Ostatnio notorycznie natykam się na opinie w necie, że alkoholicy (i palacze) powinni sami opłacać leczenie dolegliwości związanych z nałogiem.
Nie jestem bezstronny. Paliłem przez 22 lata. Od sześciu lat, żaden dym nie wypełnia moich płuc.
Piję praktycznie całe swoje dorosłe życie. 90% tego co umieściłem na tym forum, było pisane po piwku albo dwóch. A i po czterech się zdarzało.
Ale ja nie o tym.
Chodzi o to że alkoholicy (nawet ci którzy nie zdają sobie sprawy ze swojego nałogu) i palacze, codziennie płacą haracz, który idzie między innymi na służbę zdrowia. Niewielu ludzi ma pojęcie, ze cena alkoholu to w zasadzie, głównie podatki i akcyzy. Wielu z was nie zdaje sobie sprawy, że butelka denaturatu, w wolnej sprzedaży powinna być droższa niż taka sama ilość czystego spirytusu. Powodem jest fakt, że denaturat to ten sam spirytus, który sprzedawany jest pod postacią wódki, tyle że zamiast wody dodawany jest zazwyczaj benzoesan denatonium i metyloetyloketon. Powód jest jeden. Skażenie uniemożliwiające (teoretycznie) spożycie tego alkoholu.
Teraz porównajcie sobie cenę "dykty" i Spirytusu Ratyfikowanego, i będziecie widzieć jak ogromne podatki płacą alkoholicy. Podobnie jest z tytoniem. Większość jego ceny w sklepie to podatki i akcyza.
Nie wiem jakie są przychody do budżetu z tytułu akcyzy na alkohol i wyroby tytoniowe, ale jestem pewien że znacznie przewyższają koszty związane z leczeniem chorób związanych z ich zażywaniem. Gdyby było inaczej to już dawno mielibyśmy prohibicję.
To taki dualizm, systemu wartości, rządu, który w ramach walki o zdrowie obywateli zwiększa akcyzę, ale tylko do poziomu po przekroczeniu którego ludzie przestają pić. Tak było w połowie lat dziewięćdziesiątych, gdzie zawyżona akcyza spowodowała spadek konsumpcji wódki, co przełożyło się na spadek wpływów do budżetu. No i w następnym roku akcyza został obniżona.
Piszę to po to, aby uzmysłowić wszystkim prawilnym abstynentom, że spora część kosztów ich leczenia pochodzi z kieszeni alkoholików, i nikotynistów.
Pokusił bym się nawet o stwierdzenie, że wszyscy, którzy definitywne nie piją i nie palą, powinni uiszczać jakąś drobną opłatę przy okazji każdej wizyty w państwowej służbie zdrowia. Tak żeby było sprawiedliwie.
Dla uściślenia, dodam, że mylne jest założenie że każdy alkoholik, to dynksiarz często odpoczywający na ławce w parku, oblany własnym "sosem".
Alkoholizm to poważny problem, mający wiele twarzy. Idę o zakład że wielu z was czytających tego posta, ma problem z alkoholem. Ale niewielu zdaje sobie z tego sprawę. Tak czy inaczej. Twierdzenie,że alkoholicy powinni płacić za swoje leczenie, jest oznaką wypranego mózgu.