Skocz do zawartości


Zdjęcie

Lucyfer w każdym z nas

Konrad Maj Phipil Zimbardo eksperyment

  • Please log in to reply
75 replies to this topic

#61

Universe24.
  • Postów: 831
  • Tematów: 54
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Kwestii takich jak świadomość, budowa mózgu, ewolucja życia, nie da się ogarnąć po przeczytaniu krótkiego streszczenia. Albo sam sobie czytasz książki i artykuły   i próbujesz to zrozumiesz albo nie czytasz i nie wiesz, czyli nie rozumiesz. Jeśli wybierasz to drugie, to twoja sprawa.

I co znaczy termin ,,zapętlenie ewolucji" to sam chyba nie rozumiesz, skoro nie wyjaśniasz tego.
O jakiego matrixa chodzi, tego z filmu, czy o teorię holograficznego wszechświata?

 

Teoria matrixa przynajmniej tłumaczy pierwszy schodek który nas stworzył, coś z niczego nie dość że nie ma na to żadnych dowodów (matrix cieszy się coraz większym powodzeniem) to jeszcze rozbija się o mur przy każdej próbie szczegółowej analizy

Cieszy się coraz większą popularnością bo daje proste odpowiedzi dla ludzi, którym nie chce się myśleć. Popularne jest też wróżbiarstwo, wiara w reinkarnację, zabobony. I co z tego? Sam fakt że coraz więcej ludzi w coś wierzy, nie sprawia że jest to bardziej realne.

 

Przecież ty dalej unikasz odpowiedzi na to pytanie. Nie wiem jak do ciebie dotrzeć. Może po prostu napisz że nie wiesz Wszystkiego. Chodzi o teorię holograficznego wszechświata. W sumie to teoria matrixu. A o zapętlenie - chodzi o problem zapętlenia. Czyli co było przed początkiem - jeśli nic, to jak wyjaśnić nic. Gdzieś czytałem że w filozofii na każde pytanie można odpowiedzieć..pytaniem. Możesz to zwieńczyć pięknymi stwierdzeniami - coś z niczego, nieskończoność - tylko co z tego jeśli to niczego nie tłumaczy, jeśli to nawet nie jest naukowe bądź w ogóle tego się nie da udowodnić. Matrix- czyli holograficzny wszechświat tłumaczy pierwszy schodek tego kim jesteśmy - teoria czegoś z niczego nie tłumaczy niczego a komplikuje sprawy.


  • 0



#62

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

No i co że tłumaczy? Mogę napisać że ,,bóg stworzył wszechświat". I to znaczy że znalazłem jakieś wyjaśnienie?

 

Może po prostu napisz że nie wiesz Wszystkiego.

 

Nikt nie wie wszystkiego. Wmawiasz mi twierdzenie których ja nigdy nie głosiłem. Co prawda miałem kiedyś nazwę wyświetlaną "wiem wszystko" ale to dla jaj było a nie na poważnie.Jakbym miał nick ,,piesek" to też bym musiał się tłumaczyć że nie jestem psem?

 

Bo teoria "z niczego"to jedynie teoria może być prawdziwa lub nie. Nie głoszę że to jest prawda objawiona i tyle.


Użytkownik Wszystko edytował ten post 07.11.2016 - 10:13

  • 0



#63

Universe24.
  • Postów: 831
  • Tematów: 54
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

No i co że tłumaczy? Mogę napisać że ,,bóg stworzył wszechświat". I to znaczy że znalazłem jakieś wyjaśnienie?

 

Nie, jest różnica między Bogiem a matrixem. Matrix możemy stworzyć my sami za pomocą superkomputera matrioszki/sfery dysona/pierścienia nivena, a jakoś nie widać latającego faceta w chmurach który tworzy niebo i piekło. Oczywiście, będzie to wymagało olbrzymiej ilości energii ale jest zgodne z prawami naszej fizyki. Teraz widzisz różnice? Puzzle się składają? A co mówi ci coś z niczego ?


  • 0



#64

Wszystko.
  • Postów: 10021
  • Tematów: 74
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Aha czyli matrix możemy stworzyć. Ja myślałem że już w nim żyjemy. A tu lipa trzeba go dopiero robić.
  • 0



#65

TheToxic.

    Faber est quisque suae fortunae

  • Postów: 1654
  • Tematów: 59
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ten temat już stoczył się na inne wątki a ja bym chciała jednak powrócić do samego serca tego tematu.

 

Mianowicie nie każde zło wychodzi tak jak było podane w tym temacie. Wcale nie musimy odgrywać ważną rolę ażeby zacząć poniżać i uaktywnić naszego "lucyfera".

Chcę poruszyć wątek przemocy w rodzinie gdzie maltretowane kobiety , zazwyczaj przez lata są gnębione przez swoich mężów / partnerów i w odwecie a często w samoobronie trwale kaleczą bądź zabijają swoich towarzyszy życiowych.

 

Jak wynika ze statystyk, co ósmy podejrzany o popełnienie zabójstwa jest kobietą.

 

Czytałam książkę " Morderca za ścianą "  Davida M. Buss-a dosyć dawno już , jest tam poruszone życie pewnej Pani z trójką dzieci , która je zabiła w aucie ( nie pamiętam już dokładnie jak aczkolwiek coś mi świta , że dzieci spłonęły ) i to tylko dlatego , że obawiała się odrzucenia przez partnera ( nie ojca dzieci ).

Takich przypadków jest tam mnóstwo. Na prawdę dobra książka. Polecam.





#66

szczyglis.
  • Postów: 1174
  • Tematów: 23
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@TheToxic

Mianowicie nie każde zło wychodzi tak jak było podane w tym temacie. Wcale nie musimy odgrywać ważną rolę ażeby zacząć poniżać i uaktywnić naszego "lucyfera".

Zgadza się. Wcale nie trzeba być kimś "na górze" i posiadać jakiejś władzy, bo sprawa dotyczy każdego, nawet na tych najniższych szczeblach. Czy to przemoc rodzinna, czy grupka w szkole gnębiąca klasowego grubasa, czy inne. Tu nie trzeba eksperymentów więziennych, ani wojen, aby zauważyć, że w człowieku siedzą zarówno i takie i takie zachowania i że każdy z nas jest zarówno potworem, jak i aniołem. Nasze zachowania na co dzień to coś jakby szala - raz przechylona w jedną, raz w drugą stronę, zależnie od okoliczności plus pewne wbudowane predyspozycje ciągnące bardziej w jedną, lub w drugą stronę. W każdym człowieku jest zarówno empatia, jak i egoizm, przy czym proporcje jednego do drugiego są zmienne, zależnie od sytuacji.


  • 1



#67

kikkhull.
  • Postów: 329
  • Tematów: 6
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Człowiek w porównaniu do innych dzikich zwierząt fizycznie jest słaby. Gdyby jeszcze był zaprogramowany tylko na pacyfizm, to obawiam się że by nas nie było, w dodatku jest mięsożerny. Pokażcie mi mięsożerne zwierzę bez agresji. Na zmianę zachowań trzeba znacznie więcej niż kilka tysięcy słabo rozwiniętej cywilizacji. Tak mi się wydaje. Trzeba pracować nad radzeniem sobie z agresją ale nie można oczekiwać że to zmieni się w ciągu dziesięcioleci.


  • 0

#68

Universe24.
  • Postów: 831
  • Tematów: 54
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Człowiek w porównaniu do innych dzikich zwierząt fizycznie jest słaby. Gdyby jeszcze był zaprogramowany tylko na pacyfizm, to obawiam się że by nas nie było, w dodatku jest mięsożerny. Pokażcie mi mięsożerne zwierzę bez agresji. Na zmianę zachowań trzeba znacznie więcej niż kilka tysięcy słabo rozwiniętej cywilizacji. Tak mi się wydaje. Trzeba pracować nad radzeniem sobie z agresją ale nie można oczekiwać że to zmieni się w ciągu dziesięcioleci.

Ale są roślinożerne bez agresji. Ale co do pracy nad sobą, ewolucji - kiedyś będziemy pacyfistami, gwarantuje ci to.


  • 0



#69

Alis.

    "Zielony" uspokaja ;)

  • Postów: 690
  • Tematów: 171
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

AQhktoARGh0dHA6Ly9vY2RuLmV1L25ld3N3ZWVrLXdlYi8wZmFkNzVkMC1hZjE1LTQ4ZWYtODNjNy00MWE0NTFkM2I5MWIuanBnkZMCAM0CvA.png

 

 

 

POSŁUSZNI AŻ DO OKRUCIEŃSTWA

 

 


Czy można nas namówić do zadawania cierpienia innym? To łatwiejsze, niż myślisz – polscy uczeni powtórzyli słynny eksperyment pokazujący ciemną stronę ludzkiej psychiki.

 

 

Za złą odpowiedź – kara. Rażenie prądem. Najpierw delikatne, ale po każdej niepoprawnej odpowiedzi – coraz silniejsze. Uczniowie zwijają się z bólu, ale nauczyciel jest nieugięty – kara musi być. Bezrefleksyjnie słucha eksperymentatora i godzi się ranić innych. Dlaczego tak postępuje? Nie umie odpowiedzieć. Jest zdenerwowany. Dopiero gdy się dowiaduje, że uczniom nic się nie stało, że to byli aktorzy, którzy wcielili się w rolę cierpiących, czuje ulgę.

 

Takie doświadczenie przeprowadzili uczeni z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu, a szczegóły właśnie opisali w czasopiśmie „Social Psychological and Personality Science”. Powtórzyli słynny eksperyment Stanleya Milgrama, który wstrząsnął światem nauki ponad 50 lat temu. Milgram wykazał, że człowiek jest ślepo posłuszny autorytetom i potrafi zadawać innym ból. Nasi uczeni mieli jednak nadzieję, że dziś mniej ulegamy innym i mniej chętnie godzimy się wykonywać absurdalne polecenia. – Sądziliśmy też, że mężczyźni będą wykazywać się rycerskością wobec kobiet i mimo nacisków nie zechcą ich krzywdzić – mówi prof. Dariusz Doliński, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu, jeden z autorów badania. Bardzo się jednak mylili.

 

 

Oryginał

 

Na początku lat 60. Stanley Milgram, pracujący wówczas na Yale University, zainteresował się konformizmem. Badał, w jakim stopniu ludzie zmieniają swoje zachowania pod wpływem innych. W czasie jednego z eksperymentów, w którym ochotnicy razili się prądem, zauważył, jak łatwo ludzie ulegają autorytetom. Postanowił to sprawdzić.

 

 

„Co wy sobie myślicie, że jak mam sznyty na twarzy, to muszę walić w ludzi prądem” – krzyczał do uczonych mężczyzna, który odmówił dalszego udziału w eksperymencie.

 

 

W amerykańskiej prasie zamieścił ogłoszenie, że potrzebuje ochotników do eksperymentów, które mają ocenić efektywność nauczania. Chętnych zaprosił do laboratorium, gdzie odbyło się losowanie ról, w jakie mają się wcielić. Jedni mieli zostać uczniami, drudzy nauczycielami. Ale losowanie było sfingowane – uczniem został aktor wtajemniczony w eksperyment, a ochotnicy – belframi. Po kolei czytali uczniowi pary wyrazów, a potem sprawdzali, ile z tego zapamiętał. Gdy usłyszeli błędną odpowiedź, karali go – razili prądem najpierw o słabym napięciu, ale z każdą złą odpowiedzią prąd stawał się coraz silniejszy.

 

Uczeń tak naprawdę nie był rażony prądem, ale jedynie reagował zgodnie z opracowanym przez Milgrama scenariuszem. Najpierw krzywił się z bólu, potem zaczynał krzyczeć i skarżył się na problemy z sercem. Błagał nauczyciela o przerwanie testu, a gdy ten nie przestawał, udawał, że traci przytomność.

 

Niektórzy nauczyciele czuli się nieswojo, widząc cierpienie ucznia. Zaczynali się buntować przeciwko dalszemu poddawaniu go torturom, ale wtedy eksperymentator, ubrany w biały fartuch laboratoryjny, uspokajał ich i przekonywał, że „tego wymaga eksperyment”. Ochotnicy dalej przeprowadzali testy.

 

Tego Milgram się nie spodziewał. Uważał, że większość badanych przerwie eksperyment przy 150 V, czyli wówczas, gdy uczeń po raz pierwszy o to poprosi. A tylko 1 proc. miało aplikować prąd o wyższym napięciu. Było jednak inaczej. Aż 65 proc. ochotników doszło do 450 V (w naszych gniazdkach płynie 220 V) i byli gotowi kontynuować badanie.

Eksperyment wstrząsnął nie tylko środowiskiem naukowców. Pokazał, jak łatwo ludzie mogą stać się bezwzględnymi oprawcami. Milgrama najbardziej zaskoczyło to, jak bardzo sami uczestnicy eksperymentu byli zdziwieni tym, co zrobili. Zapewniali, że nie zdawali sobie sprawy, że mogli być tak okrutni wobec innych ludzi.

 

 

 

Powtórka

 

W 2009 r. prof. Jerry M. Burger, psycholog z Santa Clara University, powtórzył eksperyment Milgrama. Chciał sprawdzić, czy ludzie zmienili się na lepsze, jak zapewniali jego studenci. Sam też przypuszczał, że lata walki o prawa człowieka i liczne dyskusje na ten temat powinny wpłynąć na nasze postępowanie. Nie miał racji

.

Liczba osób, które były posłuszne autorytetowi i chętnie karały uczniów prądem, znacząco nie zmieniła się w ciągu ponad 40 lat. Aż 70 proc. badanych chciało kontynuować doświadczenie po wymierzeniu najwyższej kary 150 V (u Milgrama takich osób było 82,5 proc.). Co ciekawe, prof. Burger nie stwierdził, by osoby wykształcone, obdarzone wyjątkową empatią czy zdolnością panowania nad sobą w trudnych sytuacjach (badanych na początku eksperymentu poddano testom psychologicznym, by opisać ich osobowość) były mniej okrutne od pozostałych.

 

 

 

Teraźniejszość

 

Eksperyment Milgrama powtarzali uczeni jeszcze kilka razy i zawsze dochodzili do tych samych wniosków: ludzie ulegają autorytetom i pod ich wpływem są w stanie ranić innych. Polacy nie są w tym wyjątkowi, dowiedli psychologowie z Uniwersytetu SWPS.

 

Do badania zaprosili 80 osób (40 kobiet i 40 mężczyzn) w wieku od 18 do 69 lat. Nauczyciele za złą odpowiedź karali uczniów, mając do dyspozycji 10 przycisków o coraz wyższym stopniu rażenia prądem. Aby lepiej zrozumieć eksperyment, przed jego rozpoczęciem ochotnicy byli drażnieni prądem o napięciu 45 woltów, które odpowiada przyciskowi nr 3. – Nie jest to bolesne, ale nieprzyjemne – mówi prof. Doliński. Uczeni wyłączyli z badania osoby po studiach psychologicznych, które znały oryginalny eksperyment.

 

Okazało się, że ochotnicy z Polski zachowywali się równie brutalnie jak uczestnicy wcześniejszych eksperymentów. Aż 90 proc. z nich zastosowało najmocniejszą karę przewidzianą w eksperymencie – 150 V (był to dziesiąty przycisk). – Ciekawe jest, że znakomita większość z nich w rozmowie po eksperymencie zarzekała się, że „następnego przycisku już na pewno by nie wcisnęła”. Gdy jednak w innym doświadczeniu sprawdzaliśmy, czy badani rzeczywiście tak by postąpili, okazało się, że następny (jedenasty) wcisnęli wszyscy, którzy wcisnęli dziesiąty – opowiada prof. Doliński.

 

– Zaskoczyło nas to, że gdy uczniami były kobiety, uczestnicy eksperymentu także chętnie drażnili je prądem. Wydawało nam się, że mężczyźni będą się wykazywać większym szacunkiem wobec kobiet – mówi prof. Doliński.

 

Pocieszające jest tylko to, że kilku osób nie udało się uczonym zmusić do posłuszeństwa. Jednym z nich był starszy mężczyzna, działacz Solidarności z czasów PRL i więzień polityczny. Po użyciu trzeciego przycisku wycofał się z badania. – Zachował się wyjątkowo racjonalnie. Mężczyzna ten uznał, że nie wie, jak dokuczliwe jest uderzenie prądem po użyciu przycisku nr 4 i mimo nacisków eksperymentatora, by kontynuował karanie ucznia, z całkowitym spokojem odpowiedział, że nie będzie tego więcej robił – opowiada prof. Doliński. „Bolszewicy mnie nie złamali i wam też się to nie uda” – wyznał uczonym.

 

Nie dał się złamać także prosty, niewykształcony mężczyzna, który sprawiał wrażenie, że ma za sobą kryminalną przeszłość. – Był oburzony i krzyczał do nas: „Co wy sobie myślicie, że jak mam sznyty na twarzy, to muszę walić w ludzi prądem” – mówi prof. Doliński.

Dlaczego jednak większość osób tak łatwo ulega innym? – To wynik treningu, któremu jesteśmy poddawani od dzieciństwa. Mamy być posłuszni rodzicom, nauczycielom – tłumaczy prof. Doliński. – Mamy wykonywać polecenia i nie myśleć.

 

 

 

 

autor: Dorota Romanowska

źródło

 


  • 0



#70

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

bestia-jest-w-kazdym-z-nas.jpeg

Foto: Shutterstock

 

 

 

Cywilizowani ludzie się nie złoszczą. To współczesne tabu pozwala nam pielęgnować obraz potulnych owieczek, którymi rzekomo jesteśmy. Tyle że tłamszony gniew i tak musi znaleźć ujście, a wtedy każda owieczka może się zmienić w zbrodniarza.

 

Dr Bruce Banner jest na co dzień nieśmiałym, wycofanym fizykiem, pochłoniętym badaniami nad promieniowaniem gamma. W tłumie nie zwrócilibyśmy na niego uwagi, ot – przeciętny, przestrzegający prawa i konwenansów obywatel. To jednak tylko pozory, bo dr Banner, podobnie jak wielu z nas, tłumi w sobie potężne pokłady złości. Rozmaite są jej powody: jednym z nas uprzykrzają  życie niekompetentni szefowie, inni stracili pracę i płynność kredytową z powodu kryzysu, a jeszcze inni od nadmiaru godzin spędzonych na oglądaniu telewizji informacyjnych pałają dziką nienawiścią do muzułmanów, gejów, księży albo polityków.

 

Choć każdy z nas podpisałby się przynajmniej pod jednym z tych przypadków, to w większości pokornie przeżywamy narastający gniew i frustrację. Dr Banner nie ma jednak takich zahamowań i pozwala sobie na oczyszczający wybuch niekontrolowanej złości. W jego przypadku oznacza to metamorfozę z nieśmiałego mola książkowego w przerośniętego zielonego potwora o nadnaturalnej sile. Uczony szczególną niechęcią pała do wojskowych, dlatego gdy zzielenieje ze złości, z dzikim rykiem rzuca się na czołgi, miotając nimi jak zabawkami i demolując przy okazji połowę miasta.

 

Siła tabu

 

Oczywiście dr Bruce Banner nie istnieje naprawdę. Jest wytworem wyobraźni twórców komiksowej serii o przygodach Hulka, mutanta, w którego potulny uczony zmienia się w przypływie niekontrolowanego gniewu. Absurdalna z pozoru historia cieszy się niesłabnącą popularnością od lat 60. Hulk doczekał się też kilku ekranizacji, zastępując w masowej wyobraźni XIX-wieczną opowieść Roberta Louisa Stevensona o kulturalnym dr Jekyllu zmieniającym się pod wpływem medycznych eksperymentów w prymitywnego brutala o nazwisku Hyde.

 

Z opowieściami o dwoistości ludzkiej natury utożsamiają się kolejne pokolenia – przecież nam, porządnym obywatelom, powodów do złości nigdy nie brakuje. Z jej wyładowaniem jest już jednak gorzej, bo zgodnie z obowiązującymi normami ktoś, kto czuje złość, dla większości z nas jest po prostu zły, czyli moralnie co najmniej podejrzany. Okazywanie złości stało się takim tabu, jakim w drugiej połowie XIX wieku było odczuwanie i publiczne okazywanie pożądania.

 

Zdaniem wielu socjologów tamto mieszczańskie tabu utorowało drogę totalitaryzmom pierwszej połowy XX wieku, która upłynęła pod znakiem zbrodni popełnianych przez reżimy nazistowskie i stalinowskie przy udziale tzw. porządnych obywateli.

 

Był wśród nich Walter Mattner, uprzejmy wiedeński policjant, który 5 października 1943 roku tak pisał do swojej żony:  „gdy przyjechał pierwszy samochód, podczas strzelania drżała mi nieco ręka, ale można się do tego przyzwyczaić. Gdy przyjechała dziesiąta ciężarówka, celowałem już spokojnie i strzelałem pewnie do tych wielu kobiet, dzieci i niemowląt, pamiętając o tym, że mam w domu także dwoje. (...) Niemowlęta leciały wielkim łukiem w powietrzu, a my strzelaliśmy do nich w locie, zanim spadły do dołu lub w wodę”.  Mattner był jednym z setek tysięcy niemieckich żołnierzy, którzy dokonywali rzezi na ludności żydowskiej i beznamiętnie relacjonowali szczegóły swoich zbrodni w listach do rodzin.

 

Czytając o tych okropieństwach, zastanawiamy się, jak nieludzkimi bestiami musieli być niemieccy żołnierze. A przecież sprawcami tych masowych mordów stawali się zwykli ludzie: spokojni ojcowie rodzin, ciężko pracujący na ich utrzymanie, Jekyll i Banner zmieniający się w jednej chwili w brutali Hyde’a i Hulka. W tym wypadku obserwacje pisarzy potwierdzają badania psychologów. W latach 70. XX wieku psycholog Molly Harrower przeanalizowała zgromadzony po wojnie bogaty materiał dotyczący psychiki oskarżonych w Norymberdze zbrodniarzy wojennych, m.in. testy osobowości, testy inteligencji, wyniki obserwacji psychiatrycznych. Eksperci, których poprosiła o analizę tych materiałów, nie byli świadomi tożsamości pacjentów. Orzekli, że mają do czynienia z  obrońcami praw człowieka  lub  osobami niezwykle inteligentnymi, pełnymi energii i fantazji. Zbrodniarze byli nie do odróżnienia od zwykłych ludzi! Nie trzeba zresztą wcale sięgać po tak stare przykłady. Pamiętajmy, że to zwykli obywatele dokonywali zbrodni wojennych w Jugosławii, Rwandzie i dokonują ich ciągle w Syrii, wyładowując w sprzyjających wojennych okolicznościach tłumioną latami złość i frustrację.

 

Wielu psychologów dostrzega niebezpieczeństwo z powodu tabu, jakim we współczesnym świecie stało się okazywanie złości. „Współczesna cywilizacja złość wypiera. Odmawiamy jej prawa do istnienia” – mówił „Focusowi”  dr Stephen Diamond, psycholog sądowy.  „Złość to jedna z najtrudniejszych emocji i jesteśmy z nią pozostawieni sami sobie, bez wsparcia”. W tym kulturowym mechanizmie wypierania złości Diamond widzi korzenie takich zbrodni jak ataki terrorystyczne.

 

Anders Breivik, który w 2011 roku w Oslo i na wyspie Utøya zabił 77 osób, był spokojnym Norwegiem, wychowanym w jednym z najbardziej liberalnych i tolerancyjnych społeczeństw świata. Ta otwartość szczególnie go irytowała. Dorastał z tą złością i ją pielęgnował, będąc na co dzień przykładnym obywatelem. Mimo doświadczeń historycznych wolimy uznać Andersa Breivika za odosobniony przypadek szaleńca, który wystąpił przeciwko fundamentom zachodniej cywilizacji, niż przyznać, że w każdym z nas mogą się czaić zbrodnicze instynkty. Breivik nie był ani pierwszym, ani ostatnim spokojnym obywatelem, który uwolnił ukrytą w nim bestię.

 

Ted Kaczynski, genialny amerykański matematyk, pod pseudonimem Unabomber rozsyłający bomby pocztą, i Timothy McVeigh, który zabił 168 osób, wysadzając w powietrze budynek w Oklahoma City, to byli ludzie, którzy inspirowali Breivika. On sam stał się już wzorem do naśladowania w Finlandii, Czechach i USA, a nawet w Polsce. Brunon K., wykładowca akademicki z Krakowa, też wydawał się spokojnym, przestrzegającym prawa człowiekiem, dopóki nie okazało się, że planował zamach na Sejm.

 

Dr Jekyll idzie na wojnę

 

Jak to się dzieje, że zwykli ludzie ujawniają ciemne strony swojej natury i zmieniają się w morderców? Na wojnie i w warunkach totalitarnych jest o to stosunkowo łatwo. Zdaniem Haralda Welzera, autora książki  „Sprawcy”  (to z niej pochodzi cytat o zabijaniu dzieci przez Niemców z początku tego tekstu), ważny jest mechanizm stopniowego oswajania się ze złem: „ludzie potrafią dostosować swój obraz moralności do zmieniających się okoliczności. Najpierw obserwuje się, jak z zakładu pracy wyprowadza się kolegę, który następnego dnia, wprawdzie pobity, ale znów zjawia się na swoim stanowisku. (...) Następnym razem ktoś zostaje pobity na naszych oczach, a ponieważ już przezwyciężyliśmy własną odrazę, teraz łatwiej sobie wytłumaczyć, że musi tak być albo że gorzej już nie będzie. Kiedy dwa lata później ktoś na naszych oczach zostanie zabity, wytłumaczymy sobie, że pewnie czymś zawinił” – pisze Welzer.

 

Zmianie moralności towarzyszy zmiana emocjonalna. „Ludzie instynktownie wzbraniają się przed zabijaniem innych ludzi” – dowodzi w książce  „O zabijaniu”  amerykański oficer Dave Grossman. Według przytaczanych przez niego badań, jedynie nieznaczna część żołnierzy oddaje strzały w kierunku wroga! Aby nakłonić jednego człowieka do zabicia drugiego, należy wyeliminować współczucie. Najlepiej wroga odczłowieczyć: nazwać go zwierzęciem, a jeszcze lepiej pasożytem. Nazistowska propaganda nazywała Żydów „wszami”, w obozach koncentracyjnych odebrano im nawet to. Dostali tylko numery. Breivik strzelał do nastolatków z socjalistycznej młodzieżówki, widząc w nich wrogów zachodniej cywilizacji, gotowych oddać Europę bez walki muzułmańskimnajeźdźcom. Hulk w napadach szału rozdawał razy na prawo i lewo, uważając za wroga każdego, kto stanął na jego drodze.

 

„Jeśli wrogowie są nieludźmi, żadne zahamowania nie przeszkadzają już w ich zabijaniu – skoro to nie człowiek, pozbycie się go przestaje się zbytnio różnić od zatłuczenia komara, wytrucia szczurów czy nabicia robaka na haczyk” – pisze David Livingstone Smith w książce  „Najbardziej niebezpieczne ze zwierząt”. Wielki wpływ na zwiększenie brutalności wojen ma ich mechanizacja: dzięki wykorzystaniu do zabijania celowników snajperskich, kamer termowizyjnych i innych mechanicznych buforów, zabójcy łatwiej wyprzeć ze świadomości człowieczeństwo ofiary. A kiedy ma się już wroga, który nie jest człowiekiem, i narzędzie, które czysto i szybko pozwala się go pozbyć, to trzeba jeszcze podsycić w żołnierzach emocje, źródło energii potrzebnej do działania.

 

Wśród żołnierzy są rzecz jasna częstsze przypadki cywilnej agresji, ale większość żyje normalnie, tak jak my. Grossman cytuje amerykańskiego weterana, który większość populacji świata uważa za owieczki: łagodne, przyzwoite, miłe stworzenia niezdolne do prawdziwej agresji.  „Był przekonany, że sam należy do innego podgatunku ludzi, podobnych do psów pasterskich: wiernych, czujnych stworzeń zdolnych do agresji, gdy wymagają tego okoliczności” – pisze Grossman. W społeczeństwie widział jeszcze wilki (socjopatów) i sfory dzikich psów (gangi przestępcze i wojska podejmujące działania zaczepne). Według niego owczarki (żołnierze i policja całego świata) są biologicznie i środowiskowo przystosowane do tego, by stawić czoło drapieżnikom.

Więzienie dr. Zło

 

Wojna to zjawisko ekstremalne, w którym pewnie większość z nas  na szczęście nie będzie uczestniczyć. Niestety, jak pokazują rozliczne eksperymenty, nie jest to jedyna sytuacja, w której wychodzi z nas przerażający Mr Hyde. W każdym z nas tkwią głęboko zakorzenione skłonności do agresji. Wcale nie trzeba stawiać nas w ekstremalnych sytuacjach wojennych, by w porządnych, łagodnych obywatelach obudzić bestie. Dowiódł tego prof. Philip Zimbardo, czym zasłużył sobie na przydomek dr Zło.

 

Dwudziestu czterech uczestników jednego z najsłynniejszych eksperymentów w psychologii, zwanego dziś stanfordzkim eksperymentem więziennym, uważało się za normalnych, wrażliwych członków społeczeństwa. Odpowiedzieli na ogłoszenie: „Studenci – tylko mężczyźni – poszukiwani do udziału w studium życia więziennego. Płatne 15 dolarów dziennie przez okres 1–2 tygodni”. Szef eksperymentu, 38-letni wówczas prof. Philip Zimbardo, podzielił ochotników losowo na dwie grupy: więźniów i strażników. Eksperyment rozpoczął się 17 sierpnia 1971 roku w podziemiach uniwersyteckiego budynku Jordan Hall, gdzie za pomocą desek, krat i zamków stworzono prowizoryczne cele. Strażnicy w koszulach w kolorze khaki i czarnych okularach, uzbrojeni w pałki, mieli surowo zakazane zadawanie więźniom fizycznego bólu. Podstawowym celem Zimbardo było sprawdzenie, czy ludzie zdrowi psychicznie wcielą się w role oprawców i ofiar.

 

Eksperymentator był zaskoczony skalą okrucieństwa „strażników”. Pod pozorem zaprowadzenia dyscypliny torturowali więźniów, zmuszając ich do paradowania nago w papierowych torbach na głowie i robienia pompek. Odmawiali im też dostępu do toalety (musieli korzystać z nieregularnie opróżnianego wiadra) i prysznica, zmniejszali racje żywnościowe. Zaplanowany na dwa tygodnie eksperyment został przerwany po sześciu dniach ze względu na eskalację brutalnego zachowania strażników (którzy pod koniec zmuszali więźniów m.in. do pozorowanego seksu) i pogarszający się stan psychiczny więźniów.

 

Co wykazał eksperyment? Prof. Zimbardo w rozmowie z  „Focusem” tłumaczy: „Na ludzkie zachowanie sytuacja społeczna wpływa w znacznie większym stopniu, niż to się wydaje większości ludzi. Mamy tendencję do wierzenia, że motywacja naszych działań pochodzi z wnętrza naszej osobowości, naszych skłonności, genów, cech charakteru i usposobienia, a jednocześnie ignorujemy kontekst, w którym żyjemy”.

 

W dodatku szukamy korzeni zła w złości, tymczasem paradoksalnie więcej zła może wynikać z tłumienia tej emocji.

 

Motor dziejów napędzany gniewem

 

„Według Zygmunta Freuda naszą nieświadomością rządzą dwa przeciwstawne popędy: popęd życia i popęd śmierci. Popędy miłosne i destrukcyjne tkwią w każdym z nas” – tłumaczy Krzysztof Srebrny, psychoanalityk, członek Polskiego Towarzystwa Psychoanalitycznego.

 

Mroczną stronę naszego „ja” opisał także uczeń Freuda, szwajcarski psychoanalityk Carl Jung, nazywając twarz, którą prezentujemy światu, publiczną fasadą, a cieniem wszystko, co pragniemy ukryć, także przed samym sobą. Ciemna strona osobowości składa się z prymitywnych, postrzeganych negatywnie przez społeczeństwo emocji, takich jak seksualne pożądanie, egoizm, zazdrość, gniew. Boimy się i wstydzimy złości, uważając ją przede wszystkim za siłę destrukcyjną. Obawiamy się, że pozwalając sobie na odczuwanie złości, staniemy się bestiami, jak Breivik na wyspie Utøya, zbrodniarze wojenni, rozstrzeliwujący żydowskie dzieci w Babim Jarze czy pacyfikujący wioski Tutsi w Rwandzie.

 

Tymczasem „złość jest silnym, naturalnym i pozytywnym uczuciem, istniejącym po to, aby nas chronić. Nie musi nikomu wyrządzać krzywdy i nie musi prowadzić do agresji” – przekonuje William Gray DeFoore, psychoterapeuta, prezes Institute for Personal and Professional Development w Dallas. W książce „Złość” tłumaczy: „to energia emocjonalna, której możemy używać do budowania i podtrzymywania zdrowych granic”. Złość ostrzega nas przed zagrożeniem: jest sygnałem, że jakieś nasze ważne potrzeby nie są zaspokajane i że trzeba o nie zawalczyć.

 

„Silna emocja, np. gniew, ma funkcję alarmującą, pomaga nam skoncentrować się na konkretnym problemie” – tłumaczy psycholog Howard Kassinove, który przyglądał się kłócącym się parom: 55 proc. z nich przyznało, że kłótnia doprowadziła do pozytywnego rozwiązania sytuacji. Jedna trzecia badanych dodała, że właśnie gwałtowny wybuch emocji pomógł im dostrzec, gdzie popełniali błąd.

 

Niestety, naszego wewnętrznego Hulka i jego złość uczymy się zagłuszać już od dzieciństwa. Robimy z własnych dzieci wycofanych dr. Bannerów, powtarzając im: nie krzycz, nie bij się, przestań się wściekać. Ciągłe tłumienie emocji nie tylko nie rozwiązuje problemu, ale go potęguje. „Jeśli nie pozwolimy od czasu do czasu wypuścić trochę pary, ciśnienie w nas będzie tak wysokie, że spowoduje eksplozję, np. napad szału” – mówi William Gray DeFoore. Latami skrywana złość objawia się w postaci chorób układu krążenia, depresji, fobii, urojeń, a nawet psychozy.

 

Tłumiona złość często kierowana jest ku destrukcyjnym celom, na przykład dlatego, że ślepo ufamy fałszywym autorytetom. Ten sam mechanizm spowodował, że wychowany w programowo tolerancyjnym społeczeństwie skandynawskim Anders Breivik dokonał masowego mordu w ramach krucjaty prowadzonej w imieniu wyimaginowanych templariuszy. Można oczywiście dyskutować, jak postąpiłby terrorysta, gdyby skorzystał z innych możliwości kanalizowania złości. Istotne jest jednak, żeby tej emocji nie tłumić, tylko ją okiełznać. „Panowanie nad własną złością polega – tak jak w aikido – nie na jej hamowaniu, walczeniu z nią, lecz na świadomym przekierowaniu wzbudzonej, często jakże silnej energii, ku konstruktywnemu  celowi” – mówi dr Lidia Czarkowska, psycholog i coach.

 

Złość i jej silniejsza forma, czyli gniew, wcale nie muszą być destrukcyjną siłą. W wielu przypadkach motywują ludzi do podjęcia kroków, które zmieniają życie na lepsze. „Nasz kontrolowany gniew może być przetworzony w energię, która zmieni świat” – pisał w 1920 roku Mahatma Gandhi, człowiek, który przez całe życie propagował niestosowanie przemocy. Nie należy jednak zapominać, że impulsem, który pchnął go do działalności politycznej, był gniew, jaki wzbudzało w nim traktowanie Hindusów przez brytyjskich kolonizatorów. Podobny mechanizm zadziałał w życiu Martina Luthera Kinga, polityka, który doprowadził do zniesienia segregacji rasowej w USA. Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby jako 14-latek nie wściekł się, będąc zmuszony ustąpić w autobusie miejsca białym.

 

Ze swoją złością oswajają się i korzystają z niej także sportowcy.  „Sport sam w sobie jest rywalizacyjny, dlatego jego uprawianie wyzwala także negatywne emocje, takie jak złość, zawiść, agresja, strach. W tej dziedzinie są bardzo wysokie oczekiwania, presja na wynik, na wygrywanie, a wygrać może tylko jedna osoba” – mówi Aleksandra Pogorzelska, psycholog. „Oczywiście wszystko zależy też od dyscypliny. W sportach walki pewien poziom agresji jest pożądany, a w tenisie agresja jest niedozwolona i społecznie napiętnowana”. O tym, jak ważna jest praca z psychologiem dla osiągnięcia dobrego wyniku, mówili Adam Małysz czy Otylia Jędrzejczak, a grupa psychologów towarzyszących na ważnych wyjazdach sportowcom już nikogo nie dziwi.

 

Jak z panem żyć, panie Hyde?

 

Złość warto akceptować. Bycie „zbyt miłym” nie wróży dobrze na przyszłość. „Bardzo wyraźna manifestacja tych »dobrych« popędów może się błyskawicznie przerodzić w manifestację popędów destrukcyjnych” – ostrzega Krzysztof Srebrny. „Wyraźne rozdzielenie popędów »dobrych« i »złych«, jednostronne reakcje emocjonalne powinny być dla specjalisty sygnałem alarmowym” – dodaje.

 

Czy da się żyć jednocześnie z dr. Jekyllem i Mr. Hyde’em albo z dr. Bannerem i Hulkiem? „Nie ma prostej recepty, by sobie poradzić z równowagą między libido a popędem śmierci. Z moimi pacjentami pracuję nad samoobserwacją – polepszeniem świadomości tego, co się ze mną dzieje” – mówi psychoanalityk. Na pocieszenie dodaje, że problemy z równowagą między „dobrymi” a „złymi” popędami dotyczą prawdopodobnie wszystkich. „Praktycznie każdy z nas ma z tym do czynienia – mówi Srebrny.

 

W przypadku bohaterów opowiadania Roberta Louisa Stevensona zachowanie równowagi się nie udaje: dr Jekyll popełnia samobójstwo, nie mogąc znieść zbrodni pana Hyde’a. Ale już komiksowy Hulk radzi sobie znacznie lepiej. Uczy się kontrolować swój gniew, wykorzystując moce, zdobyte dzięki wywołanej wściekłością metamorfozie, do obrony ludzkości. Zupełnie jak Gandhi, pastor King czy amerykański działacz gejowski Harvey Milk, który mawiał: „za strach i niemoc, za brak zorganizowanego gniewu płacimy nie tylko tym, że nic się nie zmienia. Płacimy często własnym życiem”.

 

Były to prorocze słowa. W 1978 roku wybrany do rady miejskiej San Francisco Milk został zastrzelony przez innego radnego, Dana White’a, który zabił także burmistrza San Francisco. White nie był wynaturzonym socjopatą i sadystą, tylko porządnym obywatelem, strażakiem i głową wielodzietnej rodziny. Bestia tkwiła w nim równie głęboko jak w każdym z nas. I tylko od nas samych zależy, czy pozwolimy ją w sobie obudzić.

 

Krótki kurs BHP, czyli jak bezpiecznie wyładować złość

 

1. Stwórz w wyobraźni obraz złości – np. jako chmury, ognia, pięści. Wdychaj powietrze głęboko do brzucha i wydychaj powoli, wyobrażając sobie, jak obraz złości rośnie, aż wyjdzie poza granice twojego ciała. Nie przestawaj do momentu, gdy wyobrażenie stanie się tak wielkie, że zniknie.

 

2. Stwórz w wyobraźni przerysowany obraz kogoś lub czegoś odzwierciedlającego twoją złość. To może być tornado pustoszące pola, gigantyczny stwór łapiący pioruny z nieba i miotający nimi lub cokolwiek, co pobudzi twoją wyobraźnię. Pamiętaj, aby fantazja nie zawierała przemocy!

 

3. Kiedy twoja złość się ujawni, zapisz w notesie swoje uczucia. Nie cenzuruj i nie redaguj pisanego tekstu, bo nie osiągniesz pełnego wyładowania złości. Wyładowanie na papierze pozwoli ci potem przyjrzeć się swoim uczuciom chłodnym i racjonalnym umysłem.

4. Jeśli czujesz, że zaraz wybuchniesz, a jedziesz samochodem, zatrzymaj się, zamknij okna i głośno wykrzycz swoją frustrację.

 

5. Powieś w gabinecie lub w garażu gruszkę bokserską lub worek treningowy wypełniony piaskiem. Działa na złość jak piorunochron.

 

źródło

 


  • 6



#71

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ciekawy temat. Kiedy byłam nastolatką doświadczyłam tego zjawiska kiedy to ten wewnętrzny darksider, próbował  przejąć nade mną kontrolę. Oczywiście nie planowałam nikogo zabijać, ale pojawiały się pewne złe myśli, które oddziaływały na mój układ motoryczny, w sensie " skop go!". Oczywiście nigdy do urzeczywistnienia sugestii nie doszło, bo trzymałam bestie na wodzy, ale czasami nie było to proste. To takie okropne uczucie, jakby coś kazało mi to robić. Powiem więcej - zmuszało siłą. Wtedy postanowiłam przywołać bestię do porządku. Teraz już nie mam z  tym problemu. Ujarzmiłam ją. A jak to zrobiłam?

 

1. Obrałam sobie cel - Być dobrym człowiekiem. ( pomaganie innym etc.)

2. Być silnym człowiekiem - tylko słabi ulegają emocjom. ( kiedy pojawiały się złe myśli odrzucałam je lub zamieniałam na pozytywne, dobre - kiedy podpowiadało "uderz!",to ja zamiast uderzyć tą osobę, po prostu się uśmiechnęłam, przywitałam, a jak ofiarą miało być zwierzę to pogłaskałam i tym sposobem zło zamieniałam w dobro)

3. Spersonalizowałam sobie to moje złe JA w celu porozumienia się z nim. ( wyobraziłam sobie, że to demon a mój cel to zawarcie kompromisu z nim) Wiem, że to mogło wyglądać nienormalnie gadać sama z sobą, dlatego robiłam to na osobności, a najlepiej nocą i tym sposobem "zaprzyjaźniłam" się ze swoją mroczną stroną, do takiego stopnia, że była ona w stanie iść na ustępstwa. To był ogromny krok w stronę ujarzmienia w sobie bestii. Jednak ona od czasu do czasu "szeptała" i wtedy znalazłam sposób jak jej dogodzić i nikomu nie wyrządzić krzywdy - zaczęłam pisać książkę

 

To okazało się moim sukcesem. Moje prawdziwe dobre Ja egzystuje w życiu codziennym, a mój kreatywny demon wykazuje się wybitną fantazją podczas pisania thrillerów czy horrorów. I wcale nie zależy mu już na ingerowaniu w moje realne życie. ;) W ten sposób nastąpiła równowaga pomiędzy moją jasną i ciemną stroną i to do takiego stopnia, że wielu ludzi dziwi się, że w sytuacjach gdzie nie jednemu puściły by hamulce, to ja zachowuje spokój.   Jak kogoś nie lubię, bo coś mi zrobił, to nie zwracam uwagi. Dla mnie ta osoba nie jest warta mojej uwagi. Zawsze powtarzam, że karma wraca i jeśli ktoś robi coś złego, to to zło dopadnie go i ja nie muszę w to ingerować. Nawet nie chcę :) Wolę pisać książkę ;)


  • 2



#72

Legendarny..

    King of Nothing, Slave to No One

  • Postów: 964
  • Tematów: 187
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Autor artykułu i cytowani psychologowie w proponowanej "terapii" popadają w semantyczną sprzeczność. Pragną obalić tabu, że cywilizowani ludzie się nie złoszczą i wpoić ludziom, że złość jest normalna, a jednocześnie straszą ukrytą bestią, Hulkami i Hyde'ami co może wprowadzić zamieszanie do wyobraźni osoby, która faktycznie problem z emocjami ma. Nie ma żadnej bestii - wszystko co odczuwamy, od najszlachetniejszych do najmroczniejszych uczuć, pochodzi z tego samego umysłu, z tego samego centrum dowodzenia, wydaje je ten sam kierownik, mniej lub bardziej cywilizowany. Rzeczony pan Breivik zrobił to co zrobił, nie dlatego, że mu zabrakło w domu worka treningowego, który mógłby pookładać, tylko dlatego, że miał takie poglądy jakie miał i zrobił to co zgodnie z nimi uważał za słuszne. W jego opinii było to ostatnie lub najlepsze co on jako jednostka mógł zrobić by przybliżyć świat do takiego jaki uważał, że powinien być. Złość pojawia się gdy nie podoba nam się coś ze stanu w jakim znajduje się rzeczywistość i chcemy wpłynąć na nią tak by wywołać zmianę. Im bardziej nie podoba nam się ta rzeczywistość lub im ciężej przychodzi jej zmiana tym więcej złości, a największa, najbardziej gorzka złość bierze się z niemożności wprowadzenia zmiany, bezsilności - paradoksalnie wtedy jest najbardziej bezużyteczna. Lepszym rozwiązaniem problemu niż schizofreniczne wizualizowanie sobie czegoś czego nie chcemy odczuwać jako obcego ciała, które należy wyrzucić z umysłu lub oskarżanie o nie jakiegoś obcego bytu w naszym umyśle siedzącego, jest racjonalizowanie sobie odczuwanych emocji. Należy odpowiedzieć sobie na pytanie czy mamy realny wpływ na rozwiązanie problemu będącego źródłem złości. Jeśli mamy, należy postawić pytanie czy i jak możemy swoją złość skanalizować tak by posłużyć się nią do rozwiązania problemu, jeśli nie mamy - złość jest bezcelowa. Krócej i prościej mówiąc - złość można przeistoczyć w radość z osiągnięcia celu lub smutek z niemożności jego osiągnięcia. Można sobie oczywiście pomagać w wyładowaniu energii za pomocą dosłownego lub metaforycznego worka do bicia, ale to nie rozwiązuje problemu, który stał się źródłem złości. Złość miała być bodźcem do starania o jego rozwiązanie i będzie wracała dopóki problemu nie rozwiążemy lub nie zrozumiemy, że rozwiązać się go nie da. Największym bodaj problemem, którego nie rozwiążemy nigdy są różnice w poglądach ludzi na rzeczywistość doprowadzające do konfliktów takich jak te, do których autorzy powyższych przemyśleń chętnie sięgali po przykłady "potworów" stworzonych ich zdaniem przez złość.


  • 0



#73

Sheldon Cooper.
  • Postów: 40
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Każdy człowiek jest zdolny do czynienia zła jak i dobra, ponieważ są to wartości relatywne, których nie da się zmierzyć. Niepokojące wydaję się, że o ile "dobrzy" ludzie potrafią dopuścić się szkaradnych czynów, to trudniejsza jest świadomość odwrotna. Nawet bestia jest w stanie pokusić się o czyn chwalebny . Nie wiemy co kryje się na dnie ludzkiego umysłu. Zaufanie jest rzeczą niebezpieczną, ale również potrzebną. Ustaliliśmy ramy etyczne żeby łatwiej pojmować rzeczywistość. Zasialiśmy dualizm, tymczasem życie nie jest czarno - biało. Tak widzą jedynie cierpiący na achromatopsję, bez świadomości istnienia kolorów. Nie wierzę ludziom, którzy mają się za znawców ludzi.   


  • 2

#74

Endinajla.

    Empatyczny Demon

  • Postów: 2169
  • Tematów: 162
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

@Up

Fakt. Ludzie są bardziej zaawansowani. Może mamy jakieś wstępne cechy, które daje nam nasze DNA, ale na osobowość również wpływ mają czynniki zewnętrzne, różnego rodzaju choroby czy uszkodzenia. Jest tego bardzo dużo.  Ludzie inaczej reagują na stres. Każdy z nas posiada w sobie pień mózgu. On inaczej nazywany mózgiem gadzim, odpowiada za nasze gadzie zachowania np. zabijanie i inne pierwotne instynkty. Człowiek posiada w sobie tę część mózgu i ona czasami domaga się głosu. Jednak z drogą ewolucji mamy jeszcze rozwinięty układ limbiczny tak jak ssaki np. psy, koty.  I  ta część mózgu odpowiada za np. ochronę potomstwa, instynkty stadne etc. Tutaj już osobniki zaczynają wchodzić ze sobą w pewne interakcje.  To daje początek pojawienia się sumienia. Mamy jeszcze korę nowa mózgu, co daje nam możliwość myślenia abstrakcyjnego.

 

Uważam, że jeśli te później powstałe mechanizmy, jak układ limbiczny, szwankują, to  następuje problem w hamowaniu pierwotnych popędów. Do takich zaburzeń może dojść po przez urazy, traumatyczne przeżycia albo czynniki niszczące tożsamość jednostki.

 

Przykładowo wyobraźmy sobie na prawdę fajne kochane dziecko. Dziecko szybko się rozwija, jest bardzo mądre i idzie do szkoły. Do tej pory było darzone miłością i wszyscy sie z nim liczyli. Dziecko jest pewne siebie i ma taki przywódczy charakter. W szkole pojawia się ktoś, kto to dziecko na każdym kroku gnębi ( koledzy, nauczyciele etc.) Dochodzi do zderzenia osobowości z czynnikiem chcącym wpłynąć na tę osobowość i  ją zniszczyć. W tym momencie zaczynają pojawiać się odruchy obronne - walcz, albo uciekaj. Tu każdy podchodzi do tego inaczej. Jedni wolą naskoczyć ulegając pierwotnym popędom inni się izolują od zagrożenia. To pobudza gadzi mózg do działania. Gad nie ma sumienia i zabija z zimną krwią. Lecz inne części mózgu, u człowieka, hamują to. Pojawiają się złe myśli, coś kusi, ale u zdrowego człowieka sumienie dochodzi do głosu i następuje zahamowanie tego gadziego procesu. Jednak czasami nawet u kogoś bez zaburzeń,  hamulce są za słabe, albo pierwotna siła za silna. Co doprowadza do tego? Stress! Albo długotrwała trauma, zniszczona osobowość.

 

Kiedy komuś grozi śmierć, albo nam grozi, to całkowicie dajemy sie ponieść w obronie własnej. Kora nowa siada, bo w tym momencie nie myślimy logicznie. zatrzymujemy się na poziomie układu  limbicznego, który współdziała ze wzmożoną aktywnością gadziego mózgu. Jesteśmy w stanie zabić dla ratowania własnego życia jak gad ( mózg gadzi przejmuje kontrolę), lub dla ratowania życia innych ( mózg gadzi i układ limbiczny). Sumienie tutaj nie ma głosu.

 

Jednak co dzieje się gdy jednostka jest doświadczana - ojciec pedofil, matka bije, koledzy w szkole znęcają się, nauczyciele wrzeszczą i poniżają etc.? Układ limbiczny nie rozwija się tak jak powinien.  Człowiek nie czuje więzi z innymi. Jego neurony lustrzane nie funkcjonują tak jak należy. Nie ma empatii, nie ma więzi z ludźmi. Tak rodzi się - psychopata. Ludzie w jego oczach to zło - to przez nich cierpiał. Dla niego to on stał się całym światem. Teraz cokolwiek zrobi to tylko z myślą o sobie, nawet kosztem innych. Dlaczego? Go to nie obchodzi.

 

W takim człowieku jednak na dnie podświadomości, cały czas ulokowane są wspomnienia a szklanka gniewu i nienawiści już wypełniona jest po brzegi i teraz wystarczy niewielki impuls by wszystko się rozlało. Przykładowo taki człowiek na na swej drodze spotyka kogoś, kto na przykład zwraca się do niego - Zachowujesz się jak baba! -  z taką pogardą. Tak kiedyś upokarzano go w szkole.  Wspomnienia wracają natychmiast, nasuwają się  skojarzenia. Coś pęka. Wyciąga nóż i zabija. Zrobił to bo nie odczuwa więzi z ludźmi, czuje do nich gniew. Nie potrafi kochać. W jego życiu istnieje tylko on. Reszta to zło, źródło upokorzeń i przykrych doznań. Nie wyrobił w sobie zasad moralnych, nie czuje więzi, ale jedyne co odczuwa to strach o własne życie. Jest jak gad. 

Cichy , spokojny, nie awanturuje się, nie ulega emocjom. Przez innych odbierany jako dobry, spokojny, idealny człowiek. Nie rozumieją, że ten kto się kłóci i ulega emocjom, po prostu posiada uczucia, a on ich nie posiada, na niczym mu nie zależ,. no prawie, bo zależy mu na sobie. Dlatego prawie nic nie wyprowadza go z równowagi, tylko atak wymierzony w niego wyzwoli w nim instynkt mordercy.

 

Tak to moim zdaniem wygląda.

 

Czasami społeczeństwo może stworzyć bestię z kogoś, kto zaczynał jako dobry człowiek.


Użytkownik Endinajla edytował ten post 11.02.2018 - 19:50

  • 1



#75

Klaus.
  • Postów: 112
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Pamiętam siebie i swoje wyrzuty złości, przez większą część życia byłem prany z emocji, czy to w szkole, pracy i w różnorakich związkach. 
Raz mnie poniosło do tego stopnia, że połamałem kolesiowi szczękę bo nie chciał się odwalić, tłukłem bez opamiętania, jak zwierzę. 
Dziś na szczęście jestem inny, chodź zdarzają się momenty kiedy mam okres słabości. 
 


  • 1


 


Also tagged with one or more of these keywords: Konrad Maj, Phipil Zimbardo, eksperyment

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych