościoła z początków chrześcijaństwa na tych terenach tj. około IV wieku naszej ery. Wiek ruin oceniono na podstawie charakterystycznego dla tych czasów spoiwa łączącego kamienie budowli. Znaleziono też to czego szukano - kryptę na dnie której leżały kości i faktycznie część z nich była nienaturalnie wielkich rozmiarów.
Należy tutaj zaznaczyć, że fakt znalezienia tych kości w kościelnej krypcie z IV wieku nie świadczy wcale o tym, że te gigantyczne kości też są z tych czasów. Równie dobrze mogły one zostać znalezione przez budowniczych kościoła i jeszcze raz pochowane ale już w krypcie i zgodnie z chrześcijańskim obrządkiem. Może nawet te kości były pośrednio powodem budowy tam kościoła bo jego lokalizacja jest cokolwiek dziwna – w środku lasu, na mało niedostępnym terenie. Wiadomo jednak, że podobnie jak na Słowiańszczyźnie, chrześcijanie często budowali kościoły w miejscach zburzonych przez nich pogańskich świątyń. Jeżeli kiedyś mieszkający w okolicach poganie znaleźli zwłoki Devi to można przypuszczać, że utworzyli w tym miejscu jakiś ośrodek kultowy co w rezultacie ściągnęło tam chrześcijańskich barbarzyńców.
Tak więc gigantyczne kości znaleziono. Ponieważ jednak ekspedycja miała charakter rozpoznawczy i nie miała pozwolenia na kopanie wzięto więc tylko to co leżało na powierzchni. Postanowiono znaleziska zbadać i gdy rezultaty tych badań okażą się zgodne z przypuszczeniami będzie to podstawa do zorganizowania dużej, poważnej ekspedycji archeologicznej. Niestety krótko po powrocie do Tbilisi, nim rozpoczęto badania, Rosjanie najechali Gruzję, wybuchła wojna i nikomu nie była w głowie archeologia. Nie mniej jednak po paru latach do sprawy wrócono i kości do zbadania otrzymał profesor Abelasom Vekua.
Profesor Abelasom Vekua (1925-2014)
Abelasom Vekua to niezaprzeczalnie światowy autorytet w paleoarcheologii – to on odkrył w Dmanisi w 2004 roku szczątki hominidów datowane na 1,8 mln lat. Był to archeolog i naukowiec wielkiego formatu i w tym reportażu mówi on tak:
“Zwróćcie uwagę na tą kość biodrową. Jest większa i masywniejsza od kości dzisiejszego człowieka. Także główka (kości) jest dużo większa. Ci ludzie byli tak różni od nas, musieli żyć i ewoluować odcięci od reszty cywilizacji. W literaturze mówi się o nich giganci ale nie ma na ich istnienie żadnych dowodów. Dlatego też stoimy na progu sensacji. Ale czeka nas dużo pracy, żeby to potwierdzić."
Niestety krótko po tej wypowiedzi profesor Vekua zmarł zaś kości które zaczął badać zaginęły. Ale nie należy się w tym dopatrywać jakiś teorii spiskowych – profesor zmarł w wieku 88 lat śmiercią naturalną a kości wylądowały w archiwum wraz z innymi rzeczami nad którymi pracował uczony. Wydaje się to trochę dziwne, że tak sobie zniknęły ale dr Otar Baghaturia – główna postać ekspedycji wyjaśnił, że Vekua po prostu zapomniał powiedzieć komukolwiek pod jakim numerkiem zarejestrował znalezisko a bez konkretnego numeru nie jest możliwe znalezienie czegokolwiek w podziemiach Instytutu Archeologii gdyż są tam setki kości.
Tak więc członkowie ekipy zostali bez kości i bez badań zaś jedynym potwierdzeniem ich znaleziska był rosyjski reportaż z 2011. Sytuacja wyglądała na beznadziejną, gdyż bez konkretnych podstaw nie ma szans na otrzymanie pozwolenia na porządną eksplorację tego terenu a tym bardziej zorganizowania na ten cel funduszy. Gruzja bowiem jest biednym krajem i ma bardzo ograniczone możliwości finansowania wykopalisk archeologicznych. Dodatkowo miejsc które powinno się zbadać jest tam mnóstwo - w Gruzji ślady ludzkich cywilizacji sięgają bowiem poczatku Holocenu. Jeden z archeologów gruzińskich powiedział kiedyś, że mają zlokalizowane nawet jedno starożytne miasto w Kolchidzie, które leży pod ziemią ale tam nie kopią bo nie mają pieniędzy, żeby to zrobić dobrze.
Ekspedycja 2014
Gdy już się wydawało, że nic nie jest w stanie uratować tego odkrycia, członkowie grupy otrzymali zaskakującą propozycję od znanego, amerykańskiego kanału telewizyjnego Science Channel. Jednym z najbardziej popularnych programów na tym kanale jest bowiem dokumentalna seria „Unexplained Files”. W kolejnych odcinkach tej serii prowadzący jeżdżą w miejsca niewyjaśnionych ale udokumentowanych i wiarygodnych zdarzeń lub odkryć i prezentują je w telewizji próbując je jakoś wyjaśnić naukowo. Najwyraźniej ktoś z ekipy tego programu stwierdził, że historia z Borjomi jest na tyle poważna i realna, że warto się nią zainteresować. Ponieważ jednak kości zaginęły zaproponowali oni sfinansowanie ponownej wyprawy w to miejsce razem z ich ekipą filmową licząc na to, że coś do znalezienia tam jeszcze zostało. Propozycja została przyjęta i w 2014 roku w góry Borjomi wyruszyli ponownie czterej członkowie oryginalnego składu z wyprawy z 2008 roku, ekipa filmowa Science Channel oraz wysłany przez Science Channel w roli eksperta znany poszukiwacz gigantów Bruce Fenton.
Sama wyprawa nie wniosła nic nowego do sprawy. Wszystko co można było znaleźć na powierzchni zostało znalezione w 2008 roku, żywioły nie odkryły żadnych nowych znalezisk a podanie o pozwolenie kopania w tym miejscu zostało odrzucone. Oczywiście, jako, że program miał charakter sensacyjny pojawiła się sugestia, że jakiś tajemniczy spisek próbuje zablokować odkrycie kości gigantów. Osobiście myślę, że charakter i skład wyprawy był za bardzo sensacyjny a za mało naukowy i obawiano się po prostu o profesjonalizm wykopków. Poszukiwacze skarbów tudzież taniej sensacji są zmorą archeologów w każdym kraju.
Tak więc nic nie znaleziono ale odcinek został jeszcze w tym samym roku 2014 wyemitowany . Uczestniczący w tej wyprawie z ramienia Science Channel ezoteryk Bruce Fenton dwoił się i troił, żeby program wyszedł dobrze. Fenton nie cieszy się co prawda poważaniem ze względu na kontrowersyjne teorie które wygłasza ale jest medialny i co najważniejsze wszędzie widzi drugie, ezoteryczne dno. Tak więc w programie można było zobaczyć normalne, zerodowane skały które dla prowadzącego były pozostałościami po megalitycznych strukturach i takiego właśnie rodzaju sensacje. Okazało się też, że ezoteryk nie wróci z pustymi rękoma bo... znalazła się nawet jakaś kość. Uczestniczka pierwszej i drugiej wyprawy – dziennikarka Lela Ninua przyznała się bowiem, że... zostawiła sobie jedną kość z 2008 roku na pamiątkę i jako, że nic nowego nie znaleźli to ona odstąpi Bruce’owi kawałek tej właśnie kości. Mimo, że pamiątka nie wyglądała na jakąś specjalnie rozrośniętą, dziennikarka stwierdziła, że na pewno jest to kość od giganta a Fenton wziął ją do zbadania w laboratorium. Kość przebadano w Londynie. Okazała się ludzka, DNA do szczegółowego badania nie udało się wydobyć zaś wiek kości na podstawie datowania radiowęglowego oceniono na tysiąc lat. Innymi słowy reporterka zostawiła sobie na pamiątkę kość jakiegoś średniowiecznego nieszczęśnika, którego złożono do krypty w której spoczywał gigant.
Program był beznadziejny ale jego wyemitowanie przyniosło pewne, nieoczekiwane efekty. Do ekipy zgłosiło się wiele osób z zagranicy oferując pomoc, także zachodnie instytuty naukowe wyraziły chęć przebadania tego terenu za pomocą nowoczesnych technik używanych w archeologii - skanowania lotniczego, profesjonalnych georadarów, dronów i innych. Tak więc wygląda na to, że trwa walka tylko o pozwolenie. Niestety może być to walka bardzo długa - jak powiedział nam jeden z gruzińskich archeologów – jeżeli na terenie docelowych wykopalisk znajdują się ruiny jakiegoś kościoła to automatycznie wydłuża to załatwienie wszelkich pozwoleń średnio o rok, często też kończy się odmową. Teren z jakimkolwiek budynkiem kościelnym należy do Kościoła Prawosławnego i nic nie można z tym zrobić – wszystko zależy od widzimisię decydentów kościelnych (albo jak wolą zwolennicy teorii spiskowych – od tego czy kościół ma coś do ukrycia w danym miejscu czy nie).
Post z forum
Warto na koniec przytoczyć jeden, przypadkowo znaleziony, post z forum gruzińskiego. Post ten napisał chrześniak bardzo znanego gruzińskiego etnografa Irakli Surguladze i dotyczy tych właśnie okolic. Wspomina też o działaniach radzieckich władz – działaniach o których będzie szerzej później. Chrześniak, nieżyjącego już, naukowca, pisze tak:
„Mój ojciec chrzestny opowiadał mi, że w 1968 roku był na ekspedycji etnograficznej w rejonach Kharagauli. Wraz z pozostałymi członkami tej wyprawy podążając tropem miejscowych przekazów znaleźli grób w którym spoczywał szkielet giganta. Ponieważ znalezisko było bardzo nietypowe naukowcy zadzwonili do Tbilisi i poinformowali o tym władze swojej uczelni. Już po paru godzinach na miejscu zjawili się wysokiej rangi decydenci gruzińscy wraz z kilkoma Rosjanami. Szkielet został zapakowany i wysłany do Moskwy a ekpedycja otrzymała zakaz publikowania a nawet opowiadania czegokolwiek o tym zdarzeniu. Irakli nie miał najmniejszego pojęcia co to był za szkielet. Wykorzystując nieformalne kontakty z rosyjskimi naukowcami udało mu się tylko dowiedzieć, że rosyjskie laboratorium ustaliło wiek kości na 10-15 tys. lat.”
Dżafira już tutaj nie ma
Wzmiankę o tym, że w wąwozie Ateni znajduje się grób giganta zamieścił w książce „Opisanie carstwa gruzińskiego” autor - historyk i geograf, Wachuszti Bagrationi (ok. 1696-1784). Napisał tak: „Jest tam grobowiec Dżafira, który mierzy pięć adli. Żył on w czasach cara Rostoma”. Autor cytowanego dzieła to syn króla Kartii, wybitny uczony zaś książka stanowi wiarygodne i wielokrotnie potwierdzone źródło wiedzy o historii Gruzji. Fragment o Dżafirze postanowili zweryfikować autorzy programu Неизвестный Кавказ.
Didi Isereti
Rozmowa z lokalnymi mieszkańcami, oprócz informacji o prawdopodobnym położeniu tej mogiły dostarczyła także lokalną legendę. Głosiła ona że przy budowie miejscowego kościoła o pomoc poproszono Dżafira, który po przyjściu wziął wielkie kamienie z okolicy i położył je na samej górze, wysokich już, murów. Ekipa sprawdziła tą informację i rzeczywiście na pewnej wysokości murów kościoła leży rząd ogromnych, ciężkich kamieni. Jeżeli faktycznie położono je bez pomocy jakiejś formy rusztowania to człowiek który je kładł, oprócz ogromnej siły, musiałby mieć około 3 metrów. Tak więc gdy potwierdzono też, że w miejscu które wskazali mieszkańcy jest coś na kształt grobu z kamienną tablicą autorzy programu zorganizowali ekspedycję archeologiczną pod przewodnictwem archeologa Szoty Iremaszwili.
Archeolodzy znaleźli w grobie trochę ceramiki i pozostałości po kościach. Samego szkieletu nie było. Iremaszwili stwierdził, że grób został już dużo wcześniej przekopany i kości zostały zabrane co było dla wszystkich sporym zaskoczeniem. Rabusie grobów kości nie kradną, a w archiwach nie było żadnej informacji o jakiejkolwiek ekspedycji archeologicznej w tym miejscu. Okazało się, że jest jedno wytłumaczenie braku szkieletu. Archeolog wyjaśnił, że był okres za stalinizmu gdy radzieckie służby specjalne jeździły po Gruzji i czekiści przekopywali wszystkie miejsca o których mieli informację, że mogą być powiązane z gigantami i zabierali szkielety. Chodziło prawdopodobnie o stworzenie super żołnierza – ponieważ Stalin pochodził z Gruzji musiał słyszeć podania o Devi a także historie o tym, że ktoś gdzieś znalazł wielkie kości i w czasie zimnej wojny wymyślił, żeby temat zbadać bo rezultaty mogą być obiecujące. Wyszukiwanie gigantów było przeprowadzone na wielką skalę i często, w charakterze pomocniczym, brali w nich udział ludzie spoza wojska. Reporterzy dotarli do osoby która brała udział w takich poszukiwaniach. Tą osobą okazał się być bliski znajomy mojej żony Ekateriny - Otar Naczkebija.
Otar Tumm-Naczkebija
W reportażu opowiada on o tym, że gdy był studentem to jeździł jako rysownik na tego typu ekspedycje, gdyż Rosjanie bardzo dużo płacili – oczywiście wymagana była dyskrecja i nie każdy dostawał taką możliwość dorobienia. Ponieważ Otar jest synem generała milicji, gruzińskiego bohatera, który był szefem ochrony Stalina na słynnym spotkaniu trójki w Teheranie w 1943 roku więc problemu z zatrudnieniem w tych sekretnych misjach nie miał. Opowiada on historię z Dagestanu. Sowieci mieli informację o wiosce w której jest grób giganta i wysłali tam wojskową ekspedycję archeologiczną i jako rysownik został w niej zatrudniony Otar. Znaleźli ten grób i faktycznie wykopali ogromny szkielet. Był to "kapar" - leśny człowiek, który, jak głosiły legendy, czasami schodził do wioski. Tak powiedzieli im miejscowi.
Ekaterine bardzo często bywała u Otara gdyż jest to człowiek o wielkiej wiedzy na temat Gruzji i Kaukazu. Godzinami dyskutowali o znanej i nieznanej historii ich ojczyzny. Jest to człowiek o nieposzlakowanej opinii, bardzo wiarygodny - zasłużony ratownik. Stał on na czele ekipy ratunkowej która jako pierwsza dotarła do Armenii po potężnym trzęsieniu ziemi w 1988 roku (6,8 stopni w skali Richtera, śmierć poniosło 25 tys. osób). Uratował tam życie wielu ludziom wyciągając ich spod gruzów. Jest on osobą wielce szanowaną, nie ma on żadnej potrzeby by cokolwiek zmyślać więc jeżeli mówi, że były organizowane tajne, rządowe wyprawy archeologiczne i że brał w nich udział to znaczy, że tak było naprawdę – innej możliwości nie ma. Jak będziemy niebawem w Gruzji to pojedziemy do niego w sprawie Muzhavy (o której będzie za chwilę) i przy okazji porozmawiamy też i na temat tych misji – może nam opowie coś więcej.
Grób Devi
Na początku tego roku Ekaterina odwiedziła swoją rodzinę w Muzhavie, gdzie rozmawiała o mało znanych ale bardzo atrakcyjnych miejscach w tym regionie. Chodziło o miejsca, które można by było pokazać turystom w ramach organizowanych przez nią wypraw. Jeżdżąc po okolicy wzięli na stopa jednego z mieszkańców wsi i gdy go zapytali czy może on coś polecić odparł: „Może grób Devi?”. Było to bardzo zaskakujące, gdyż tuż przed jej wyjazdem do Gruzji dużo rozmawialiśmy na temat tej sprawy w Borjomi oraz generalnie o Devi w kulturze i mitologii gruzińskiej. Co więcej – w czasie tych rozmów Ekaterina wspomniała, że właśnie w rejonie Muzhavy jest góra do której nawiązuje miejscowa legenda dotycząca pewnego wielkiego kamienia w okolicy.
Kamień ten jest ogromny – ma ponad 4 metry i waży tony. Ma też on taką właściwość, że mimo swojej wagi, przy lekkim popchnięciu palcem zaczyna się bujać ale gdy włoży się w popchnięcie trochę więcej siły to już się zachowuje jak przystało na tak wielki kamlot to znaczy ani drgnie. No i legenda głosi, że ten kamień rzucił jeden Devi w drugiego w czasie kłótni. Zaś góra na której stał Devi który kamieniem rzucił była to góra w okolicach Muzhavy. Właśnie w okolicach tej góry, jak to powiedział miejscowy autostopowicz, są starożytne groby i ruiny jakiejś budowli a nawet jeszcze żyje człowiek, który na własne oczy widział jako dziecko kompletny olbrzymi szkielet leżący właśnie w tej budowli gdyż była ona wtedy jeszcze cała.
Wywiad
Sprawę należało oczywiście zbadać więc następnego dnia Ekaterina wyruszyła do ostatniego, żyjącego świadka. Poniżej transkrypcja rozmowy ze świadkiem z zapisu video. Nie cała rozmowa została nagrana stąd dołączyłem wyjaśnienia jeżeli tekst dotyczy kwestii poruszanych bez udziału kamery. Osobę świadka można zobaczyć na załączonym poniżej materiale filmowym. Jest on starym megrelskim góralem i mimo, że na to nie wygląda, ma on ponad 90 lat stąd czasami mu się coś myli albo czegoś nie pamięta. W rozmowie uczestniczy też trzecia osoba – drugi świadek, który też zna bardzo dobrze to miejsce ale kości nie widział. Język rozmowy megrelski.
(Ś)wiadek: Najwięcej kości było w pierwszym grobie, w drugim mniej... wielkie kości, czaszka... Leżeli głową na wschód, nie tak jak robimy to teraz - głową na zachód tylko odwrotnie... Może to z wojny z Turkami. (Świadkowi się albo coś pomyliło albo źle go zrozumieliśmy bo wydaje mi się, że jest odwrotnie tj. od chrześcijaństwa ludzie grzebani są głową na wschód)
(D)rugi świadek: Nie, nie – są o wiele starsze.
(E)katerine: Jak duże były te kości?
(Ś): Aaaa... Wy tam nie kopaliście... nie wiecie jakie są duże? Sięgają tak dotąd (pokazuje ręką – ten fragment jest na załączonym video). Jak już je wykopaliśmy to powiedziałem do Rosjanina, że musimy je zakopać z powrotem, nie mogą tak zostać no i je wrzuciliśmy do grobu... ale nie na powierzchnię tylko zakopaliśmy... tak trzeba, więc jak nie kopaliście to ich nie widzieliście. (Z tym Rosjaninem to było tak, że kiedyś przyjechał do niego jakiś człowiek z Rosji i zaproponował mu, żeby rozkopali te groby bo jest w nich na pewno złoto. Groby rozkopali ale złota nie znaleźli. Ekaterine nie drążyła tego tematu ale z kontekstu wynikało, że Rosjanin przyjechał specjalnie w tym celu ale kim był, skąd wiedział o grobach i dlaczego zjawił się akurat u świadka – tego nie wiemy)
(E): Nie, nie kopaliśmy...
(Ś): Tak, są naprawdę duże.
(E): Są całe szkielety czy tylko pojedyncze kości?
(Ś): Tak są tam wszystkie kości. Jak widziałem to po raz pierwszy (pierwszy raz był w tym miejscu jak miał 18 lat - groby pokazał mu jego ojciec) to te szkielety wyglądały jak... widziałaś kiedyś szkielety zwierząt – to tak wyglądały. Były kompletne. Później Domenty wysadził kryptę bo chciał pokazać kości dzieciom i te kości też eksplodowały. (Świadek mówi o szkieletach które były pochowane w kamiennej krypcie zaś Domenty był nauczycielem ze wsi, który chciał pokazać dzieciom jak wygląda szkielet człowieka i postanowił zdemontować ową kryptę a że to było tuż po wojnie użycie środka wybuchowego wydawało się mu się odpowiednim sposobem. Niestety źle coś skalkulował no i skończyło się jak skończyło)
(D): Mówimy o jednym grobie ale tam są jeszcze dwa razem – odseparowane od tego.
(Ś): Tak – tam są trzy groby – te kości są we wszystkich trzech. Grobów jest tam więcej ale ja znam tylko te.
(D): Nie, nie ma tam więcej grobów – kiedyś szukałem.
(Ś): Jest ich więcej, wiem to na pewno. Zobacz jak to jest, czas biegnie i las zakrywa wszystko. To dlatego ich nie znalazłeś ale one tam są na pewno. Jak będziecie kopać to je znajdziecie... Musicie kopać jakieś pół metra żeby zobaczyć te kości tylko weźcie benzynę, nie próbujcie nawet tego robić bez benzyny.
(E): Dlaczego?
(Ś): Pod tymi kamieniami jest mnóstwo skorpionów.
(E): Teraz? W zimę?
(Ś): Oczywiście – one tam mają świetne zaplecze.
(E): Nie wystarczą rękawice?
(Ś): Ukąszą przez rękawicę – jest ich tam mnóstwo.
(E): Kiedy tam kopałeś?
(D): To było ze czterdzieści lat temu jak tam kopaliście no nie?
(Ś): Nie, nie – mam prawie 100 lat a pierwszy raz je widziałem jak miałem 18 lat (świadek najwyraźniej nie zrozumiał o czym mowa)
(D): Chodzi o to kiedy tam byłeś z tym Rosjaninem?
(Ś): Aha... Ile lat minęło od tego wielkiego zamieszania? (chodzi o wojnę z Rosją)
(E): 25.
(Ś): No to było tak 25 lat przed tym.
(D): Czyli 50 lat temu... Tak to możliwe...
(E): Ile tam ludzi może być pochowanych?
(Ś): Nie powiem... (mówi to żartobliwym tonem ale na pytanie nie odpowiada)
(E): Na serio jest tam tak dużo skorpionów?
(Ś): Tak – wystarczy odkryć tak ze 40 centymetrów i je zobaczysz.
Groby
Po tej rozmowie Ekaterina z rodziną wyruszyli obejrzeć miejsce. Pierwsze wrażenie było niesamowite – mimo, że Eka stąpa twardo po ziemi i daleko jej do jakiś ezoterycznych uniesień to nawet ona odczuła tam coś niesamowitego. To co zobaczyli to dwa starożytne groby jamowe, kurhan i ruiny kamiennej budowli – krypty, którą wysadził Domenty. Wszystko wyglądało na bardzo stare ale Ekaterinę najbardziej zaskoczyły wyrastające jakby z kamieni okalających groby tzw. drzewa nieśmiertelności – bardzo rzadko spotykane. Dodatkowo jest to wszystko położone w bardzo dziwnym miejscu – wygląda to tak jakby obciąć górę i w wycięciu zbudować ten kompleks (oczywiście to tylko tak wygląda jak wycięte bo zapewne po prostu w zamierzchłych czasach kawałek góry się obsunął co w Gruzji się zdarza). Groby są zlokalizowane dokładnie naprzeciwko tej góry na której awanturował się Devi. Góra ta też ma swoją tragiczną historię. Kawałek dalej na jej zboczu stała wieś która pewnej nocy została zmieciona przez lawinę i wszyscy ludzie którzy z pewnością wiedzieli o tym miejscu coś więcej, zginęli. Było to zaraz po drugiej wojnie światowej.
Ruiny krypty Zdj: Eka
Ekspedycja
Po przyjeździe Ekateriny do Polski przedyskutowaliśmy cała sprawę. Ustaliliśmy, że pomimo, iż groby były już rozkopywane to jednak nie będziemy kopać sami. Zasady są zasadami a jedna z nich brzmi: „jeśli nie jesteś archeologiem nie waż się dotykać grobów”. Tak więc przygotowaliśmy całą dokumentację, zmontowaliśmy krótkie promocyjne video i całość wysłaliśmy do Gruzińskiego Muzeum Narodowego. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać – zadzwonił dyrektor muzeum który nie krył swojego zainteresowania tym miejscem i po ustaleniu detali desygnował do sprawy starszej daty, doświadczonego archeologa.
Archeolog po obejrzeniu materiałów już podczas pierwszej rozmowy oznajmił, że wygląda to wszystko bardzo interesująco i że chętnie przyjedzie ale z góry mówi, że nie wiadomo kiedy uda się zorganizować tam wykopaliska bo nie mają po prostu na to finansów. Na szczęście burmistrzem okolicy okazał się być kolega Ekateriny ze szkoły, więc udało się załatwić, że koszt prac archeologicznych pokryje miasto – jeżeli oczywiście archeolodzy potwierdzą, że jest to znaczące historycznie miejsce. Nie bez znaczenia okazał się też fakt, że Ekaterine jest dziennikarką dużej gruzińskiej agencji informacyjnej. Obietnica ogólnokrajowego artykułu w którym wspomniano by o inicjatywie lokalnej władzy ratującej bezcenne zabytki starożytnej Gruzji załatwiła sprawę definitywnie. Tak więc po dwóch miesiącach na terenie grobów w Muzhavie doszło do wizji lokalnej w której wzięli udział przedstawiciele rady miejskiej oraz dwóch archeologów.
Jeden z grobów jamowych. Zdj. Eka
Burmistrz zadzwonił do Ekateriny od razu po spotkaniu i nie ukrywał swojego przejęcia. Okazało się bowiem, że archeolodzy byli w głębokim szoku, kręcili głowami, mierzyli i fotografowali a na koniec oznajmili, że nie mają pojęcia co to jest ale jest to poważna sprawa – na pewno starożytność, być może pogańskie miejsce kultu którego nie namierzyli nawracający na jedyną słuszną wiarę chrześcijanie. O ewentualnych szczątkach Devi nie wspomnieli ale oni są z Tbilisi więc co oni mogą wiedzieć o Devi. My za to wiemy, że jego szczątki tam są i nawet znamy jego prawdopodobną historię.
Strzałka pokazuje groby. Widok z Google Earth
Devi
Devi zginął na skutek osunięcia się góry, jego zwłoki znaleźli mieszkańcy i uznali to miejsce jako szczególne. Zaczęli chować tam swoich zmarłych a z czasem przekształciło się to w ośrodek pogańskiego kultu. W czasach chrystianizacji tej okolicy udało im się świątynię ochronić, tak więc nie ma o tym miejscu żadnej informacji w kościelnych kronikach czy też relacjach pierwszych misjonarzy czy też gdziekolwiek. Nie zostało też ono zniszczone i nie powstał na tym miejscu kościół. Brak źródła pisanego zapewne uchronił też to miejsce przed ekspedycjami wysyłanymi najpierw przez Hitlera (który namiętnie szukał na Kaukazie starożytnych artefaktów) a później przez Stalina. Wygląda na to, że te kości wciąż tam są.
Ekspedycja archeologiczna do Muzhavy wyruszy jeszcze tego lata i jesteśmy na nią zaproszeni a Ekaterine została uznana za pierwszą osobę w Gruzji której udało się wydębić od lokalnej władzy pieniądze na coś tak niedorzecznego jak wykopaliska archeologiczne.
Czy Devi mógł istnieć naprawdę?
Na dzień dzisiejszy wydaje się, że istnienie prehistorycznej rasy gigantów nie kłóci się z oficjalną nauką. Jeżeli założymy, że był on przedstawicielem wymierającej, błędnej ścieżki ewolucyjnej człowiekowatych a nie potomkiem Atlantów jak to widzą ezoterycy tudzież owocem związków bosko-ludzkich jak chcą bibliści, to realne istnienie legendarnego Devi jest możliwe.
Jeszcze parę lat temu, gdy wyobrażano sobie ewolucję jako drabinkę małpa –małpolud – człowiek to w takim podejściu nie było faktycznie miejsca na na jakieś równoległe ścieżki ewolucji. Sytuacja jednak się zmieniła i drabina ewolucyjna zamieniła się w drzewo i to coraz bardziej gęstniejące. Przede wszystkim wiadomo już że były okresy kiedy Homo Sapiens nie był jedynym gatunkiem ludzkim na Ziemi. Były okresy gdy obok nas żył także Neandertalczyk, Denisowianin czy też Homo Floresiensis. Szczególnie ten ostatni sprawił, że naukowcy trochę spokornieli. Człowiek z Flores był bowiem gatunkiem Homo o bardzo małych rozmiarach i jako żywo przypominał znanego z Tolkiena hobbita (taką też nazwę mu nadano). Znaleziony okaz wydatowano na ok. 80 tys lat p.n.e. Dość dobrze wytłumaczono jego wygląd efektem wyspowym. Ponieważ na wyspie gdzie hobbit mieszkał znaleziono także narzędzia kamienne sprzed miliona lat, które należały prawdopodobnie do gatunku Homo Erectus, wydawało się wszystko pasować. Homo Erectus przybył na wyspę milion lat temu i zgodnie z teorią wyspową ewoluował do Homo Floresiensis. Niedawno jednak opublikowano badania z których wynika, że Homo Floresiensis wcale nie jest ewolucyjnym potomkiem Homo Erectus a jest siostrzanym gatunkiem żyjącego 2 miliony lat temu w Afryce Homo Habilis. Mieli wspólnego przodka. Okazuje się, że hobbit jest bardzo starym gatunkiem i bardzo możliwe, że ewoluował do swoich rozmiarów całkiem gdzieś indziej i na wyspę przybył już w postaci którą znamy. Hipotezę tą potwierdza znaleziony na wyspie prehistoryczny ząb datowany na 700 tys. lat p.n.e., który należał do hominida z linii Homo Floresiensis. Tak więc na ten moment wiemy, że istniał kiedyś gatunek człowieka, którego przedstawiciele mieli około metr wzrostu i ważyli coś koło 30 kg ale nie znamy odpowiedzi na pytania kiedy, gdzie i dlaczego ewoluował w ten sposób.
Naukowcy mają więc do rozwiązania problem ale z naszego punktu widzenia ważne jest coś innego. Jeżeli mogło dojść do powstania Homo Floresiensis to nie ma podstaw, żeby odrzucić możliwość, że w jakiś określonych środowiskach mógł wyewoluować gatunek hominida który nas znacząco przewyższał rozmiarami. Nie można także wykluczyć, że przez jakiś czas żył on obok człowieka rozumnego i podobnie jak Homo Floresiensis stał się źródłem mitów i legend. Kiedy 50 tys lat temu Homo Sapiens pojawił się na wyspie Flores hobbit jeszcze tam żył i przez długi czas żyli obok siebie. Na tak ograniczonym obszarze te dwa gatunki musiały mieć ze sobą kontakt. Kontakt ten pozostał do dzisiaj w legendach. Wśród lokalnych mieszkańców wyspy cały czas jest żywy mit o małym, włochatym człowieku z lasu – Ebu Gogo, który tam kiedyś mieszkał. Opowieści te przetrwały tak długo bo ludzie na Flores nie migrują - żyją tam, w tym miejscu od wielu pokoleń. Niedostępne, wysoko położone kaukaskie wioski to taki sam odizolowany teren - legendy przekazywane są tam z pokolenia na pokolenie od tysięcy lat. Bardzo wiele wskazuje na to, że przekazy o Devi są rezultatem takiego samego kontaktu pomiędzy dwoma gatunkami człowiekowatych jaki nastąpił na Flores tyle, że zamiast małego włochatego człowieka z lasu jest duży włochaty człowiek z gór.
Giganci mogli istnieć i nauka jest na ich istnienie przygotowana. Widać to doskonale na przykładzie wypowiedzi prof. Vekua, którą przytoczyłem przy znalezisku z Borjomi. Publiczna wypowiedź uczonego tej klasy sugerująca istnienie hominida-giganta zdumiała zachodnich uczonych. Tylko, że oni nie rozumieją jak mocno Devi jest zakorzeniony w świadomości kaukaskich górali. Nie wiedzą, że każdy archeolog w Gruzji prędzej czy później spotka się z opowieścią o Devi i nie będzie to żadna fantastyka w stylu Nephilim ale będzie to opowieść o gatunku ludzkim który na Kaukazie żył tysiące lat temu. Póki co jednak nie ma na to dowodów. Przekazy i mity czy też opowieści, że ktoś coś gdzieś znalazł to są co najwyżej przesłanki. Dowód może być tylko jeden – kości – a tych nie ma.
Wydaje się jednak, że ich znalezienie to tylko kwestia czasu.
Grób Devi i fragmenty wywiadu ze świadkiem