Napisano 30.05.2016 - 19:22
To by zaskoczyło chyba nawet samego Berczyńskiego, bo już chyba nawet on nie wierzy w to, że ta brzoza była złamana wcześniej.
Swoją drogą, ten fragment
Na pytanie z sali, czy na zdjęciach widać np. godzinę na zegarkach ofiar dr Berczyński odpowiedział: - Aż tak może nie, ale niewiele większe szczegóły bardzo dokładnie na nich widać.
...skłania mnie ku przypuszczeniom, że atmosfera na sali III Zjazdu Klubów „Gazety Polskiej” była nieco...frywolna, chyba, że uczestnicy wspomnianego zjazdu mają i tutaj sprecyzowane oczekiwania w stosunku do członków podkomisji, oczekując od nich, że na skutek ich śledztwa, dowiemy się czegoś nowego odnośnie godziny wypadku.
No ale skoro zegarki nie są wyraźnie widoczne...
Napisano 30.05.2016 - 19:56
Nie może być - skoro gość mówi, że zdjęcia są "OGROMNEJ dokładności", to ja mu wierzę.
Zresztą - nie ma takich dużych kalkulatorów.
A tak zupełnie poważnie, to zastanawia mnie jedno - SKĄD mają te zdjęcia, kto im je udostępnił, dlaczego ten ktoś nie przyznał się do posiadania tych zdjęć, kiedy toczyło się śledztwo, CO (konkretnie z nich wynika), oraz (i to najistotniejsze) - skoro są to tak "ogromnie dokładne" zdjęcia, wykonane w dniu katastrofy, to, czy są to JEDYNE zdjęcia wykonane w tym dniu, czy może ten ktoś, kto je wykonał o godzinie 12.00, przypadkiem nie wykonywał równie "dokładnych" zdjęć, parę godzin wcześniej?
A jeżeli tak, to dlaczego ich do tej pory nie udostępnił.
"Miss Podwórka"? No, weź - Ty chyba nie widziałeś tych członków? Tej podkomisji członków.
Napisano 30.05.2016 - 19:57
. a może widać "złamaną" brzozę na fotach z 9-tego?
A może to nie wiadomo co może. Bo mówią że mają zdjęcia ale podstawowe pytanie jest takie czy mają je naprawdę czy tylko mówią. I nie wiadomo czy są tak szczegółowe jak twierdzą. Poza tym są już inne zdjęcia brzozy z przed 10 kwietnia i widać na nich że drzewo jest całe.
Bzdury pisane przez prawicowych dziennikarzy na stronach w stylu niezależna, były już tutaj wiele razy obnażane i obalane. Trudno znaleźć na ich stronach jakieś teksty który nie zawierają jakiś przekłamań. Chyba że jest to jakiś tekst ogólnikowy, to wtedy może.
A news z nasa jest komiczny. To ciekawe że fani spisków często oskarżają tą instytucję o zatajanie prawdy na temat kosmosu, księżyca itp. A jak już ktoś powie że coś będzie badało nasa, to wszystkich przechodzi dreszcz podniecenia. To tak jakby nasa była jakąś wyrocznią.
Napisano 30.05.2016 - 20:20
"Miss Podwórka"? No, weź - Ty chyba nie widziałeś tych członków? Tej podkomisji członków.
Nie miałem przyjemności tych członków oglądać. Zresztą, to i tak będzie manipulacja członkiem pod płaszczykiem.
Onanizm za publiczne pieniądze. Panowie zrobią sobie dobrze, Polacy zapłacą, komisja nic nie ustali, a Napoleon i tak będzie wrzeszczał, że był zamach.
Napisano 29.10.2016 - 18:44
Jeszcze co do szczątków, znasz przypadek samolotu który wybuchł nad Lockerbie ? I spadł z wysokości 10 km? Rozbił się na mniejszą ilość części niż tupolew, który spadł z 20 metrów.
Odgrzebię ten wątek dyskusji sprzed ponad roku, który tak na dobre rozkręcił się od tego posta) bo właśnie trafiłem na bardzo interesujący artykuł, dotyczący dokładnie tego problemu, który wtedy rozważaliśmy - czyli porównania ilości szczątków znalezionych po tych dwóch katastrofach.
Zacytuję go tu w całości, bo uważam, że na tyle rozstrzyga podniesiony problem, że jeżeli w przyszłości, ktoś będzie chciał znów podnieść tą kwestię jako argument przemawiający za zamachem w Smoleńsku, to łatwiej będzie z tym kimś polemizować.
Lockerbie jako dowód na zamach w Smoleńsku.
Na ile kawałków może rozpaść się rozum.
Antoni Macierewicz i jego eksperci powtarzają, że Tu-154M nie mógł w wyniku zderzenia z ziemią rozpaść się na 60 tys. kawałków, ponieważ po zamachu na Boeinga 747 nad Lockerbie znaleziono zaledwie 10 tysięcy fragmentów. Tyle, że w Szkocji zebrano ich aż cztery miliony (!), z których 10 tys. posłużyło głównie do rekonstrukcji kadłuba.
Brak dowodów na zamach Antoni Macierewicz i jego naukowcy zastępują rozumowaniem: „To nie mógł być wypadek, ponieważ…” oraz „Musiało dojść do eksplozji, , ponieważ….”. Jednym z wariantów tego rozumowania jest porównanie zniszczeń ze Smoleńska do skutków eksplozji nad Lockierbie, która była przyczyną śmierci 270 osób – 243 pasażerów, 16 członków załogi i 11 osób na ziemi.
Na posiedzeniu komisji obrony 21 października 2016 r. poseł Krzysztof Zaremba (PiS) uznał za oczywiste, że w Smoleńsku doszło do wybuchu. Jednym z jego argumentów było porównanie katastrofy Tupolewa z atakiem terrorystycznym terrorystycznym atakiem na Boeinga 747 21 grudnia 1988 roku.
A propos wybuchów. Boieng 747 nad Lockerby, o ile pamiętam, pan przewodniczący mnie poprawi, 10-11-tys. kawałków (Berczynski potakuje), a szacunki naszego tupolewa to 63, niech będzie zaniżone, 60 tys. części, a tamten spadał z 9,5 tys. m., po wybuchu
Krzysztof Zaremba, Wypowiedź na komisji obrony - 21/10/2016
To porównanie pojawiło się po raz pierwszy w artykule tygodnika wSieci 27 stycznia 2014 r. i do dziś służy zwolennikom teorii zamachu za „dowód”, że katastrofa w Smoleńsku nie mogła być wypadkiem.
Co znaleźli archeologowie w Smoleńsku
Tygodnik wSieci opisując badania w Smoleńsku korzystał z tzw. raportu archeologów (Instytutu Archeologii i Etnologii PAN) sporządzonym po dwutygodniowych badaniach miejsca katastrofy w październiku 2010 roku, przeprowadzonych na zamówienie Prokuratury Wojskowej. Na miejscu obecni byli także rosyjscy śledczy, a raport wspomina o „życzliwości z obu stron”.
Dziewięcioro archeologów wspomaganych przez kilku techników zlokalizowało ok. 30 tys. „znalezisk rzeczywistych i prawdopodobnych”. Dokładniej – znalezisk było 10 tys. 20 tys. stanowiły „sygnały detekcji” wykrywaczami metalu do głębokości 20 cm. 66 proc. znalezisk stanowiły części samolotu, resztę fragmenty wyposażenia (8 proc.) i rzeczy osobiste pasażerów (6 proc.), aż 20 proc. zostało uznanych za „nieokreślone, ale najprawdopodobniej związane z katastrofą”.
W raporcie pojawia się też liczba 60 tys. To „prawdopodobne znaleziska znajdujące się w ziemi” do głębokości 60 cm. Liczba ta powstała jako proste mnożenie szacunku wskazań wykrywaczami metalu do 20 cm. W publikacjach prawicowych mediów pojawiają się te dwie liczby: 30 tys. i 60 tys. fragmentów.
Tymczasem rzeczywiście znaleziono 10 tys. kawałków, 20 tys. wykryto i uznano za „prawdopodobne”, a dodatkowe 40 tys. dodano rozumując przez analogię. Razem daje to nawet 70 tys. fragmentów.
Lockerbie w wersji 10 tysięcy
Opierając się na tych wyliczeniach wSieci pisało:
„(…) Gdyby dołożyć wszystko, co znajduje się (i może znajdować, a co nie zostało jeszcze wydobyte) w ziemi, mielibyśmy pełny obraz zniszczeń, do jakich nie doszło w żadnej katastrofie lotniczej spowodowanej inną przyczyną niż wybuch na pokładzie. (…) nawet nad Lockerbie, gdzie w 1988 r. na wysokości 9 km zdetonowano bombę, liczba odłamków była mniejsza. Przez kilka miesięcy ponad tysiąc osób wyzbierało (z niezwykłą skrupulatnością, wszak na przyczynę tragedii naprowadziła blaszka o wymiarach 2×2 cm!) ponad 10 tys. elementów. To co najmniej dwukrotnie mniej niż w przypadku polskiego TU-154M”.
Naiwność tego wyliczenia jest uderzająca. Gdyby szukało „przez kilka miesięcy ponad tysiąc osób”, a znalazłoby tylko 10 tys. elementów, oznaczałoby, że każdy z poszukiwaczy znajdywał… dwa-trzy kawałki miesięcznie.
Szczątków samolotu szukano na powierzchni 2188 kilometrów kwadratowych, gdzie – Salon24 „prawie każdy centymetr stał się obiektem rygorystycznej akcji poszukiwawczej (niewielkie szczątki samolotu znajdowano nawet w odległości 130 km od Lockerbie)”. Wersja „10 tysięcy” oznaczałaby, że na każdym kilometrze kwadratowym znajdywano średnio pięć fragmentów, co przypomina skuteczność poszukiwania rzymskich monet.
Macierewicz: nie ma wybuchu bez odłamków
Już w dniu publikacji wSieci Antoni Macierewicz ogłosił, nie pierwszy i ostatni raz, że sprawa została ostatecznie rozstrzygnięta
Zgodnie ze wspólną opinią znawców problematyki te tysiące odłamków, niektóre wielkości dłoni, świadczą o eksplozji. Nie ma odłamków bez eksplozji. Samolot rozpadał się w powietrzu na dziesiątki tysięcy fragmentów przed miejscem gdzie stała brzoza
Antoni Macierewicz, konferencja prasowa - 27/01/2014
„Badania archeologów potwierdzają w pełni analizy, które przeprowadzał [nasz] zespół parlamentarny” – Macierewicz przypomniał, że już rok wcześniej pokazywał zdjęcie, na którym widać „jak gigantyczna liczba drobnych odłamków była skutkiem tamtego dramatu”. Ostatecznie dowiedzieliśmy się – konkludował – „jak samolot rozpadał się w powietrzu na dziesiątki tysięcy małych fragmentów, jeszcze przed miejscem, gdzie stała brzoza i jeszcze przed miejscem, gdzie dotknął ziemi”.
Nawiasem mówiąc tych kawałków samolotu znalezionych PRZED brzozą, które stanowią inny ulubiony dowód Macierewicza, było – w raporcie Millera, rzecz jasna – dwa, w tym jeden niepewny.
Kawałek/kawałki oderwały się od samolotu, który czterokrotnie zahaczał o inne drzewa nim uderzył skrzydłem w brzozę.
Berczyński: coś za dużo tych odłamków
Dlatego na przykład ja podjąłem się pracy w tej komisji, bo jestem przekonanym, że to nie jest możliwe: upadek z takiej wysokości, z taką prędkością, a samolot rozbił się na ponad 60 tys. kawałków
Wacław Berczyński, TVP Info "Cztery strony" - 21/10/2016
Przewodniczący podkomisji Macierewicza Wacław Berczyński w TVP Info rozwinął swoje poglądy na smoleńską katastrofę. Jego zdaniem do wysokości 20 metrów samolot był w całości, „przeleciał nad brzozą, o której się tyle mówi” (zaskakujące, bo wydawało się, że komisja Macierewicza już pogodziła się z brzozą), a „nawet jeżeli wcześniej zahaczał o drzewa to mają one średnicę 10 cm”. Berczyński pokazał gestem, jakie cienkie były te drzewa.
„Samolot z taką prędkością, o takiej masie, nie rozpada się po zahaczeniu o takie drzewka”.
Mimo nacisków dziennikarza TVP Info Berczyński nie użył jednak słowa „wybuch”.
Lockerbie i cztery miliony fragmentów
Liczba 10 tys. pozostałości znalezionych w okolicach Lockerbie rzeczywiście pojawia się na niektórych stronach Wikipedii, a także w artykule szkockiego dziennika z 2007 roku. To wynik banalnego nieporozumienia: tyle części zostało na tyle zidentyfikowanych, że posłużyły do dalszych analiz i rekonstrukcji samolotu. Resztę opisywano i gromadzono w workach.
W bardziej rozbudowanym haśle Wikipedii „Pan Am Flight 103” można przeczytać, że w sumie zebrano cztery miliony różnego rodzaju szczątków (pieces of wreckage), które zostały zarejestrowane w pamięci komputerów. Spośród nich 10 tys. posłużyło do dalszej analizy i rekonstrukcji wraku, najpierw dwuwymiarowej a potem trójwymiarowej. Chodziło o dokładne odtworzenie, gdzie nastąpił wybuch i jakie wywołał skutki.
The initial investigation into the crash site by Dumfries and Galloway Constabulary involved many helicopter surveys, satellite imaging, and a search of the area by police and soldiers. The wreckage of the crash was scattered over 2,000 square kilometres and AAIB investigators were confronted by a massive jigsaw puzzle in trying to piece the plane back together. In total 4 million pieces of wreckage were collected and registered on computer files. More than 10,000 pieces of debris were retrieved, tagged and entered into a computer tracking system.
Liczba 4 mln pada też w Raporcie National Geographic.
When a plane crashes in the UK it immediately comes under the jurisdiction of The Air Accidents Investigation Branch (AAIB), which is responsible for the investigation of civil aircraft accidents and serious incidents within the UK. An AAIB team arrived on the site the night of the crash and an investigation begun. The wreckage of the crash was scattered over 2,000 square kilometres and AAIB investigators were confronted by a massive jigsaw puzzle in trying to piece the plane back together. In total 4 million pieces of wreckage were collected and registered on computer files
Renomowany „The Guardian” pisze, że w Longtown, 32 km od Lockerbie, zgromadzono i zarejestrowano cztery miliony znalezisk.
„Każdy fragment, który dało się zidentyfikować został umieszczony w odpowiednim miejscu i w ten sposób stopniowo powstawał dwuwymiarowy model samolotu”
The work of the AAIB was similar to a giant puzzle. The investigators took over a hall in the munitions depot, which was located 32km from Lockerbie. Everything that was found was gathered at Longtown – in all about four million pieces of wreckage. Each was registered on a computer and, if it could be identified, was placed carefully so that gradually a two-dimensional version of the airplane and its contents took form.
Encyklopedia terroryzmu wydawnictwa SAGE pisze, że śledztwo po Lockerby trwało trzy lata:
„Śledczy zbadali 4 miliony pozostałości w tym 15 tys. rzeczy osobistych”.
Investigators sifted through 4 million pieces of wreckage, scattered throughout 845 square miles of country side and catalogued more than 15,000 items of person effects”
Trwający kilkadziesiąt sekund proces rozpadu samolotu w powietrzu został zrekonstruowany w formie animacji w niemieckim dokumencie z 2008, wyprodukowanym przez ZDF.
Jak rozbijają się samoloty
Oficjalny raport o przebiegu i przyczynach katastrofy w Lockerbie opisuje gigantyczną akcję zbierania szczątków tragedii, ale nie pada żadna ich liczba. Podobnie jest w innych raportach z katastrof lotniczych (także komisji Millera).
Najwyraźniej liczba znalezionych fragmentów nie jest uznawana za istotną dla wyjaśnienia sprawy i to nawet wtedy, gdy dochodzi do zamachów czy ataków rakietowych, jak w przypadku zestrzelenia boeinga 777 Malaysia Airlines w lipcu 2014 w obwodzie donieckim.
Kluczowe jest wtedy znalezienie fragmentów, które bezpośrednio ucierpiały od wybuchu, odkrycie śladów materiałów wybuchowych i opisanie zniszczeń.
Liczba czterech milionów szczątków w Lockerbie (samolotu, wyposażenia, rzeczy osobistych) nie jest aż tak zaskakująca. Jak zwraca uwagę Maciej Lasek, do września 2016 przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, który prowadził badania 120 wypadków i poważnych incydentów lotniczych, liczba kilkudziesięciu tysięcy pozostałości „nie jest aż tak duża”, zwłaszcza, że obejmuje fragmenty wyposażenia samolotu (w tym porcelanową zastawę).
Według raportu kanadyjskiej komisji badania wypadków lotniczych, po katastrofie samolotu MD-11, który rozbił się w wodach Atlantyku we wrześniu 1998 roku z oceanu wyłowiono około dwa miliony fragmentów.
An estimated 2 million pieces of debris were recovered and brought ashore for inspection at a secure handling facility in a marine industrial park at Sheet Harbour, where small material was hand inspected by teams of RCMP officers looking for human remains, personal effects, and valuables from the aircraft’s cargo hold. The material was then transported to CFB Shearwater, where it was assembled and inspected by over 350 investigators from multiple organizations, such as the Transportation Safety Board of Canada, U.S. National Transportation Safety Board, U.S. Federal Aviation Authority (FAA), Air Accidents Investigation Branch, Boeing, Pratt & Whitney, and Swissair.
Amerykańscy śledczy, badający katastrofę lotu TWA 800 z 1996 r., przebadali pod kątem materiałów wybuchowych ponad milion części wraku wydobytych z dna morza.
„Każdy wypadek jest inny – tłumaczy Edward Łojek, ekspert tzw. zespołu Laska – porównywanie liczby odłamków nie ma większego sensu, liczą się twarde dowody, które wskazują, co się naprawdę stało”.
Piotr Lipiec: samolot to nie czołg
Piotr Lipiec, inny członek tzw. zespołu Laska, inżynier gruntownie wykształcony i przeszkolony także w najlepszych zagranicznych ośrodkach
(Southern California Safety Institute, Safety Management Systems in Aviation (w Cranfield University oraz w IATA w Paryżu), Project Management, Control and Monitoring (IATA Singapur i Genewa).
w rozmowie z OKO.press zwraca uwagę, że prezydencki tupolew poruszał się z dużą prędkością 70 m/sek (250 km/godz.), z której tylko „trochę wytracił wykonując beczkę”. Uderzając w ziemię zahaczał o drzewa i krzaki, co dodatkowo rozrywało poszycie”. Impet uderzenia był tak duży, że centropłat poleciał 140 m do przodu. „Samolot to nie czołg – tłumaczy Lipiec – w dodatku uderzył o ziemię najsłabsza częścią – sufitem z cienkiej blachy, a nie podłogą, która jest najtrwalsza.
Pasażerowie zostali dosłownie zmasakrowani, roztarci przez to uderzenie”.
Widok pola wypadku w Smoleńsku jest według Lipca typowy, nawet małe, lekkie samoloty po katastrofie rozpadają się na masę fragmentów.
Tuż po wypadku polscy eksperci razem ze specjalistami z Rosji zebrali większe fragmenty i zrobili tzw. obrysówkę na płycie lotniska prowizorycznie odtwarzając kształt samolotu. Z polskiej strony pracowało nad tym 18 osób do 23 kwietnia 2010 r.
Dokonali też przeglądu innych elementów samolotu i jego wyposażenia. „W takim przypadku jak smoleński nie wykonuje się rekonstrukcji całego samolotu, bo nie było żadnych poszlak, że doszło do wybuchu czy ataku na samolot” – powiedział OKO.press inż. Lipiec.
autor: Piotr Pacewicz
źródło: OKO.press
Napisano 29.10.2016 - 19:35
Całe to porównanie jest od początku chybione - tupolew musiał się rozpaść w wyniku eksplozji, bo znamy przypadek gdy samolot rozpadł się w wyniku eksplozji i odłamków było mniej. Czyli rozpad w wyniku eksplozji charakteryzuje się tym, że odłamków jest... mniej? A może uważają że użyto bomby o większej sile niż upadek z 12 km i to jeszcze takiej że nie został krater? I oczywiście każdy wie, że przy katastrofach samoloty zawsze rozpadają się na tyle a tyle odłamków...
Napisano 29.10.2016 - 20:05
Zaciekawiony, im chyba chodzi o taki tok myślenia, że skoro Boeing NAWET POMIMO eksplozji rozłożył się na 10tys. elementów, to niemożliwe jest, że Tupolew rozpadł się na więcej w wyniku samego szorowania o ziemię. No, ale ręki sobie za to nie dam uciąć, tak tylko strzelam, bo to nie jest na moją logikę.
P.S. Skoro już jesteśmy w temacie, to zapodam kolejną "rewelację":
"GPC" publikuje fragmenty raportu BND, o którym pisał Roth
• "GPC" twierdzi, że ma raport niemieckiego wywiadu o katastrofie smoleńskiej
• Informację o raporcie BND jako pierwszy podał niemiecki dziennikarz Juergen Roth
• "Wysoce prawdopodobny zamach przy użyciu materiałów wybuchowych"
• Jako wykonawcę wskazano oddział FSB/Połtawa pod dowództwem generała Jurija Desinowa/Moskwa
"Gazeta Polska Codziennie" publikuje, jak twierdzi, raport autorstwa niemieckiego wywiadu o katastrofie w Smoleńsku. Pierwszy raz informacja o domniemanym raporcie niemieckiej służby BND pojawiła się w książce dziennikarza śledczego Juergena Rotha w 2015 roku. Dziennik publikuje dziś skany wspominanych tam dokumentów.
Czytamy, że "możliwym wyjaśnieniem katastrofy (...) jest wysoce prawdopodobny zamach przy użyciu materiałów wybuchowych, przeprowadzony przez oddział FSB/Połtawa pod dowództwem generała Jurija Desinowa/Moskwa".
Gazeta publikuje tłumaczenie zeskanowanych dokumentów. Ma się w nich znajdować wskazanie źródła informacji BND wewnątrz polskiej ambasady w K. (nazwa miejscowości w raporcie zaczerniona). Ma to być pułkownik polskiego wywiadu wojskowego, który ma twierdzić, że "zlecenia zamachu na Tu-154 pochodziło bezpośrednio od T. (nazwisko zaczernione) do Desinova".
Według domniemanego raportu BND, "uwzględniając fakt, że (...) chodzi o rządowy samolot (...)" w przypadku "umieszczenia w samolocie ładunku bądź nawet kilku ładunków TNT wyposażonych w zdalne zapalniki, byłoby niemożliwe bez zaangażowania sił polskich".
http://wiadomosci.wp...17fe5&_ticrsn=3
Użytkownik szczyglis edytował ten post 29.10.2016 - 20:09
Napisano 29.10.2016 - 20:12
Dokładnie szczyglis - tyle tylko, że mówienie o 10 tysiącach odłamków jest zwyczajnym kłamstwem (albo - łagodniej - pomyłką) ale nawet, gdyby było prawdą, co podnosiłem w tamtej dyskusji sprzed ponad roku, a co potwierdzają końcowe fragmenty artykułu, który wrzuciłem dziś - nie liczy się ilość, a jakoś tych szczątków.
W sensie - to, co można z nich odczytać.
Napisano 24.02.2017 - 08:43
Użytkownik Wszystko edytował ten post 24.02.2017 - 09:02
Napisano 24.02.2017 - 19:18
Wszelkie próby traktowania poważnie, tego co mówi i robi ten... osobnik, nazwałbym karkołomnymi, z góry skazanymi na niepowodzenie i podejmowanymi albo w stanie totalnej desperacji - albo po prostu z nudów.
Podejrzewam, że jego nawet kasjerki w sklepach wielkopowierzchniowych nie pytają o kod pocztowy, bo z góry zakładają, że albo skłamie albo będzie mataczył.
Ten typ tak ma po prostu - i to widać za każdym razem, kiedy tylko otwiera usta.
Szkoda więc czasu na analizowanie tego, to co zrobił i co powiedział.
Jednak z jednym się nie zgodzę
Typowy troling, można to porównać do postów osób pokroju quintusa i jemu podobnych.
Forumowy troling, tak naprawdę, nikomu nie szkodzi. Może wkurzać ale to wszystko, co może.
W przypadku Macierewicza, nie mamy do czynienia z żadnym trolingiem, ani rzucaniem słów na wiatr.
Po pierwsze dlatego, że gość jest ministrem w rządzie RP - i to ministrem niezwykle ważnego resortu, więc wszystko co zrobi lub powie, ma (a raczej powinno mieć, bo jego osoby to raczej nie dotyczy) swój ciężar gatunkowy, a po drugie - on doskonale wie, co i dlaczego robi i mówi.
A robi to z tak niskich pobudek, że nie zasługuje nawet na to, żeby mu w twarz splunąć.
Bo jest to nic innego, jak cyniczna, wyrafinowana gra, bezczelnie (bo w sposób tak prymitywny, ze bardziej nie można) prowadzona w celu uzyskania doraźnych korzyści politycznych.
I nic więcej.
Gra, w której ten drań, wykorzystuje dramat rodzin bliskich i bezcześci pamięć o tych ofiarach.
Jeżeli ktoś tego nie widzi, to jest po prostu... nienachalnie rozwinięty intelektualnie (że użyję tego eufemizmu, żeby nie użyć słowa "idiota"), a jeżeli udaje, że nie widzi, to znaczy, że jest taką samą szują jak Macierewicz. Szują, która w celu utrzymania się przy władzy, nie zawaha się się w dalszym ciągu skłócać polskie społeczeństwo i robić z naszego kraju pośmiewisko na świecie.
Szują, która tak samo jak ten szalony człowiek, powinna za to odpowiedzieć.
I która pewnie kiedyś tam i odpowie ale to i tak nie zniweluje tych podziałów wśród Polaków, które już głębokie są jak Rów Mariański, a będą jeszcze większe, bo nie wiedzieć czemu, w naszym kraju żyje całkiem spora grupa ludzi, wśród których (o zgrozo) są ludzie, wydawałoby się, całkiem inteligentni, która ślepo wierzy w każdą brednię, którą ten oszołom im sprzeda.
A nie trzeba być prorokiem żeby przewidzieć, że ta szopka z NATO, nie jest ostatnim pomysłem tego, pożal się boże, ministra, który uroił mu się w jego chorej głowie.
Napisano 03.04.2017 - 11:12
Podczas obecnych ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej stwierdzono, że w przypadku dwóch osób doszło do zamiany ciał, a w pięciu przypadkach - że w trumnach znajdowały się fragmenty ciał osób innych niż te, które powinny być w nich pochowane - poinformował na konferencji prasowej prok. Marek Kuczyński. Zastępca Prokuratora Generalnego prok. Marek Pasionek, który nadzoruje śledztwa związane z tragedią 10 kwietnia 2010 roku, poinformował natomiast, że analiza materiału dowodowego pozwoliła na sformułowanie nowych zarzutów wobec dwóch kontrolerów lotów ze Smoleńska i wobec trzeciej osoby, która znajdowała się w wieży kontroli lotów. W przypadku kontrolerów chodzi o umyślne sprowadzenie katastrofy w ruchu lotniczym, w przypadku trzeciej osoby - o pomocnictwo.
Lepsze jaja znalazłem dalej.
Prokurator Pasionek z zarzutami dyscyplinarnymi
26.10.11
Marek Pasionek, zawieszony prokurator, który nadzorował śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej, otrzymał w środę formalne zarzuty natury dyscyplinarnej. Wcześniej podawano, że chodzi o sprawę "przecieków" z tego śledztwa.
Pasionek - według niepotwierdzonych przez prokuraturę doniesień mediów - miał zwracać się nieoficjalnie do przedstawicieli USA, agentów CIA i FBI z ambasady w Warszawie, w sprawie dowodów przydatnych w śledztwie ws. Smoleńska i przekazać im część materiałów z polskiego postępowania. "Gazeta Wyborcza" twierdzi, że miał też udzielać informacji ze śledztwa dziennikarzom "Naszego Dziennika" i "Rzeczpospolitej" oraz posłom PiS - o czym miałyby świadczyć jego bilingi.
"GW" pisała, że 7 czerwca 2010 r. w warszawskiej kawiarni Pasionek spotkał się z pracownikami CIA i FBI, stałymi rezydentami w ambasadzie USA w Polsce; śledczy przesłuchali tych agentów. Jeden zeznał, że spotkanie umówili b. szef ABW Bogdan Święczkowski i b. wiceszef ABW Grzegorz Ocieczek (za rządów PiS). Gdy agenci usłyszeli od Pasionka, że nadzoruje śledztwo smoleńskie i ma dostęp do poufnych informacji, zaproponowali, by przenieść spotkanie do ambasady USA, gdzie Pasionek w obecności Ocieczka i Święczkowskiego mówił agentom o śledztwie i pytał, czy mogą sprawdzić kilka koncepcji - podała "GW".
Użytkownik Dr Röck edytował ten post 03.04.2017 - 11:13
Napisano 14.10.2017 - 22:55
+++
Katastrofa, której nie było.
Smoleńsk 10 kwietnia 2010.
W 10 kwietnia 2010, w Smoleńsku nie było żadnej katastrofy samolotu TU-154M 101 z
prezydentem Lechem Kaczyńskim oraz cala tzw „delegacja katyńska” na pokładzie. Załoga samolotu, prezydent, osoby towarzyszące, w sumie – umownie – 96 osób zostało zamordowane lub zaginęły w Polsce, a nie w Rosji.
Był to krwawy zamach stanu z ofiarami osób całkowicie postronnych.
„Katastrofa smoleńska” była jedynie aranżacją medialną, mającą na celu wykluczenie śledztwa z terenu Polski i urządzenie jakiejś farsy w Rosji. To celem ukrycia tego faktu - zamachu stanu z użyciem siły i masowym skutkiem śmiertelnym postronnych osób.
„Katastrofa smoleńska” była jedynie manipulacją „okrągłego stołu” - nowym rozdaniem stołków. Jak za komuny lub później dopuszczano się skrytobójstw mających na celu właściwe uformowanie zestawu osobowego strony opozycji, która w składzie odpowiednich person miała układać się z bandziorami, tak teraz należało dokonać gruntowniejszej korekty tego składu. I tak się stało.
Nowością są tylko dwa nowe elementy tej techniki okrągłostołowej: podłączenie do gry Rosji i masowość zabójstw. Rosja jest wyeksponowana w tym zamachu, a nie jest świadectwo jej siły lub roli głównej ale słabości i głupoty. ZSRR nie dał się wmieszać bandycie Jaruzelskiemu w krwawe jatki w Polsce – bo ZSRR był bardziej odpowiedzialny i ludzki niż dzisiejsza Rosja, która jest słaba i chodzi na smyczy „ okreslonych sił na Zachodzie”.
Obrazy medialne oraz ogólny charakter informacji nt. rzekomego zdarzenia , którego nie było,
zdołały swą olbrzymią nawałą informacji zagłuszyć racjonalne spojrzenie na wypadki związane
katastrofą. Do nawały gigantycznego zagłuszania włączono „tydzień żałoby” , gdzie w akompaniamencie ustawicznie nadawanego neurotycznego fragmentu muzyki maglowano w koło
fakty będące relacjami z relacji. W trakcie tego zacierano fakty niewygodne, a podrzucano sfabrykowane. Prezydenta przywieziono w zalutowanej trumnie. Pochowano go bez sekcji zwłok w Polsce i identyfikacji ze strony uprawnionych przedstawicieli władzy państwowej. Aby i to kolejne przestępstwo zamaskować, ustalono pochówek na Wawelu, który swymi kontrowersjami w kolejny już raz odwrócił uwagę od istoty problemu.
Powiedzmy dobitnie raz jeszcze, tam w „katastrofie smoleńskiej” żadnych faktów „lotniczych” nie ma. Nie ma dowodów na to, że samolot leciał i rozbił się w lesie koło lotniska w Smoleńsku. Tam nie było katastrofy nie było też i zabitych w tej katastrofie.
Należy zauważyć bardzo proste i podstawowe fakty:
1.Nie ma ani jednego dowodu na to, że wypadek miał miejsce w rzeczywistości.
2.Nie ma ani jednego dowodu na to, że ktokolwiek z 96 ofiar rzekomej katastrofy opuścił
terytorium Polski żywy.
Ad1.
1.10 Lotu samolotu Tu-154M 101, na terytorium Rosji, nikt nie widział.
1.11 Próby podejścia do lądowania Tu-154M 101, w Smoleńsku, nikt nie widział
(Wiśniewski nie mówił prawdy twierdząc, że widział samolot, który lądował
i natychmiast potem rozbił się – a był to samolot z polska szachownica. Takie
spostrzeżenie w warunkach tam opisywanych nie jest możliwe).
1.12 Momentu rozbijania się samolotu, którego fragmenty wraku widzieliśmy, nikt nie
widział.
1.13 Na miejscu położenia wraku – krótko po wybuchu, który opisał Wiśniewski -
nikogo żywego lub martwego nikt nie widział .
1.14 Czarna skrzynka nie została zabezpieczona w jej oryginale na miejscu rzekomej
katastrofy i jako taka nie stanowi dowodu w sprawie.
1.15 Odstępując tu od chronologii wydarzeń podajmy; startu samolotu TU-154M 101
z lotniska w Warszawie nikt nie widział.
Podkreślmy tu dwa dodatkowe zagadnienia.
- Nie jest znana godzina odlotu samolotu TU-154M 101 z lotniska na Okęciu.
- Fakt startu samolotu z lotniska w Warszawie nie może być dowodem na, że
samolot ten opuścił terytorium Polski jako sprawny statek powietrzy (aerodyna).
Rozróżniamy tu oczywiście sprawnie lecący samolot, od wraku tego samolotu
transportowanego w częściach.
1.16 Ślady zniszczeń środowiska – rzekomego miejsca katastrofy - sugerują wręcz
eksplozję wielu ładunków wybuchowych, które w ten sposób utworzyły pas
zniszczenia lasu – wzdłuż rzekomego tragicznego przebiegu lądowania - wlotu
samolot w las. Śladów tych nie mógł dokonać spadający samolot.
Zniszczenia podłoża ściółki w lesie, a pokazane na pierwszych ujęciach filmu
Wiśniewskiego świadczą właśnie o tym. Odsłaniają one błąd w inscenizacji.
Film Koli wykazuje zaś odwrotność, że tamta druga część lasu (wrak podwozia)
jest nienaruszona, czym dobitnie świadczy o podrzuceniu tam skrzydeł i
podwozia głównego. Gdyby bowiem fragmenty te odpadły od rozbitego
samolotu to ślizgając się po podłożu zniszczyłyby to podłoże – tak właśnie jak
na na filmie Wiśniewskiego. Też widać tu błąd w inscenizacji.
Samolot miał rzekomo nadlecieć od strony kamery Wiśniewskiego a spaść po
stronie kamery Koli. Konsekwentnie więc; tak sfilmowane zniszczenia
otoczenia powinny narastać a nie maleć. Licząc od kamery Wiśniewskiego do
kamery Koli.
Samolot bowiem, który leci na trawami bagien nie może tych traw
zniszczyć na pasie o szerokości 20-40 metrów i długości 100 metrów prawie - co
widać u Wiśniewskiego.
Fragmenty wraku, ślizgające się po gruncie, muszą
zniszczyć wszystko na swojej drodze, zanim się zatrzymają - czego nie widać u
Koli.
Czyli: film Wiśniewskiego powinien ukazać ograniczoność zniszczenia
środowiska – tak ja u Koli. U Koli zaś powinno być widoczne pobojowisko
takie jak na filmie Wiśniewskiego. Jest zaś odwrotnie.
1.17 Obrazy pokazywane na miejscu sugerowanego wypadku tupolewa nie bilansują
części wraku jako całości samolotu, z którego fragmenty te mogłyby powstać.
To dodatkowo bez przesądzania o tym, czy części tego wraku powstały skutkiem
wypadku katastrofy lotniczej, czy też pochodziły od samolotu, wcześniej,
celowo rozbitego za pomocą maszyn specjalistycznych. Bez przesądzania także
o tym, czy fragmenty te pochodziły od jednego samolotu czy od wielu.
1.18 Fotografia składowiska wraku tupolewa 154 pokazywanego przez oficjalna
stronę MAK jest prowokacyjna wręcz (nie wiadomo czemu ma to służyć).
-Ukazuje jedynie ok 40% samolotu jako całości.
-Brak tam 80% kadłuba w tym kabiny pilota w 100%.
-Brak foteli w 100%
-Brak podłogi wewnętrznej w prawie 100%.
Zdjęcie ukazuje – tak jak w lasku – marginalne zniszczenia statecznika
pionowego co jaskrawo przeczy tezie o lądowaniu na plecach.
Dodatkowo statecznik poziomy prawy stawia znaki zapytania co do swego
pochodzenia.
Cześć ogonowa – podobnie jak statecznik pionowy – nie wykazuje uszkodzeń
potwierdzających wersję uderzenia o ziemię. Fragment ten jest tak oddzielony
od części kadłuba, że wskazuje dobitnie na działanie sił odrywających
(wzdłużnych do osi) - sprzecznych z teza o oderwaniu tej części konstrukcji
jako skutku uderzenia w ziemię. Siły wzdłużne do osi mogą być dowodem
explozji. Tak samo o explozji świadczą oderwane materiały termoizolacyjne ( na
filmie Wiśniewskiego białe kłęby rozrzucone na długo przed szczątkami
zalegającymi szczątkami kadłuba i ogona)
1.19 Lądowisko i rozbicie odbyło się w lesie. Podczas kiedy części wraku leża na
polanie.
Polanę łatwo rozpoznać na zdjęciach satelitarnych z daty przed 10 kwietnia
2010. Co za zbieg okoliczności.
1.20 Części wraku, szokująca poprawność – systematyka - ułożenia:
- cześć ogonowa kadłuba – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu
Dodatkowo ogon ten leciał do tyłu co widać po charakterze wbicia się w
ziemię.
- część przyogonowa kadłuba – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu
- skrzydło lewe (podwozie) – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu
- skrzydło prawe (podwozie) – do góry nogami – tyłem do kierunku lotu
- skrzydło prawe (końcówka) – do góry nogami – tyłem do kierunku
1.21 Części kadłuba wykazują wyraźnie efekt - explozję, co widać na „wyplutych”
zawartościach kabin: okładzin kable etc. Fragmentu wraku autentycznej
katastrofy lotniczej są rozrzucone a nie rozdmuchane tak jak to było widać
na filmie Wiśniewskiego i kilku fotografiach.
1.22 Rozwleczone fragmenty samolotu i połamane drzewa miały świadczyć
o fakcie katastrofy i jej przebiegu. Są jednak dowodem na fikcje katastrofy i
jej prymitywną inscenizacje.
Samolot nie mógł na tak długiej trasie gubić swe elementy konstrukcyjne, tracić
część skrzydła, opadać, lecieć pod górę zbocza, przeskoczyć drogę
samochodową przewrócić się na plecy i potem rozbić się – to równocześnie
w trakcie jednej i tej samej katastrofy. Podobnie, ułamane wierzchołki
drzew, które wciąż wiszą na drzewie – a jest tego wiele przypadków.
Jak to możliwe, że uderzenie samolotu z prędkością 250-300km/h
pozwala na to aby odcięta skrzydłem korona brzozy pozostała na swym miejscu?
Normalnie powinna rozpaść się w proch nie do rozpoznania, a tu wisi i ma
być dowodem katastrofy lotniczej.
1.23 Elementy podłużnic kadłuba przechodzące z kadłuba na część ogonową -
via wręga - są równo odcięte na prawie całym obwodzie przekroju kołowego
ogona. Świadczy to sile osiowej , która oderwała ogon od kadłuba – a wiec
wybuchu , co wyżej nadmieniano. Dodatkowo wygląd tych uszkodzeń
może być podstawą do podejrzeń o to, że podłużnice te zostały przecięte
piłą lub podobne.
Ad2.
2.10 Osób wchodzących na pokład tupolewa w Warszawie nikt nie widział.
Boardingcard (karta pokładowa) nie była podawana osobom mającym wchodzić
na pokład tupolewa, a jej oderwany odcinek, jako dowód wejścia na pokład
samolotu Tu-154M 101, nie istnieje.
2.11 Odprawa celno-paszportowa członków delegacji w Warszawie w dniu 10
kwietnia nie miała miejsca.
Min Arabski, który organizował odlot do Moskwy rodzin ofiar – po 12
godzinach od czasu ogłoszenia katastrofy nie posiadał „aktualnej listy ofiar”.
2.12 W Smoleńsku nie potrafiono podać nawet godziny uderzenia TU-154M 101
w ziemie. (Nie ma zatem też mowy o jakimkolwiek świadectwie zgonu
jakiejkolwiek osoby – ofiary katastrofy - jako dokumentu spełniającego jakieś
normy formalne).
2.13 Nie było jakiejkolwiek pracy ratowniczej nad wyszukiwaniem ofiar.
2.14 Nie było pożaru.
2.15 Władze Smoleńska podały, że samolot rozbił się ze 132osobami na pokładzie.
Wszystkie osoby zginęły. Duża cześć ofiar zginęła w ogniu i zwłoki są nie do
rozpoznania. Wiadomość podano niemal natychmiast po alarmie.
2.16 Jak nie było akcji wyszukiwania ofiar, które mogły przeżyć katastrofę,
to prawie natychmiast zaczęto zwozić trumny.
2.17 Nigdy nie podano, gdzie i jak odnajdowano ciała poszczególnych ofiar.
2.18 Można nawet przypuszczać, że ciała wielu zamordowanych pozostały w
Polsce, a do Moskwy wysłano materiał DNA pobrany od rodzin ofiar, który to
kod następnie podrzucono do obcych ciał. Kodów DNA ofiar nie wysłano
bowiem do Polski celem weryfikacji ale odwrotnie zażądano pobrania takich od
rodzin.
Jakież są to zatem części wraku, skąd pochodzą? Nie wiemy, a to jest mniej istotne. Chociaż przypuszczalnie jest tu jakiś związek fizyczny lub pojęciowy polskim tupolewem 101.
Biorąc pod uwagę ograniczenia czasowe – konieczność nakładu pracy ok 2-3 godzin na to aby normalny samolot typu TU-154M doprowadzić do takiego stanu jak to pokazano w TV – jest całkowicie uzasadnione stwierdzenie mówiące, że samolot z którego sporządzono te szczątki
(70 minut lotu) nie mógł znajdować się na lotnisku w Warszawie o godz 7.00 krytycznego dnia.
Powtarzając to co podano na wstępie można przyjąć, że:
- szczątki pokazywane w telewizji (Smoleńsk) pochodziły z samolotu bliźniaka, który został przemalowany na samolot 101.
- Alternatywnie: są to szczątki prawdziwego samolotu 101 podczas kiedy bliźniak samolotu 101 znajdował się w Warszawie krytycznego dnia ok godz 7.00 i odleciał z Okęcia do Smoleńska, podczas kiedy prawdziwy samolot 101 był już na miejscu w Smoleńsku, gdzie przerabiano go na wrak upozorowanej katastrofy lotniczej.
Tu możliwe jest nawet i to, z Okęcia nie wyleciał jakikolwiek samolot typu tupolew jako
typ samolotu. Wystarczy, że coś wyleciało a to zafałszowano na start Tu-154M 101.
Posuwając się dalej można podejrzewać, że samolot taki z Warszawy Okęcie w ogóle nie
wystartował – bo go tam - FIZYCZNIE - nie było. Jest jednak wpisany rejestrach startu i
lotu. Lub też był i wystartował ale o kilka godzin wcześniej – gdzie zafałszowano jedynie
godzinę odlotu. Taka mistyfikacja jest możliwa w czasach techniki digitalnej. Pewne
informacje nt. sygnałów lub ich braków można zafałszować droga działań hackerskich.
Tego nie da się wykluczyć.
Należy zauważyć i podkreślić:
Wszyscy obserwatorzy medialni zgodni są co do tego, że odlot ten z Okęcia jako zupełny wyjątek odbył się bez jakichkolwiek świadków, którzy do tamtego dnia zawsze towarzyszyli odlotowi samolotu z prezydentem na pokładzie. Do dnia dzisiejszego godzina odlotu nie jest nigdzie oficjancie opublikowana
Zachodzi tu pytanie, co zatem stało się załogą i pasażerami? Otóż są przesłanki wskazujące na to, że osoby te zaginęły lub zostały zamordowane przed dotarciem do lotniska, czy samolotu.
Tym tłumaczyć można brak ciał -pierwsze godziny- w Smoleńsku (Wisniewski, Bahr i inni), tym tłumaczyć można także wielkie mistyfikacje związane z obdukcją i identyfikacją zwłok – konieczność pobrania kodu DNA od członków rodzin. I nie po to, aby na podstawie tych kodów
pozytywnie zweryfikować ciała ofiar ale po to aby ten prawdziwy kod DNA podrzucić
obcym zwłokom ( zmasakrowanym do niepoznania). Niezrozumiałe dla rodzin ofiar warunki obdukcji, przesłuchań. Zwrot osobistych przedmiotów ofiar, które to przedmioty swym stanem zewnętrznym w żaden sposób nie pasowały do totalnie zniszczonych części wraku tupolewa. Podawanie naiwnych wręcz faktów o rozmowach telefonicznych ofiar z pokładu tupolewa, gdzie ofiary te dodzwoniwszy się do kogoś wypowiadały jakąś formułkę powitalną po czym nie odpowiadały na pytanie, bo rozmowa została przerwana. Np. Jarosław Kaczyński zeznał, że Lech Kaczyński dzwoniąc do niego o godz 6.00 rano poradził mu aby ten się przespał. Radę taką daje się wieczorem, a nie na początku dnia. Może to wskazywać, że właśnie wtedy słowa te były nagrane a prezydent już był w rekach zamachowców i jako poddany działaniom narkotyków – nagrywał frazy, które były mu dyktowane przez zamachowców. Długotrwały brak informacji co do identyfikacji bardzo dużej liczby ofiar wypadku w tym brak ciał pilotów. Brak listy boardingowej u min Arabskiego aż na kilkanaście godzin po „katastrofie” etc.
Reasumując.
W dniu 10 kwietnia 2010, do tupolewa, nikt z członków delegacji katyńskiej nie wsiadał w każdym razie żywy lub przytomny. Zwłoki ofiar dowieziono do Rosji później i to nie wszystkie. Okoliczności startu samolotu są całkowicie niejasne.
Katastrofy Tu-15M 101 w Smoleńsku nie było – widzieliśmy jakieś szczątki samolotu i to nie kompletne. Szczątki te pochodzę z demontażu i podrzucenia do lasku i tam wysadzono to wszystko
w powietrze. Zrobiono to bardzo nieudolnie. A co zauważył Shoigu w trakcie rozmowy z Putinem. Shoigu powiedział to do Putina przez zęby ale kamery TV ten moment złapały.
Zamach był przeprowadzony po polskiej stronie, a inscenizacja rzekomego wypadku przypadła stronie rosyjskiej. Zaplanowano, że wydarzy się spektakularny wypadek lotniczy na terenie Rosji. To celem - „oddania śledztwa w ręce Rosjan”. W ten sposób cały ciężar dowodowy pochodzi z Rosji, która jest niczym innym jak „pralnia faktów i dowodów”. To na takiej samej zasadzie jak pralnia pieniędzy wśród przestępców. Wielka dumna Rosja praczką brudów polskojęzycznej szumowiny.
Coż zatem czynić?
To proste, należy składać do polskiego aparatu ścigania żądania o wszczęcie śledztwa ws zaginięcia osób ofiar członków delegacji do Katynia w dniu 10 kwietnia 2010 lub dzień wczesniej.
Polski aparat ścigania musi wszcząć postępowanie wyjaśniające w sprawie zaginięcia tych 96 osób. Fakt bowiem , że ciała tych ofiar widziano w Rosji nie uzasadnia do mniemania, że
osoby te zostały pozbawione życia w Rosji. Jest absolutnie zasadne wymagać aby polska prokuratura udowodniła, że osoby te żywe i z własnej woli opuściły terytorium Polski.
Należy zbadać cała drogę osoby zaginionej od momentu rozstania się z bliskimi do momentu
opuszczenia terytorium RP. Tu jest ta wielka tajemnica. Poruszenie tego kamienia ujawni prawdę.
A to moga zrobic nawet blisc ofiar, ważne jedynie aby nie robic tego samotnie a wszelkie dane wykładać natychmist w sieci.
Krzysztof Cierpisz
100728
+++
Źródło: http://zamach.eu/100.../Katastrofa.htm
Co o tym sądzicie? Czy faktycznie nie ma żadnego nagrania ani zdjęć osób wsiadających do Tupolewa i jego wylot z Okęcia?
0 użytkowników, 3 gości oraz 0 użytkowników anonimowych