Rosjanie i żołnierz sił prezydenta Asada w Syrii (milsim / Facebook)
Na atakujące Kurdów syryjskie bojówki i wspierających je rosyjskich najemników miał się posypać grad bomb, rakiet i pocisków. Podczas trwającej kilka godzin bitwy miało zginąć od kilkudziesięciu do ponad stu ludzi. Pojawia się coraz więcej informacji na temat niedawnego ważnego starcia w Syrii. Jest możliwe, że w jej trakcie Amerykanie pierwszy raz bezpośrednio zabili Rosjan.
Według najnowszych doniesień z Rosji, w amerykańskich nalotach miało zginąć wielu rosyjskich najemników pracujących w tzw. grupie Wagnera. - Jeden z oddziałów Wagnera został prawie całkowicie zniszczony, a drugi zdziesiątkowany - twierdzi Igor Striełkow, były przywódca donieckich separatystów, który obecnie przebywa w Rosji i ostatnio często zajmuje postawę krytyczną wobec Kremla (ponieważ ten ma działać za mało zdecydowanie wobec Kijowa).
Bardzo dyskusyjna skala strat
W rosyjskich mediach, tak tych tradycyjnych jak i społecznościowych, krążą różne wersje wydarzeń. Według niektórych nieoficjalnych doniesień mowa o nawet "ponad 200" zabitych Rosjanach. Striełkow pisze o "ponad stu". Bezpośrednio po ataku profile związane z syryjskimi siłami reżimowymi pisały o "kilkudziesięciu" rannych i zabitych, bez ich rozróżnienia na narodowości. Amerykańska telewizja CBS, powołując się na źródła w Pentagonie, podała, że wśród zabitych "byli Rosjanie", jednak nie podała żadnych liczb.
Agencja Reutera, powołując się na swoje źródła w wojsku, mówi o "około stu" zabitych po stronie syryjskiego reżimu. Nie podaje jednak ich narodowości. Roman Saponkow, dobrze poinformowany rosyjski reporter działający w Syrii, twierdzi, że doniesienia o ponad stu ofiarach wśród najemników są zdecydowanie przesadzone. Według jego szacunków firma Wagner straciła 20-25 ludzi. Wydaje się jednak pewne, że na pustyni w pobliżu miasta Dajr az-Zaur doszło do dużej bitwy i to bardzo niecodziennej, ponieważ Amerykanie bardzo rzadko wdają się w starcia z syryjskimi siłami reżimowymi. Zwłaszcza na taką skalę. Co więcej, dotychczas nie było informacji o zabijaniu Rosjan przez Amerykanów.
Miasto Dajr az-Zaur położone jest na wschodzie Syrii. W okolicy jest dużo pól naftowych i gazowych.
Żródło: Google Maps
Akt "samoobrony"
Precyzyjnych danych brak, jednak w ataku miało uczestniczyć nawet kilkuset członków sił reżimowych. Według oficjalnego oświadczenia wojska USA, mieli uderzyć na lokalne centrum dowodzenia Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF - zdominowana przez Kurdów organizacja wspierana przez USA, kontrolująca znaczną część północnej Syrii), gdzie stacjonują też amerykańscy specjalsi. Obok znajduje się duże pole gazowe pozostające w rękach sił kurdyjskich.
Amerykanie twierdzą, że odpowiedzieli ograniczonymi atakami z powietrza i przy pomocy artylerii, co miało być aktem samoobrony. W rejonie starcia mieli być żołnierze sił specjalnych USA wspierający Kurdów. Pentagon zadeklarował, że żadnemu nic się nie stało. Najpewniej byli to "doradcy", których najważniejszym zadaniem jest koordynowanie wsparcia z powietrza. Amerykańscy dziennikarze piszą jednak, że ów akt samoobrony był intensywnym czterogodzinnym bombardowaniem. W akcji miały uczestniczyć myśliwce wielozadaniowe, maszyny szturmowe, śmigłowce, drony i artyleria. Dla niedysponujących praktycznie żadną obroną przeciwlotniczą sił reżimowych miała to być śmiertelna pułapka.
Bitwa o gaz?
est bardzo prawdopodobne, że wiarygodnych i precyzyjnych informacji na temat starcia nie będzie w ogóle. Działania grupy Wagner w Syrii są otoczone tajemnicą. Wiadomo, że ta rosyjska firma zapewnia syryjskim siłom reżimowym znaczące wsparcie w postaci przyzwoicie wyszkolonych i uzbrojonych najemników z Rosji.
Ich wykorzystanie pozwala Kremlowi utrzymywać przekaz o stosunkowo małych stratach wojska w Syrii. Najemnicy uczestniczyli zwłaszcza w zajmowaniu cennych pól naftowych i gazowych, na których zależy wpływowym członkom syryjskiego reżimu. Niektórzy wyżsi dowódcy Wagnera zostali odznaczeni przez Władimira Putina za działania w Syrii.
Saponkow pisze, że najciekawsze w całym starciu jest to, dlaczego w ogóle do niego doszło. Syryjskie siły reżimowe i Kurdowie pobili wspólnie dżihadystów w okolicach Dajr az-Zaur w drugiej połowie 2017 roku. Obie strony podzieliły się strefami wpływów i przez miesiące unikały wzajemnych walk. Dlaczego nagle doszło do takiego starcia? Zdaniem Saponkowa atak na pole gazowe nie był jakąś odgórnie zorganizowaną ofensywą, a prywatną inicjatywą szefostwa grupy Wagner i pewnych wpływowych członków syryjskiego reżimu oraz podlegających im bojówek. Mieli po prostu liczyć na zajęcie cennej instalacji przemysłowej z zaskoczenia. Amerykanie najwyraźniej postanowili jednak dać odpór tego rodzaju próbom. Przebieg linii frontu w okolicy pola gazowego się nie zmienił. Nadal pozostaje ono pod kontrolą Kurdów.