Lucyfer w każdym z nas. Dlaczego zło bywa tak pociągające? Eksperyment Philipa Zimbardo.
fot. Chuck Painter/Stanford News Service
Eksperyment Zimbardo pokazał, że do bardzo brzydkich rzeczy jest zdolny zwykły człowiek, bliski, tu i teraz – psycholog dr Konrad Maj o tym, dlaczego zło bywa pociągające.
NEWSWEEK: Jest rok 1971. Młody psycholog Philip Zimbardo zamyka grupę studentów i każe im odgrywać role więźniów i strażników. Wychodzą z nich bestie tak potworne, że planowany na dwa tygodnie eksperyment trzeba przerwać po niecałym tygodniu. Opinia publiczna przeżywa wstrząs. Te bestie to my?
KONRAD MAJ: Eksperyment dowiódł, że w każdym z nas drzemie jakiś pierwiastek zła i że w pewnych okolicznościach może się on zaktywizować.
Okolicznościach?
– Połowę z tych ludzi – więźniów – Zimbardo skuł, zawiózł na posterunek prawdziwej policji, a stamtąd w kapturach na głowach do uniwersyteckiej piwnicy przebudowanej na areszt. Kazał im założyć drelichy wyglądające jak damskie piżamy. Strażnicy mogli sami sobie wybrać stroje – wybrali anonimowe mundury i ciemne okulary uniemożliwiające kontakt wzrokowy. Odebrali więźniom imiona i nazwiska, kazali używać więziennych numerów, wymyślili system kar za najmniejsze przewinienia. Na wiele sposobów ich zdehumanizowali. Stworzyli okoliczności, w których przestali w więźniach widzieć ludzi, i wtedy zaczęli się nad nimi znęcać.
Dr Konrad Maj:
Zimbardo pokazał, że do bardzo brzydkich rzeczy jest zdolny zwykły człowiek – bliski, tu i teraz. Jeśli tylko znajdzie się w odpowiedniej roli społecznej.
Uczestnicy eksperymentu Philipa Zimbardo nie docenili, jaka jest moc tej sytuacji. Zagubili się w tym, co jest eksperymentem, a co prawdą.
Co to jest rola społeczna?
– To wzorzec zachowań, jakich oczekuje się od osoby, kiedy funkcjonuje ona w danej sytuacji lub grupie. Wejście w rolę społeczną strażnika wyzwoliło w uczestnikach agresję. Podobnie w grupie więźniów – wejście w tę rolę społeczną spowodowało postawę poddania się, zgody na bycie poniżanym, obrażanym. Pogodzenie się z tym, że jest się kimś gorszym.
Nie wywoływało sprzeciwu?
– Była co prawda próba buntu, ale on tylko pogorszył warunki więźniów. Gdy człowiek dostaje etykietę, ona się do niego przykleja. I człowiek ją uwewnętrznia, przyjmuje jak swoją. Przestaje się szarpać z systemem. Bo ten system mu mówi: „I tak cię załatwimy, lepiej się poddaj”. I on się poddaje.
W kilka dni? Nelson Mandela siedział 40 lat w więzieniu w RPA i się nie poddał.
– Uczestnicy eksperymentu Zimbardo na początku byli silni, bo traktowali sytuację jak teatrzyk. Ale nie docenili, jaka jest moc tej sytuacji. Zaskoczył ich jej realizm, zgubili się w tym, co jest eksperymentem, a co prawdą. Wtedy „pękli”. Część poszła nawet na układ ze strażnikami i zaczęła „sypać”.
Dwa lata po eksperymencie Zimbardo zrobiono doświadczenie na oddziale psychiatrycznym Szpitala Stanowego w Elgin (w stanie Illinois). 29 członków personelu medycznego zamknięto na ich własnym oddziale, odgrywali rolę pacjentów. Bardzo szybko zaczęli przejawiać emocje i zachowania, które do tej pory obserwowali u podopiecznych. Większość odczuwała lęk i frustrację, twierdzili, że są traktowani nieludzko. Sześciu nawet podjęło próbę ucieczki, odnotowano przypadki załamania nerwowego.
Większość błyskawicznie weszła w rolę. Podobnie jest z wejściem w rolę bezrobotnego. W polskich badaniach Romana Pomianowskiego z 2015 roku stwierdzono, że większość bezrobotnych odczuwa bezradność w różnym nasileniu. Osoby bezrobotne trwale wchodzą w swoją rolę – stają się mniej aktywne, pesymistyczne, mają obniżone poczucie wpływu na bieg zdarzeń.
Wejście w rolę więźnia poszło łatwo. Ale wejście w rolę strażnika chyba jeszcze szybciej. Czy wystarczy kilka dni, by w bliźnim przestać widzieć człowieka?
– Czasem dni, czasem lat. Ale zawsze zaczyna się od małych kroków. Tak jak w Niemczech przed II wojną światową albo w Rwandzie przed ludobójstwem. Najpierw dochodzi do infrahumanizacji – o przeciwniku mówi się, że to podludzie, jak o Żydach w III Rzeszy, albo przypisuje mu się przymioty zwierzęce – w Rwandzie na Tutsich mówiono „karaluchy”. Oprawcy wtedy tracą pierwsze opory – są przekonani, że robią coś dobrego, że oczyszczają świat ze złego elementu. Potem się tych prześladowanych szturcha, wyzywa, demoluje ich sklepy, pali kukły i pozbawia praw – a w końcu może dojść do tragedii. Nawet dobrzy ludzie wciągają się w tę machinę terroru. Zwłaszcza jeśli dochodzi do rozproszenia odpowiedzialności, jeden planuje, drugi buduje, trzeci zagania ludzi do komór gazowych, a dopiero ktoś kolejny odkręca gaz. Wtedy ludzie tłumaczą się chętnie: „Ja tylko wykonywałem rozkazy”.
Często ludzie robią różne okropieństwa, bo oczekują nagród.
W eksperymencie Zimbardo aż jedna trzecia strażników znajdowała przyjemność w znęcaniu się nad więźniami, choć żaden test nie wykazywał wcześniej u nich skłonności do sadyzmu. Czy nie można stracić wiary w człowieczeństwo?
– Szwajcarskie badania nad mową nienawiści pokazały, że poniżanie kogoś może pobudzać tzw. układ nagrody. Zło i dobro bywają równie pociągające. Zimbardo określił nagłą przemianę człowieka pod wpływem sytuacji „efektem Lucyfera”. Co ciekawe, nawet on sam, profesor psychologii, świadomy badacz, dał się ponieść i przyjął rolę naczelnika więzienia w eksperymencie i prawdopodobnie eskalował pewne zachowania. Nawet on poddał się temu złemu duchowi, który czyha za kołnierzem.
Jaka przynęta działa na tego Lucyfera, by się wychylił zza kołnierza?
– Często ludzie robią różne okropieństwa, bo oczekują nagród. Co ciekawe, badania pokazały, że łatwiej jest ludzi skłonić do złego, gdy nagrody będą niewielkie. Mają wtedy poczucie wykonywania jakiejś szlachetnej „misji”, a nie „pracy tylko dla kasy”. Równie skutecznie można ludzi skłonić do złego techniką „stopy w drzwiach” – najpierw prosimy o drobną przysługę, np. o kwestowanie na rzecz organizacji, i ta osoba się zgadza, bo to w końcu drobiazg. Potem zwracamy się z prośbą o coś ciut tylko większego, np. o znalezienie kogoś, kto dołączy do naszej sprawy – i wtedy znowu trudno odmówić, skoro ktoś zgodził się już wcześniej. Drobne działania budują w ludziach przekonanie, że robią coś istotnego. I tak krok po kroku, prosząc o coraz więcej, z czasem można skłonić bliźniego do morderstwa lub samobójstwa w imię szalonej idei. Tak działały np. niektóre sekty w USA.
Co więźniowie Zimbardo czuli do strażników? Tylko strach?
– To był strach pomieszany z podziwem. Okazuje się, że przez te mundury i bijący od nich specyficzny blask władzy oceniali ich np. jako fizycznie wyższych. Trzy lata po eksperymencie stanfordzkim Robert Mauro opublikował artykuł, w którym udowodnił, że gdy osoba cywilna zakłada mundur, zaczyna być postrzegana jako – ogólnie rzecz biorąc – lepsza. Więźniowie Zimbardo stopniowo nabierali przekonania, że „zasłużyli na taki los”.
Czyli wystarczy dobrze ubrać byle kogo, by ludzie zaczęli się z nim liczyć?
– Oczywiście, że tak. Badania dotyczące autoprezentacji mówią wprost: dobra szata nadaje człowiekowi pozytywne atrybuty. A np. uniform policjantów czy strażników skłania nas do uległości. Leonard Bickman wykazał to kiedyś w serii prostych eksperymentów – nakłaniał ludzi do szeregu czynności na ulicy, np. podniesienia torby papierowej. Gdy osoba prosząca była ubrana w strój strażnika, prośbę spełniało blisko 40 proc. badanych, gdy jej ubranie było cywilne – o połowę mniej, a najmniej, gdy mężczyzna miał na sobie strój mleczarza.
Dyktatorzy nie znoszą poczucia humoru, bo wiedzą, że śmiech ich obnaża, że przestają być groźni.
Jesteśmy w gruncie rzeczy bardzo powierzchowni?
– Tak, pierwszy kontakt z drugim człowiekiem kształtuje nasze przekonania o nim.
Nie ma drugiej szansy, żeby zrobić pierwsze wrażenie?
– Dopiero później, gdy kogoś poznajemy, możemy zmienić o nim opinię, ale dominuje efekt pierwszeństwa.
Czyli ładniejszym jest łatwiej?
– Nie tylko ładniejsi więcej zarabiają, robią większe kariery, ale nawet są badania mówiące o tym, że ładniejsi dostają niższe wyroki. W badaniach opublikowanych kilka lat temu w „Behavioral Sciences and the Law” wykazano, że brzydcy muszą posiedzieć średnio o ponad 22 miesiące dłużej w więzieniu! A kolumbijscy przemytnicy bardzo często zatrudniają piękne miss, bo one statystycznie rzadziej wpadają z narkotykami.
Czy wśród strażników Zimbardo był ktoś, kogo więźniowie obawiali się szczególnie?
– Był jeden, dostał przydomek John Wayne. Wykonywał wszystkie polecenia i dręczył więźniów. Był nieugięty i bezwzględny. Szybko stał się nieoficjalnym autorytetem. Po drugiej stronie najbardziej charakterystyczny był więzień nr 8612, nazywał się Douglas Korpi, musiał zostać wypuszczony z uwagi na szereg niepokojących objawów emocjonalnych. Co ciekawe, skończył później psychologię i został psychologiem więziennym.
Jak bardzo ulegamy autorytetom?
– Eksperyment Stanleya Milgrama, wcześniejszy o dekadę od Zimbardo, pokazał, że bardzo. Kiedy autorytet mówi: „Musisz zaaplikować porażenie prądem nieznanemu człowiekowi”, to aż 63 proc. badanych aplikuje najwyższe napięcie, jakie jest na skali! 450 woltów! Gdyby nie fakt, że w przewodach nie płynął prąd, ciało aktora, który grał ofiarę, uległoby zwęgleniu.
Co różniło te 63 proc. gotowych zwęglić człowieka dla swojego wodza od pozostałych?
– Nic. Testy i badania nie wykazały żadnych różnic osobowości. Chcielibyśmy znać jakiś jeden czynnik, który o tym decyduje, ale – jak pokazał Zimbardo – takiego jednego czynnika nie ma. Wyzwalaczem jest sytuacja i jej moc. Również moc propagandy wykorzystywanej przez autorytet.
Można się obronić przed propagandą?
– Wszystko, co do nas dociera, ma na nas wpływ. Nawet jeśli się z tym nie zgadzamy, to powoli się to do nas przesącza. Bardzo trudno obronić się przed propagandą. Jedyne, co można zrobić, to uciec od źródła tej propagandy. Ratunkiem jest nie oglądać, nie czytać, nie słuchać propagandy. Bo nie jesteśmy na nią odporni.
A, i jest jeszcze jeden sposób na propagandę – wyśmiać ją. Dyktatorzy nie znoszą poczucia humoru, bo wiedzą, że śmiech ich obnaża, że przestają być groźni.
Dr Konrad Maj jest psychologiem społecznym, prowadzi badania nad wpływem społecznym, jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu SWPS w Warszawie.