Chciałbym podzielić się swoimi przemyśleniami na temat rozszerzania się Wszechświata. Podważyć teorię pod tym względem z paru odniesień - galaktyki, czarne dziury, lokalna i globalna grawitacja.
Otóż twierdzę, że przestrzeń jest nieskończona z perspektywy człowieka. Jednak jest ona stała i niezmienna. Iluzją jest nasza podstawa badawcza oparta na widmach światła. Ponieważ wiemy, że wszystko we Wszechświecie jest w ruchu to chciałbym zasugerować, że cały świat wibruje. Wibruje w miejscu.
Co to znaczy. Przestrzeń jest pusta, pozbawiona formy i energii. Jest wielowymiarowa to znaczy jest otwarta i nic nie ma wpływu na jej stan. To znaczy tyle, że grawitacja jako uwzględnienie materii to skupiska mas wywierające nacisk na "płaszcz" tyle, że w pojęciu naszej obserwacji i możliwości biologicznych w tym technologii, która translatuje poniekąd dane, które zbieramy. Wyobraźmy sobie metalową kulę, która jest rzucona na rozłożony płaszcz. Kula zrobi lej, ten lej jest zamknięty. Czyli w rzeczywistości on nie istnieje. Przykładem jest słońce, które reprezentuje odpowiedni nacisk na przestrzeń tworząc lokalny punkt odniesienia grawitacji - i tak w dół: planety, księżyce, różne obiekty. Zbyt lekki obiekt jak samotna planeta, skały kosmiczne, komety nie posiadają tej możliwości wpłynąć na przestrzeń. Stworzyć własny płaszcz. Jednocześnie inne obiekty posiadają strefę lokalnego wpływania na przestrzeń, która zamyka się jak matrioszka. Dlatego Słońce jest obiektem głownego nacisku. Reszta obiektów nie może "wejść do płaszcza". Czyli Ziemia nie wpadnie na Słońce ponieważ oba obiekty indywidualnie wpływają na nacisk. Tym cięższy obiekt w przestrzeni tym mocniejsza jest fala, która sprawia iż inne punkty fali muszą wokół niej wirować. Jak wir wodny. W tym, że dziura jest pełna wody chodź wir nadal istnieje. Więc w rzeczywistości wir posiada tą samą wodę, która jest w wirze.
Teraz skala, którą opisałem lokalnie działa globalnie. Nasz układ słoneczny w odniesieniu do innych. Tak samo układu podwójne i większe tworzą wiry a te nie mogąc przewyższyć danego punktu fali grawitacyjnej krążąc w jednym wirze tworząc swój lokalny płaszcz.
Idąc dalej tak aż do skali całej galaktyki. Pył kosmiczny jest efektem "wolności" w tej przestrzeni. To znaczy, że obiekty typu gwiazda stworzą własny nacisk dopiero w warunkach gdy są w miejscu wolnym od nacisku na płaszcz.
Sednem tego co chcę powiedzieć to, że grawitacja nigdy nie może osiągnąć punktu zero. Czarna dziura jest efektem wiru, który osiąga 99,9...% zagięcia przestrzeni. Tworząc krytyczny punkt grawitacji. Powoduję to, że dany wir materii w płaszczu tworzy nacisk, który chcę "wyrwać" powłokę przestrzeni. To jednak jest niemożliwe. Więc zaczynają się turbulencję tworząc szybką wibracje w przestrzeni. Tak więc widmo światła innych galaktyk jest iluzją. Ponieważ ich światło widzialne to klatka z przeskoków środka masy całych galaktyk. Ten punkt środka masy jest jak pyłek na wietrze w nieskończonej przestrzeni. Będzie on istniał, leciał razem z wiatrem lecz nigdy nie spadnie. Będzie istniał wiecznie, nie natrafi na punkt końcowy. Materia w przestrzeni jest tym pyłkiem na wietrze. Wszechświat się nie rozszerza tylko punkty w tej przestrzeni lecą bez celu ponieważ nie wyrwą samej przestrzeni bo jest ona absolutną pustką. Hipotetycznie zakładając rozerwanie powłoki wessało by wszystko w 0,000.....1s. Centra masy, która tworzy płaszcz jest indywidualnym naciskiem dlatego galaktyki wydają się niezależne. Zderzenia czarnych dziur następuję ponieważ fale grawitacji połączył kierunek ich głównego nacisku na przestrzeń. Mowa tutaj o centrach galaktyk. Andromeda leci na Drogę mleczną ponieważ łączy ich już jedna fala, która pędzi ku sobie tworząc jeden płaszcz.