Skocz do zawartości


Zdjęcie

Niekończąca się opowieść - konkurs z nagrodami

konkurs opowieść nagrody paranormalne.pl

  • Zamknięty Temat jest zamknięty
7 odpowiedzi w tym temacie

#1

TheToxic.

    Faber est quisque suae fortunae

  • Postów: 1654
  • Tematów: 59
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

 

Vortal Rzeczy Paranormalnych ogłasza konkurs pt
„NIEKOŃCZĄCA SIĘ OPOWIEŚĆ”

 

„Jeśli lubisz pisać długie referaty, powieści, pasty to ten konkurs jest dla ciebie. Oto konkurs w którym możesz poczuć się jak pisarz/pisarka i popuścić wodze fantazji. Kryminał, dramat, horror, sci-fi czy komedia – czemu nie, wszystkie wątki dozwolone. Nudna komedia, zombi, atak kosmitów, to wy naprowadzacie swój rozdział w nowe oblicze naszej powieści. Więc jeśli posiadasz choć trochę czasu, wyobraźnię to chętnie zapraszam do zabawy.”
 


54c682.jpg

 

Zasady:

  • Każdy użytkownik pisze tylko jeden rozdział w powieści.
  • Praca musi być swojego autorstwa, kopiowanie cudzych gotowców jest zabronione.
  • Nie używamy wulgarnego słownictwa.
  • Swój rozdział piszemy w sposób kontynuacji do poprzedniej powieści.
  • Urozmaicamy swój rozdział o nowy wątek, wszystkie chwyty dozwolone.
  • Omijamy uśmiercenie bohatera głównego.

Czas:

  • Konkurs trwa dwa miesiące
  • Termin zgłaszania prac 1.10.2017- 30.11.2017
  • Po tym terminie odbędzie się ankieta w której będziemy głosować na najlepszą opowieść
  • Nagrody będą wysłane na początku stycznia 2018

Nagrody:

  • Za zajęcie pierwszego miejsca  :gold: 35 punktów reputacji + książka + kalendarz 2018 + długopis
  • Za zajęcie drugiego miejsca  :silver: 25 punktów reputacji + książka + kalendarz 2018 + długopis
  • Za zajęcie trzeciego miejsca  :bronze: 15 punktów reputacji + książka + kalendarz 2018 + długopis

Fundatorem nagrody głównej w postaci książki jest Wydawnictwo Znak

 

 

Honda_Przeczucie_3D_500pcx.png

 

Kalendarz VRP.jpg

 

Długopis VRP.jpg

 

Tak więc moi drodzy proszę zaopatrzyć się w czyste kartki papieru, postawić pełne kałamarze na biurko i chwycić pióra w dłoń, tfuuu! Wróć, proszę usiąść wygodnie przed komputerem, najlepiej ze świeżo zaparzoną kawą i myśleć, bawić się i tworzyć fenomenalne wątki.
 

2wqwfpw.jpg





#2

TheToxic.

    Faber est quisque suae fortunae

  • Postów: 1654
  • Tematów: 59
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Marta była znudzoną mężatką z dziesięcioletnim stażem, jako instruktorka Zumby bardzo lubiła swoje zajęcia oraz osoby które przychodziły na nie, głównie kobiety, lecz panowie od czasu do czasu również gościli na jej sali, przeważnie w styczniu tuż po noworocznych postanowieniach. Pan Marcin był inny, nie uciekł jak inni po pierwszych zajęciach, był słoneczny maj, a on ciągle uczęszczał na jej zajęcia. W tym musiało coś być.

 

Marta postanowiła, że zadba bardziej o swój wizerunek. Odwiedziła dobrego fryzjera, wybrała się do kosmetyczki a później wpadła w szał zakupów w pobliskim centrum handlowym. Tam go spotkała gdy stała na najwyższym piętrze w galerii, był z kimś, właśnie wychodził ze sklepu z biżuterią na poziomie drugim i głośno krzyczał. Nie znała jej ale była uderzająco do niej podoba, te same jasne włosy blond, ta sama figura, nawet styl był ten sam. Czuła się jak marna kopia samej siebie. Dlaczego w takim razie przychodzi na zajęcia? Czego On od niej chce? Kim Ona jest? Tyle pytań, zero odpowiedzi.

 

Marta przerwała zakupy, nie musiała biec jak inne matki po swoje pociechy do szkół czy przedszkoli, wszystkie próby zajścia w ciążę okazywały się fiaskiem, każde pójście do łóżka z mężem traktowała jak nakaz, aż ją to zupełnie zmęczyło, zaczęła unikać własnego męża, czuła się znużona i osaczona, beznadziejna i bezsilna. Dlaczego wszystkie mogą dać mężczyźnie dziecko, a ja nie. Co takiego zrobiłam? Marta miała dopiero 31 lat lecz wewnętrznie czuła się znacznie starzej. Jej pierwsze delikatne zmarszczki sugerowały troski, troskę o pragnienie dziecka.

Gdy tylko wróciła do domu, postanowiła stanąć twarzą w twarz z demonami przeszłości. Wchodząc na strych, zabrała ze sobą klucz do sejfu, a tak naprawdę to wykradła go mężowi. On nie chciał aby zadręczała się na nowo swoją przeszłością, miała z nią skończyć i zapomnieć, ile razy mu to obiecała? Nie zliczy, nawet nie domyśla się, że nie ma przy sobie najbardziej skrywanej rzeczy z ich domu.

 

Szum pobliskiego lasu delikatnie pieści jej umysł, jak błogo jest odpocząć, wrócić myślami do tego co było. Otwarła okno na poddaszu i przewietrzyła strych, teraz siedzi przy kufrze z kluczem i zastanawia się czy otworzyć sejf, kątem oka zauważa, że nie jest tu sama, czy to mąż? Nie, usłyszałaby jego wejście i trzask zamykanych drzwi. Kto więc jest z nią na poddaszu? Serce zaczyna bić coraz szybciej, do głowy uderza krew, zaczyna brakować tchu, strach paraliżuje jej spokój, cień powoli zbliża się do niej - Nie, nie. To nie może być prawda - Marta mdleje.

 

Telefon dzwoni już trzeci raz Marcin spogląda na zegarek i uświadamia sobie, że za godzinę powinien być w siłowni. Przyjeżdża jak zawsze o kwadrans za wcześnie, idąc do szatni słyszy, że tym razem na zajęciach będzie zastępstwo. Niech to szlag! - że też musiała akurat dziś nie przyjść! Z tymi babami to nigdy nic nie wiadomo.

Marcin był wściekły, nie przebrał się w stój sportowy, wrócił do domu, do niej. Ona znów będzie ofiarą tej nocy......





#3

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

ROZDZIAŁ II

"Uprowadzona"

 

Wtem Marcin usłyszał, jakiś niecodzienny dźwięk.
- No jasne! - stwierdził i sięgnął ręką do kieszeni. Wyciągnął swojego nowiutkiego smartfona. Spojrzał na wyświetlacz. Zobaczył napis ZASTRZEŻONY. Chwilę zastanawiał się czy odebrać, ale ciekawość okazała się silniejsza. W  duchu myślał że to może Marta dzwoni. Przyłożył telefon do ucha i powiedział pewnym siebie tonem...
- Halo?
Po drugiej stronie usłyszał męski spokojny, jakże opanowany głos o amerykańskim akcencie.
- Nie ciekawi cię gdzie jest twoja żona, teraz?
Wtem znieruchomiał jak słup soli... zacisnął pięść i warknął.
- O co ci chodzi?!- zapytał
- O ten tramwaj co nie chodzi – odpowiedział mu rozmówca

Połączenie zostało przerwane, a Marcin poczuł jak zalewają mu głowę czarne scenariusze. Nagle zobaczył wszystkie możliwe opcje, jakie jego umysł potrafił wyprodukować. Najbardziej porażający scenariusz, jaki mu się nasunął na myśl, to taki, że Marta została uprowadzona, przez jakiegoś sadystę.... i Bóg wie kogo jeszcze. Nie wiedział co robić... był w szoku. Pierwsze co zrobił to zadzwonił do niej, ale... nie odbierała.  Następnie obdzwonił wszystkich znajomych. Bez skutku... Wrócił do domu i... zastał jej telefon na łóżku. Wziął go do ręki i zastanawiał się nad jedną bardzo ważną kwestią. Co się stało, że zostawiła telefon w pokoju? Nie pamiętał, żeby Marta kiedykolwiek się z nim rozstawała. Ruszył z miejsca jak oparzony, zaczął wołać
- Marta!
Odpowiadała mu  jedynie głucha cisza. Wbiegł do piwnicy...zapalił światło, a tam pusto...ani  jednej żywej duszy, pomijając tego pająka co w rogu ściany postanowił sobie zrobić pajęczynę. Wtem usłyszał znajomą melodyjkę. Wyciągnął telefon z kieszeni. To znowu ten zastrzeżony numer! Odebrał nerwowo.
- Czego chcesz?! - zapytał
- Chcę się spotkać... Ale wiesz – powiedział tonem poważnym – Nie schrzań sprawy, bo... powiem ci tak w tajemnicy... Twoja żona, bardzo liczy na to, że niczego nie popsujesz.
- Ty gnoju! - wrzasnął Marcin – Czego chcesz, pytam!? Gdzie jest moja żona, tempa pało?!!! - wrzeszczał jak jakiś furiat
- Gdzie? Właśnie patrzę jak smacznie sobie leży w moim łóżeczku... Związałem jej rączki troszeczkę, by sobie krzywdy nie zrobiła, tak samo nóżki... A i jeszcze pozwoliłem sobie zakleić jej usteczka, w obawie o jej delikatne struny głosowe, żeby se ich zbytnio nie zdarła. Bardzo głośno krzyczała, ale... spokojnie, wszystko dla jej dobra.
- Ty psychopato! - podniósł głos Marcin,  z taką nienawiścią, że gdyby mógł, wysadziłby go w powietrze - Czego chcesz!?
Wtem nastąpiła powtórka z rozrywki. Rozmówca się rozłączył. Chwilę po tym zadzwonił ponownie. Marcin przyłożył, przerażony słuchawkę do ucha i usłyszał.
- Inwigilują cię... Tylko uruchom psiarnię, a ja pokażę ci moc watahy.  Ale wiem, że tego nie zrobisz, bo chyba kochasz swoją żonkę, co nie? Czy nie? - mówił z takim świętym spokojem, jakby wiedział, że cokolwiek zrobi, to nic mu się nie stanie.
- Jeszcze raz się pytam! Czego chcesz?!
- Aktualnie mam pewne potrzeby, ale ty ich nie zaspokoisz, ale wiem kto to zrobi...
- Tylko ją tknij, to ci nogi z tyłka powyrywam! – rzekł z oburzeniem Marcin , patrząc na telefon. - Przysięgam!!!!
Rozmówca znowu się rozłączył

Marcin już zrobił wymach z zamiarem roztrzaskania, jakże nowego, drogiego smartfona o ścianę, kiedy w ostatniej chwili, poszedł po rozum do głowy i zdał sobie sprawę z tego, że to jedyna łączność z tym popaprańcem, a jak z nim to i z Martusią. 

 

Wyszedł z domu na ulicę i zaczął się rozglądać. Wtem dostrzegł  stojące, około pięćdziesiąt metrów od jego domu, czarne audi s6.  Szybko jednak zjechał na racjonalizm. Złapał się za głowę i szepnął sam do siebie
- Tylko nie popadaj w paranoję Marcin.

Na policje iść nie mógł, bo nie wiedział do czego ten psychopata jest zdolny. A może nie działał sam i właśnie w tej chwili inwigilują go równolegle, od przecznicy do przecznicy... obserwują jego dom, który  mieści się pośrodku?

 

 

***

 

Tymczasem Marta, zaczęła się budzić...
- Gdzie ja jestem? - pomyślała
Próbowała poruszyć ręką, ale nie szło. Nie mogła podnieść do góry nogi.. ani jednej ani drugiej.
- Co jest?! - wrzasnęła w myślach
Zaczęła szybciej  oddychać. Nie wiedziała co ją tak trzyma bo przykryta była kocem. Nie mogła go zwalić, bo coś zaciskało się jej na brzuchu. Popłakiwała i rozglądała się na boki. Nie mogła krzyczeć, bo siwa szeroka taśma oklejona była naokoło głowy, tak by zalepić usta, była tak mocno dociśnięta, że tłumiła każdy przejaw krzyku.

 

 

Białe, czyste , równe ściany, wskazywały na to, iż miejsce w którym się znajdowała, było młodym budownictwem.  Jej oczy tonęły we łzach. Próbowała się szarpać , ale nie mogła wyzwolić się z uścisków... Cokolwiek to było, sprowadzało ją do roli, muszki która niefortunnie wpadła w sieć pająka.... czekając na własną... śmierć.

Na przeciwko łóżka były drzwi. Przerażona Marta dostrzegła, iż klamka się porusza.... Drzwi powoli się otwierały, aż dostrzegła w nich człowieka w wieku trzydzieści plus, mężczyznę. Spodziewała się jakiegoś zamaskowanego wariata, a tu... ujrzała postawnego, pewnego siebie, przystojnego, zadbanego biznesmena... Tak wyglądał. Miał granatowy garnitur na sobie, ciemny krawat i niebieską koszulę. Nie wyglądał na jakiegoś psychopatycznego mordercę, jednak... Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi... . Podszedł do niej , stanął obok łóżka i patrzył ze spokojem w jej przerażone oczęta, przez moment, po czym rzekł...
- Czasami... podejmujemy w życiu mniejsze zło. Musimy. To co robię, jest właśnie tym mniejszym złem... Twój kochaś musi wiedzieć jakie życie jest kruche... Jak łatwo...

Mężczyzna usiadł bokiem na jej łóżku. Wyciągnął z wewnętrznej strony marynarki chusteczki i za pomocą jednej, otarł delikatnie jej załzawione oczy. Po czym dalej, prowadził swoją mowę
- Jak łatwo można... utracić coś co tak bardzo się kocha...
Ona popiskiwała, ale taśma tłumiła jej pisk. On spoglądał w jej wielkie brązowe oczy i przemawiał takim bardzo, ale to bardzo spokojnym tonem, jak psychopata, który nie odczuwa lęku swojej ofiary.
- Wiem, że zależy ci... na nim. Widzisz... kiedyś miałem to samo co ty. Bardzo zależało mi na pewnej... bardzo pięknej dziewczynie. Dałbym się pociąć za nią... naprawdę. Ale wiesz co? Ona znikła. Znikła i nie dawała znaków życia, ale pewnego razu odnalazłem ją.... tak jakby... odnalazłem jej DNA...Tylko to po niej zostało... tyko DNA...

Ona z przerażeniem patrzyła w jego niebieskie oczy. Nie rozumiała do czego on zmierza.

- Posłuchaj mnie. Nic do Ciebie nie mam.- mówiąc to wyciągnął z kieszeni chip – Chcę tylko sprawiedliwości Wiesz o czym mówię?
Ona kiwała głową , że nie... On nagle złapał ją za rękę i pomimo, jej szarpania się... zrobił to...  wszczepił jej chip. Jej płacz go nie ruszał. Patrzył w jej oczy takim pustym wzrokiem.
- Nie bój się – rzekł – to, że masz w sobie to maleństwo, jeszcze niczego nie przesądza.. Nie zabije cię, jeśli nie zostanę do tego zmuszony, ale...ale obiecuję ci, że jeśli zrobisz to o co cie poproszę, to zniszczę to w tobie.. i znów będziesz wolna.  A teraz … nie krzycz... - dodał powoli odklejając jej taśmę. - Ciii
On oswobodził jej usta.
- O co ci chodzi? - zapytała Marta
On nic nie odpowiedział tylko zrobił pewny siebie uśmiech i jeszcze przez moment patrzył na jej twarz. Wyciągnął pistolet i na jej oczach otworzył magazynek... liczył naboje...
- Wiesz, po co go noszę? - zapytał
Ona pokiwała głową, że nie...
- Przyzwyczajenie... - odpowiedział z powagą
- Po co mnie uprowadziłeś? Po co ci to? Robisz sobie tylko problemy! - podjęła rozmowę – Policja cię znajdzie, a jeśli mnie wypuścisz, to nikt się nie dowie! Obiecuję!
- Nie krzycz – upomniał ją ze spokojem, po czym dodał – Będziesz niegrzeczna, to będę musiał zastosować odpowiednie środki... a nie chciałbym tego... Marto.
- Tylko powiedz mi... mam się bać? - zapytała z przerażeniem.
On zrobił półuśmiech i lekko pokiwał głową...
- Czego? – zapytał z uśmieszkiem – Jak nie będziesz robić nic niestosownego, to … - chwilę pomyślał, lekko mrużąc oczy – chyba, że... zrobisz coś głupiego i zawiedziesz moje zaufanie... - mówił to patrząc w nią jak w obraz – ale wiem, że nie jesteś taka.. i... nie zawiedziesz mojego zaufania...
- Czego ty ode mnie oczekujesz? - wypaliła
- Współpracy. - odpowiedział stanowczo
- Jakiej współpracy? - zapytała zaniepokojona.
- Nie bój się... to nic nie boli... - odpowiedział.
Ona jęknęła z przerażenia. Nic nie rozumiała.

 

Wtem do sali na której leżała wszedł jeszcze jeden mężczyzna w garniturze. Powiedział...
- Tomorrow she will be interrogate.
Ona nie znała angielskiego. W szkole zdawała maturę z niemieckiego...
- I know – odpowiedział ten co kolo niej siedział.
Dziewczyna zaniepokojona zapytała.
- Kim wy jesteście?!
- Dowiesz się w swoim czasie – usłyszała – A teraz ufam ci, że nie zrobisz nic niestosownego.

On patrzył na jej twarz,  jakby próbował, odczytywać niewerbalne znaki. Delikatnie zdjął jej koc... Ona spojrzała na swoje ciało, a tam... na brzuchu, zaciśnięty gruby czarny pas, a kończyny były przymocowane do, specjalnych, zaczepów. Sama jednak nie była rozebrana. Miała na sobie to, w co była ubrana, zanim straciła przytomność.

Mężczyzna uwolnił ją a ona od razu podniosła się i siadła na łóżku. Spojrzała na jego twarz i jeszcze  raz zapytała.
- Kim jesteś? Gdzie ja jestem? Co to za miejsce?
Dziewczyna złapała się za ucho a potem przejechała sobie po szyi. Była cała blada. Zaczęła ugniatać sobie dłonie.. On to wszystko obserwował, jakby oglądał ciekawy film.
- Czemu pan tak na mnie patrzy? - zapytała niespokojnie
- Powiedz mi od ilu lat jesteście parą? - zapytał
Ona spojrzała na niego i odrzekła.
- Po co ci to? - odparowała z nerwami
On nic nie mówił tylko obserwował... lekko się uśmiechnął. Jego uwagę przykuwały jej dłonie i wystająca spod koca, stopa.
- Gdzie się poznaliście? - zapytał
Za każdym zadanym pytaniem spoglądał na jej dłonie   i stopę
- Na wycieczce w górach – odpowiedziała nerwowo.
- A powiedz mi...  Co cię w nim tak urzekło?
- To staje się już nienormalne! -   broniła się dziewczyna.
- Pamiętasz, co sobie obiecaliśmy? Uwolnię cię z tego jeśli nie będziesz robić niestosownych rzeczy . Pamiętasz? - oznajmił ze spokojnym, aczkolwiek, tajemniczym tonem - Więc kiedy pytam... najstosowniejszym wyborem jest odpowiedzieć. - powiedział poważnie, z tonem nie znoszącym sprzeciwu - To nie są trudne pytania, ale odpowiadając na nie,  nie będziesz musiała do końca życia,męczyć się z tym... w sobie... - dodał już w nieco bardziej przyjazny sposób.
- Kim jesteście? Z policji kimś? - zapytała z przerażeniem w oczach.
On lekko się uśmiechnął i odrzekł.
- Chciałabyś...
Te słowa były wstrząsające. Co mogło oznaczać „ Chciałabyś”? Przerażało ją to, że z tego co widziała, to nie tylko jeden psychopata był, ale dwóch …. mogło być ich więcej... Kim oni byli? A może to nie psychopaci? Czego od niej chcieli? Czemu porozumiewali się w języku angielskim? Czy jest coś o czym ona nie wiedziała? Dlaczego pytali o jej męża? To taki dobry chłopak był... Nigdy jej nie opuścił, tylko raz... kiedy na pół roku wyleciał .za granice, do... chorej kuzynki... jak zawsze powtarzał....


Użytkownik Endinajla edytował ten post 03.10.2017 - 17:37




#4

TheWalkingAlive.
  • Postów: 72
  • Tematów: 16
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Rozdział III

Nowi

 

Piotr wychylił głowę przez niskie wejście samolotu. Siąpił drobny deszczyk, ale nie przeszkadzało mu to – nareszcie w domu – pomyślał.

Zaciągnął się aromatycznym powietrzem, charakterystycznym dla wczesnej zimy w Polsce. Zapach dymu z kominów i nadciągającego mrozu, który w nocy zmrozi powstające kałuże, tworząc taflę lodu na ulicach. Zaciągnął kaptur na głowę i zszedł ostrożnie po podstawionych schodkach na płytę lotniska. Kilka metrów od samolotu stał masywny, czarny suw. Wysiadł z niego, silnie zbudowany mężczyzna po czterdziestce. Szybko znalazł się obok Piotra rozkładając parasol.
- Witamy w Polsce. Jestem Krzysztof, przydzielono mnie do Pana jako pańskiego asystenta.
Asystenta... Jasne. Szefostwo zawsze mi sugerowało, że niepotrzebnie pakuję się w kłopoty. "Dałbym sobie radę”, "Jestem zaangażowany w to co robię, to dla tego”... Nie... Te wymówki na nich nie działają.
- Zatrzyma się Pan w hotelu, niedaleko komisariatu głównego policji. Mam zadbać by dostał Pan wszystko co będzie Panu potrzebne. – dodał stary koksik... Cholera... Jak on ma na imię?
Otworzył drzwi i zaprosił Piotra do samochodu.

 

***


Słońce zaszło jakąś godzinę temu, ale Marcin tego nie zauważył.

Siedział pogrążony w myślach w zupełnej ciemności trzymając telefon i modląc się, by ten wariat, który porwał jego żonę zadzwonił. W poprzedniej rozmowie powiedział jasno, że jest obserwowany... A jeśli to blef? Nie, lepiej nie ryzykować. Jeśli jest obserwowany to jaki jest sposób na powiadomienie policji? Na pewno to dobry pomysł? Tak, sam nie odzyska żony, policja zrobi to szybciej. A czas jest tu kluczowy. Więc jak do cholery ich poinformować? Na komisariat nie pójdzie, mogą go śledzić. Telefon odpada, pewnie jest na podsłuchu. Ale nie mogą mieć przecież podsłuchu w całym mieście! Więc skąd zadzwonić?
Marcin siedział tak jeszcze długie godziny zanim zerwał się z kanapy i wyszedł z domu gotów zrealizować swój plan. Mżawka i chłód nadciągającego mrozu przeszyły go do szpiku kości kiedy szedł chodnikiem w kierunku centrum.

Gdzieś w oddali zobaczył migające światła lądującego samolotu.

 

***

Piotr zdążył już się wykąpać i przebrać, kiedy dostał telefon. Zaproszono go na komisariat, który widział teraz z okna swojego pokoju na

czwartym piętrze. Miał spotkać się z tutejszym inspektorem i omówić warunki współpracy nad sprawą. Spojrzał na zegarek, 21:20... 3 minuty na wyjście z hotelu, 4 minuty na dojście do komisariatu, zostaną mu 3 minuty do umówionego czasu. Idealnie, pomyślał naciskając guzik windy.
Szybko przebiegł na drugą stronę ulicy i przy drzwiach komisariatu zerknął jeszcze raz na zegarek. Wchodząc do biura inspektora poprawił lekko wilgotne włosy.
- Jak zawsze punktualny! – usłyszał głos z drugiego końca pokoju. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu rejestrując tylko najpotrzebniejsze fakty. Pamiątki rodzinne, zero roślin, kilka zdjęć i dyplomów na ścianach. Typowy wystrój biura policyjnego.
- Dobry wieczór Panie Inspektorze – odparł, schylając głowę postaci wstającej z krzesła za biurkiem. Metr siedemdziesiąt wzrostu, waga siedemdziesiąt osiem kilo, sześćdziesiąt do sześćdziesięciu pięciu lat. Kiedyś potrafił zdrowo przywalić co świadczą silnie zbudowane ramiona. W kwiecie wieku był pewnie prawdziwym zabijaką.
- Niech pan usiądzie -wskazał krzesło po drugiej stronie biurka. – napije się pan czegoś? Nie polecam kawy, ekspres mamy do kitu.
- Nie dziękuję – odparł Piotr siadając na wskazanym miejscu.
- Jak minęła podróż?
- Bez większych niedogodności, dziękuję za troskę – Piotr zdjął zroszoną deszczem kurtkę i przewiesił ją przez podłokietnik.
- Dobrze słyszeć. Niestety pogoda nie jest taka jak na Florydzie, ale myślę, że agentowi FBI każde warunki są sprzyjające.
Piotr uśmiechnął się na myśl o wspomnianym klimacie. Skwar, upał i wieczny problem z poceniem. Taaak... Przepiękna pogoda.
- Faktycznie, nie narzekam – odparł z uśmiechem.
Gdy miał już przejść do rzeczy ktoś zapukał i uchylił drzwi.
- Panie Inspektorze, dostaliśmy dziwne zgłoszenie. Pewna... – Młody aspirant przerwał, gdy zauważył Piotra. Przeniósł pytające spojrzenie na szefa.
- Mów mów – powiedział starszy facet do swojego podwładnego.
Aspirant wszedł do gabinetu i zamknął drzwi. Wyprężył się na baczność i zdał meldunek:
- Melduję, iż otrzymaliśmy zawiadomienie o porwaniu trzydziestojednoletniej kobiety. Brązowe oczy, ciemne włosy, nauczycielka tańca. Zniknęła dziś popołudniu, ale jej mąż otrzymał kilka telefonów od porywacza. Jak go poinformowano jest obserwowany i ma nie zawiadamiać policji. Co dziwne, zgłoszenie dostarczyła barmanka, która obsługiwała męża Pani Marty. Zamówił u niej kilka drinków, a na serwetkach opisał swoją sytuację, po czym podał je barmance. Prosił o jakiś sposób kontaktu, który będzie nie do wykrycia dla porywaczy.
- To wszystko? – Zapytał Inspektor podwładnego wyłamując palce.
- Tak jest! – odparł młodzik i odprawiony ruchem ręki wyszedł z biura.
Piotr siedział zadumany i analizował każde słowo aspiranta. Kobieta, piwne oczy, ciemne włosy... A co najważniejsze ma trzydzieści jeden lat, tancerka, więc zapewne zgrabna i zadbana. Przed oczami przeleciały mu dziesiątki zdjęć przedstawiających ciała kobiet w tym samym wieku, wszystkie ładne, z brązowymi oczami i ciemnymi włosami. Jak to możliwe, że w ciągu niespełna czterech godzin wpadł na trop? Czy raczej to trop wpadł na niego?
- Panie Inspektorze – zaczął Piotr.
- Mów mi Panie Zbyszku – odparł policjant w podeszłym wieku.
- Dobrze. Panie Zbyszku – podjął na nowo Piotr – Jak Pan zapewne wie, przyjechałem do Polski w poszukiwaniu poszlak, które pomogą rozwiązać sprawę w Stanach. Jako, że pochodzę stąd, to siłą rzeczy byłem jedynym agentem FBI, który nadał się na tą, nazwijmy to, misję. Po wysłuchaniu tego meldunku – kiwnął głową w kierunku drzwi – Muszę Panu powiedzieć, że te sprawy mogą być co najmniej powiązane.
Zbyszek pochylił się z ciekawości nad biurkiem w stronę Piotra
- W jakim sensie? – Zapytał marszcząc brwi.
Piotr otworzył teczkę, którą przyniósł ze sobą i podał kilka zdjęć inspektorowi.
- Wszystkie kobiety, które są na zdjęciach miały trzydzieści jeden lat, brązowe oczy i ciemne włosy. Wszystkie można uznać za ładne i zgrabne. – Piotr przerwał na chwilę i dodał ponurym głosem – Wszystkie także zostały w bestialski sposób zamordowane przez tą samą organizację.
Zbyszek przeglądał zdjęcie za zdjęciem, ale mimo widoków nie skrzywił się nawet odrobinę. Musiał już sporo widzieć pomyślał Piotr.
- Myśli Pan – inspektor spojrzał na Piotra – że ta zaginiona... Pani Marta... padła ofiarą tych samych napastników?
- Jestem tego niemal pewien
- Co to za organizacja? – dopytywał dalej Zbyszek. W jego głosie czuć było ciekawość i rychłe działanie.
- To co powiem, może wydać się Panu nieprawdopodobne – odparł Piotr i zamilkł na chwilę zbierając myśli – Nazywają siebie Nowymi, kierują wieloma korporacjami na całym świecie, od USA, przez Europę, po Chiny i Japonię. Mają niewyobrażalną władzę i ogromne zasoby, także ludzkie. Grzebiąc w historii Nowych dotarliśmy do wojny secesyjnej, w Europie ich historia sięga XV wieku, być może wcześniej.
- Na co im te kobiety? – Inspektor wskazał na stos zdjęć.
- Nie wiemy dokładnie. Jedyne co ustaliliśmy, to to, że przy każdych zwłokach zaobserwowano te same rany kłute, w identycznych miejscach. Co więcej, każda ma tą samą grupę krwi i... – przerwał i potarł dłońmi twarz
- i...? – Zapytał Zbyszek marszcząc czoło
- z każdej z nich wyssano szpik. Do zera.
Szef policji opadł ciężko na oparcie fotela z głośnym westchnieniem. Teraz on potarł twarz i zamyślił się przez chwilę.
Po chwili odezwał się do Piotra, a w jego głosie słychać było zdecydowanie:
- Otrzymuje Pan pełny dostęp do sprawy. Proszę mnie informować o postępach, dobrze?
Piotr wstał i podziękował Inspektorowi. Zebrał zdjęcia z biurka i wyszedł. Kierując się do swojego gabinetu miał nieodparte wrażenie, że ta sprawa w jakiś sposób go odnalazła.


***


Marcin wyglądał przez okno z sypialni. Ulica była cicha i ponura. Nikogo nie zauważył.

Serce podeszło mu do gardła, gdy zadzwonił telefon. Drżącymi rękami wyjął go z kieszeni. Na wyświetlaczu zobaczył ZASTRZEŻONY. Odebrał i powoli podniósł go do ucha.
- Witaj. Pamiętasz mnie jeszcze? – głos w słuchawce był tym samym głosem, który słyszał wczoraj wieczorem.
- Co z Martą? Chcę ją usłyszeć!
- Spokojnie, wszystko w swoim czasie – porywacz miał jak zawsze spokojny głos. Nie było słychać choćby odrobiny stresu lub strachu. Dało się za to wyczuć wesołość, jakby cała ta sytuacja go bawiła lub podniecała – chcę się z Tobą spotkać. Ciiii... ciii... – Uciszył Marcina zanim ten zdołał wziąć oddech.
- Za dwie godziny przed miejscem, gdzie mieliście swoją pierwszą randkę.
I jak poprzednio, połączenie nagle się urwało. Na nic zdały się krzyki i prośby, telefon był głuchy.
Marcin usiadł ciężko na kanapie. Usłyszał za sobą czyjś oddech, zerwał się na równe nogi i złapał kij golfowy, który od wczoraj nosi ze sobą po domu.
- Kim jesteś?! – machnął kijem w kierunku ciemnej postaci na tle okna.
- Czego chcesz?! – kolejne machnięcie. Cień nieznacznie się poruszył i kij wypadł Marcinowi z rąk.
- Spokojnie – usłyszał cichy głos – chcę ci pomóc.
Przerażony Marcin bezskutecznie szukał wzrokiem swojej broni.
- Kim jesteś? – powtórzył pytanie Marcin.
- Jestem z policji – odparł cień – prosiłeś, żeby się z tobą skontaktować.
Marcinowi kamień spadł z serca, jego plan zadziałał. Barmanka okazała się dobrym człowiekiem.
-Dzięki Bogu! – Marcin trzęsąc się cały, usiadł z powrotem na kanapę.
Postać weszła w światło wpadające przez okno i Marcin mógł zobaczyć twarz mężczyzny. Jasne włosy, wysoki, szczupły ale wysportowany.
- Jestem Piotr – odezwał się facet, którego chciał użyć jak piłeczki do golfa.
- M..m..m Marcin – przedstawił się wciąż roztrzęsiony.
- Policja otrzymała twoje zgłoszenie poprzez barmankę. Rozmawiałaś od tamtego czasu z porywaczami?
- Tak, kilka minut temu.
Piotr nie wyglądał na zaskoczonego.
- Dobrze, gdzie kazali Ci przyjechać?
- Miejsce naszej pierwszej randki... Restauracja Złote Chiny... – Marcin zmarszczył brwi i spojrzał na Piotra – Skąd wiesz, że kazali mi gdzieś przyjechać?
- Podsłuchałem część waszej rozmowy, to nie jest teraz ważne. Musimy uwolnić Twoją żonę.

 

***


Piotr siedział w aucie zaparkowanym na drugim końcu ulicy. Obserwował Marcina, który podchodzi do restauracji Złote Chiny.

Kazał mu zachowywać się normalnie, jak by ich wcześniejszej rozmowy nigdy nie było. Trzeba przyznać, że nawet nieźle mu idzie. Obok niego, na miejscu pasażera, siedział Krzysiek, w końcu przypomniał sobie jego imię. Obaj z lornetkami w rękach obserwowali Marcina.
Właśnie zatrzymał się przed restauracją i przestępował z nogi na nogę. Po minucie podjechał czarny, sportowy samochód bez numerów i ktoś wyrzucił z niego niewielki pakunek, który wylądował mu pod nogami. Auto szybko ruszyło i zniknęłoby za rogiem, gdyby nie to, że Piotr już jechał ciemnym suwem w ich stronę. Musieli ich zobaczyć bo ostro skręcili w boczną ulicę i przyspieszyli. Piotr bez namysłu pojechał w ślad za nimi dociskając gaz do dechy. Mijali zaparkowane samochody z coraz większą prędkością. Samochód przed nimi lawirował między nadjeżdżającymi z naprzeciwka autami zmuszając Piotra do pełnego skupienia na prowadzeniu ciężkiego suwa. Przecznica za przecznicą, skrzyżowanie za skrzyżowaniem. Gnali przez miasto ścigając porywaczy Marty. Pościg suwem za sportowym wozem... Nieźle, pomyślał Piotr. Docisnął gaz jeszcze mocniej gdy adrenalina uderzyła mu do głowy.
- Co ty robisz?! – krzyknął Krzysztof łapiąc się obiema rękami uchwytu nad głową.
Na kolejnym zakręcie Piotr zbliżył się do ściganych i uderzył w ich auto. Ci mieli dobrego kierowcę, bo szybko wyprowadził wóz z poślizgu. Piotr za to zatrzymał gwałtownie suwa i szybko wysiadł z auta. Podbiegł do miejsca zderzenia i znalazł kilka fragmentów stłuczonej lampy sportowego wozu. Zebrał je do foliowej torebki i schował ją do kieszeni.


Użytkownik TheWalkingAlive edytował ten post 03.10.2017 - 23:41


#5

dziewięć.

    Apprentice

  • Postów: 472
  • Tematów: 9
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

ROZDZIAŁ IV

"Pozory mylą"

 

 

Piotr postanowił oddać się rozmyślaniom nad sprawą na krakowskim rynku. Na rynku, o którym wielokrotnie słyszał w opowieściach swoich rodziców. To dzięki nim Kraków stał się dla Piotra mitycznym miejscem, którego uliczkami przechadzali się w przeszłości jego pradziadkowie i kuzyni. Być może to dzięki tym opowieściom, Piotr czuł się w Krakowie jak w domu. Być może też dlatego, pomimo mrocznej aury otaczającej sprawę porwanych kobiet, Piotr ucieszył się podwójnie, gdy badania nad Nowymi doprowadziły śledczych do Krakowa i dano mu szansę przyjrzenia się temu miastu od podszewki.

Piotr popijał właśnie kawę w jednej z kawiarenek przy Bazylice Mariackiej, rozmyślając nad tym, czego udało mu się dowiedzieć podczas ostatniej wizyty u Marcina. Uwaga Piotra skierowana była głównie w kierunku tajemniczej paczki i jej zawartości. Jak się okazało, w niewielkim pudełku oklejonym taśmą, było dużo trocin i zdjęcia Marcina, które musiały zostać zrobione przez kogoś obserwującego go przez okna domu. Piotr rozumiał, że to gra psychologiczna, wątpił jednak, aby była ona inicjatywą całej organizacji. Bardziej przypominało to grę, podjętą jedynie przez jednego z jej członków. Prawdą jest, że kontakt pomiędzy porywaczami a osobami związanymi z porwanymi kobietami występował także w przypadku wcześniejszych uprowadzeń, także tych na Florydzie i w Illinois. Porywacze kontaktowali się wtedy jednak jedynie listownie i miało to miejsce zaraz przed odnalezieniem zwłok ofiar albo zaraz przed wypuszczeniem ich na wolność. Listy nie nosiły znamion chęci prowadzenia jakiejkolwiek gry i jasno opisywały miejsce przebywania kobiet. Teraz porywaczowi widocznie zależy na ciągłym kontakcie z Marcinem. Dlaczego?

Piotr usłyszał wibracje telefonu w kieszeni kurtki, wiszącej na oparciu krzesła. Dostał SMS bezpośrednio od Celiny, pracującej w lokalnym laboratorium sądowym: „Obejrzałam. Zanalizowałam. Wyniki możesz odebrać już teraz.”.
Piotr wypił pośpiesznie resztki kawy, narzucił na siebie kurtkę i wsiadł do stojącej na parkingu taksówki. „Na Ingardena!”.


***

 

Martę obudziło porażające białe światło. Z niepokojem odkryła, że zdrętwiałe od leżenia w jeden pozycji ciało, nie daje jej możliwości, żeby się poruszyć chociażby odrobinę. Jedyne, co udało jej się zrobić, to otworzyć oczy i spojrzeć w przenikającą jasność skierowanych na nią lamp.
- Czy nazywasz się Marta Miller?
Marta powiodła wzrokiem po zebranych wokół jej łóżka. Pośród nich było trzech mężczyzn w garniturach. Jednym z nich był ten, który rozmawiał wcześniej po angielsku z tym o aurze psychopaty. Troje pozostałych osób było ubranych w białe fartuchy: jedna kobieta w średnim wieku i dwóch starszych mężczyzn. To właśnie jeden z nich z widoczną łysiną i wianuszkiem siwych włosów wokół niej, zapytał Martę o imię. Jego głos był spokojny, mimo to Marta czuła wzrastający w niej niepokój. Po co to wszystko? Po co te lampy?
- Czego ode mnie chcecie?! Wypuście ci mnie!- Wykrzyczała, prężąc każdy z mięśni, nad którym nie straciła kompletnie władzy.
- Wszystko w swoim czasie. Jak pewnie powiedziano ci wcześniej- mężczyzna powiódł pytającym wzrokiem po zebranych- nie zależy nam na twojej krzywdzie. Jesteś nam potrzebna. Marto? Potwierdź, czy nazywasz się Marta Miller?
Marta walczyła z ogarniając ją paniką. W końcu jednak udało jej się zebrać myśli i uspokoić oddech.
-Tak, nazywam się Marta Miller.
-Czy potwierdzasz, że urodziłaś się 9 stycznia 1986 roku w Krakowie?
-Tak.
-Czy wiesz dlaczego tu jesteś?
W momencie, gdy padało to pytanie, do sali wszedł mężczyzna, ten mężczyzna, który szantażował wczoraj Martę. Uśmiechał się tylko lekko swoimi wąskimi ustami i patrzył na nią przenikliwie. W tej chwili Marta wiedziała, że to nie ci zebrani są bezpośrednim zagrożeniem tylko on. On jedyny chce tylko jej cierpienia.
-Nie, nie wiem… już nie wiem, dlaczego tu jestem.- odpowiedziała Marta zgodnie z prawdą.
Wszystkie trzy postaci w fartuchach zanotowały coś w notatnikach. Starzec, który zadawał pytania, stwierdził jedynie do zebranych, coś, co brzmiało jak „To jesteśmy na czysto. Możemy zaczynać.”, po czym zwrócił się do Marty.
-Zrobimy teraz kilka dodatkowych badań a później będziemy kontynuować naszą procedurę, jeżeli wyniki, które dostaniemy będą pozytywne.
Łóżko, na którym Marta leżała w półsiedzącej pozycji, nagle zaczęło się rozkładać i obniżać.
-Ja... jaką procedurę?! Jakie t..?!
Maska ze środkiem usypiającym, którą założono nagle Marcie, przerwała jej krzyki i wprowadziła w głęboki sen.


***

Kiedy Marta obudziła się ponownie, nie było wokół niej nikogo a w jej części sali panował półmrok. Nadal była przypięta pasami do łóżka. Na ręce, gdzie wszczepiono chip, Marta czuła silne swędzenie. Uniosła lekko głowę i zobaczyła, że żyły na jej przedramieniu nabrzmiały i pulsują niepokojąco. Skóra wokół miejsca wszczepienia chipu była silnie czerwona. Marta zauważyła też, że w drugiej części sali- do tej pory zaciemnionej, i odgrodzonej szybą- teraz świeciło się światło, a na znajdującym się tam łóżku leżała dziewczyna. Mniej więcej w jej wieku. Bardzo podobna do… Nie, to niemożliwe. Marta podniosła głowę jak mogła najwyżej, żeby tylko dobrze przyjrzeć się dziewczynie z drugiej części pokoju. Czy to nie instruktorka z zajęć Zumby, na którą chodził Marcin? Ta dziewczyna, o której Marcin zawsze mówił Marcie, że jest do niej niesłychanie podobna a nawet nosi imię Marty jako nazwisko? Karolina Marta. Tak, to musi być ona.
-Hej! Heeeej! Słyszysz mnie?- Marta zaczęła krzyczeć w kierunku dziewczyny, starając się, żeby jej krzyk przypominał chociaż trochę szept. Nie miała ochoty na czyjąkolwiek wizytę w pokoju.
-Heej!!! Karolina!
Dziewczyna nie poruszyła się. Musiała być nieprzytomna.
Usłyszał Martę jednak ktoś inny. Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł znany jej mężczyzna w garniturze. Jego bezczelny uśmiech wzbudził w niej złość.
-Słyszę twój strach. Słyszę twoją panikę. Słonko. Mówiłem ci już, że nie masz, ale to naprawdę nie masz się czego bać.- powiedział swoim nieludzkim, spokojnym głosem.
-Hm, mówiłem to chyba, prawda?- zaśmiał się głośno.
Marta nie odpowiedziała. Jedynie odruchowo spojrzała w kierunku leżącej Karoliny. Mężczyzna odgadł jej myśli. Chwycił pilot leżący na okolicznej szafce i przyciemnił dzielącą pokój szybę.
-Ah, to ją tak wołałaś. Ona cię nie słyszy, słonko. Szyba jest dźwiękoszczelna. Z resztą, interesuje cię jej los? Wiesz chyba, kim ona jest, prawda?- mężczyzna uśmiechnął się obleśnie.
-Oni nie wiedzą o tym, że tu przychodzisz, prawda?- zapytała cicho Marta, wbrew ogarniającej ją bezsilności.
-Mała ciekawska. Takie lubię. O kim mówisz? O tych, co stali tu wczoraj wokół ciebie?- przerwał na chwilę swoją wypowiedź z wyrazem zamyślenia na twarzy, jakby szukając najbardziej odpowiednich słów.-  Powiedzmy, że mamy sprzeczne interesy.
Mężczyzna zbliżył swoją twarz do policzka Marty. Jego skóra była zimna, taka, nienaturalna. Wziął oddech...
-Ja przynajmniej dotrzymam mojej obietnicy.- wyszeptał jej do ucha. Po czym spojrzał jej głęboko w oczy.
-Jeżeli wszystko się uda to cię uwolnię, a nie wyrzucę jak pusty worek po ziemniakach.-dodał.
-Co mam robić?
-Uciec.
W oczach Marty zapalił się płomyk nadziei.
-Ale jak…?
-Jeszcze nie teraz. Wszystko w swoim czasie. Wrócę tu jutro i dowiesz się jak.
Mężczyzna odsunął się od łóżka i chwycił za klamkę w drzwiach. Zatrzymał się jednak na chwilę.
-Wiem, o czym myślisz. Ale on wie, że go obserwuję, więc wybij to sobie z głowy.- powiedział zmienionym głosem, skupiając wzrok na klamce.
-Poza tym, Marcin wie tylko o pozorach, a pozory często mylą. Niech tak zostanie.- dodał, spojrzawszy w kierunku Marty. A Marta widziała, że ma do czynienia z zupełnie innym człowiekiem niż kilka minut wcześniej.
Mężczyzna wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi.


***

 

-To wszystko?!
-A czego się spodziewałeś po analizie plastiku?-odparła lekko zniecierpliwiona Celina. -Udało mi się jedynie ustalić, że ten materiał był wykorzystywany w samochodach produkowanych po 2010 roku.
Piotr przyglądał się otrzymanym wynikom wyraźnie zniesmaczony rezultatem.
-A to? Węglan wapnia?
-To zwykła kreda. Jej resztki były obecne na materiale. Przykro mi, że nie mogłam pomóc ci bardziej.
-Nie ma sprawy. Czego w końcu mogłem spodziewać się po analizie plastiku? - Piotr spojrzał na Celinę z lekkim wyrzutem.

Piotr wrócił do pokoju hotelowego. Brakowało mu poszlak. Czuł, że właśnie odbywa wyścig z czasem. Niedawno dowiedział się, że została porwana kolejna dziewczyna z Krakowa. 31 lat, brązowe oczy i włosy. Też tancerka, tak jak Marta.

"W co wy pogrywacie?"- pełna irytacji myśl pojawiła się w głowie Piotra.

Usiadł ciężko w fotelu i wyjął zebrane notatki o Nowych ze stojącej obok teczki. „Organizację założono w 1432 roku. Oficjalnym celem organizacji była pomoc lokalnym społecznościom. Ich działalność opierała się na inwestowaniu w rozwój dziedzin równoważnych współczesnej medycynie, farmacji oraz w rozwój technologii.” – przeglądał pobieżnie to, czego udało mu się dowiedzieć już wcześniej. „Pierwsza siedziba organizacji powstała na terenie Małopolski. Jak twierdzą zapisy w archiwalnych dokumentach, okoliczna osada znana jako Lisnice, po ponad 100-letnim okresie niesamowitego rozkwitu, nagle przestała istnieć. Wraz z siedzibą Nowych, o których to kolejne wzmianki pojawiają się dopiero po 30 latach.
„W jaki sposób ma mi to pomóc w rozwiązaniu sprawy Marcina? Podobieństwo spraw na pewno nie jest przypadkowe, ale czy to grzebanie w historii na pewno ma w tej chwili sens?”
Piotr wstał i wyjrzał przez okno. Ściemniało się już. Jego zegarek pokazywał, że zbliżała się 17:30. Oznaczało to, że Piotr musiał udać się do mieszkania oddalonego cztery przecznice dalej, gdzie, jeśli wszystko przebiegnie według planu, powinien czekać na niego Marcin. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, uda się też namierzyć tego, kto uprowadził Martę. I być może uda się też wyciągnąć od Marcina trochę więcej informacji, bo Piotr nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to wszystko, co ma obecnie miejsce, to tylko pozory.


Użytkownik dziewięć edytował ten post 09.11.2017 - 13:08




#6

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Rozdział V
„Zdrajca jest wśród nas?”

Więc nie czekając dłużej Piotr ubrał się w płaszcz, zarzucił kapelusz na głowę jak miał w zwyczaju i skierował się do drzwi.
-Aha przecież bym zapomniał o jednej rzeczy- powiedział do siebie na głos. Podszedł so szafy i z sejfu wyciągnął broń, swojego ulubionego magnum kaliber 44. Przecież był agentem FBI więc z bronią się praktycznie nie rozstaje. Szybko zbiegł na dół po schodach
- wolna ta taksówka?- powiedział do kolesia w taksie.
-tak, a dokąd chce pan jechać?
- Na ul. Św. Mikołaja
Piotr wsiadł z tyłu, a kierowca ruszył. Wolał jechać taksówką bo czuł że w swojej bryce może mieć założony nadajnik i podsłuch. W FBI często sam zakładał takie nadajniki więc wie na czym rzecz polega
- panie szofer dobrą trasą pan jedzie? - Odezwał się Piotr do kierowcy widząc że coś długo jadą i chyba w innym kierunku. Sam nie znał dokładnie okolicy, nie był tu już tyle lat, poza tym miasto się zmienia.
- człowieku nie ucz mnie jeździć bo chyba wiem co robie- odburknął niemiło wąsaty Janusz
Mijają lasy, pola, opuszczone domy, wysypisko śmieci, fermę drobiu, strefę 51. Sytuacja coraz bardziej go niepokoi. Lewą ręką łapie się za gnata którego ma za paskiem. Wtem kierowca dodał gazu i skręcił w jedną z dróg prowadzących do jakiegoś starego szpitala. W tym momencie wiedział już że jest to pułapka. Nie myśląc dłużej Piotr wyciągnął spluwę i krzyknął do Janusza- stój bo strzelę ci w łeb. Ale ten nie słuchał i jechał dalej. Więc Piotr otworzył drzwi i wyskoczył z auta. Z drugiej strony ulicy przyjechał kolejny samochód, czarny Jeep. Piotr wiedział że szykuje się gruba akcja i szybko pobiegł schować się do sklepu który był w pobliżu. Chowając się za regałami zobaczył że do sklepu wbiega grupa chyba z 5 typa z giwerami. Wołają- gdzie jesteś! Nie chowaj się i tak cię znajdziemy. I wtedy pojawił się  człowiek z długimi włosami spiętymi w kucyk wyglądający trochę jak azjata
-  Hmm.. skądś znam tego typa- Pomyślał Piotr
-koniec zabawy panowie- rzucił w kierunku napastników. Jeden z nich podbiegł do niego i od razu został powalony na ziemię. Kolejny wyrzucony przez okno. Pomogłem mu trochę, wyjąłem gnata i strzelałem do nich jak do kaczek. Reszta dostała siermiężne gongi prosto w ryj.
-tak, już wiem, przecież to on Stiwen Sigal w swojej najlepszej formie. Zawsze podziwiałem jego styl i umiejętności które były na wysokim poziomie. Po całej akcji pobiegliśmy szybko do kierowcy Janusza. Stiwen złapał go za łachy i rzutem powalił na glebę.
- mów kto ich nasłał- ryknąłem do niego bez zastanowienia
-nie wiem ja tylko wykonałem ich polecenie, nie wiem kim są ci ludzie
- nie ściemniaj tylko mów!
- mówię że nie wiem. A poza tym walcie się
- że jak?- ze złości wpadłem w szał. Jak on w ogóle tak do nas może mówić śmieć jeden. Widząc narastającą we mnie agresję Janusz wziął swoje utuczone cielsko i zaczął zwiewać.
- Stiwen bierz go bo nam zwieje- zawołałem do swojego kolegi.
On rzucił się w pościg, dogonił go. A ja mu przestrzeliłem kolana żeby nie mógł znowu uciekać.
-  Nie denerwuj mnie Janusz bo tym razem dostaniesz strzał w łeb i po tobie więc nie rób głupot- powiedziałem ze złością do niego
- Dobrze ale ja i tak nic wam nie powiem. Jestem tylko pionkiem, zapłacili mi jedynie za kurs i prowizje za wykonanie zadania
- Nie ściemniaj tylko mów prawdę
- błagam zlitujcie się, mam żonę, dzieci, dwa psy i świnke morską
- 3, 2… jak dojadę do 1 to Stiwen skręci ci kark
- No dobrze, nie rób tego już mówię. To ludzie nasłani przez Z…- Janusz zaciął się tutaj i mówił z wielkim trudem
- przez kogo, szybko gadaj bo nie mamy czasu grubasie? - nalegałem żeby się pośpieszył
- Wypchaj się, jesteś niemiły, nic ci nie powiem
I Janusz wykitował w tym momencie.
-Kim jest ten Z.- pomyślał Piotr -czyżby to inspektor Zbyszek? Ale jak on mógł ich tu nasłać, to nie możliwe kręcił głową Piotr. Przecież znałem go tyle lat, razem pracowaliśmy dawnymi laty w wydziale kryminalnym. Zawsze był lojalny wobec mnie. Piotr nie wiedział w końcu komu ma ufać.
-Słuchaj Piotr – odezwał się Stiwen- sami chyba nie damy z nimi rady, to jest zbyt potężna organizacja i zbyt niebezpieczna. Skontaktuje się z moimi kumplami z oddziału komando-foki
- kogo masz na myśli?
-generała Górnego, Średniego i Spodowego
- coś kojarzę. Ty chyba służyłeś pod Górnym w oddziale.
- nie bezpośrednio, to Średni był pod Górnym a ja pod Średnim- tłumaczył Stiwen
- to Spodowy był pod tobą na samym dole?
- Nie. Pode mną był Dołowy. To stary już facet. Nadal służy w jednostkach specjalnych
-  Czyli najniżej był Dołowy, który nadal tam służy?
- Tak, Nadal jeszcze biega z karabinem
- kto nauczył cię tak walczyć?
- Nie, Kto słabo się bił, tylko trochę boksować umiał
- Ale dawno mnie tam nie było, nie wiem kto teraz tam dowodzi
- Nie wiem kto?
- Tak, Nie Wiem Kto to dobry człowiek, ma duże doświadczenie w misjach bojowych
Piotr nic z tego nie rozumiał. Ale  to nie miało teraz znaczenia. Liczyło się uwolnienie Marty i przy okazji tej drugiej porwanej. I sprawdzenie tego czy gość o którym mówił Janusz to rzeczywiście inspektor Zbyszek czy może inna osoba.
O tym czy uda się to zrobić dowiecie się prawdopodobnie w następnym rozdziale.


Użytkownik Wszystko edytował ten post 12.11.2017 - 20:54




#7

el_diablo3006.
  • Postów: 0
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Rozdział VI

OSTATNIE ŻYCZENIE

 

 

 

Huk wystrzału…
Jeden… drugi… trzeci…
Ktoś strzelał.
Piotra naszły niepokojące myśli. Ostatnie co pamiętał, to jak jechali samochodem razem z Marcinem. Mieli plan i wszystko wskazywało na to,  że dzisiaj dokończą swoje zadanie.
Zeszłej nocy, przetrząsając zaległe dokumenty archiwalne natrafił na wzmiankę o tajemniczym kulcie.
„Czarne Serca”.
Ich historia swoimi korzeniami sięgała odległych czasów wikingów, a dokładniej – wywodzili się oni od druidów skandynawskich. Przywędrowali do Europy, gdzie zetknęli się z religiami słowiańskimi. Wiarą w różne demony, wilkołaki, wampiry. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się informacje o zaginionych kobietach, których ciała, odnajdywano po najbliższej pełni księżyca. Ciała nietknięte przez rozkład, nawet piękniejsze niż za życia… z których wyssano szpik.
Wtedy Piotr doznał olśnienia. Najbliższa pełnia przypadała jutrzejszego dnia.
Przez ostatni tydzień nieprzerwanie pracowali nad rozgryzieniem tej organizacji i odszukaniem ich kryjówki. Teraz nie miał wątpliwości – musieli się spieszyć. Jeśli te informacje dotyczyły tej samej grupy – a Piotr nie wątpił, że tak właśnie było, to nie mogli dłużej zwlekać. Zebrał w całość wszystkie informacje jakie udało im się zgromadzić, nakreślił przewidywalne miejsce kryjówki tej sekty i zadzwonił do Marcina.
Jechali, gdy zapadał już zmierzch.
„Dwie godziny”. – Ręce na kierownicy zaczęły mu się pocić. – „Tylko dwie godziny aby je ocalić”.
Wsparcie miało dołączyć do nich później. Za godzinę, dwie, może później.
„Niech to szlak! Akurat dzisiaj musiały być te cholerne burdy na tym przeklętym meczu!”
Nieświadom tego, co robi, wcisnął głębiej pedał gazu. Marcin, siedzący obok popatrzył na niego ale nic nie powiedział.
Jechali, a po lewej stronie zaczynała rysować się srebrzysta łuna wznoszącego się wolnym tempem księżyca w pełni.
„Jechaliśmy” – przypominał sobie. – „Więc co się stało?”
Czuł, że leży na zimnej posadzce. Ziemia? Chodnik? Może kamienna podłoga w jakimś zapomnianym przez świat magazynie na końcu miasta, gdzie nikt go nie znajdzie?
„Zamknij się” – upomniał sam siebie. – „Jesteś policjantem! Przecież nie będziesz się bał, no nie?”
Otwarł oczy. I…
Ciemność. Ciągle było ciemno, a oczy zaczęły go piec.
- Widzisz amigo? – Usłyszał głos dochodzący z tyłu. – Obudził się nasz robaczek.
***

Marcin biegł przed siebie nie zważając na ból w lewej nodze. Wydarzenia ostatnich dwóch godzin minęły tak szybko, że on sam czasem gubił się w tym wszystkim. W ręce ściskał pistolet Piotra. Choć nie wiedział jak strzelać… tak naprawdę nigdy nie miał okazji się nauczyć…  Teraz ściskał broń, jako jedyną nadzieję. Nadzieję, na odzyskanie utraconego życia i szczęścia z ukochaną kobietą.
Nie chciał jej stracić… nie wyobrażał sobie życie bez niej.
Nad głową, wysoko na bezchmurnym niebie, złowrogo spoglądała na niego okrągła tarcza księżyca.
- Nie umieraj – szepnął w cienie nocy. – Błagam, czekaj na mnie.
Wydawało mu się, że w odpowiedzi usłyszał krzyk. Odległy krzyk tak dobrze znanej Marty. Tej, z którą chciał spędzić całe życie. Mimo tego, że od początku napotykali trudności, teraz, w chwili tak ciężkiej próby dał sobie sprawę z tego, że od początku kochał ją całym sercem.
Na chwilę przed upadkiem dojrzał twarz skrytą za obszernym kapturem cuchnącym rozkładającym się mięsem. A później nie widział już nic…

***

- I to by było na tyle drodzy przyjaciele – Marcin usłyszał dochodzący z oddali głos i postanowił iść jego śladem. Powoli wracało do niego uczucie rozchodzącego się po ciele bólu. Już niedługo, a znów wróci do swego ciała, wiedział o tym.
- Czy na pewno tego chcesz? – Wdarł się do niego obcy głos. Spokojny, wyważony głos mężczyzny. Przed oczami ujrzał jasne światło, a w jego wnętrzu plac zabaw. Huśtawki, karuzele, dzieci bawiące się i pełne radości. Obok stali jego rodzice, którzy dawno temu umarli. Zdawało się, że wołają go, aby do nich dołączył.
- Nie wiem – szepnął. Choć nie był pewny, czy te słowa wypowiedział na głos, czy tylko w myślach.
- Marta już nie żyje – ciągnął tajemniczy głos. – Teraz wszystko zależy od ciebie,  a masz tylko dwa wyjścia.
- Jakie?
Marcin ostatnimi siłami starał się nie załamać. Stracił ją… tyle razy ją tracił i odzyskiwał… a teraz już jej nie odzyska. Utracił Martę na zawsze.
- Możesz iść tam – wydawało się, że tajemniczy mężczyzna wskazuje siłą woli na plac oblany jasnością, który objawił się Marcinowi – albo… pomścić śmierć ukochanej i sprawić, żeby i ona dostąpiła zbawienia. Została złożona w ofierze, jak miliony innych kobiet przez wieki, a ich dusze będą przeklęte i skazane na wieczne cierpienie, chyba, że je z tego wybawisz.
Minuta ciszy… Marcin przypomniał sobie wszystkie chwile z Martą. Jej uśmiech, delikatny głos, iskry w oczach, gdy znowu nie spodobało jej się jego zachowanie. Była taka wymagająca… A on nigdy nie udowodnił jej, że jest jej wart.
Kolejna chwila ciszy.. Podjął decyzje. Teraz będzie z niego dumna.

***

- I co my mamy z wami zrobić – mężczyzna w skórzanej kurtce bawił się pistoletem Piotra. Po jego bokach stało jeszcze dwóch w czarnych szatach. W jednym z nich Marcin rozpoznał inspektora Zbyszka.
„Przeklęty zdrajca!”
Naprzeciwko nich na podłodze leżał Piotr. Z jego oczu ściekały stróżki krwi. Został oślepiony.
- Teraz – usłyszał głos w swojej głowie. – Masz niewiele czasu, księżyc zaczyna zachodzić. Musisz zdążyć nim zniknie całkowicie.
Uczucia skrępowanych nadgarstków, jakie wcześniej czuł zaczęło znikać. Był uwolniony. W dłoni poczuł jakiś kształt. Była to broń. Nie miał czasu aby myśleć nad tym, jak to wszystko się stało.
Kątem oka uchwycił ruch przed sobą. Mężczyzna w skórzanej kurtce podnosił broń Piotra i celował w niego. Jego palec niebezpiecznie zbliżał się do spustu. Marcin nie czekał długo. Zerwał się z krzesła wytrącając tym samym tamtych z równowagi. Zdezorientowani nie wiedzieli, co mają robić.
Padły strzały.
Pierwszy za smutek, znoszony po bólu straty.
Drugi, dla wybawienia wykupionego samotnością.
Trzeci dla miłości, wiecznym ogniem w sercu płonącej.
Gdy ucichły strzały wokół zaległy ciemności. Księżyc zniknął z nocnego nieba.
Marcin podbiegł do rannego Piotra. Byli uratowani.
Nie zdążyli nawet odetchnąć gdy wtem pokój zalała fala intensywnego, błękitnego światła, w sercu którego stał mężczyzna w długiej, białej szacie.
- Po tylu wiekach dobro zwyciężyło – przemówił spokojnym głosem, który Marcin poznał ze swojej wizji. – Chodźcie ze mną.
Uroczystym gestem zachęcił ich do wejścia w rozlewające się światło. W światło, w którym Marcin ujrzał postać uśmiechającej się Marty. Jego ukochanej Marty… A więc została mu zwrócona przez śmierć…
Czekała na niego. I wciąż czeka. Prosząc aby pozostał z nią  i był z nią na wieczność.



#8

TheToxic.

    Faber est quisque suae fortunae

  • Postów: 1654
  • Tematów: 59
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Koniec. Wszystkim chętnym gromkie brawa za odwagę ;) Zapraszam do [ANKIETY]








Inne tematy z jednym lub większą liczbą słów kluczowych: konkurs, opowieść, nagrody, paranormalne.pl

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych